Chciałabym wrócić do dnia przed przerwą wielkanocną, gdy mój syn - Oskar Kukiela - wraz z kolegą - Rio Roberts - zabłądzili w Battersea Park podczas organizowanego przez szkołę "Fun Run Day".
Dziękuję, że od razu zadzwoniono do mnie by poinformować o całym zdarzeniu, zastanawia i martwi mnie jednak co innego.
Przyjmując moje dziecko do szkoły dostaliście szczegółowe informacje o jego stanie zdrowia, czyli nauczyciel organizujący bieg po parku w mrozie, zdawał sobie sprawę z tego, że taki wyczyn dla dziecka z bardzo silną astmą może się źle skończyć. Jednak nikt z nauczycieli nie zajął się grupą tych słabszych dzieci, ciągnących się na szarym końcu, a mój Oskar niewątpliwie tej pomocy potrzebował. W dodatku zdając sobie sprawę, że dzieci nie znające topografii Londynu, zwłaszcza mieszkające w zupełnie innej dzielnicy (nasza rodzina mieszka na Streatham Common) nie mają tak doskonałej orientacji w terenie jak dorośli.
Mój syn był umówiony ze mną tego dnia po zajęciach, więc z całą pewnością nie uciekłby ze szkoły, zwłaszcza że wszystkie jego rzeczy, takie jak plecak, gruba kurtka, telefon i woda zostały na miejscu. Kolega z którym zbłądził zapewniał, że zna drogę do szkoły, jednak był w błędzie i tym sposobem chłopcy zawędrowali aż na London Bridge.
Nie mam pojęcia dlaczego Rio wyłączył telefon w trakcie wędrówki, ale mając na uwadze fakt, że ma on w tej chwili ogromne kłopoty rodzinne związane ze zdrowiem mamy, przeprowadzką z domu rodzinnego do obcej osoby, z dala od najbliższej rodziny i kolegów zwróciłabym na niego dużo większą uwagę.
Chłopcy przez kilka godzin, w mroźny dzień przemierzali Londyn, wyczerpani, zestresowani, głodni, spragnieni i w przypadku mojego syna z atakiem astmy. Mój Oskar kilka razy prosił kolegę by zatrzymali się i odpoczęli, ale Rio stanowczo się sprzeciwiał, mówiąc że jest już blisko. Nie zgodził się też na wejście do jakiejkolwiek restauracji czy sklepu by poprosić o pomoc, oraz udał że telefon mu się rozładował, sam go wyłączając. W międzyczasie na zmianę z opiekunem roku, panem Antiri usiłowaliśmy się dodzwonić do chłopców i oboje stwierdziliśmy ze zdumieniem, że obaj mają wyłączone telefony, a wcześniej mieli sygnał, choć nie odbierali. W końcu nauczyciel dodzwonił się do Rio, któremu Oskar odebrał słuchawkę i w końcu ustalili z nauczycielem trasę powrotną.
Na szczęście, dzięki uprzejmości nauczyciela muzyki pana Freeman chłopcy wrócili taksówką na treren szkoły, gdzie okazało się że w plecaku mojego syna ktoś grzebał i wyłączył jego telefon.
Chłopcy od razu zostali poproszeni do klasy, gdzie nauczyciele wypytali o całe zdarzenie. Nie było mnie tam z nimi, więc nie wiem jak przebiegała ta rozmowa , ale z tego co mówili chłopcy tylko mr Antiri krzyczał, a reszta nauczycieli: pani Scudemore, pan Freeman i pan Omolo zachowali spokój. Nikt, absolutnie nikt nie zadbał o to, by napoić te zmarznięte dzieciaki gorącą herbatą, zapytać o ich zdrowie i stan psychiczny.
Gdy w końcu syn spotkał się ze mną, opiekun roku wraz z panią Neil wyszli do nas i stanowczo domagali się ukarania Oskara za ten w ich mniemaniu planowany wyczyn.
Mój syn zziębnięty i zestresowany, ledwo mogący oddychać odezwał się wówczas niestosownie do pani Neil, która z resztą niesłusznie zaczęła poruszać temat skonfiskowania mu dzień wcześniej iPoda, sugerując że syn nagrywał czy też robił zdjęcia personelowi szkoły, co z resztą w ogóle nie było prawdą, a po osobie która na codzień używa podobnego sprzętu tej samej firmy spodziewałabym się sprawdzenia zawartości sprzętu ucznia, zamiast rzucania bezpodstawnych oskarżeń.
W moim przekonaniu to nauczyciele nie dopilnowali chłopców, źle zorganizowali zajęcia i wykazali się nieodpowiedzialnością, co zarzucali chłopcom i absolutnie nie zgadzam się by moje dziecko poniosło karę, zwłaszcza wymierzoną przez nauczycieli. Co innego zajęcia z orientacji w terenie. Myślę, że to raczej personelowi przydałyby się warsztaty dla wypalonych zawodowo nauczycieli, sądząc po ich reakcji i krzykach, bo jak można wymagać od dzieci panowania nad emocjami samemu nad nimi nie panując i to w obecności rodzica? Mówiąc szczerze liczyłam na to, że moje dziecko podczas godzin lekcyjnych jest bezpieczne, jednak jak widać bardzo się myliłam.
Przez pierwszy tydzień przerwy wielkanocnej mój syn wracał do zdrowia i stabilności po tym zdarzeniu. Samo wspomnienie tego dnia budzi ogromny niesmak i żal do szkoły za takie postępowanie dorosłych, którzy jak widać nie sprawdzili się w sytuacji kryzysowej.
Liczę, że porozmawia pan ze swoimi pracownikami i na spokojnie przemyślicie sprawę opieki nad młodzieżą oraz wdrażania zasad orientacji w terenie.
Z poważaniem
To mój list do dyrektora, który napisałam (przed tłumaczeniem).
Uważacie że zbyt ostry?