Temat: 6-akcja JESIENNA

Ebek, no to lumpek wymiata... 

Ja walcze z molami spozywczymi... Dluga to walka i nierowna. Male gowniarze sie chowaja... 

ja w lumpkach mam pecha jak mialam rozmiar 42 to wszystkie na moje oko fajne spodnie były 46, 48 , jak teraz mam 46 to wszędzie 42 widzę. Dużo kupowałam jak dziewczynki były małe teraz jakoś nie mogę nic nie zniszczonego znaleźć.

Kateszka tez z nimi kiedys walczylam. Zaczelam od wyszucenia wszystkich kasz, mak, bulek tartych i pomylam wszystkie szafki i wsztstkie dziury. Bo siedziely nawet tam gdzie magnesy do szafek sie domykaly. Ale 100 razy bardziej wolalam je od karaluchow :-( 

Bogusiu to czas zmienic lumpek na inny. Moj kuba nosi rzeczy na 11-12 lat i 90% rzeczy ma z lumpka a jest grubiutki to wlasnie w sklepach nie daje radymu nic znalezc, bo wszystko takie cienkie robia. Dlugie i chude.… 

witam kobitki, wpadłam się tylko przywitać bo roboty na razie mi nie ubyło ale najgorsze na ten tydzień już prawie zakończyłam ufff...
Jerzkob, dzięki za tabelaska, nie jest nas może dużo ale za to ekipa b. fajna...
Mole spożywcze złapałam 2 szt. w zeszłym tygodniu i też muszę chyba zrobić przegląd szafek, mimo, ze 90% rzeczy sypkich mam w słoikach... muszę coś kupić w sklepie koniecznie... może takie przylepce do szafek, które reklamowali ?
Marcelka przede mną też perspektywa 3 dni ciężkiej pracy ale potem caluśkie 2 dni weekendu... doczekać się nie mogę

Hehehe... A ja w sklepach nie moge znalezc nic na mojego syna chudego i dlugiego ;)

Marcelka, ja juz dwa razy wyrzucwlam zarcie i szafki sprzatalam... Niestety musialy miec te szuje jeszcze w jakims niedostepnym miejscu swoje legarnie... Ale fakt, z dwojga zlego mam lepiej... Nawet nie mam pomyslu jak sie walczy z karaluchem jak on podobno nawet nuklearke przezyje... :)

Ja też walczę z tymi małymi robaczko muszkami. Wyrzuciłam wszystko, a najwięcej ich było w kaszy mannie. Dobrze, że się temat rozwinął, to jeszcze dziś sprawdzę, czy szuje czasami się znów nie zaplątały w jakiejś kaszy czy cukrze.

Jakiego miałam stracha w nocy. Obudził mnie hałas dobiegający z kuchni. Tak jakby ktoś za mocno wrzucił kilka filiżanek do zlewu. Pierwsza myśl była taka, że mi się to śniło. Ale nie. Serce wali jak młot, myśli szukają młotka, którym w dzień przybijałam stelaż do łóżka. Jak na złość odłożyłam na miejsce, co mi się rzadko zdarza. Na karcie nic nie mam żeby dzwonić do mamy o pomoc. Druga myśl była taka, że się naczynia na suszarce zsunęły. I z tą myślą i zdrowaśkami dotrwałam do rana. Nie miałam odwagi zejść na dół, a szkoda, bo może bym się wyspała:) Rano patrzę, a tu słonecznik przeważył wazon (pewnie wody już nie było), przy okazji strącił jeszcze małą doniczkę z kwiatkiem i wszystko faktycznie spadło do zlewu. A w zlewie były dwa kubki po herbacie:)

ojej biedna Ty Ebek... to rzeczywiście zestresowana musiałaś być calusieńką noc... ja pewnie to zawały bym dostała...