malutkanat, strasznie podziwiam Cię za optymizm :(
ja czekam i czekam i czekam i już naprawdę nie mam siły. dziś dowiedziałam się, że koleżanka ze szkoły rok starsza jest w ciąży, cała szkoła plotkuje, masakra jakaś. jeszcze pokłóciłam się dziś z moim D., bo nie raczył mi w niedzielę powiedzieć, że jedzie sobie wieczorem do trójmiasta z kolegami, za którymi BARDZO nie przepadam. no i dziś się wydało, że jak poszedł ode mnie do domu, to wsiadł w auto i pojechał z nimi. ja wtedy byłam z przyjaciółką, nie pytałam go, co robi, z resztą nie mamy zwyczaju kontrolowania się. On dziś powiedział, że nie powiedział,bo bym nie chciała, żeby pojechał i chciał oszczędzić kłótni. Ma rację. Nie lubię tych jego kolegów, tymbardziej, że to koledzy właściwie jego brata, który ciągle pije i imprezuje. Mój D. jest jego przeciwieństwem i boję się, że zostanie wciągnięty na zły tor :( ma błędne autorytety...
zaraz mam obiadek : kurki w śmietanie
potem idę kosić trawę, a wieczorem obowiązkowo badminton - trzeba korzystać z pogody
P.S.
Wiecie, że godzina badmintona = 800kcal spalonych?
Dziś pogram półtorej.
A tak na marginesie. Woda mi się zatrzymuje w organizmie, cała jestem spuchnięta, dlatego z wagą jest tak, jak jest. Moje cele stają się nierealne. Na pewno nie w takim czasie, w jakim planowałam.
Uff, ale się rozpisałam. Dodam jeszcze, że dostałam nowy plan. Codziennie na 8, powroty do domu o 17 i 17:30, masakra....
Powodzenia i miłego dnia dziewczynki :)