- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 kwietnia 2018, 08:03
Wczoraj oznamilam mojemu facetowi ze na wesele mojej bliskiej kuzynki ktore jedziemy w sierpniu mam zamiar dac 200zl. Bylam przekonana ze to odpowiednia kwota za dwie osoby, bo niby dlaczego mam komus impreze finansowac? Moj facet sie oburzyl ze to za malo i powinnismy dac wiecej zeby te 500zl My nie mamy duzego budzetu, obecnie szukam pracy, a oczywiste ze przeciez musimy jeszcxe sie ubrac i wydac na taksowke( w jedna strone pewnie okolo 100-150zl( w druga strone taryfa nocna)
Czy 200zl od dwoch doroslych osob+kwiaty ktore tez pewnie beda kosztowac z 50zl to malo? Nasz budzet po oplaceniu rachunkow to 2,5 lub 3tys na 4osoby( w tym dwoje malych dzieci).
23 kwietnia 2018, 19:20
To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.
23 kwietnia 2018, 19:30
Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
23 kwietnia 2018, 19:39
Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje.
23 kwietnia 2018, 19:44
Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.
Moim zdaniem większość negatywnych komentarzy nie koncentrowała się na tych dwóch stówach, tylko na tym, że autorka opisała swoją sytuację podkreślając, że "nikomu wesela nie zamierza sponsorować", że "nie pójdziem jak dziady", że "to pierwsze wyjście po ciąży i jakaś impreza jej się należy", że "woli kupić droższą kieckę niż dać do koperty". Więc nie chodziło o ten talerzyk, tylko o ludzką przyzwoitość. Nie było nic o tym, że kuzynka wymaga jakiejś konkretnej kwoty w rodzaju "co łaska, ale nie mniej niż". A dodatkowo mąż uważa, że powinni dać więcej.
23 kwietnia 2018, 19:44
W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje.Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
23 kwietnia 2018, 19:52
Jeżeli rozliczamy gościa z wartości prezentu co do jego możliwości majątkowych, to czy zapraszając osobę, która zarabia 20 tysięcy i żyje bogato powinniśmy oczekiwać, że da w kopercie np 10 tysiecy? Bo według mnie jest w stanie tyle odłożyć przez rok? Jeśli mamy się zagłębiać w takie rozliczanie, to myślę, że jak ktoś jest w stanie dać 400 zł z jednej wypłaty, to powinien dać o wiele więcej skoro o weselu wie od roku :)W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje.Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Cały czas patrzysz z perspektywy gospodarza. Ja patrzę z perspektywy gościa. Ja jako gość nie czuję się dać w obowiązku więcej niż wynosi średnia cena za talerzyk w okolicy ;-) Niezależnie od tego, ile zarabiam i jak długo oszczędzam. Zasada wzajemności nie zakłada dysproporcji w zależności od zarobków. Daję tyle, ile uważam, że mi dano.
23 kwietnia 2018, 19:59
Cały czas patrzysz z perspektywy gospodarza. Ja patrzę z perspektywy gościa. Ja jako gość nie czuję się dać w obowiązku więcej niż wynosi średnia cena za talerzyk w okolicy ;-) Niezależnie od tego, ile zarabiam i jak długo oszczędzam. Zasada wzajemności nie zakłada dysproporcji w zależności od zarobków. Daję tyle, ile uważam, że mi dano.Jeżeli rozliczamy gościa z wartości prezentu co do jego możliwości majątkowych, to czy zapraszając osobę, która zarabia 20 tysięcy i żyje bogato powinniśmy oczekiwać, że da w kopercie np 10 tysiecy? Bo według mnie jest w stanie tyle odłożyć przez rok? Jeśli mamy się zagłębiać w takie rozliczanie, to myślę, że jak ktoś jest w stanie dać 400 zł z jednej wypłaty, to powinien dać o wiele więcej skoro o weselu wie od roku :)W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje.Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
ale dano ci jeszcze muzykę, alkohol który zazwyczaj kupują osobno, może na jakimś zdjęciu też będziesz- czemu więc placisz za talerzyk a nie też za DJa i kilka innych elementów?
23 kwietnia 2018, 20:00
ale dano ci jeszcze muzykę, alkohol który zazwyczaj kupują osobno, może na jakimś zdjęciu też będziesz- czemu więc placisz za talerzyk a nie też za DJa i kilka innych elementów?Cały czas patrzysz z perspektywy gospodarza. Ja patrzę z perspektywy gościa. Ja jako gość nie czuję się dać w obowiązku więcej niż wynosi średnia cena za talerzyk w okolicy ;-) Niezależnie od tego, ile zarabiam i jak długo oszczędzam. Zasada wzajemności nie zakłada dysproporcji w zależności od zarobków. Daję tyle, ile uważam, że mi dano.Jeżeli rozliczamy gościa z wartości prezentu co do jego możliwości majątkowych, to czy zapraszając osobę, która zarabia 20 tysięcy i żyje bogato powinniśmy oczekiwać, że da w kopercie np 10 tysiecy? Bo według mnie jest w stanie tyle odłożyć przez rok? Jeśli mamy się zagłębiać w takie rozliczanie, to myślę, że jak ktoś jest w stanie dać 400 zł z jednej wypłaty, to powinien dać o wiele więcej skoro o weselu wie od roku :)W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje.Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Gdyby ode mnie zależało, to akurat te elementy chętnie bym z wesela wyeliminowała. Muzyka przeszkadza rozmawiać, a alkohol jest mi zbędny. Nie czuję się zatem w żaden sposób zobowiązana płacić za to, co powoduje mój dyskomfort.
23 kwietnia 2018, 20:11
Cały czas patrzysz z perspektywy gospodarza. Ja patrzę z perspektywy gościa. Ja jako gość nie czuję się dać w obowiązku więcej niż wynosi średnia cena za talerzyk w okolicy ;-) Niezależnie od tego, ile zarabiam i jak długo oszczędzam. Zasada wzajemności nie zakłada dysproporcji w zależności od zarobków. Daję tyle, ile uważam, że mi dano.Jeżeli rozliczamy gościa z wartości prezentu co do jego możliwości majątkowych, to czy zapraszając osobę, która zarabia 20 tysięcy i żyje bogato powinniśmy oczekiwać, że da w kopercie np 10 tysiecy? Bo według mnie jest w stanie tyle odłożyć przez rok? Jeśli mamy się zagłębiać w takie rozliczanie, to myślę, że jak ktoś jest w stanie dać 400 zł z jednej wypłaty, to powinien dać o wiele więcej skoro o weselu wie od roku :)W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje.Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :)A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.Wychowania hmmm jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:DByć może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :DJest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.