siedzę ciągle i ryczę, mam dość wszystkiego,
chciałam strasznie iść na prawko od listopada, ale mam tylko 500zł,
u mnie w domu nie jest ciężko z kasą, ale "MÓJ STARSZY BRAT KUPIŁ SOBIE PRAWKO ZA SWOJĄ KASĘ" jak to powiedziała moja mama sugerując mi, że ja też mam tak zrobić, więc odkładałam, ale mam tylko 500zł.
dostaję kieszonkowe za to, że przez dobre wyniki w nauce moja mama nie płaci czesnego ( 180zł/miesięcznie ), tyle też dostawałam, ale potem spadło to do 150zł, a teraz do 100zł/miesiąc, więc ileż mogłam tego uzbierać? tymbardziej, że mam też bieżące wydatki, na które rodzice mi nie dają tj. prezent dla ukochanego z jakiejś okazji, czy też kosmetyki, czasem buty, które mi się podobają, a nie są mi jakoś specjalnie potrzebne. no i takim sposobem nie mam na prawko. nienawidzę chodzić do rodziców po kasę na kosmetyki itd i świecić oczami, więc kupowałam zawsze ze swoich. mój brat nie miał takich wydatków. żadnych wydatków nie miał. wtedy nie miał dziewczyny, wszystko szło do skarbonki, to łatwo sobie uzbierał. skąd mam wziąć kasę? ;( myślałam, że dogadam się z mamą, żeby wypłaciła mi kieszonkowe z góry na rok, ale ona kręci nosem, chyba nie chce żebym robiła prawko. w wakacje też się płaci czesne, więc policzyłam też wakacje i zapytałam, czy da mi to 1100zł ( 11 miesięcy z wakacjami ), a ona, że na pewno nie, że w wakacje mi nie płaci. i teraz tak sobie myślę, że skoro się umawiała i nie dotrzymuje słowa to zrobię jej na złość, przestanę mieć dobre oceny ( a muszę mieć średnią 5,0 żeby być zwolniona z czesnego) i będzie musiała płacić czesne 180zł/miesiąc i dobrze jej tak! co o tym myślicie? już mam dość tego, że próbuje wszędzie przyoszczędzić, skoro należy mi się jakiś grosz. Nie biorę od niej dodatkowo żadnej kasy, to jest na moje wydatki. Jak mam jeszcze z tego na prawko odkładać do cholery?! Nie mówiąc już o tym, że chciałabym sobie gdzieś pojechać na ferie zimowe, czy coś!