Temat: Wesele-przegiecie?

Wczoraj oznamilam mojemu facetowi ze na wesele mojej bliskiej kuzynki ktore jedziemy w sierpniu mam zamiar dac 200zl. Bylam przekonana ze to odpowiednia kwota za dwie osoby, bo niby dlaczego mam komus impreze finansowac? Moj facet sie oburzyl ze to za malo i powinnismy dac wiecej zeby te 500zl My nie mamy duzego budzetu, obecnie szukam pracy, a oczywiste ze przeciez musimy jeszcxe sie ubrac i wydac na taksowke( w jedna strone pewnie okolo 100-150zl( w druga strone taryfa nocna)

Czy 200zl od dwoch doroslych osob+kwiaty ktore tez pewnie beda kosztowac z 50zl to malo? Nasz budzet po oplaceniu rachunkow to 2,5 lub 3tys na 4osoby( w tym dwoje malych dzieci). 

I dla tego nie robię wesela tylko przyjęcie z zastrzeżeniem że nie życzę sobie żadnych pieniędzy :) nie stać Cię na wesele to nie rób! 

Pasek wagi

radioaktywna94 napisał(a):

chaje napisał(a):

oczywiście każdy powinien dać tyle na ile go stać i dla kogoś żyjącego skromnie jeśli 200 zł to duży wydatek, to prezent w tej kwocie jest jak najbardziej na miejscu, jednak podejście autorki tematu jest fatalne :) nowa sukienka, fryzjer, taksówki - sorry - i Ty mówisz że żyjesz skromnie? Odstawisz się z mężem jak milion dolców, ale w kopercie dasz jakiś ochłap młodym, którzy na to, żeby Was ugościć wydadzą sporo więcej. Myślisz że bez Ciebie ta impreza nie wypali czy co? Nie stać Was to nie idźcie, wyślijcie życzenia i tyle. Twoje podejście jest próżne i niefajne. Nie Ty jesteś gwiazdą tego wieczoru i to nie w siebie powinnaś inwestować, ale w młodych. Osobiście uważam to za mega nietakt by udawać skromnych i ubogich, ale odszykować się za więcej niż ma się zamiar dać. Normalne pasożyty no :D 
A za chwilę będzie temat, jak się ubrać na wesele i będą pouczać, że mogłaś odłożyć na sukienkę i garnitur, przecież zobowiązują pewne zasady jak się odstawić trzeba, żeby pasować do reszty, bo inaczej rodzina obgada, że mąż ma niedopasowany garniak albo co innego :D  Każdy ma swoje zasady ile dać i jak wyglądać, nie mogę uwierzyć, że ludzie rozliczają gościa weselnego z tego ile zainwestuje w siebie a ile da koperty, ciekawe ilu z Was spojrzało na kogoś krzywo, bo był źle ubrany na ulicy albo cokolwiek innego, a nie zastanowiło się nad tym, że może odkłada na kopertę :D :D :D 

bez przesady. ja nie mogę uwierzyć, że ktoś wyjście na czyjeś wesele traktuje jako konieczność inwestowania w siebie samego :) gwiazda nie wsiądzie do autobusu, nie uczesze sama włosów, ale płacze, że jej nie stać na prezent - no coś tu nie gra...

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.

Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.

SmoczycaKamila napisał(a):

No tak jak najwiecej kasy do koperty a na wesele mam isc w dzinach i basicowym t-shircie z hm. Nosz

Tobie we wszystkim będzie cudnie, czym mniej ubierzesz tym większe wrażenie zrobisz ^^

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.
Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.

Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.

Nie wierzę w to co czytam :D

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.
Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.
Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.
Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.
Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.
Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.
Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)

A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?

moim zdaniem 150 zł /os to minimalna kwota 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.
Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.
Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.
Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)
A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?
To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.