- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
8 czerwca 2011, 08:18
Witam serdecznie. Będzie to wątek dla osób, które zakończyły post wg zasad dr Ewy Dąbrowskiej i chcą przejść na zdrowe żywienie. Osoby, które skończą post Daniela zapraszamy tutaj, aby ustabilizować wagę i do końca życia cieszyć się dobry zdrowiem i kondycją fizyczną.
15 września 2018, 09:15
Witajcie, nie wiem czy ktoś mnie czyta, czy nie, ale napiszę co i jak u mnie: dzisiaj miałam ważenie wyszło 67,00 kg także mniej o 600 g niż ostatnio, ale więcej niż było po detoksie o 700 g. Jestem troszkę niepocieszona, bo na prawdę się pilnuję, dodatkowo włączyłam ćwiczenia (zarówno siłowe jak i kardio) i miałam nadzieję, że będzie troszkę lepiej. Dziś rano wstałam znowu o 5 by poćwiczyć, ale przyznam że bez entuzjazmu było. Po pracy jak wrócę mimo wszystko zrobię trening kardio. Cudów nie ma, żeby utrzymać wagę i ładną sylwetkę potrzeba dużo pracy. Nie ma zmiłuj, przez miesiąc będę ćwiczyć chociaż raz dziennie, by się troszkę ciało ujędrniło, bo brzuch pozostawia wiele do życzenia. Po miesiącu powinny efekty być widoczne, a nie tylko wyczuwalne na zasadzie siły mięśni.
Trzymajcie się cieplutko, buziaki
15 września 2018, 10:08
Ironka nie zostałaś sama, czytam wątek ale nie miałam o czym pisać. Dzisiaj jestem już po wrażeniu i znowu zobaczyłam 8 z przodu (80.2). Podsumowując prawie kilogram więcej niż tydzień temu. Jednak kilka czynników się na ten wynik złożyło i wiem już, że nie mogę zbrodni popełniać w kolejnych tygodniach. Włączyłam od wczoraj siemie lniane i mam nadzieję, że z toaletą będzie lepiej. Ale mam spokojną (jeszcze ;)) głowę i nie stresuje się i nie załamuje
Pozdrawiam
16 września 2018, 18:32
osesska, miło Cię widzieć z tą toaletą po OW jest ciężko, na warzywach lepiej szło, że tak powiem. Jakby nie było waga idzie trochę w górę właśnie przez to wypełnianie się jelit. A szkoda, bo na OW człowiek się czuje zdecydowanie lżej bez tego balastu w jelitach.
Wczoraj po pracy zrobiłam dwa treningi pod rząd, bo czułam jakąś taką wewnętrzną mobilizację i jakby siłę, poszło całkiem nieźle, przy drugim, troszkę mi gorzej szło, ale wytrwałam, także byłam dumna z siebie Dziś znowu wstałam rano, zrobiłam od razu dwa treningi pod rząd, bo nie byłam pewna czy jak wieczorem wrócę do domu czy zdążę poćwiczyć. Teraz właśnie dosuszam ubranko do ćwiczeń i zaraz się będę brała za robotę. Szkoda troszkę, że będę mieć dziś publiczność, bo na dzień mam lubego w domu, a mamy tylko jeden pokój z aneksem sypialnianym i aneksem kuchennym, więc chcąc nie chcąc będzie musiał patrzeć jak ćwiczę, a szykuję się na porządne kardio, także będzie co oglądać W sumie jestem bardzo zadowolona, że daję radę ćwiczyć, jak narazie, codziennie, oby jak najdłużej. Na pewno będzie różnica w wyglądzie i kondycji, a to po OW się przyda, bo przez cały detoks nie miałam ani siły ani motywacji do tego.
Jutro też pewnie dam sprawozdanie, pozdrawiam serdecznie i buziaki
18 września 2018, 10:58
Siemanko ludki!
W niedzielę poćwiczyłam pod okiem lubego i powiem wam, że ta publiczność dodała mi motywacji i zrobiłam pełny super trening. W poniedziałek wstałam rano, zrobiłam trening siłowy, a jak wróciłam całościowy plus na mięśnie brzucha. Dziś niestety źle się czułam, miałam nieprzespaną noc, dostałam gorączki i strasznie mnie bolą oskrzela, także odpuściłam trening poranny i miałam godzinę snu więcej. Prawdopodobnie zrobię sobie dziś odpoczynek, nie ma co się przeciążać.
W kwestii zdrowego żywienia to się pilnuję grzecznie dalej, wczoraj koleżanka wpadła na piwo, a ja grzecznie siedziałam ze szklanką wody w ręku i przyznam, że nawet mnie nie ciągnęło. Wczoraj miałam jakieś takie ssanie w brzuchu cały dzień, że w sumie zjadłam trochę więcej niż zwykle, ale nie były to rzeczy jakoś mocno kaloryczne (no dobra, prócz garstki orzechów nerkowca, kilku makadamia i brazylijskich, ale to zdrowe tłuszcze i kalorie ); wiadomo, czasem jednak organizm się czegoś domaga, więc od czasu do czasu można się ugiąć, ale w ramach zdrowego żywienia. Ilość kalorii nie ma tu chyba aż tak wielkiego znaczenia, bo jak się najem owoców, warzyw i orzechów, to lepiej jakbym siadła i zjadła kawałek ciasta czy jakieś przekąski słone typu chipsy. Na szczęście organizm chyba już wie, że nie ma co liczyć na takie rarytasy i domaga się czegoś innego. Myślałam, żeby dziś zrobić jednodniówkę OW, ale przy tym przeziębieniu, i @ i zmęczeniu nie będzie chyba dobrym pomysłem; na pewno jeden posiłek zrobię sobie mega OW żeby też troszkę więcej witamin wprowadzić.
Zastanawiam się w ogóle czy na OW można pić sok z czarnego bzu niesłodzony, tak na przeziębienie?
Czekam na wieści od was, przymusowa niedługo pewnie do nas zajrzy po urlopie i opowie jak jej walka z przybieraniem na wadze poszła
Trzymajcie się cieplutko
19 września 2018, 07:54
Siemanko
W poniedziałek pokonałam lenia i wyszłam z chaty żeby pobiegać. Miałam zapał ale jednak prawie 2 lata przerwy od biegania dało o sobie znać w związku z czym był to truchcik ze spacerkiem. Ważne, że pierwszy krok wykonany. Dziś też mam zamiar wieczorem podjąć wyzwanie i mam nadzieję, że metodą małych kroków wrócę do tego biegania.
Damy radę
19 września 2018, 09:53
Witajcie,
osesska, super! na początek może być ciężko, ale ważne że był to aktywny wypoczynek, a nie zaleganie na kanapie trzymam za Ciebie kciuki!
Ja wczoraj nie czułam się za dobrze, ale jak wróciłam do domku to i tak zrobiłam spokojny trening. Taki statyczny, troszkę siłowy, troszkę rozciągania, tak na spokojnie coby przestoju nie było, ale żeby też się nie zamęczyć ani wykończyć organizmu. Dziś wstałam i niestety dalej się nie czuję dobrze, przeziębienie pełną gębą, także nie ćwiczyłam rano, nie ma co się zarzynać, bo można sobie zrobić tylko krzywdę w ten sposób. Po pracy jak będę rozruszana to jak będę mieć siłę to też zrobię spokojny, statyczny lekko siłowy i rozciągający trening, a jak nie to herbatka ciepłą z sokiem z czarnego bzu i pod kocyk.
W kwestii jedzenia wczoraj znowu czułam się jak odkurzacz, strasznie chciało mi się jeść, także kalorycznie przegięłam gdzieś o 600 kcal (tu się kłania garstka orzechów nerkowca i makadamia) zawsze w takim wypadku dziewczyny na forum krzyczą, że podwójny trening, drugi dzień prawie głodówka, ale ja uważam że nie ma takiej potrzeby, bo jak raz w tygodniu zrobię sobie taki "dzień oszusta" i się najem nie wpłynie to aż tak bardzo na wagę (szczególnie, że nie biorę pod uwagę ilości kcal spalonych podczas treningów, czy innych czynności). Dodatkowo jak mam stan podgorączkowy czy gorączkę to wiadomo, że organizm potrzebuje energii do utrzymania prawidłowej ciepłoty ciała i gdybym jadła niskokalorycznie to choroba by się trzymała dłużej. Może mam błędne myślenie, ale słucham swojego organizmu i nie będę go głodzić, bo powinnam trzymać wagę. Trudno, jak pójdzie kilo w górę to jak będę po chorobie to sobie wtedy będę mogła walczyć z tym. Nie ma co popadać w paranoję i zadręczać i tak umęczonego chorobą i @ ciała.
Wszystkim miłego dnia życzę, a Tobie osesska siły by dziś też pójść potruchtać
19 września 2018, 22:53
Hej wróciliśmy, więcej będzie jutro bo dzisiaj próbuję ogarnąć dom pod względem kuchennym. Ironka, dla mnie to co robisz przez cały czas nie jest dobre, ale to rozmowa na priv żeby wątku nie zaśmiecać. Jadłam (dużo, dużo i zwykle mało zdrowo) a organizm jedyne do czego przez takie 2 tygodnie wrócił to swoja waga metaboliczna okolice 56 kg i dalej pójść nie chciał. A były i lody i sporo mącznych rzeczy (pierożki, naleśniki, kopytka) i przynajmniej 2 ciasta do obiadu (tam zawsze dają 4 różne). Próbowałam wszystkie sałatki które były (mam w głowie nowe pomysły i teraz będę testowała) i wszystkie dania obiadowe oczywiście na czele z moimi ukochanymi rybami. Mąż wrócił bardzo zaspokojony pod względem mięsnym, natomiast moje wszystkożerne dziecko zaspokojone zostało pod każdym względem. Ruchu z powodów osobistych miałam ilość minimalną i tym bardziej dziwi mnie marny przyrost wagi. Ale zarazem potwierdza się po raz kolejny moja teoria, że jeżeli organizm osiągnie w końcu wagę którą sam dla siebie wybrał i ma ustawiony WŁAŚCIWY metabolizm to ciężko w 2-3 tygodnie go z tego stanu wytrącić.
A co robi po powrocie do domu kobieta która nieprzymuszana lubi gotować a nie robiła tego 2 tygodnie? Oczywiście rzuca się do swoich garów :) Z racji marnego stanu posiadania w lodówce mąż został wysłany do sklepu na szybkie zakupy i już powstały: kotlety warzywno-rybne, gołąbki jarskie, pieką się pasztety kaszowo-warzywne i zaraz jeszcze wyprodukuję dla moich gołąbki mięsne. Chleby i cała reszta będą pieczone w weekend bo potem zapał może mnie już opuścić :)
22 września 2018, 14:15
To jest część produkcji (środowa/kolacyjna) po powrocie, 3 dni temu były 3 talerze kotletów, 45 gołąbków jarskich i 20 mięsnych (poszły 3 kapusty UFO) stan na dziś środowej produkcji zero. Jakoś tak jak są gołąbki każdy po nie odruchowo sięga nawet na zimno. Nie ukrywam, że do sporej części ubytku w gołąbkach jarskich głównie ja przyłożyłam rękę. Z sosem kurkowym czy serowym są dla mnie lepsze niż lody :) Jako, że wdrażam pomysł tajnego lekkiego odmięsniania męża (na urlopie wcinał mięcho na każdy posiłek a to zdecydowanie niezdrowo) a gołąbki jarskie naprawdę je ze smakiem postanowiłam dzisiaj (póki mam ochotę) ich jeszcze naprodukować (z 3 rodzajami farszu, do wyboru do koloru). Żeby nie było, że jestem wredna żona, mięso mu jutro upiekę i będzie do obiadu czy kanapek (zawsze to lepsze niż kupna wędlina) ale na tym mięsnego rozpasania koniec, niech wraca do normalnego trybu żywienia. Ktoś musi zarobić na studia córki więc na przedwczesne wyciągnięcie nóg mu nie pozwolę:)
22 września 2018, 20:49
Oj, przymusowa, ja to do Ciebie chyba na urlop przyjadę, takie łakocie
Ja grzecznie dalej, dziś byłam na grillu u teściów, ale okazało się, że niestety nie było dla mnie mięsa przygotowanego, tylko dla nich ( z sosem sojowym, którego mi nie wolno) więc skończyłam dzisiaj totalnie jarsko ale w sumie było bardzo smacznie (fasolka szparagowa, kalafior, marchew i do tego kasza gryczana z odrobiną kurek), później po wyżerce porządny spacer, a przed imprezką spodziewając się lenia wieczornego dwa treningi po pracy. Także weekend rozpoczął się bardzo wymagająco. Jutro śpię do oporu (pewnie wyjdzie, że do 7, ale co tam, do oporu xD) i może jakiś trening, może spacer, zobaczymy jak będą siły i ochota
Miłego weekendu wam życzę, trzymajcie się cieplutko
22 września 2018, 21:43
Mam dzisiaj dzień kuchenny, dziecko mi dzielnie towarzyszy (dobrze, że pogoda się popsuła, nawet mnie do wyjścia nie ciągnęło) i produkcja idzie pełną parą (nie ma siły, część z dzisiejszych rzeczy muszę pomrozić). Tak jak podejrzewałam, powrót do domu naturalnie wymusił większą ilość warzyw (bo owoce a w zasadzie głównie śliwki, szły i na urlopie). Przez czerwiec/lipiec wcinałam dziennie po łubiance truskawek a sierpień/wrzesień to dla mnie śliwki. Kilogram, dwa, zależy od dnia. I tego i tego muszę się najeść na zapas na cały rok - lubię to jem i musiałabym mieć nierówno pod sufitem, żeby przeliczać to na jakieś kcal.
Ironka, zasuwaj do kuchni to zrobisz jeszcze lepsze rzeczy :) Poza tym na mnie kuchnia (o ile chcę a nie muszę) działa jakoś twórczo. Przy robieniu jednego z farszu do gołąbków pomyślałam, no kurcze a dlaczego ja jeszcze z takiego zestawienia kasz nie piekłam chleba? Jaglaną lubię, komosę lubię a takiego chleba jeszcze nie piekłam. Poszperałam w necie, oczywiście dla takiego zestawienia są setki przepisów. Zobaczyłam co mam w szafkach (nie miałam serca już męża do sklepu wysyłać, dzisiaj i tak 2x kursował) pomyślałam jak zmodyfikować przepis (np. zamiast słodu dać miód, co będzie ciekawe, bo w domu mam tylko pokrzywowy, zamiast siemienia dać chia) i tym sposobem dodatkowo moczy się jaglana z chia na jutro na eksperymentalny chleb. Zobaczymy co z tego pomysłu wyjdzie.
Mam nadzieję, że dziewczyny których tu nie widać teraz za bardzo nie grzeszą, trzymajcie się wszystkie.