Temat: Rozmowy z rodzicami- przedszkole

    Jak odbieracie informację od nauczyciela, że Wasze dziecko, np. bije inne dzieci i nauczycieli? Od kilku miesięcy pracuję w przedszkolu jako pomoc nauczyciela i zauważyłam, że większość rodziców traktuje to jako atak w ich stronę. 

Pasek wagi

bellleza napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

bellleza napisał(a):

Tez pracowałam w przedszkolu i nigdy mi się nie zdarzylo żeby któraś z nas "naskarzyla" na dziecko a niektore były wybitnie niesforne. Po pierwsze taka matka i tak nie uwierzy że jej kochane słoneczko rozwala zajęcia. Po drugie informowanie rodzica i tak nic nie zmienia w zachowaniu dziecka. Ogólnie miałyśmy to w dupie. Póki się krew nie lała. Ciężko jest ogarnąć ponad 30dzieci w dwie osoby, zwłaszcza że jest szczególowy plan dnia którego trzeba się trzymać. 
No tak, bo powiedzenie dzieciom po raz setny, że niedźwiedź przesypia zimę tudzież robienie kolejnego rysunku jest znacznie istotniejsze niż nauczenie dzieci życia w grupie. Pytanie zatem, po co posyłać dziecko do przedszkola, bo szczegółowy plan dnia to rodzic sam w domu może dziecku zapewnić.
ale dziecko właśnie uczy się funkcjonować w grupie poprzez wspólne posiłki zabawy,zajecia gimnastyczne czy głupi spacer Czyż nie?

Pod warunkiem, że pod kierunkiem mądrego nauczyciela, który nauczy go jak reagować w sytuacjach, w których on nie ma ochoty na posiłek, zajęcia gimnastyczne czy głupi spacer w parze z nielubianym kolegą. W przeciwnym przypadku cała para idzie w gwizdek.

bellleza napisał(a):

Berchen napisał(a):

bellleza napisał(a):

Tez pracowałam w przedszkolu i nigdy mi się nie zdarzylo żeby któraś z nas "naskarzyla" na dziecko a niektore były wybitnie niesforne. Po pierwsze taka matka i tak nie uwierzy że jej kochane słoneczko rozwala zajęcia. Po drugie informowanie rodzica i tak nic nie zmienia w zachowaniu dziecka. Ogólnie miałyśmy to w dupie. Póki się krew nie lała. Ciężko jest ogarnąć ponad 30dzieci w dwie osoby, zwłaszcza że jest szczególowy plan dnia którego trzeba się trzymać. 
koszmar, niezle podejscie, jasne ze nie jest latwo, ale bywam sama z ok 20-22 osobowa grupa i na szczescie do takiej postawy bardzo mi daleko. Dobrze ze nie pracujesz juz z dziecmi.
Nie ma czegoś takiego że jest jedna opiekunka na tyle dzieci więc nie koloryzuj. Niestety ale jest to nierealne żeby poswiecic dla jednego niesfornego dziecka cały swoj czas a resztę olać. Często mówi się że to szkoła powinna wychowywać...śmieszne. Ja nie miałam zamiaru odwalać całej roboty wychowania za rodziców którzy nie nauczyli własnego dziecka funkcjonowania wsrod ludzi. 

wiesz - nie bede wdawala sie z toba w dyskusje bo nie ma to najniejszego sensu, powiem tylko tak - oficjalnie "na papierze " sa trzy opiekunki a w rzeczywistosci czasami jedna - dlaczego - np. jedna jest nagle chora i w danym dniu dzwoni ze idzie do lekarza (brakuje ludzi na zastepstwo), a druga zostawia cie sama z grupa bo pelni funkcje zastepcy szefowej - ktora jest na urlopie, wiec wykonuje jej obowiazki w biurze. Takich przykladow moglabym mnozyc. Warunki pracy w przedszkolach niemieckich sa nieco inne niz polskich - tu etat to 39 !!! godzin w tygodniu - w godzinach od 7.00 do 17stej a niektore placowki do 19.00 - przypuszczam ze o takich warunkach pracy tez nie syszalas. 

kropka36 napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

Mój syn wprawdzie nie bije, ale miał taki etap, że gryzł, w przedszkolu zdarzyło mu się dwa razy, w domu częściej. Pani z przedszkola nam o tym powiedziała, zapytałam się w jakich to było okolicznościach i okazało się, że podobnie jak w domu: nie było to z agresji tylko z nadmiaru wrażeń, on miał wtedy półtora roku i jeszcze nie wiedział jak sobie z tym radzić. Zapytałam, czy pani ma jakieś pomysły co z tym zrobić. Pani dała kilka pomysłów (standardowa rozmowa, tłumaczenie, pokazywanie innych metod rozładowania itp.) i dodała, że w tym wieku to się zdarza bardzo często i szybko mija (prawda).Jeśli rodzice odbierają takie coś jako atak na nich, to albo mają problemy czy kompleksy na punkcie swoim albo swojego rodzicielstwa, albo Ty prrzekazujesz to w jakiś agresywny sposób (pewnie raczej to pierwsze ale nie znam Cię, więc kto wie ;) ). Na to pierwsze nic nie poradzisz, powiedzieć przecież musisz, możesz podpowiedzieć, jak mogą sobie z tym radzić, a co oni z tym zrobią to już ich sprawa.
Pewnie zostanę zjedzona, ale czy nie powinno być odwrotnie...? Czy to nie nauczyciel powinien pytać rodzica, jakie ma pomysły na rozwiązanie problemów z własnym dzieckiem?

Nie ma egzaminów na rodzica, są za to egzaminy na nauczyciela. Rodzic może być niekształcony i nie mieć najbledszego pomysłu na to jak bez kar fizycznych (obecnie, jak wiadomo, zabronionych) wymusić na swoim dziecku posłuszeństwo. Nauczyciel, szczególnie przedszkolny i wczesnoszkolny, uczy się na studiach pedagogicznych chyba czegoś więcej niż dodawania do 10 i głoskowania? Ja jako rodzic oddający dziecko do placówki edukacyjnej oczekuję, że będzie ono tam bezpieczne i otoczone opieką ludzi doświadczonych, zapewniających mu bezpieczeństwo. Nie oddaję dziecka do domu pani Iksińskiej, mamy niesfornego Jasia, i nie od niej oczekuję rozwiązania problemów z Jasiem. Bardzo mnie razi spychanie przez szkoły winy na rodziców. Jak pali się las, to najpierw trzeba gasić, a potem się ustala, kto winny i kto za to płaci. 

Berchen napisał(a):

bellleza napisał(a):

Berchen napisał(a):

bellleza napisał(a):

Tez pracowałam w przedszkolu i nigdy mi się nie zdarzylo żeby któraś z nas "naskarzyla" na dziecko a niektore były wybitnie niesforne. Po pierwsze taka matka i tak nie uwierzy że jej kochane słoneczko rozwala zajęcia. Po drugie informowanie rodzica i tak nic nie zmienia w zachowaniu dziecka. Ogólnie miałyśmy to w dupie. Póki się krew nie lała. Ciężko jest ogarnąć ponad 30dzieci w dwie osoby, zwłaszcza że jest szczególowy plan dnia którego trzeba się trzymać. 
koszmar, niezle podejscie, jasne ze nie jest latwo, ale bywam sama z ok 20-22 osobowa grupa i na szczescie do takiej postawy bardzo mi daleko. Dobrze ze nie pracujesz juz z dziecmi.
Nie ma czegoś takiego że jest jedna opiekunka na tyle dzieci więc nie koloryzuj. Niestety ale jest to nierealne żeby poswiecic dla jednego niesfornego dziecka cały swoj czas a resztę olać. Często mówi się że to szkoła powinna wychowywać...śmieszne. Ja nie miałam zamiaru odwalać całej roboty wychowania za rodziców którzy nie nauczyli własnego dziecka funkcjonowania wsrod ludzi. 
wiesz - nie bede wdawala sie z toba w dyskusje bo nie ma to najniejszego sensu, powiem tylko tak - oficjalnie "na papierze " sa trzy opiekunki a w rzeczywistosci czasami jedna - dlaczego - np. jedna jest nagle chora i w danym dniu dzwoni ze idzie do lekarza (brakuje ludzi na zastepstwo), a druga zostawia cie sama z grupa bo pelni funkcje zastepcy szefowej - ktora jest na urlopie, wiec wykonuje jej obowiazki w biurze. Takich przykladow moglabym mnozyc. Warunki pracy w przedszkolach niemieckich sa nieco inne niz polskich - tu etat to 39 !!! godzin w tygodniu - w godzinach od 7.00 do 17stej a niektore placowki do 19.00 - przypuszczam ze o takich warunkach pracy tez nie syszalas. 

Prawie 40 lat temu trafiłam (w Polsce) do zerówki, w której były dokładnie takie same warunki, o jakich piszesz. Praca od 7 do 17, często jednej osoby (w sumie pań było dwie), 37 dzieci, część dzieci z rodzin z problemami alkoholowymi, czasem agresywnych. Z wielkim szacunkiem do dziś wspominam te kobiety, które nigdy nie krzyczały, nigdy nikogo nie uderzyły, a potrafiły tak prowadzić 37-osobową grupę jak nikt później z chętnie używających linijki do bicia po rękach nauczycieli.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Berchen napisał(a):

bellleza napisał(a):

Berchen napisał(a):

bellleza napisał(a):

Tez pracowałam w przedszkolu i nigdy mi się nie zdarzylo żeby któraś z nas "naskarzyla" na dziecko a niektore były wybitnie niesforne. Po pierwsze taka matka i tak nie uwierzy że jej kochane słoneczko rozwala zajęcia. Po drugie informowanie rodzica i tak nic nie zmienia w zachowaniu dziecka. Ogólnie miałyśmy to w dupie. Póki się krew nie lała. Ciężko jest ogarnąć ponad 30dzieci w dwie osoby, zwłaszcza że jest szczególowy plan dnia którego trzeba się trzymać. 
koszmar, niezle podejscie, jasne ze nie jest latwo, ale bywam sama z ok 20-22 osobowa grupa i na szczescie do takiej postawy bardzo mi daleko. Dobrze ze nie pracujesz juz z dziecmi.
Nie ma czegoś takiego że jest jedna opiekunka na tyle dzieci więc nie koloryzuj. Niestety ale jest to nierealne żeby poswiecic dla jednego niesfornego dziecka cały swoj czas a resztę olać. Często mówi się że to szkoła powinna wychowywać...śmieszne. Ja nie miałam zamiaru odwalać całej roboty wychowania za rodziców którzy nie nauczyli własnego dziecka funkcjonowania wsrod ludzi. 
wiesz - nie bede wdawala sie z toba w dyskusje bo nie ma to najniejszego sensu, powiem tylko tak - oficjalnie "na papierze " sa trzy opiekunki a w rzeczywistosci czasami jedna - dlaczego - np. jedna jest nagle chora i w danym dniu dzwoni ze idzie do lekarza (brakuje ludzi na zastepstwo), a druga zostawia cie sama z grupa bo pelni funkcje zastepcy szefowej - ktora jest na urlopie, wiec wykonuje jej obowiazki w biurze. Takich przykladow moglabym mnozyc. Warunki pracy w przedszkolach niemieckich sa nieco inne niz polskich - tu etat to 39 !!! godzin w tygodniu - w godzinach od 7.00 do 17stej a niektore placowki do 19.00 - przypuszczam ze o takich warunkach pracy tez nie syszalas. 
Prawie 40 lat temu trafiłam (w Polsce) do zerówki, w której były dokładnie takie same warunki, o jakich piszesz. Praca od 7 do 17, często jednej osoby (w sumie pań było dwie), 37 dzieci, część dzieci z rodzin z problemami alkoholowymi, czasem agresywnych. Z wielkim szacunkiem do dziś wspominam te kobiety, które nigdy nie krzyczały, nigdy nikogo nie uderzyły, a potrafiły tak prowadzić 37-osobową grupę jak nikt później z chętnie używających linijki do bicia po rękach nauczycieli.

"linijki" w podstawowce w drugiej klasie tez doswiadczylam -  u mnie byl to dlugi drewniany piornik - takich momentow nie zapomina sie.

Moim zdaniem agresywne dziecko nie najlepiej świadczy o rodzicu i tak, byłoby mi wstyd. 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

]Nie ma egzaminów na rodzica, są za to egzaminy na nauczyciela. Rodzic może być niekształcony i nie mieć najbledszego pomysłu na to jak bez kar fizycznych (obecnie, jak wiadomo, zabronionych) wymusić na swoim dziecku posłuszeństwo. Nauczyciel, szczególnie przedszkolny i wczesnoszkolny, uczy się na studiach pedagogicznych chyba czegoś więcej niż dodawania do 10 i głoskowania? Ja jako rodzic oddający dziecko do placówki edukacyjnej oczekuję, że będzie ono tam bezpieczne i otoczone opieką ludzi doświadczonych, zapewniających mu bezpieczeństwo. Nie oddaję dziecka do domu pani Iksińskiej, mamy niesfornego Jasia, i nie od niej oczekuję rozwiązania problemów z Jasiem. Bardzo mnie razi spychanie przez szkoły winy na rodziców. Jak pali się las, to najpierw trzeba gasić, a potem się ustala, kto winny i kto za to płaci. 

Ale to jednak rodzic powinien znać swoje dziecko najlepiej, bo na nim spoczywa największa odpowiedzialność. A dziś to takie powszechne, zwalić całą odpowiedzialność na przedszkole i szkołę... A samemu umyć rączki, bo się egzaminu nie zdawało. Pogrubionym zdaniem rozwaliłaś system i potwierdziłaś swoją roszczeniową i spychającą odpowiedzialność na otoczenie postawę. Tak najłatwiej - szkoła jest winna. Rodzic nigdy. Tyle że większość zachowań dzieci wynoszą z domu, szczególnie kilkulatki. A oczekiwanie, że nauczyciel, który ma pod opieką kilkanaścioro dzieci, wyprostuje błędy wychowawcze i zaniechania rodzica, to już jest gruba przesada. Co do bezpieczeństwa i opieki jak najbardziej się zgodzę, ale co do wychowania to już jednak powinna być sprawa w głównej mierze rodziców, nie nauczyciela.

kropka36 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

]Nie ma egzaminów na rodzica, są za to egzaminy na nauczyciela. Rodzic może być niekształcony i nie mieć najbledszego pomysłu na to jak bez kar fizycznych (obecnie, jak wiadomo, zabronionych) wymusić na swoim dziecku posłuszeństwo. Nauczyciel, szczególnie przedszkolny i wczesnoszkolny, uczy się na studiach pedagogicznych chyba czegoś więcej niż dodawania do 10 i głoskowania? Ja jako rodzic oddający dziecko do placówki edukacyjnej oczekuję, że będzie ono tam bezpieczne i otoczone opieką ludzi doświadczonych, zapewniających mu bezpieczeństwo. Nie oddaję dziecka do domu pani Iksińskiej, mamy niesfornego Jasia, i nie od niej oczekuję rozwiązania problemów z Jasiem. Bardzo mnie razi spychanie przez szkoły winy na rodziców. Jak pali się las, to najpierw trzeba gasić, a potem się ustala, kto winny i kto za to płaci. 
Ale to jednak rodzic powinien znać swoje dziecko najlepiej, bo na nim spoczywa największa odpowiedzialność. A dziś to takie powszechne, zwalić całą odpowiedzialność na przedszkole i szkołę... A samemu umyć rączki, bo się egzaminu nie zdawało. Pogrubionym zdaniem rozwaliłaś system i potwierdziłaś swoją roszczeniową i spychającą odpowiedzialność na otoczenie postawę. Tak najłatwiej - szkoła jest winna. Rodzic nigdy. Tyle że większość zachowań dzieci wynoszą z domu, szczególnie kilkulatki. A oczekiwanie, że nauczyciel, który ma pod opieką kilkanaścioro dzieci, wyprostuje błędy wychowawcze i zaniechania rodzica, to już jest gruba przesada. Co do bezpieczeństwa i opieki jak najbardziej się zgodzę, ale co do wychowania to już jednak powinna być sprawa w głównej mierze rodziców, nie nauczyciela.

Kropka - masz racje ze dzieci powinny byc wychowywane przede wszystkim w domu - ale jest naprawde wiele domow, w ktorych z tym wychowaniem rodzicom nie wychodzi. Jest wiele, naprawde wiele rodzin gdzie dzieci wedruja od mamy do taty zyjacych osobno i w obu maja dwa rozne modele wychowania. Sa tez  dzieci , ktore gdyby nie byly w przedszkolu i to najlepiej do 17 to nie wiedzialyby jak wyglada normalne zycie , normalne posilki, rozmowy miedzy ludzmi - jest naprawde duzo dzieci nie majacych normalnych zdrowych warunkow - kto mialby tym dzieciom dac jakis wzorzec jesli go w domu niema. Mam dziewczynke w grupie, malenka, wyglada na 3 lata, taki jest tez jej etap rozwoju a ma 5 lat - pochodzi z rodziny w ktorej matka narkomanka zmarla w wieku cos po 30stce a ojciec wychowuje ja i 6 rodzenstwa - z tego dwojka sa ciezko chore bo mama cpala w ciazy - czy mozna oczekiwac ze rodzina te dzieci wychowa - przeciez one jej w zasadzie nie maja. Jesli takie dzieci trafia do takiej wychowawczyni, ktora ma je jak "bellleza" pisala " w dupie", to nic dodac nic ujac. Mamy takich dzieci w kazdej grupie kilka i na szczescie nie wszystkim sa te dzieci i ich przyszlosc obojetna. 

Natomiast dzieci majace rodziny, rodzicow, dostaja jakies wzorce z domu, pozniej dostaja je od wychowawcow - tu czasem dochodzi do jakichs roznic, dziecko dorastajac wybiera z tej calej palety jaka mu jest przez srodowisko dana te z ktorymi sie identyfikuje. Tu nie widze mozliwosci zrzucania odpowiedzialnosci za wychowanie z rodzica na wychowawce czy odwrotnie - kazdy czlowiek z ktorym dziecko ma kontakt w jakims stopniu jest wzorcem zachowan i o tym kazdy dorosly powinien zawsze pamietac - obojetnie kim jest , chociazby pania na kasie , ktora dziecko jako klienta potraktuje z takim samym szacunkiem jak innego doroslego.

kropka36 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

]Nie ma egzaminów na rodzica, są za to egzaminy na nauczyciela. Rodzic może być niekształcony i nie mieć najbledszego pomysłu na to jak bez kar fizycznych (obecnie, jak wiadomo, zabronionych) wymusić na swoim dziecku posłuszeństwo. Nauczyciel, szczególnie przedszkolny i wczesnoszkolny, uczy się na studiach pedagogicznych chyba czegoś więcej niż dodawania do 10 i głoskowania? Ja jako rodzic oddający dziecko do placówki edukacyjnej oczekuję, że będzie ono tam bezpieczne i otoczone opieką ludzi doświadczonych, zapewniających mu bezpieczeństwo. Nie oddaję dziecka do domu pani Iksińskiej, mamy niesfornego Jasia, i nie od niej oczekuję rozwiązania problemów z Jasiem. Bardzo mnie razi spychanie przez szkoły winy na rodziców. Jak pali się las, to najpierw trzeba gasić, a potem się ustala, kto winny i kto za to płaci. 
Ale to jednak rodzic powinien znać swoje dziecko najlepiej, bo na nim spoczywa największa odpowiedzialność. A dziś to takie powszechne, zwalić całą odpowiedzialność na przedszkole i szkołę... A samemu umyć rączki, bo się egzaminu nie zdawało. Pogrubionym zdaniem rozwaliłaś system i potwierdziłaś swoją roszczeniową i spychającą odpowiedzialność na otoczenie postawę. Tak najłatwiej - szkoła jest winna. Rodzic nigdy. Tyle że większość zachowań dzieci wynoszą z domu, szczególnie kilkulatki. A oczekiwanie, że nauczyciel, który ma pod opieką kilkanaścioro dzieci, wyprostuje błędy wychowawcze i zaniechania rodzica, to już jest gruba przesada. Co do bezpieczeństwa i opieki jak najbardziej się zgodzę, ale co do wychowania to już jednak powinna być sprawa w głównej mierze rodziców, nie nauczyciela.

Być może przegapiłaś fakt, że na moje dziecko nigdy nie było skarg. Ale ja mam wykształcenie pedagogiczne. Wiem, co mojemu dziecku wolno, a co nie. Natomiast oczekuję w zamian, że szkoła zapewni mojemu dziecku bezpieczeństwo nie oglądając się na rodziców. Jeszcze raz powtórzę - jeśli przedszkole i wczesna szkoła umywa ręce swoim tumiwisizmem, to nie ma mojej zgody na taką szkołę. I tak, szkoła wzięła na siebie obowiązek socjalizacji dzieci. Krzyczy się o tym zawsze i wszędzie, gdy pojawia się temat chociażby nauczania domowego. To ja się pytam: jak wygląda ta socjalizacja, skoro szkoła umywa ręce od zaniedbań pani Iksińskiej?

Moja corcia kilka miesiecy temu bila inne dzieci w szkole. Informacje od nauczyciela potraktowalam powaznie. Poszlam do psychologa z prosba o porade.  Powiedzial,  abym nie karala jej za to w domu,  bo problemy szkolne powinne byc zalatwiane w szkole (czy bedzie tam karana i jak - to nie jest moja dzialka i zgodzilam sie z nim). Dal mi wiele tez porad, wylozyl mi problem niepokoju dzieciecego itd. Spotkalam sie potem z nauczycielem i zadalam kilka pytan,  okazalo sie,  ze wtedy,  kiedy dziecko zaczelo byc agresywne zbieglo sie z przesadzeniem dziecka osobno,  z daleka od innych dzieci,  bo za duzo rozmawialo i przeszkadzalo.  Poprosilam,  aby posadzil dziecko raczej w srodku klasy.  Okazalo sie,  ze gadulstwo wrocilo, ale agresja fizyczna natychmiast znikla. 

Szkola powinna wspolpracowac z rodzicami,  ale duzo zalezy od kultury nauczyciela jak przekaze informacje rodzicom. Nie zawsze wina, za sytuacje lezy po stronie rodzica. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.