dopoki myslimy obsesyjnie o schudnieciu,dietach i kaloriach, kompulsy beda sie powtarzac...ale nawet jesli jakos sie z nich "wyleczymy", to i tak w momencie np. silnego stresu, jakiegos mocnego przezycia czy sytuacji zyciowej,w ktorej sobie nie radzimy, mechanizm znowu sie uruchamia. wiem,ze to brzmi strasznie,ale zawsze tak jest.
podziwiam tych, ktorzy nie mają kompuslow przez 8 miesiecy, ja ciesze sie z kazdego dnia, ba, godziny! ale przeraza mnie,ze nawet po pol roku niewyniszczajacej diety (np. 1300.1500 kcal) potrafie wracac do kompulsow. zazwyczaj to się wiąże wcale nie z brakiem jedzenia czy poczuciem,ze sobie czegos odmawiam na diecie. choc nie dziwi mnie,ze osoby ktore jedza po 500 kcal,skarżą sie na kompulsy...
ja nawet nie potzrebuje psychologa ani (o tak!) psychiatry *(jesli juz,to w innej sprawie), bo wiem doskonale,czemu mam kompulsy. tylko niestety w chwili obecnej nie mam na to wplywu, nie moge zmienic zycia,zeby napady sie uspokoily.wiec czekam.i jem.raz wiecej ,raz mniej, ale zawsze.
bo jedzenie kompulsywne to tak samo jak kazda inna mania i obsesja - polecam artykuly o natrectwach.
ja mam duzo innego typu schizow (lęki, czasami przerastające w przerazenie i fobie; wyimaginowany swiat; kłamstwa żeby kogoś nie zranić, choć mi nawet na tych osobach nie zależy; zawsze musze czuc sie przez wszystkich lubiana; mam słomiany zapał, łatwo zmieniam zdanie; wszystko odkładam na potem; mam kilka natręctw...cóż, pcyhol ze mnie
)
jak sobie radzicie?
czy zauważacie jakieś zmiany dotyczące napadów, gdy w życiu coś się radykalnie zmienia?