Hej dziewuszki, widzę, że się tu zebrało spore grono chętnych do działania i zmian!
![]()
Ja się 'obudziłam' z wagą 101kg (otyłość 1zego stopnia) mniej więcej o tej porze roku rok temu... a dziś ważę 23kg mniej. Jeszcze nie osiągnęłam celu, ale na pewno czuję się o niebo lepiej!
Poczytałam sobie pobieżnie o czym pisałyście i chciałabym tylko dodać coś od siebie...
Nie oczekujmy wyników 'już'. Nie utyłyśmy w dwa miesiące, to i w dwa miesiące nie schudniemy.
Odradzam wszelkie diety 1000kcal - prócz wiadomych skutkow wyniszczających dla organizm bardzo szybko zniechęcają! (Wiem co mówią, dietami 'cud' katowałam się przez lata i NIC.. ciągłe YOYO i frustracje tylko).
Ja osobiście schudłam jedząc około
1800kcal. I nadal, z wagą otyle niższą tyle jem i chudnę. Zamieniłam pieczywo białe na razowe, dorzuciłam sobie produktów na talerz, zamiast odejmować. 2 komki z wędliną na śniadanie? Super, ale od tego koniecznie dodatkowo pomidor, ogórek. Spagetti z sosem na obiad? Czemu nie, ale najlepiej razowy i koniecznie ale tylko z górą sałaty!
Warzywa, zdrowy
błonnik to podstawa.
PLUS RUCH RUCH
RUCH. Zaczynałąm od zwykłych spacerów (45 mnut dziennie i nie ma bata, by waga nie poszła w dół). Ktoś napisał, że nia sensu ćwiczyć 15 min.. nie prawda! Jest sens!
Nawet 5 minut warto! "Tkanka tłuszczowa zaczyna się spalać po 20-30minutach" tak, ale nawet po ćwiczeniach! Tzn. jeśli np. ćwiczymy pół godziny, to po ćwiczeniach, nawet jak zlegniemy na tapczanie organizm będzie przez chwilę palił tłuszcz. KAŻDY ruch jest wskazany. Może nie jestem zwolenniczką liczenia kalorii, ale wiem, że każda minuta ruchu je spala... ;) Nawet brzuszki, czy a6 weidera na rzeźbienie mięśni pomaga chudnąć przez sam fakt, że zmusza ciało do wysiłku. Oczywiście, lepiej ćwiczyć aerobowo (aerobik, biegi, rower), bo szybciej pomagają spalać tłuszczyk, ale jak ktoś lubi pocić się przy brzuszkach to czemu nie. ;) No, ale żeby nie było -jak ktoś może 40-60 minut to polecam. Ja tyle ćwiczę, jak nie więcej czasem.. ale zaczynałam od 10-15minut. ;)
Przede wszystkim
NIE SZUKAJMY WYMÓWEK! A bo mam mało czasu, a bo jestem zmęczona, a bo mam doła, a bo się stresuję, abo nie mam kasy na zdrowe żarcie, a bo bolą mnie kolana, albo plecy.. to BYŁY moje wymówki przez lata (!). Ale w końcu zrozumiałam, że aby schudnąć (osiągnąć coś, czego do tej pory nie miałam) muszę zrobić coś, czego do tej pory nie robiłam. Ruszyć swój leniwy tyłek. Dodatkowo zyskała moja skóra, która wcale nie sflaczała, a wręcz przeciwnie. ;)
Mam nadzieję, że nie uznacie, że się wymądrzam.. po prostu wiem, że gdybym zrozumiałą te rzeczy wcześniej od kilku lat cieszyłabym się szczupłą sylwetką. Obecnie 2/3 drogi za mną, ale jeszcze sporo zostało do zrobienia.. wciąż mam nadwagę, czasem mam dość, nie mam już siły, nie chce mi się (czasami).. ale wiem, że warto!