- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 grudnia 2010, 17:57
27 grudnia 2010, 23:25
28 grudnia 2010, 08:08
28 grudnia 2010, 09:39
ja cię jablkowa podziwiam za twoją niesamowitą postawę. Widać, ze zalezy ci na przytyciu, ze chcesz wygrac z choroba i jestes swiadoma konsekwencji. Mysle, ze dasz rade, bo wiesz, ze musisz jesc i na pewno dasz rade! ;))
Olik, mozesz brac z jej przyklad.
28 grudnia 2010, 18:02
dziękuję Wam dziewczyny za odpowiedzi. staram się, chociaż bardzo mi ciężko. teraz żałuję, że zaczęłam się w ogóle odchudzać. kiedyś ważyłam 50-52kg przy wzroście 158. nigdy nie pokazało mi się na wadze więcej niż 52, także nie byłam gruba. po prostu coś mi przyszło do głowy i przeszłam na głupią dietę. teraz tego żałuję, ale jest już za późno. mam jakąś obsesję na punkcie jedzenia. ciągle o nim myślę. porównuję moje codzienne jadłospisy, do tego co je np. moja siostra itp. jak zjem np. dużo na jakiś posiłek to źle się z tym czuję, czasami zamykam się w pokoju i płaczę. ale walczę. nigdy nie wymiotowałam po jedzeniu. gdybym mogła najchętniej już bym sprawiła, żebym ważyła więcej, bo to tycie jest dla mnie takie trudne. chciałabym móc się pokazać w wakacje w stroju kąpielowym, bo w tej chwili jest to niemożliwe. nie chcę nikogo straszyć moim wyglądem:( ale najbardziej jest mi szkoda moich rodziców, którzy muszą codziennie parzeć na to co z sobą zrobiłam... nie chcę więcej patrzeć na ich łzy, dlatego walczę z chorobą.
Olik Ty też zacznij o siebie walczyć. jak nie dla siebie, to zrób to dla rodziców.
28 grudnia 2010, 20:21
28 grudnia 2010, 20:36
jablkowa, miałam (częściowo dalej mam) identycznie! mam 160 cm, ważę 43 kg. Kiedyś ważyłam 52, w najgorszych momentach typu święta 54. Byłam na diecie ponad 6 miesięcy, nawet kiedy skończyłam się odchodzać, a raczej kiedy tak mówiłam, wciąż starałam się jeść jak najmniej. Tak jak Ty wciąż porównywałam moje posiłki z posiłkami innych, nie wychodziłam z domu, bo przecież wtedy mogłabym zjeść za dużo, wypić piwo, albo przegapić posiłek, cały czas gotowałam i piekłam, lecz nawet tego nie jadłam. Niekiedy bywało tak, że nie myślałam o niczym innym, dosłownie, wszystko oprócz mojego bilansu było mi obojętne. Teraz jest już coraz lepiej. W końcu się opamiętałam, to był taki moment przełomu. a. Wiesz co mi pomogło? Przypadkiem trafiłam na męskie pforum, gdzie faceci wstawiali zdjęcia kobiet a potem je komentowali. Każda dziewczyna, którą ja uważałam za chociażby 'dość szczupłą' była przez nich nazywana 'wieszakiem'. Zrozumiałam że to z moim obrazem ideału jest coś nie tak. Następnie spojrzałam w lustro i starałam się popatrzeć na siebie jak na całkiem obcą dziewczynę. Nie podobałam się sobie, najgorsze ze wszystkiego okazały się wystające na klatce piersiowej. Do teraz jest to dla mnie największa motywacja. Od tamtego czasu dodaję sobie 100kcal każdego tygodnia. Oczywiście staram się jeść w 100% zdrowo, ale teraz ważniejsze jest dla mnie, by jeść to co lubię i żeby jedzenie znów sprawiało mi przyjemność Jestem przy 1500kcal. Mówię Ci, jak świetnie się czuję w porównaniu z tym co przeżywałam kiedyś, również fizycznie, mimo że w ogóle nie przytyłam. Przestała mnie boleć głowa, nie wypadają mi włosy, nie jest mi cały czas zimno, wrócił mi okres (skąpy, ale nawet nie wiesz jak się ucieszłam! To był jeden z najszczęśliwszych momentów w ciagu ostatniego roku. Znów poczułam się kobietą!), a co najważniejsze mam w końcu energię, żeby żyć i być szczęśliwą. Są momenty, kiedy pojawia się w głowie głos, wypominający mi ile zjadłam, albo krzyczący 'nie jedz tego! dziś zrób sobie przerwę, pokaż że dalej potrafisz się głodzić', ale z dnia na dzień jest coraz lepiej, a ten głosik jest coraz cichszy. Nawet nie wiesz jakie go zaje***** uczucie, kiedy po jakimś czasie przypominasz sobie, że w ogóle nie myślisz już o jedzeniu i że zachowujesz się całkiem 'normalnie'. Że nie przeraża Cię Twój apetyt, nie musisz go cały czas zagłuszać i oszukiwać się, że coś Ci nie smakuje tylko dlatego, że jest kaloryczne. Wysiłek włożony w zmianę nastawienia i początkowe trudności wobec tego są naprawdę niczym. I życze Ci, żebyś czuła to samo. :) Masz przed sobą jeszcze całe życie, tyle chwil do przeżycia tyle cudownych potraw do ugotowania, tyle smaków do spróbowania. trzymam za Ciebie kciuki!
A co do tego jedzenia z kimś, to po pewnym czasie, kiedy psychika powoli będzie wracać do normy i zrozumiesz że to ile inni jedzą nie ma nic do Twojego ciała, bo ty i tak chcesz choćby troszkę zgrubnąć, przestanie mieć znaczenie. Trzeba po prostu po kolei wszystko sobie wytłumaczyć i wybrać pomiędzy zdrowiem, a nieistniejącymi ideałami, które tylko nas niszczą i psują całe życie.
O matko, ale się rozpisałam!
28 grudnia 2010, 20:50
28 grudnia 2010, 21:04
martynka009 dziękuje Ci bardzo za Twojego posta. dałaś mi nadzieję, że da się z tego wyjść, że może być lepiej. wiem, że pewnie dużo tu zależy ode mnie, od mojego podejścia, motywacji. ja naprawdę bardzo chcę być zdrowa. co do jedzenia, to jest mi jakoś łatwiej jak ktoś zje ze mną. nie mam potem takich wyrzutów sumienia, że ja jem a inni nie jedzą. mam coś takiego, że zazdroszczę tym osobom, co nie muszą tyle jeść. ja sobie na to nie mogę pozwolić. nie mogę pominąć jakiegoś posiłku. ale sama siebie do takiego stanu doprowadziłam. nawet jak zakończyłam dietę, to nie potrafiłam przestać chudnąć. to takie jakby uzależnienie od odchudzania. i mimo iż dostrzegam jaka jestem chuda to bardzo ciężko mi przytyć. po nowym roku mam wizytę u psychologa. jeżeli do tej pory nic nie przytyje to moja psycholog odmówi mi leczenia i skieruje do szpitala. nie chcę tam iść, chociaż może powinnam...? sama nie wiem. mam nadzieję, że sama sobie poradzę z wyjściem z choroby. bardzo bym chciała.
a mam jeszcze pyt. jaką wagę miałaś najniższą? i czy dalej starasz się przytyć? :*
28 grudnia 2010, 21:57
NieTaWiedza oj, nie pamietam już gdzie to dokładnie znalazłam, musiałabym poszukać. :) jak się do tego dokopię to dam znać.
Jeśli chodzi o to czy chce przytyć czy utrzymać wagę, z tym jest psychicznie najtrudniej. Bo z jednej strony naprawde tego chce, bo wiem że muszę, że to dla mojego dobra. Ale kiedy na początku wchodząc na wagę widziałam wciąż tą samą liczbę, czułam się strasznie, to były najgorsze momenty zawachania. Teraz chce zgrubnąć, jakieś minimum 3-4 kg. Najniższą wagę miałam po powrocie z wakacji, coś koło 41,5. Pamiętam że wtedy miałam tak wystające kolana, że nie mogłam spać na boku, bo za bardzo wbijały mi się w siebie kości i wychodziły mi siniaki. A mnie to wtedy możnaby powiedzieć nawet trochę cieszyło ...
jablkowa jeśli sama sobie nie poradzisz, lekarz będzie konieczny, choć pamiętaj że on nie sałatwi sprawy, nie zrobi nic za Ciebie, sama będziesz musiała włożyć w to dużo siły. Bardzo ważne jest, aby włączyć do swojej diety produkty, nawet niekoniecznie całkiem zdrowe, ale takie, które naprawdę lubisz. Na początku na pewno będziesz miała wyrzuty sumienia - to całkiem normalna kolej rzeczy, ale nie zniechęcaj się, wytłumacz sobie, że teraz ważne jest Twoje zdrowie psychiczne, ważniejsze niż to czy w twoim posiłku był np. cukier. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. :) W gruncie rzeczy, z perspektywy czasu, nawet nie żałuję tego, że się odchudzałam. Wiele zrozumiałam i potrafię docenić to co mam. Postaraj się także popatrzeć na swoje życie i zastanowić się - czy dieta naprawdę jest warta tyle uwagii i zachodu? Wokół na świecie mnóstwo ludzi ma prawdziwe problemy, tylu potrzebuje pomocy, a my tak długo interesowałyśmy się jedynie naszą wagą. To możnaby powiedzieć trochę egoistyczne. Może spróbuj skupić się na zainteresowaniach albo nauce, obierz sobie jakieś cele. Ja jestem w 2 klasie liceum i skupiłam się na rysunkach i historii sztuki - chce studiować architekturę. Powiedziałam sobie "teraz to jest najważniejsze". To również wiele mi dało.
Edytowany przez martynka009 28 grudnia 2010, 21:57