- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 grudnia 2010, 17:57
27 grudnia 2010, 17:42
27 grudnia 2010, 18:21
27 grudnia 2010, 19:05
27 grudnia 2010, 21:15
27 grudnia 2010, 21:18
27 grudnia 2010, 21:25
27 grudnia 2010, 21:36
Edytowany przez seventeen 27 grudnia 2010, 21:45
27 grudnia 2010, 21:51
hej dziewczyny
przeczytałam właśnie cały wątek i zauważyłam jak bardzo dotyczy on także mnie. mam 19 lat, 158 cm wzrostu i ważę 35kg...
tak, mam anoreksję. bardzo chcę z tego wyjść. tylko to jest dla mnie potwornie trudne. chciałabym być grubsza, ważyć tak z 45kg, ale ten cały proces tycia jest dla mnie taki trudny. sama sobie z tym nie radzę. chodzę do psychologa, jednak i to mi nie pomaga. teraz jeżeli nie przytyje nic po nowym roku to czeka mnie szpital. z jednej strony nie chcę tam iść, bo naczytałam się, że w niektórych przypadkach po wyjściu ze szpitala było tylko gorzej; a z drugiej strony może to dla mnie jedyne wyjście... w domu sama siebie oszukuje z jedzeniem, jak nikt mnie nie pilnuje. teraz był okres świąt i do nowego roku pilnują mnie podczas posiłków rodzice, więc jem sporo. ale jak będzie, gdy rodzice pójdą do pracy a ja będę skazana na siebie? nie wiem... po świętach się nie ważyłam. może jest ciut więcej. mam taką nadzieję. zdaję sobie też sprawę, że anoreksja, to nie tylko wygląd. bo to przecież choroba duszy. co z tego jak w szpitalu by mnie podtuczyli, jak po wyjściu z niego będę nadal taka jak teraz? teraz mam wrażenie, że całe moje życie to tylko jedzenie. mam obsesję na jego punkcie. w zasadzie mogę nic nie robić cały dzień tylko przygotowywać i zjadać kolejne posiłki. osoba, która nie ma ed nigdy nie zrozumie chorej... to okropna choroba, z której wydaje mi się nie ma całkowitego wyjścia. raz jest lepiej, raz gorzej. ale jakoś nie wyobrażam sobie, żebym mogła kiedykolwiek w przyszłości jeść tak swobodnie i na luzie jak to było kiedyś. żebym mogła po prostu nie myśleć o jedzeniu i zająć się czymś innym. dlatego ja rozumiem Olik i wiem jak jej jest trudno. sama zmagam się z chorobą ponad rok i wiem jakie to ciężkie. nie tylko dla mnie, ale dla całej rodziny. nieraz widziałam płacz mojej mamy, a nawet taty... jest mi strasznie smutno, że sprawiam im przykrość. przecież jako ich dziecko powinnam być dla nich radością, powinnam ich wspierać. a sprawiam im same problemy. niby jem teraz ok, ale już nie jestem tą osobą co byłam. nic mnie już nie cieszy. wszystko jest mi obojętne. przeze mnie te święta były takie zwyczajne, bardziej przypominały codzienne dni. moim marzeniem jest by kiedyś wyzdrowieć i przeżyć takie wspaniałe święta jak za dawnych lat. chciałabym odnaleźć znów radość życia i potrafieć cieszyć się każdym dniem.
przepraszam, że się tak rozpisałam. ale czytając ten wątek uznałam, że podzielę się z Wami, jaka jest moja sytuacja.
Olik -nie poddawaj się. wiem jak Ci jest ciężko. musisz się przełamać i więcej jeść. wiem, że to trudne. ale zrób to. jak nie dla siebie, to dla Twojej mamy. nie chcesz chyba tracić więcej miesięcy/lat na zmaganie się z chorobą, która w wielu przypadkach kończy się śmiercią...
27 grudnia 2010, 22:03
27 grudnia 2010, 22:09