Temat: Psychologia podjadania

Kiedy zaczynam dietę, trzymam się jej w 100% i absolutnie nic nie kombinuję. Ale potem nadchodzi taki moment, albo związany z jakimś wyjazdem, albo spadek motywacji (mimo trzymania się diety waga nie spada) i dochodzi do jakiegoś odchylenia. Nie jest to kompuls, po prostu jakieś maleńkie zboczenie z kursu. No i okazuje się zazwyczaj, że to nic nie zmienia. Czasem wręcz działa to pozytywnie, waga zaczyna znowu spadać. Ale w głowie rodzi się taki pomysł, że skoro nic się nie stało, to można to kontynuować. I następnego dnia zjadam jakąś bułkę, albo garść płatków śniadaniowych. Obserwuję - znowu nic się złego nie dzieje, więc znowu i znowu - i nagle to staje się nawykiem. Jakbym wpadała w jakiś dziwny nałóg. Jest w tym element takiego jakby buntu, chęci złamania reguł i satysfakcji, że to ode mnie zależy. Tylko, że wydaje mi się, że to początek końca. Jak zawrócić? Czy w ogóle się da? A może pozwalać sobie na takie nieuczciwości dietowe, tylko np. raz na tydzień? Co o tym sądzicie?

Pozwalać sobie raz na tydzień, bo jak będziesz sobie ciągle odmawiać, to będziesz o tym myśleć i myśleć, aż w końcu się na to coś "zakazanego" rzucisz i zjesz tego 5× tyle.

Tez bym chiala to wiedziec bo mam identyczny roblem Jak Ty. 

Cheat day jest potrzebny. U mnie max z wyrzeczeniami to 2 m-ce, później zaczyna się podobnie jak opisałaś, wystarczy że raz odpuszczę. Warto więc ustalić jeden dzień w tygodniu gdy pozwalamy sobie na rozsądne odstępstwo od diety.

Pozwalać sobie na nieuczciwości moim zdaniem - wtedy jest nad tym pełna kontrola. Ale tylko wtedy kiedy serio ma się na daną rzecz meeeeega ochotę ;)

Pasek wagi

Problemu z wagą jako tako nie mam, ale za to lubię śmieciowe jedzenie, chipsy oraz lody i jakbym czytała o sobie w tym momencie. Jem paczkę, dwie nie nic się złego nie dzieje więc kupuje kolejne opakowania, bo przecież nic się takiego nie stało. I faktycznie, później mam nawyk zasiadania przed tv z niezdrowymi przekąskami. Ciężko jest mi to wyeliminować. Zauważyłam, że jak nie mam w domu rzeczy których jeść się nie powinno, to problemu automatycznie nie ma, a byłam przekonana, że będę buszować po kuchni w poszukiwaniu jakiejś alternatywy. 

To jest własnie klasyczny schemat zawalania diety, zaczyna sie niewinnie, a potem wkracza poczucie, że cos się od życia nalezy. Jak zawrócic? Zanim sie zacznie. Nie wierzę nikomu, kto wyznacza sobie czas na cheata i twierdzi, że się tego trzyma ;)

Cheat meal, a nie day i bez dokładek. Podjadanie to u mnie najgorszy wróg odchudzania. Kęsik tu, kęsik tam, niby nic, a potem okazuje się, że człowiek cały czas je.

Cyrica napisał(a):

To jest własnie klasyczny schemat zawalania diety, zaczyna sie niewinnie, a potem wkracza poczucie, że cos się od życia nalezy. Jak zawrócic? Zanim sie zacznie. Nie wierzę nikomu, kto wyznacza sobie czas na cheata i twierdzi, że się tego trzyma ;)

mysle ze to najlepsze wyjscie -zareagowac zanim sie zacznie. Mam doslownie tak jak ggeisha opisujesz - i gdybym pokazala wykres mojej wagi to mozna pasc ze smiechu - doslowny zygzak w dol i w gore. Chcialabym umiec zareagowac przed - ale to nie jest latwe i tu tkwi problem. Np. przestawilam 1.  posilek ze wczesnego sniadanie na okolo 11.30 - czuje sie z tym super dobrze caly tygdzien, waga wspoldziala, przychodzi weekend, jem sniadanie wczesniej, bo plan dnia jest inny niz w tygodniu, do tego dojdzie ze "moj" przyniesie pachnace bulki , co z tego ze pelnoziarniste i razowe, i tak po weekendzie osiagniecie z tygodnia znika. Wniosek nasuwa sie oczywisty - zrezygnowac - ze wspolnego sniadania, ktore jest dla nas bardzo milym czasem - poczatkiem weekendu. Czyli w tym przypadku nie chodzi w zasadzie o samo jedzeniae a rezygnacje z rytualu.

mam dokładnie to samo. U mnie nigdy dieta nie zawala się bo się nagle rzucam na tonę jedzenia tylko własnie od takich małych grzeszków, które nie wyrządzają szkody na wadze, ale po czasie stają się nawykiem a nawyk staje sie coraz częstszy i to już ma wpływ. Nie wiem jak to pokonać, bo jeszcze mi się nie udało :) Jakby mi się udało, to pewnie nie krążyłabym ciagle miedzy 61 a 63 kg ;) Najrozsądniejsze wydaje się nie uleganie, ale z drugiej strony czasem by sie przydało, żeby też nie mieć ciągłego wrażenia, że człowiek nic nie może (bo takim myśleniem tez w końcu można doprowadzić do olania diety). Chyba najlepiej byłoby raz na jakiś czas sobie pozwolić, ale nie dopuszczać do tego, zeby przemieniło sie to w nawyk, że zaczynamy coś robić codziennie i coraz więcej.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.