Temat: Dlaczego dla jednych odchudzanie przychodzi naturalnie, a dla innych to wielkie wyzwanie któremu nie mogą podołać ?

Dzisiaj przeczytałam na pudelku temat o Dominice Gwit i aż mi się płakać zachciało :-( dlaczego tak się dzieje? że po osiągnięciu sukcesu, można aż tak barzo przytyć... po prostu jest mi przykro jak można robić sobie taką krzywdę. Kieruję to pytanie do tych z Was które borykają się z takimi problemami bądź z tego wyszły. Skąd bierze się tak wielkie uzależnienie/miłość do jedzenia, żeby tak wyglądać? Jestem ciekawa Waszych opinii, może są tutaj vitalijki które zajmują się psychoterapią i mogą powiedzieć coś więcej?

Ja ważyłam kiedyś 103 kg (to była moja najwyższa waga) miałam problemy z kompulsami. Udało mi się z tego wyjść i od ok 8 lat trzymam stałą wagę +- 5 kg. Jem normalnie, intuicyjnie, czasem przechodzę na diety, obcinam trochę kcal. Zimą uczęszczam na siłownię, w lecie ćwiczę w domu brzuszki, rowerek. Żyję normalnie, chodzę na też na pizzę i lody. Chodzi mi o to, że można schudnąć, nie myśleć obsesyjnie o jedzeniu i normalnie wyglądać. Dlaczego dla jednych przychodzi to naturalnie a innych tak bardzo dotyka?

Fajny według mnie artykuł. 

Wklejam ten artykuł nie po to aby się tłumaczyć bo nie zamierzam ale według mnie on bardzo fajnie obrazuje problem. 

Oczywiście cudownie by było nie być otyłym ale nie jest to proste a droga do otyłości jest bardzo różna. 

Vitalijka.09 Tylko nie rezygnuj organizm musi się przestawić. Ja właśnie przez stany frustracji rzucalam diety katowalam ciało co pewnie też nie pomagało przy wysokim poziomie cukru. 

A ogólnie do 10 roku życia brałam sterydy i to aż 2 i już wtedy miałam problem z waga. Rodzice próbowali mnie na swój sposób wspierać ale różnie to bywalo. 

NewBegining2015 napisał(a):

https://www.google.com/amp/s/pulsmedycyny.pl/amp/n...

tytuł już jest bzdurny...

Pasek wagi

NewBegining2015 napisał(a):

Vitalijka.09 Tylko nie rezygnuj organizm musi się przestawić. Ja właśnie przez stany frustracji rzucalam diety katowalam ciało co pewnie też nie pomagało przy wysokim poziomie cukru. A ogólnie do 10 roku życia brałam sterydy i to aż 2 i już wtedy miałam problem z waga. Rodzice próbowali mnie na swój sposób wspierać ale różnie to bywalo. 

Absolutnie nie rezygnuje. Wywalilam już za dużo kasy na to wszystko żeby odpuszczać. Mało tego przełamałam się i zaczęłam biegać. Zrobię wszytsko żeby wrócić do poprzedniego stanu bo zwyczajnie czuje się źle. A nawet nie odczuwam ze jestem na diecie i nie mecze się więc jeszcze dam temu czas na pewno.  Ps też byłam na sterydach i wiem jakie to dziadostwo. Ja na szczęście tylko parę miesięcy ale rozregulowałam sobie organizm a i utylam jak zla. No ale wtedy też udało mi się ładnie zrzucić. Po ciążach też bez problemu. Ale tarczyca położyła mnie na łopatki 

Ja zawsze miałam problemy z wagą przy czym poważnie zrobiło się już w gimnazjum. Ale jakoś to nie wiem czy nie docierało do mnie czy po prostu nie umiałam sobie zbilansować tego wszystkiego. W pewnym momencie zaczęło się to zamieniać w jedzenie emocjonalne, reagowanie na stres i nerwy (z którymi mam do tej pory problem), zrzucanie winy na wagę za wszystkie swoje niepowodzenia. W pewnym momencie zrobiłam sobie z tej wagi taką "bezpieczną przystań" której nienawidziłam z całego serca ale przynajmniej nie musiałam siebie za to obwiniać. 
Schudłam 20 kg ale potem część wróciła i tak dalej bujałam się przy tych 100 kg. Dopiero jak zachorowałam (niezwiązana choroba) i zdecydowałam się chodzić do psychologa to zaczęło mi się to układać powoli czuje się lepiej. Może nie chudnę jakoś szybko ale zaczynam siebie akceptować, brać większą odpowiedzialność za swoje czyny ale jednocześnie nie wszystko podporządkowywać wadze. Próbuje naprawić znajomości, które zepsułam, zyskałam dwie nowe które mi pomagają.  Wiem że to dopiero początek ale czuje że powoli wychodzę na prostą. Mimo że czasem cierpię że mając 21 lat nie doświadczyłam tego co moi rówieśnicy to jednak zaczynam "kreować" siebie świadomie, brak odwagi skierował mnie na studia bez przyszłości ale cóż za błędy się płaci.
Nie miałam kompulsów od prawie dwóch miesięcy co jest dla mnie wielkim sukcesem bo nawet jak schudłam te 20 kg 2 lata temu to i tak raz w tygodniu obżerałam się na zasadzie "cheatu". Teraz tego zbytnio nie potrzebuje. 

Sama w domu mówię, że fajki rzuciłam, kawę ograniczyłam, alko to już naprawdę mega okazjonalnie ale żarcia za nic nie mogę "rzucić" jest to najgorszy nałóg ze wszystkiego :D 

Sporo jest to pozostałości ze starych lat, gdzie nie było wszystkiego i jedzenie lepszych rzeczy było "nagrodą".

Mam i IO i niedoczynność do tego PCOS - jest to słaby metabolizm, ale też wahania nastrojów, psychicznie te choroby potrafią naprawdę sporo namieszać w ciągu dnia jest od euforii do depresji i płaczu - wtedy właśnie często jest poprawianie sobie humoru jedzeniem. 

Leki nie zawsze wszystko załatwią, nieraz trzeba dużo mega zaparcia, aby psychicznie się podnieść, a dopiero później zmieniać nawyki - a to na ogół często stje się gdy waga jest już kosmiczna :D

Jednak najważniejsze jest to że wracasz, podnosisz się i dalej walczysz :D

ja uważam że to na czym chudnie sz nie do końca ma znaczenie, ja wiecznie tylam bo miałam kompulsy,  dzis jestem gruba ale nie tyje nie mam kompulsów  i biore eutyrox, 

Pytanie jest źle zadane. Czym innym jest schudnięcie 3 kg czy nawet 13 kg, a czym innym schudniecie 30 kg. Nie dochodzi się do otyłości ot tak. Za tym zawsze stoi jakiś problem - albo emocjonalny (zajadanie lęku, smutku, złości), albo czysto medyczny, albo z pogranicza medycyny i psychologii (zaburzenia jedzenia, depresja etc). Uważam, że wyjście z otyłości nikomu nie przychodzi łatwo i że nie jest możliwe trwałe utrzymanie prawidłowej wagi bez usunięcia pierwotnej przyczyny, która doprowadziła do powstania otyłości. I że to tu tkwi wyjaśnienie tego, dlaczego jedni utrzymują nową wagę po schudnięciu, a inni nie.

Dwa lata temu schudłam z 90 do 77 kg dzięki diecie i dużej ilości ruchu, ale wróciłam do poprzednich nawyków, bo problemy pierwotne nie zostały rozwiązane. Zaczęłam psychoterapię i farmakoterapię (SSRI), waga rosła, aż osiągnęła 96 kg, ale do tego czasu miałam już rok psychoterapii za sobą. Teraz jestem gotowa, żeby odchudzać się jeszcze raz i myślę, że tym razem się uda, bo już potrafię pocieszać się i uspokajać inaczej niż słodyczami, więc odchudzanie nie opiera się na postanowieniach i silnej woli. Póki co -3 kg w 3 tygodnie i nie czuję, że jestem na diecie. 

PS. Przekonanie, ze szczupa figura innym ludziom przychodzi bez wysilku, a odchudzaie tylko dla mnie jest mordega, bylo jednym z falszywych przekonan, ktore utrudnialy mi odchudzanie, a ktore zidentyfikowalam podczas terapii.

staram_sie napisał(a):

Andala napisał(a):

staram_sie napisał(a):

Andala napisał(a):

Dzisiaj przeczytałam na pudelku temat o Dominice Gwit i aż mi się płakać zachciało :-( dlaczego tak się dzieje? że po osiągnięciu sukcesu, można aż tak barzo przytyć... po prostu jest mi przykro jak można robić sobie taką krzywdę. Kieruję to pytanie do tych z Was które borykają się z takimi problemami bądź z tego wyszły. Skąd bierze się tak wielkie uzależnienie/miłość do jedzenia, żeby tak wyglądać? Jestem ciekawa Waszych opinii, może są tutaj vitalijki które zajmują się psychoterapią i mogą powiedzieć coś więcej?Ja ważyłam kiedyś 103 kg (to była moja najwyższa waga) miałam problemy z kompulsami. Udało mi się z tego wyjść i od ok 8 lat trzymam stałą wagę +- 5 kg. Jem normalnie, intuicyjnie, czasem przechodzę na diety, obcinam trochę kcal. Zimą uczęszczam na siłownię, w lecie ćwiczę w domu brzuszki, rowerek. Żyję normalnie, chodzę na też na pizzę i lody. Chodzi mi o to, że można schudnąć, nie myśleć obsesyjnie o jedzeniu i normalnie wyglądać. Dlaczego dla jednych przychodzi to naturalnie a innych tak bardzo dotyka?
Przeczytaj to jeszcze raz i zastanów sie czy naprawdę chcesz zadawać takie pytanie.Jak tyłaś to nie widziałaś jak wyglądasz...?
oczywiście, że widziałam. Tak jak napisałam wyżej, miałam problemy z kompulsami, ale się otrząsnęłam i zaczęłam walczyć. W ciągu 1,5 roku zrzuciłam 40 kg i wiadomo zdarzały się potknięcia, ale udało mi się schudnąć, mogę nawet powiedzieć, że przyszło mi to dość łatwo. Dlatego pytam, dlaczego dla jednych ta decyzja i dążenie do celu jest takie trudne, a dla innych nie? 
inni "nie otrząsają się" dokładnie z takiego samego powodu, z którego Ty się wcześniej nie otrząsałaś. Szkoda, że w tamtym czasie nie byłaś taka mądra.

Ale dlaczego nie byłam mądra? Nie rozumiem? Lubiłam zjeść, wypić na imprezach czułam się okej w swoim ciele, a że mam spory wzrost kilogramy nadprogramowe zawsze układały się u mnie "symetrycznie". Nie przeszkadzało mi to i uwielbiałam jeść, bardzo. Któregoś dnia gdy stanęłam na wadze i zobaczyłam 103 kg pomyślałam "o nieee" i nawet nie sam mój wygląd mi przeszkadzał tylko cyfra na wadze. Postanowiłam schudnąć i po prostu schudłam. Nie rozumiem Twoich uszczypliwości?

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.