Temat: Mam 50 KG do zrzucenia...

Czy jest ktos jeszcze jak ja?   

Zapraszam na pogaduchy!

                  
Moje drogie.

Musi się udać, bo bardzo tego chcecie.
I jeśli bardzo tego chcecie to nie ma zmiłuj się.
Uda się to, jeśli będziecie się dużo uśmiechać,
dołączycie do tego samozaparcie i konsekwencję.

I jeszcze też ważne.
Bawcie się odchudzaniem. Będzie łatwiej znieść
ten bój.  A naprawdę, jest ciężko. To same wiecie.
           Pozdrawiam serdecznie.



Oj !!!

Nie nadąrzam za Wami.
oooooooooooo!

wiesinka to jest dopiero weteranka odchudzania... i wzór do naśladowania zarazem...

cały czas powtarzam, że na diecie to można być jak człowiek chce zgubić kilka kg, a nie pasażera na gapę z pleców... nam to trzeba styl żywienia zmienić...
Beti !!!

Masz rację.
Jak pomyślę, że nosiłam na sobie ciężar
niezłego człowieka, to aż sama nie wierzę, że miałam
tyle siły nosić taki balast..

Ja tylko wprowadziłam ograniczenie jedzenia i
aktywność fizyczną..
Nic więcej..
i chwała Ci za to, że to mówisz...

ja doszłam do wniosku jak Sezamek... że nie da się być na diecie przez całe życie... to po co ta szopka?
trzeba nam zmienić coś raz na zawsze... zamknąć pewien rozdział w życiu i nie wracać...

a ja jestem zbyt leniwa na liczenie, mierzenie, ważenie...to by było na krótką metę... albo co gorsza osobne gotowanie... ja mam rodzinę... a tylko mnie potrzebna dieta... nie mogę wszystkim zrobić w życiu rewolucji, bo postanowiłam schudnąć tak?
Beti.

Oj, ja jednak liczę, itd.
Stosuję dietę do 1000 kcal.
Nadal pracuję nad sobą.  Nie można zmienić , nawet się nie da tak od razu.  Do tego trzeba  dojrzeć.
To ogromna długotwała praca.
Wiesinko!

ja też liczę, przynajmniej się staram...
ale to przyszło zupełnie inaczej niż zwykle...

bo do tej pory było tak, że najpierw była decyzja o odchudzaniu, potem liczenie kalorii, a dopiero potem jedzenie... a teraz było inaczej...

wyeliminowanie kolacji
zwiększenie ilości płynów
zmniejszenie posiłków
liczenie kalorii
no i cały czas starm się pracować nad ulepszaniem tego co zjadam

ale gdyby mi ktoś powiedział, że od dziś będzie mi mówił co mam jeść i w jakich ilościach, to byłoby na tydzień, dwa... może miesiąc...

a tak? jest przyjemnie i nie traktuję tego jak diety... za karę...
no i co jeszcze istotne...

nienawidziłam ćwiczyć... nigdy bym nie uwierzyła, że kiedyś bez przymusu, z własnej woli wezmę się za ćwiczenia...

a dziś?
jestem po godz jeżdzie na rowerze i mam za sobą 150 brzuszków... i rozważam zakup koła hula-hop... a kto wie... może to jeszcze nie koniec...

bo rower to już obsesja... jeden na balkonie... wariant na kiepską pogodę, bo właśnie dziś przechrzciłam nowy - terenowy... i wiem, że będę na nim szalała... UWIELBIAM TO ROBIĆ!!!
Beti !!!

Masz rację.
Ja po prostu wiem, co mogę zjeść i ile.
I na co mam ochotę, albo na co mnie w tej chwili stać
i co mam.  
Odchudzam się od 10 miesięcy.

Ja również uwielbiam jazdę na rowerze.
Dzięki rowerkom pokonałam tyle moich
zbędnych kg.
W obecnej chwili mam problem, bo zepsół mi się
stacjonarny.  Ale zamówiłam już drugi.
Pogoda nie sprzyja na jazdę górskim.
Ale dopiero od tego tygodnia mogę zacząć uprawiać
sport.
Po perypetiach zdrowotnych miałam zakaz.
Ale kiedy już mogę, to dziad mi się zepsuł.
Ech..

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.