Dużo tych imprez, ja bym chyba zdezerterowała ;-) Niby to już z górki i po takiej ilosci, to jedna-dwie więcej nie robią chyba róznicy i idzie się z marszu, ale mimo wszystko, ciężko musi być.. współczuję gorąco Ja jestem szczęśliwa, że chociaż moja miłość nie lubi i nie organizuje swoich świąt, to mam o tyle mniej (a miałabym za kilka dni, więc tym bardziej mnie to cieszy), jego rodzina również, raczej nieregularnie i mało hucznie świętuje; ale rekompensują to sobie imprezkami bez okazji, więc tez łatwo nie jest... Z dietą i ćwiczeniami wczoraj porażka, do południa było OK, ale potem długa przerwa w jedzeniu i na mega głodzie do teściów, tłusty obiad tamże i późnowieczorna poprawka u mojej Mamy. Byłam tak zmęczona całym dniem, że nawet na steper nie weszłam. Ani hula. Nic a nic. Dziś muszę to nadrobić, bo źle sie czuję jak przerywam ćwiczenia, później trudniej mi się zmusić.
a tam, jeden dzień luzu nic nie zepsuje. Co innego u mnie. Jestem już masakrycznie zmęczona i gruba. Ubrania znów ciasne. Klient się nie odzywa i nie wiem, na czym stoję. Niech powie - albo się podoba albo nie a tak to cisza a ja musze byc cały czas w pogotowiu Nie lubię jak ktoś nie może się określic.Jem nieregularnie, i za dużo. U ciebie sie jedzenie marnuje a u mnie lodówka wiecznie pusta, bo w domu cztery odkurzacze, co kupie to znika hihi. Z pracą dyplomową utknęłam na części praktycznej - wszystko się rozjeżdża. Wyślę tak jak mam i niech mi poprawią. Tak będzie szybciej.
Jeden dzień luzu nie zepsuje efektów sam w sobie, ale wyrywa mnie z ciągu i rujnuje mój zapał - który i tak żarzy się ledwie słabym płomyczkiem ;P Jak było z brzuszkami, jak machałam codziennie przez kilka tyg., nawet na urlopie, nawet po 10 km spaceru, nie była to pańszczyzna i odczuwałam nawet coś na kształt przyjemnosci, a może to była satysfakcja z wykonanego zadania. Potem przyszła przerwa i klapa... tak to u mnie działa. Wczoraj pomachałam hula,a potem steperek, w sumie ok. 1 godz więc jak na mnie to mega dużo. Dziś nocuję poza domem, więc zostają mi jedynie brzuszki, ale uparłam się i nie odpuszczę. Postanowiłam przeprowadzić test na moim nienawykłym do ruchu ciele - jeśli np. będę ćwiczyć po 5-6x w tyg. od 30-60min (hula, steper, brzuchy, kometka itd.) - czy zauważę cokolwiek na moich galaretkach po, powiedzmy, miesiącu? Dla osoby, co przez dzieści lat najchętniej spędza wolny czas z książką w pozycji horyzontalnej, to niemal survival, więc coś powinno być widać lub czuc. Zobaczymy :)
Tak słucham, jakie masz przejścia z tymi klientami i normalnie podziwiam, że wyrabiasz przy tym wszystkim i udaje Ci się zachować jaki taki spokój. Mnie chyba stres zżarłby na amen, a czarne mysli zniechęciłyby do jakiegokolwiek działania na następne tygodnie. Swoją drogą, strasznie wkurzające, takie uniki. Na mnie to działa bardzo źle - nie znoszę tchórzliwego migania się, czy to od odpowiedzialności, czy przykrych sytuacji. Sama niestety miewam czasem tendencję do chowania głowy w piasek, lub odwlekania tego, co dla mnie niemiłe - ale w relacjach z innymi ludźmi, tym bardziej biznesowych staram sie być fair, bo konieczne jest jasne stawianie sprawy. Jako elementarny wyraz szacunku do drugiego czlowieka, jego osoby i i czasu..
spoko, klient sie w końcu wyjaił ale przez jego ociąganie w decyzjach mam cały dzień i nockę z glowy, bo jutro rusza produkcja....ech, chyba ja wole mimo wszystko upierdliwych klientów z których można bez żalu zrezygnować niż niezrównoważonego szefa z ADHD, że zbiera na wymioty ze stresu sama myśl o nim...
Racja szila, na tej diecie można, a nawet trzeba jeść warzywka i chude mięso na szczęście- bo jajka w dużej ilosci jak dla mnie, były najtrudniejszym elementem tej diety - chociaz o dziwo, wcale nie znienawidziłam definitywnie, pewnie dlatego, że jadłam do nich inne wskazane produkty...
Wczoraj nie było brzuszków, za to było trochę hula po obiedzie. Za kolację za to żółta kartka - zjadłam stanowczo za duzo, w dodatku późno i z białym pieczywem. No ale miała to być uroczysta kolacja, więc sie rozgrzeszam. Dziś też nie będzie rewelacji, w pracy mam tylko truskawki i pomidora, w domu będę dopiero ok. 19, więc w porze obiadu pewnie zapcham się jakimś kebabem, a wieczorem poprawię zupą. I tyle.
mało śpię i rzadko jem. Do końca tygodnia nie zanosi się na zmiany. Smokwawelski wyrusza na trzecią zmianę robić dalej na chleb i pozdrawia wszystkich beztrosko weekendujących.
Współczuję smokowi pracowitego weekendu, mam nadzieję, że kolejne dni były chociaż luźniejsze. U mnie minęły na wyjazdach, rozjazdach, różnych załatwieniach oraz zakupach ciuchowych- średnio udanych. Taki tryb zycia skutkował oczywiscie byle jakim jedzeniem, pod względem ilości i jakości posiłków. ćwiczeń tez mało, bo po powrocie do domu miałam ledwie siłę na ogarnięcie otoczenia, na jakieś wyczerpujące gimnastyki już jej brakło. Trochę hula i to wszystko. Na weekend czerwcowy chyba wyjadę gdzieś, tak że kolejne dni nie zapowiadają się rewelacyjnie pod wzgledem planowanego zdrowego jedzenia. Ostatnie zakupy, a raczej zmagania z ciuchami w przymierzalni, uswiadomiły mi, że choć w miarę jestem zadowolona z obecnej tuszy, to jednak przydałoby sie tak 1-2 kg zrzucić, choćby jako rezerwę przed zimą. Może zdobędę sie na wycisk przez lato - boję się tylko, ze jak potem odpuszczę, to ciało przywykłe już trochę do ćwiczeń zacznie mi flaczeć lub obrastać w tłuszcz ze zdwojoną siłą.
Wczoraj miałam męczący dzień, całe popołudnie na nogach, do domu dotarłam ok 22 i już nie mogłam zmobilizowac się nawet do krótkiego ćwiczonka. Ponadto zmarzłam i nie wiem, czy nie skończy się choróbskiem, bo mnie od rana podejrzanie boli głowa i nie mam na nic siły. Za to apetyt mi dopisuje, niestety. Zjadłam już prawie wszystko, co wzięłam do pracy i nadal nie mam dość. Dzisiejszy wieczór powinnam spędzić w domu, tak że może wreszcie zjem jak należy i trochę poćwiczę. Choć w chwili obecnej, to marzę jedynie, by wskoczyć pod kołderkę..