- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
10 sierpnia 2014, 22:13
Nigdy nie stronię od ruchu, najszczęśliwsza jestem, gdy mogę zrobić 30-40 kilometrów dziennie rowerem i takie rundki weszły mi już w nawyk. W przyszłym tygodniu mam w planach około dwutygodniowy wyjazd do rodziny swego oblubieńca i nie mam możliwości zabrania ze sobą roweru, jednak za nic nie chcę przerywać swojej dobrej passy aktywności fizycznej (nie tylko widzę poprawę jędrności tyłka, ale i kolorytu cery, jakości snu i ogólnego samopoczucia, same rozumiecie). Sytuacja wygląda nieciekawie, nie chcę się 'popsuć' i zaczynam przychylać się do myśli, iż najlepiej byłby po prostu biegać. Jednak tutaj jest problem- jestem 'biegowo' niedorozwinięta.
Zrobić rowerem 40 kilometrów? Żaden problem. Na rolkach 20? Spoko. Przebiec dwa kilometry truchtem? Cha-cha-cha.
Czy to jest jakaś psychiczna blokada? Kiedyś biegając stopniowo zwiększałam sobie dystans, doszłam do 8 kilometrów dziennie nieprzerwanego biegu, ale przed każdym wyjściem stresowałam się przed czekającą mnie mordęgą. Uczucie biegowego zmęczenia jest dla mnie okropne i przyćmiewa ono ogół tego sportu. Ale teraz nagle odczuwam potrzebę, by biegać. Biegać dużo, długo, czerpać z tego przyjemność. Chciałabym, by to była kwestia odblokowania jakiejś jednej zapadki w mózgu, która cały czas gdera mi podczas tej formy aktywności 'zaraz się zmęczysz', 'co raz ciężej sapiesz, złotko, zaraz padniesz'.
Macie jakieś dobre rady jak zacząć biegać? Nie chcę zaczynać od 'trzech minutek truchtu', pewnie nie chodzi nawet o to, że nie mam kondycji bądź nie jestem przystosowana do ruchu, zwyczajnie może coś mam pod kopułą. Tremę przed mijanymi ludźmi?Powinnam biegać o czwartej? Czy któraś z Was, mimo początkowej niechęci, zakochała się w bieganiu?
10 sierpnia 2014, 23:07
Rower i bieganie to dwie może nie skrajne, ale bardzo różne formy ruchu. Chyba w żadnym innym sporcie człowiek nie jest tak świadomy grawitacji jak tutaj. Szczególnie jeśli biega się dłuższe dystanse. Na rowerze nogi pracują owszem, ale nie unoszą całego ciała, ponadto przerzutki ułatwiają pokonywanie wzniesień. W bieganiu... pomocników nie ma, jesteś zdana na siebie. Tu dużo robi nastawienie psychiczne i pokonywanie swojej słabości - dlatego tę formę ruchu albo się kocha albo z całego serca nienawidzi.
Skoro mówisz, że to mordęga (przy biegu na ósemkę) to może skróć dystans (np. na 5 km) i przez jakiś czas wybiegaj go w swoim optymalnym tempie, w którym jeszcze dobrze się czujesz. Kiedy już będziesz go biegać totalnie na luzaku możesz wybrać jedną z dwóch opcji - albo próbuj biegać na tę 5tkę szybciej, czyli bij swoje rekordy czasowe, albo w tym optymalnym tempie wydłużaj dystans. Nie łącz tych dwóch opcji, bo się zniechęcisz.
Może z czasem poznasz co to euforia biegacza. Ja ją łapię około 11 km, zmęczenie znacznie ustępuje i czuję, że mogę lecieć dalej :D
10 sierpnia 2014, 23:08
Hihi, moje tempo oddechu: kroczek, kroczek= wdech,wdech ; kroczek, kroczek=wydech, wydech. Jak włączam do tego muzykę, miota mną w rytm piosenki i jestem wykończona po stu metrach :DAch, jakżeż chciałabym się tym cieszyć i sunąć po ścieżce :)A macie jakieś sposoby, by tak cholernie się przy tym nie męczyć?
10 sierpnia 2014, 23:13
Biegaj wolno, nie wypluwaj płuc. Znajdź swoje tempo, to nic że na początku będzie wolne, z czasem wzrośnie. Oddech na 2 prawidłowy. Jeśli nie potrafisz uwolnić rytmu oddechu/kroku od rytmu muzyki, możesz poszukać w necie playlist "180 bpm" - zawierają piosenki o rytmie 180 uderzeń na minutę, czyli tyle, ile wynosi wzorcowa kadencja biegu (kolarstwa swoją drogą też).Hihi, moje tempo oddechu: kroczek, kroczek= wdech,wdech ; kroczek, kroczek=wydech, wydech. Jak włączam do tego muzykę, miota mną w rytm piosenki i jestem wykończona po stu metrach :DAch, jakżeż chciałabym się tym cieszyć i sunąć po ścieżce :)A macie jakieś sposoby, by tak cholernie się przy tym nie męczyć?
10 sierpnia 2014, 23:17
Rower i bieganie to dwie może nie skrajne, ale bardzo różne formy ruchu. Chyba w żadnym innym sporcie człowiek nie jest tak świadomy grawitacji jak tutaj. Szczególnie jeśli biega się dłuższe dystanse. Na rowerze nogi pracują owszem, ale nie unoszą całego ciała, ponadto przerzutki ułatwiają pokonywanie wzniesień. W bieganiu... pomocników nie ma, jesteś zdana na siebie. Tu dużo robi nastawienie psychiczne i pokonywanie swojej słabości - dlatego tę formę ruchu albo się kocha albo z całego serca nienawidzi.Skoro mówisz, że to mordęga (przy biegu na ósemkę) to może skróć dystans (np. na 5 km) i przez jakiś czas wybiegaj go w swoim optymalnym tempie, w którym jeszcze dobrze się czujesz. Kiedy już będziesz go biegać totalnie na luzaku możesz wybrać jedną z dwóch opcji - albo próbuj biegać na tę 5tkę szybciej, czyli bij swoje rekordy czasowe, albo w tym optymalnym tempie wydłużaj dystans. Nie łącz tych dwóch opcji, bo się zniechęcisz.Może z czasem poznasz co to euforia biegacza. Ja ją łapię około 11 km, zmęczenie znacznie ustępuje i czuję, że mogę lecieć dalej :D
10 sierpnia 2014, 23:52
Nie wiem, czy o zbyt wiele nie proszę, ale mogłabyś rozwinąć kwestię nastawienia psychicznego? Jak mawia Chodakowska w skalpelu, 'ciało może więcej niż podpowiada mi umysł'.Więc jak ten cholerny umysł ciut przyciszyć? :pRower i bieganie to dwie może nie skrajne, ale bardzo różne formy ruchu. Chyba w żadnym innym sporcie człowiek nie jest tak świadomy grawitacji jak tutaj. Szczególnie jeśli biega się dłuższe dystanse. Na rowerze nogi pracują owszem, ale nie unoszą całego ciała, ponadto przerzutki ułatwiają pokonywanie wzniesień. W bieganiu... pomocników nie ma, jesteś zdana na siebie. Tu dużo robi nastawienie psychiczne i pokonywanie swojej słabości - dlatego tę formę ruchu albo się kocha albo z całego serca nienawidzi.Skoro mówisz, że to mordęga (przy biegu na ósemkę) to może skróć dystans (np. na 5 km) i przez jakiś czas wybiegaj go w swoim optymalnym tempie, w którym jeszcze dobrze się czujesz. Kiedy już będziesz go biegać totalnie na luzaku możesz wybrać jedną z dwóch opcji - albo próbuj biegać na tę 5tkę szybciej, czyli bij swoje rekordy czasowe, albo w tym optymalnym tempie wydłużaj dystans. Nie łącz tych dwóch opcji, bo się zniechęcisz.Może z czasem poznasz co to euforia biegacza. Ja ją łapię około 11 km, zmęczenie znacznie ustępuje i czuję, że mogę lecieć dalej :D
Ja zaczynałam z poziomu zero, albo i niżej. 40 sekund prędkością 8,0
km/h sprawiało, że miałam wrażenie iż zaraz wyzionę ducha (pierwsze
kroki w bieganiu stawiałam na bieżni stąd tak szczegółowe informacje).
Początkowo skleiłam sobie marszobieg, w którym 40 sek biegłam a 80 sek
odpoczywałam - powtarzałam to najpierw 8 razy potem dokładałam po
kolejnym. Doszłam do 30 minut i wtedy zaczęłam skracać chwile marszu.
"Genialne" zaplanowanie tego treningu było akurat najprostsze, gorzej było z wytrzymaniem całego treningu.
Mi
bardzo pomaga uświadamianie sobie pewnych kwestii podczas biegu. Jeśli
już jakiś dystans pokonuję to przecież wiem, że wydłużenie go o 200-300m jednorazowo mnie nie
zabije. Wywalczenie czasu lepszego o 10-15 sekund też nie. Wiem, że to
boli, forma w różne dni jest różna, czasem gorzej jest z wydolnością płuc, czasem z mięśniami, ale wiem na co stać moje ciało.
Wiem, że protestuje, bo tak jest najłatwiej, ale właśnie wtedy tłumaczę
sobie, że to ciało woli zostać w trybie oszczędnościowym, skoro sytuacja
nie wymaga spięcia pośladów. To da się pokonać. Czasem, kiedy biegnie
mi się wybitnie kiepsko wyznaczam sobie, że dobiegnę do jakiegoś tam
miejsca. Kiedy już tam docieram, mówię sobie "stara ruro nie rób scen,
biegnij dalej, oooo, do tamtego drzewa " i tak od drzewa do drzewa, od
drzewa do krzaka i kończę całą trasę bez wymiękania.
Czasem też
zbieram się do treningu choćby dlatego, że wyrzuty sumienia za zepsucie
grafiku spierniczą mi dzień, więc po co sobie życie utrudniać.
Motywacje...
Motywuję się wizją tego, co mogę osiągnąć i jak będzie wyglądało moje
bieganie za jakiś czas. W wyobraźni widzę siebie pokonującą porządne
trasy w dynamicznym tempie i czuję się jak wonderwoman. I to o dziwo
działa.
Każdy ma swoje sposoby, moje są takie.
Ale najważniejsze
na koniec... Ja CHCĘ biegać i chcę osiągać coraz lepsze wyniki. Bez tego
jest naprawdę trudno. Można startować z totalnego dna, nie trzeba być
rokującym maratończykiem, ale trzeba chcieć.