Temat: Gdzie szukać pomocy? Nietypowy problem

Hej! Borykam się z dziwnym i niezrozumiałym dla wielu problemem, który (dosłownie) niszczy moje życie. Krótko opiszę moją historię.

Całe życie byłam otyła. Schudłam 40 kg. Bez problemu nauczyłam się kontrolować wagę, na zasadzie jem wiecej, to tyję, jem mniej - to chudnę. Od paru lat przejściowo i dość krótko mam okresy, w których mój organizm dosłownie stoi. Nie czuję nawet głodu, burczenia w brzuchu. Waga wtedy stoi albo rośnie, a jem wtedy naprawdę mało. Na początku był to tydzień, dwa. Od jakiegoś czasu jest to stan ciągły, już nie pamiętam jak to jest mieć kontrolę nad wagą. Od pół roku nie mogę zejśc nawet 0,5 kg mniej, a zrezygnowałam ze słodyczy (które wcześniej mogłam jeść bez problemu), słonych przekąsek, potraw smażonych. Jem dziennie ok. 1500 kcal. Ten stan mnie wykańcza, bo nie dość, że nie mogę zjeśc nic, na co miałabym ochotę,to zmian żadnych nie widać.

Robiłam sobie różne badania, byłam u lekarzy. Problem jest na 90% psychiczny. Psychika blokuje wszystko...ale aż do tego stopnia? Ktoś tak miał? To możliwe? Gdzie mam iść by to ,,odblokować''???

Przez to wszystko zaczynam mieć stany depresyjne...To błędne koło. Czuje psychicznie, że się głodzę, ale nie by schudnąć, tylko nie przytyć. Obłęd.

Jakieś rady? Dziękuję z góry

Za często, za mało itd. ale twoje reakcje są mimo wszystko dziwne. Jakbym coś takiego zobaczyła na żywo to byłabym gotowa uwierzyć w psychosomatykę ale zanim się dojdzie do tej ściany, można jeszcze podłubać od strony dietetycznej. Jeśli poza tym nic ci nie dolega, chyba możesz odpuścić badania. Znajdź dietetyka który ma dobre opinie i naprawdę komuś pomógł, najlepiej z trwałymi efektami. Jeśli tędy nie wyjdzie to gastrolog/neurolog/endokrynolog cholera wie. Zawsze też możesz wylądować u terapeuty, nie zaszkodzi a może być strzałem w dziesiątkę.

Jednak obstawiam, że bez zwiększenia kaloryczności i zmian jakościowych a nawet okresowego przytycia się nie obędzie.

Można kombinować samemu, jest w czym wybierać, ale u lasek którym bardzo zależy na niskiej wadze czasem kończy się to kompletnym rozregulowaniem organizmu.

Haga. napisał(a):

Za często, za mało itd. ale twoje reakcje są mimo wszystko dziwne. Jakbym coś takiego zobaczyła na żywo to byłabym gotowa uwierzyć w psychosomatykę ale zanim się dojdzie do tej ściany, można jeszcze podłubać od strony dietetycznej. Jeśli poza tym nic ci nie dolega, chyba możesz odpuścić badania. Znajdź dietetyka który ma dobre opinie i naprawdę komuś pomógł, najlepiej z trwałymi efektami. Jeśli tędy nie wyjdzie to gastrolog/neurolog/endokrynolog cholera wie. Zawsze też możesz wylądować u terapeuty, nie zaszkodzi a może być strzałem w dziesiątkę.

Jednak obstawiam, że bez zwiększenia kaloryczności i zmian jakościowych a nawet okresowego przytycia się nie obędzie.

Można kombinować samemu, jest w czym wybierać, ale u lasek którym bardzo zależy na niskiej wadze czasem kończy się to kompletnym rozregulowaniem organizmu.

juz byłam z tym u paru gastrologów. Każdy próbował i skończył na tym samym - terapia. Ale zmiana myślenia mnie wykańcza, to trudniejsze niż trzymanie jakiejkolwiek diety...objawy ustępują z dnia na dzień jak z jakiegoś powodu jestem szczęśliwa. 

bardzo dziękuję za pomoc i jakieś rady. Niestety, wiem, czym by się skończyło jeszcze większe przytycie niż już teraz, nie wiem jakbym to przeżyła. Każdy kilogram to jak pogłębianie depresji. Wstaje rano na wagę i płacze codziennie. Chciałabym to przerwać.

Jeszcze raz dziękuję 

Ivanesca22 napisał(a):

Haga. napisał(a):

Za często, za mało itd. ale twoje reakcje są mimo wszystko dziwne. Jakbym coś takiego zobaczyła na żywo to byłabym gotowa uwierzyć w psychosomatykę ale zanim się dojdzie do tej ściany, można jeszcze podłubać od strony dietetycznej. Jeśli poza tym nic ci nie dolega, chyba możesz odpuścić badania. Znajdź dietetyka który ma dobre opinie i naprawdę komuś pomógł, najlepiej z trwałymi efektami. Jeśli tędy nie wyjdzie to gastrolog/neurolog/endokrynolog cholera wie. Zawsze też możesz wylądować u terapeuty, nie zaszkodzi a może być strzałem w dziesiątkę.

Jednak obstawiam, że bez zwiększenia kaloryczności i zmian jakościowych a nawet okresowego przytycia się nie obędzie.

Można kombinować samemu, jest w czym wybierać, ale u lasek którym bardzo zależy na niskiej wadze czasem kończy się to kompletnym rozregulowaniem organizmu.

juz byłam z tym u paru gastrologów. Każdy próbował i skończył na tym samym - terapia. Ale zmiana myślenia mnie wykańcza, to trudniejsze niż trzymanie jakiejkolwiek diety...objawy ustępują z dnia na dzień jak z jakiegoś powodu jestem szczęśliwa. 

bardzo dziękuję za pomoc i jakieś rady. Niestety, wiem, czym by się skończyło jeszcze większe przytycie niż już teraz, nie wiem jakbym to przeżyła. Każdy kilogram to jak pogłębianie depresji. Wstaje rano na wagę i płacze codziennie. Chciałabym to przerwać.

Jeszcze raz dziękuję 

Ale to już jest coś -wiesz, że jest związek między stresem a twoimi problemami. I wiesz, że dieta to błędne koło - bo ograniczanie się i mocny deficyt kcal to też jest stresor - nawet, jeśli na świadomym poziomie tak tego nie odbierasz. To już jest coś.

Nie pomogę za dużo, bo nie mam magicznej metody -  u mnie też stres rozregulował pracę przysadki i tarczycy (a przynajmniej na to wskazują ostatnie badania, które robiłam) co oczywiście wpływa na wagę i np. retencję wody i też średnio wiem co z tym zrobić.

Nie mówiłaś co cię tak stresuje poza dietą, może są jakieś opcje poza terapią, które mogłabyś praktykować, żeby opanować negatywne emocje. Jeśli np. moim problemem jest (między innymi :D) hipochondria, to w tym temacie można znaleźć poradniki pomagające "odpętlić" sobie głowę w jakimś stopniu bez pomocy specjalisty.

Wydaje mi się, że dodawanie kolejnych restrykcji żywieniowych (jakimi było by IF bez dodania kcal czy wariacje z ekstremalnymi makrami) jest ryzykowne.

menot napisał(a):

Ivanesca22 napisał(a):

Haga. napisał(a):

Za często, za mało itd. ale twoje reakcje są mimo wszystko dziwne. Jakbym coś takiego zobaczyła na żywo to byłabym gotowa uwierzyć w psychosomatykę ale zanim się dojdzie do tej ściany, można jeszcze podłubać od strony dietetycznej. Jeśli poza tym nic ci nie dolega, chyba możesz odpuścić badania. Znajdź dietetyka który ma dobre opinie i naprawdę komuś pomógł, najlepiej z trwałymi efektami. Jeśli tędy nie wyjdzie to gastrolog/neurolog/endokrynolog cholera wie. Zawsze też możesz wylądować u terapeuty, nie zaszkodzi a może być strzałem w dziesiątkę.

Jednak obstawiam, że bez zwiększenia kaloryczności i zmian jakościowych a nawet okresowego przytycia się nie obędzie.

Można kombinować samemu, jest w czym wybierać, ale u lasek którym bardzo zależy na niskiej wadze czasem kończy się to kompletnym rozregulowaniem organizmu.

juz byłam z tym u paru gastrologów. Każdy próbował i skończył na tym samym - terapia. Ale zmiana myślenia mnie wykańcza, to trudniejsze niż trzymanie jakiejkolwiek diety...objawy ustępują z dnia na dzień jak z jakiegoś powodu jestem szczęśliwa. 

bardzo dziękuję za pomoc i jakieś rady. Niestety, wiem, czym by się skończyło jeszcze większe przytycie niż już teraz, nie wiem jakbym to przeżyła. Każdy kilogram to jak pogłębianie depresji. Wstaje rano na wagę i płacze codziennie. Chciałabym to przerwać.

Jeszcze raz dziękuję 

Ale to już jest coś -wiesz, że jest związek między stresem a twoimi problemami. I wiesz, że dieta to błędne koło - bo ograniczanie się i mocny deficyt kcal to też jest stresor - nawet, jeśli na świadomym poziomie tak tego nie odbierasz. To już jest coś. Nie pomogę za dużo, bo nie mam magicznej metody -  u mnie też stres rozregulował pracę przysadki i tarczycy (a przynajmniej na to wskazują ostatnie badania, które robiłam) co oczywiście wpływa na wagę i np. retencję wody i też średnio wiem co z tym zrobić. Nie mówiłaś co cię tak stresuje poza dietą, może są jakieś opcje poza terapią, które mogłabyś praktykować, żeby opanować negatywne emocje. Jeśli np. moim problemem jest (między innymi :D) hipochondria, to w tym temacie można znaleźć poradniki pomagające "odpętlić" sobie głowę w jakimś stopniu bez pomocy specjalisty. Wydaje mi się, że dodawanie kolejnych restrykcji żywieniowych (jakimi było by IF bez dodania kcal czy wariacje z ekstremalnymi makrami) jest ryzykowne.

mogłabyś coś polecić w kwestii hipochondrii? Mam to samo między innymi :) 

Ivanesca22 napisał(a):

.Daga. napisał(a):

Ivanesca22 napisał(a):

.Daga. napisał(a):

Ivanesca22 napisał(a):

.Daga. napisał(a):

Ivanesca22 napisał(a):

Haga. napisał(a):

Wrzuć jeszcze menu z jakiegoś typowego dnia. Ile masz lat? Jakieś nałogi, niedobory snu?

25, bez nałogów. To się zaczeło jakieś 4 lata temu, wcześniej tak nie miałam. Ale zawsze było tak, że była jakaś stagnacja, organizm stawał, a jak wydarzyło się coś pozytywnego to objawy przechodziły z dnia na dzień - dosłownie. Jak słyszę, że trawię (burczenie w brzuchu) to jak zbawienie - wiem, że choć na chwilę wróci normalny stan.

9-10 - przeważnie ryżki z serkiem i wędliną na śniadanie + kawa z mlekiem

12 - jakiś serek na przekąske

15 - obiad, często ryż z warzywami, jajko sadzone

17 - parę plasterków wędliny

19 - serek

dziennie wypijam jedną puszkę coli - nałóg...

Co to za serek? 

ryżki z almette, a jako przekąska to skyr, czasem jak chcę coś słodkiego to fantazja.

Te ryżki to rozumiem, że chodzi o wafle ryżowe? Ile ich jesz?

2 dziennie

To pi razy oko jak podliczyłam wszystko to wyszło 1150kcal, białko: 65g, Tłuszcze: 27g Węgle: 162g. Samego cukru 53g, czyli ponad 10 łyżeczek (!!!)

Przy tak niskiej podaży tłuszczu i kalorii masz jeszcze miesiączki?

Mam co do dnia :)

Bez przesady 1500 kalorii przy wzroście 160 cm to wcale nie jest tak mało, co innego z czego te kalorie pochodzą. Bo może to jest jedzenie ale nie odżywianie organizmu.

Pasek wagi

Ivanesnca, po doczytaniu - terapia, chocby konsultacje u jakiegoś sprawdzonego psychologa. To psychosomatyka, 1 na milon. Ważysz jeszcze mało, ratuj się. Im dlużej to trwa tym będzie trudniej i z tym wyższą wagą otrzeźwiejesz. Szkoda młodego życia.

przy wzroście 160cm i wadze 62kg jeśli się nie prowadzi aktywnego trybu życia, to 1600kcal to jest tyle kalorii ile trzeba jeść żeby nie schudnąć i nie przytyć. Jak jesz 1500kcal to schudniesz około pół kilograma w miesiąc. Czyli nawet tego na wadze nie zobaczysz. Idź codziennie na godzinny spacer to już powinna być jakaś różnica. To już jakieś 2kg miesięcznie powinny zejść.


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.