Temat: Wesele-przegiecie?

Wczoraj oznamilam mojemu facetowi ze na wesele mojej bliskiej kuzynki ktore jedziemy w sierpniu mam zamiar dac 200zl. Bylam przekonana ze to odpowiednia kwota za dwie osoby, bo niby dlaczego mam komus impreze finansowac? Moj facet sie oburzyl ze to za malo i powinnismy dac wiecej zeby te 500zl My nie mamy duzego budzetu, obecnie szukam pracy, a oczywiste ze przeciez musimy jeszcxe sie ubrac i wydac na taksowke( w jedna strone pewnie okolo 100-150zl( w druga strone taryfa nocna)

Czy 200zl od dwoch doroslych osob+kwiaty ktore tez pewnie beda kosztowac z 50zl to malo? Nasz budzet po oplaceniu rachunkow to 2,5 lub 3tys na 4osoby( w tym dwoje malych dzieci). 

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.
Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.
Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.
Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)
A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?
To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :) 
Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.
Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.
W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje. 
Jeżeli rozliczamy gościa z wartości prezentu co do jego możliwości majątkowych, to czy zapraszając osobę, która zarabia 20 tysięcy i żyje bogato powinniśmy oczekiwać, że da w kopercie np 10 tysiecy? Bo według mnie jest w stanie tyle odłożyć przez rok? Jeśli mamy się zagłębiać w takie rozliczanie, to myślę, że jak ktoś jest w stanie dać 400 zł z jednej wypłaty, to powinien dać o wiele więcej skoro o weselu wie od roku :)
Cały czas patrzysz z perspektywy gospodarza. Ja patrzę z perspektywy gościa. Ja jako gość nie czuję się dać w obowiązku więcej niż wynosi średnia cena za talerzyk w okolicy ;-) Niezależnie od tego, ile zarabiam i jak długo oszczędzam. Zasada wzajemności nie zakłada dysproporcji w zależności od zarobków. Daję tyle, ile uważam, że mi dano.
Ale według Autorki odpowiednia kwota to 200 zł, bo chce się ubrać i dojechać, i tak sobie wyliczyła, że ją stać.Oczywiście musi się porozumieć z mężem, bo on uważa inaczej, ale ja zazdroszczę autorce, że nie jest jej 'głupio'. Skoro rozpatrujesz tylko z perspektywy gościa, to nie rozumiem czemu rozliczasz autorkę z pieniędzy, jeśli według niej to odpowiednia kwota i analizowanie motywów jest bez sensu. Każdy z nas może się ubrać jak najtaniej i najmniejszym kosztem zorganizować dojazd i powrót, czy jeśli dam 500 zł, to mogę się ubrać za 1000? Czy to będzie nie takt? nadal uważam, że kwasy w temacie pieniędzy są przez to, że nie ma tzw wejściówki :) Szczególnie na weselach gdzie jest mnóstwo ludzi i z co niektórymi ma się słaby kontakt. 

Bo pyta (smiech) Gdyby nie pytała, to bym jej nie rozliczała. Widać trochę jej 'głupio', a na pewno 'głupio' jej mężowi, skoro pyta. Jeśli ktoś pyta, to aby na to odpowiedzieć, jakieś kryterium trzeba przyjąć. Podałam swoje kryterium jako gościa. Jeśli wymrą ludzie, którym będzie 'głupio', to pojawią się i wejściówki (smiech) Na razie jeszcze są nieopłacalne. 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.
Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.
Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.
Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)
A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?
To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :) 
Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.
Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.
W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje. 
Jeżeli rozliczamy gościa z wartości prezentu co do jego możliwości majątkowych, to czy zapraszając osobę, która zarabia 20 tysięcy i żyje bogato powinniśmy oczekiwać, że da w kopercie np 10 tysiecy? Bo według mnie jest w stanie tyle odłożyć przez rok? Jeśli mamy się zagłębiać w takie rozliczanie, to myślę, że jak ktoś jest w stanie dać 400 zł z jednej wypłaty, to powinien dać o wiele więcej skoro o weselu wie od roku :)
Cały czas patrzysz z perspektywy gospodarza. Ja patrzę z perspektywy gościa. Ja jako gość nie czuję się dać w obowiązku więcej niż wynosi średnia cena za talerzyk w okolicy ;-) Niezależnie od tego, ile zarabiam i jak długo oszczędzam. Zasada wzajemności nie zakłada dysproporcji w zależności od zarobków. Daję tyle, ile uważam, że mi dano.
Ale według Autorki odpowiednia kwota to 200 zł, bo chce się ubrać i dojechać, i tak sobie wyliczyła, że ją stać.Oczywiście musi się porozumieć z mężem, bo on uważa inaczej, ale ja zazdroszczę autorce, że nie jest jej 'głupio'. Skoro rozpatrujesz tylko z perspektywy gościa, to nie rozumiem czemu rozliczasz autorkę z pieniędzy, jeśli według niej to odpowiednia kwota i analizowanie motywów jest bez sensu. Każdy z nas może się ubrać jak najtaniej i najmniejszym kosztem zorganizować dojazd i powrót, czy jeśli dam 500 zł, to mogę się ubrać za 1000? Czy to będzie nie takt? nadal uważam, że kwasy w temacie pieniędzy są przez to, że nie ma tzw wejściówki :) Szczególnie na weselach gdzie jest mnóstwo ludzi i z co niektórymi ma się słaby kontakt. 
Bo pyta  Gdyby nie pytała, to bym jej nie rozliczała. Widać trochę jej 'głupio', a na pewno 'głupio' jej mężowi, skoro pyta. Jeśli ktoś pyta, to aby na to odpowiedzieć, jakieś kryterium trzeba przyjąć. Podałam swoje kryterium jako gościa. Jeśli wymrą ludzie, którym nie będzie 'głupio', to pojawią się i wejściówki  Na razie jeszcze są nieopłacalne. 
Nieopłacalne, bo brzydko by to wyglądało czy mimo wszystko ludzie dają odpowiednią kwotę? Nie rozumiem tabu wokół pieniędzy jakie panuje w temacie wesela. Jeżeli większość przyznaje, że jest odpowiednia kwota ale nie jest ona oficjalnie ustalona, to jakim prawem większość pozwala sobie uważać, że mniejsza jest zła? Autorka jest źle oceniona przez to, a chyba tak nie powinno być? Jeżeli wesele to taki koszt, że jednak każdy chciałby żeby goście część pokryli, to nie rozumiem czemu się z tym kryć? Przecież nie ma w tym nic złego i znamy realia, więc zamiast domyślać się czy gość jest warty 200 czy 300 zł to powinno się oficjalnie o tym mówić. Jak na razie to wychodzi na to, że nikt nic nie chce tylko goście ustalili minimalną kwotę, żeby Młodym było lżej ;) Miło ze strony gości, ale jeśli ktoś chce dać mniej, to nie powinniśmy go oceniać. 

500zł na wesele od pary to minimum.

200zł to moze dac jakas bezrobotna, uczaca sie gowniara, idaca na wesele bez osoby towarzyszacej.

uczesz sie sama, mejkap zrob samodzielnie, dojedzcie busem i juz masz zaoszczedzona gotowke. ;)


Droga Autorko! 

Moim zdaniem - uczesać się samemu - zaoszczędzisz przynajmniej 50-100 zł ( zależy do jak drogiego fryzjera byś poszła ) i poprosić kogoś znajomego o podwiezienie i odebranie z wesela (znajomy z Ciebie nie zedrze 150 zł, tylko weźmie od 50 do 100 zł - zależy jakich masz znajomych). Skutkiem czego zaoszczędzisz przynajmniej 150 zł, co możesz wtedy dorzucić do koperty i już masz 350 zł a nie 200.

Wybrać sukienkę tańszą ale też ładną - możesz kupić używaną - dziewczyny sprzedają w necie sukienki z wesel, studniówek za grosze, naprawdę. Moja kumpela nawet na swoje wesele kupiła używaną suknię ślubną i wydała BAGATELA! 350 zł! 

Rozumiem, że chcesz wyglądać ładnie na weselu i dobrze się prezentować ale pamiętaj że mimo wszystko najważniejsze jest to żebyś się tam pojawiła a wzrok gości powinien być skupiony na parze młodej a nie na Tobie...

Ja zawsze jak szłam na wesele to wolałam zaoszczędzić mimo wszystko "na sobie" - czyli sama sobie robiłam paznokcie, sama się malowałam i sama czesalam, szukałam jak najtańszej formy dojazdu żeby mimo wszystko nie oszczędzać na osobach które mnie zapraszają.


Zastanów się może czy gdybyś Ty organizowała swoje wesele i gdyby ta kuzynka przyszła pięknie wystrojona na imprezę a z prezentem (czyli tutaj kasą) by pożałowała co byś pomyślała? - jeśli byś się tym nie przejęła to w takim razie odpuść sobie rozstrząsanie tego na forum i daj tyle ile chcesz i tyle ile Ty byś chciała dostać od swoich gości.

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 
Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.
Wychowania hmmm  jak zapraszasz obcych ludzi, to ma to znaczenie i mogą być kwasy i niejasne sytuacje, ale zapraszając bliskich to serio ktoś kogoś wykorzystuje i tworzą się dziwne akcje? Współczuję takich rodzin i znajomych :) To dopiero kwestia wychowania.
Rozumiem, że na swoich wypróbowanych znajomych ćwiczyłaś już brak zasady wzajemności? Poćwicz jeszcze kilka lat, to porozmawiamy.
Nie muszę, bo nie po to ich zapraszam, żebym czekała na kasę :D Po prostu mnie pieniądze nie interesują jak coś organizuję i z góry nie mówię, że jest zrzutka. Mamy dwa różne podejścia i tyle:)
A oni oczywiście nigdy nic nie przynoszą?
To pytanie nic nie wnosi skoro mówię, że nie jest to dla mnie w żaden sposób istotne, ale skoro jest dla Ciebie , to odpowiem. Przynoszą i jest to różnej wartości, rzadko się zdarza żeby ktoś czegoś nie przyniósł jak nie ma zrzutki ;) Ale nikt nikogo nie rozlicza :) 
Pytanie jest istotne o tyle, że Twoi znajomi respektują zasadę wzajemności, więc Ty absolutnie nie masz pojęcia jak to jest, gdy ludzie jej nie akceptują. Podejrzewam też, że sama również nie idziesz z pustymi rękami, a więc również, wbrew temu, co twierdzisz, respektujesz zasadę wzajemności. W tym wszystkim nie chodzi o to, żeby ktokolwiek kogokolwiek z czegokolwiek rozliczał, ale o to, żeby w ogólnym rozrachunku nikt nie miał poczucia, że jest frajerem. Brak zasady wzajemności jest utopią, w którą nie wierzę. Nie doświadczyłam tego w swojej rodzinie i wśród swoich znajomych, bo każdy ma zbyt dużo poczucia przyzwoitości, żeby ją stosować, ale wiem, czym ona się kończy. Tym, czym każda utopia. W relacjach społecznych nie liczy się oczywiście tylko pieniądz - liczy się wiele różnych innych rzeczy. Gotowość pomocy czy chęć wysłuchania jest często cenniejsza niż najlepszy prezent. Ale branie bez dawania niczego nigdy nie kończy się dobrze. Co można poczytać w setkach postów na forach.
Rozumiem o co Ci chodzi, ale mówisz o tym, że każdy 'coś daje', przecież autorka też chce coś dać. Mówimy teraz o wartości prezentu i nie jestem pewna czy zwrócenie za talerzyk jest przyzwoitością. Przyzwoitością jest nie mówić gościom, że się oczekuje pieniędzy chociaż za talerzyk i oczekiwanie, że to zrobią? Właśnie przez takie niedopowiedzenia są kwasy, jakby ludzie zapraszali i robili płatne wejściówki to by się tego uniknęło, ale przecież to nieprzyzwoite.
W moim odczucia autorka daje zbyt mało do swoich możliwości i ma bardzo niefajne podejście. I my tu nie mówimy o przyzwoitości gospodarza, tylko przyzwoitości gościa. Inna perspektywa. Osobiście za znacznie zdrowsze uważałam dawne wesela, które goście przygotowywali wspólnie z gospodarzami i dawali drobne prezenty na pamiątkę. Gospodarz nie wkładał wielkiego kosztu, więc niczego nie oczekiwał. Gość wkładał pracę, więc nie czuł się zobowiązany do dania prezentu ani do rewanżu. Tym, czego oczekiwał było to, że kiedyś inni jemu pomogą w organizacji podobnej imprezy. Zasada wzajemności nadal działała, ale niwelowała dysproporcje związane ze stanem majątkowym, który zwykle budzi duże emocje. 
Jeżeli rozliczamy gościa z wartości prezentu co do jego możliwości majątkowych, to czy zapraszając osobę, która zarabia 20 tysięcy i żyje bogato powinniśmy oczekiwać, że da w kopercie np 10 tysiecy? Bo według mnie jest w stanie tyle odłożyć przez rok? Jeśli mamy się zagłębiać w takie rozliczanie, to myślę, że jak ktoś jest w stanie dać 400 zł z jednej wypłaty, to powinien dać o wiele więcej skoro o weselu wie od roku :)
Cały czas patrzysz z perspektywy gospodarza. Ja patrzę z perspektywy gościa. Ja jako gość nie czuję się dać w obowiązku więcej niż wynosi średnia cena za talerzyk w okolicy ;-) Niezależnie od tego, ile zarabiam i jak długo oszczędzam. Zasada wzajemności nie zakłada dysproporcji w zależności od zarobków. Daję tyle, ile uważam, że mi dano.
Ale według Autorki odpowiednia kwota to 200 zł, bo chce się ubrać i dojechać, i tak sobie wyliczyła, że ją stać.Oczywiście musi się porozumieć z mężem, bo on uważa inaczej, ale ja zazdroszczę autorce, że nie jest jej 'głupio'. Skoro rozpatrujesz tylko z perspektywy gościa, to nie rozumiem czemu rozliczasz autorkę z pieniędzy, jeśli według niej to odpowiednia kwota i analizowanie motywów jest bez sensu. Każdy z nas może się ubrać jak najtaniej i najmniejszym kosztem zorganizować dojazd i powrót, czy jeśli dam 500 zł, to mogę się ubrać za 1000? Czy to będzie nie takt? nadal uważam, że kwasy w temacie pieniędzy są przez to, że nie ma tzw wejściówki :) Szczególnie na weselach gdzie jest mnóstwo ludzi i z co niektórymi ma się słaby kontakt. 
Bo pyta  Gdyby nie pytała, to bym jej nie rozliczała. Widać trochę jej 'głupio', a na pewno 'głupio' jej mężowi, skoro pyta. Jeśli ktoś pyta, to aby na to odpowiedzieć, jakieś kryterium trzeba przyjąć. Podałam swoje kryterium jako gościa. Jeśli wymrą ludzie, którym nie będzie 'głupio', to pojawią się i wejściówki  Na razie jeszcze są nieopłacalne. 
Nieopłacalne, bo brzydko by to wyglądało czy mimo wszystko ludzie dają odpowiednią kwotę? Nie rozumiem tabu wokół pieniędzy jakie panuje w temacie wesela. Jeżeli większość przyznaje, że jest odpowiednia kwota ale nie jest ona oficjalnie ustalona, to jakim prawem większość pozwala sobie uważać, że mniejsza jest zła? Autorka jest źle oceniona przez to, a chyba tak nie powinno być? Jeżeli wesele to taki koszt, że jednak każdy chciałby żeby goście część pokryli, to nie rozumiem czemu się z tym kryć? Przecież nie ma w tym nic złego i znamy realia, więc zamiast domyślać się czy gość jest warty 200 czy 300 zł to powinno się oficjalnie o tym mówić. Jak na razie to wychodzi na to, że nikt nic nie chce tylko goście ustalili minimalną kwotę, żeby Młodym było lżej ;) Miło ze strony gości, ale jeśli ktoś chce dać mniej, to nie powinniśmy go oceniać. 

Nieopłacalne, bo ludzie średnio dają odpowiednią kwotę. Na tym właśnie opiera się zasada wzajemności w praktyce. Gdy ludzie przestaną ją respektować, pojawią się cenniki. I wtedy w praktyce zaczniemy mieć kasty zależne od zasobności portfela. Nie wiem, czy aby na pewno to takie dobre.

Autorka jest źle oceniona przez swoją postawę i podejście do tematu. Dla mnie jest trollem, a jeśli nie jest, to jest osobą skoncentrowaną na czubku własnego nosa i nie po tym temacie to oceniam.

Myślałam, że temat się skupia na tym czy 200 złoty  w kopercie to coś złego, ale skoro dochodzi ocena zachowania autorki, motywy i cały portret psychologiczny na podstawie wpisów na forum, to dyskusja jest bez sensu. ;) Poza tym podobno mówimy o perspektywie gościa, a jednak wspominamy, że dzięki regule wzajemności Państwo Młodzi nie wprowadzają cenników, czyli jednak to ile kosztuje organizacja wesela i oczekiwania Młodych mają znaczenie, więc nie można mówić o jednej perspektywie skoro inne mają znaczenie co do wyboru kwoty. 

radioaktywna94 napisał(a):

Myślałam, że temat się skupia na tym czy 200 złoty  w kopercie to coś złego, ale skoro dochodzi ocena zachowania autorki, motywy i cały portret psychologiczny na podstawie wpisów na forum, to dyskusja jest bez sensu.  Poza tym podobno mówimy o perspektywie gościa, a jednak wspominamy, że dzięki regule wzajemności Państwo Młodzi nie wprowadzają cenników, czyli jednak to ile kosztuje organizacja wesela i oczekiwania Młodych mają znaczenie, więc nie można mówić o jednej perspektywie skoro inne mają znaczenie co do wyboru kwoty. 

Skoro jesteś zwolennikiem cenników, to czy gdybyś miała na cenniku 200 zł od osoby, a dałabyś 100 zł od osoby, to byłoby ok? Według mnie jedynie wtedy, gdybyś była faktycznie w trudnej sytuacji i miałabyś super relacje z młodymi. Człowiek nie żyje w próżni i wie, że poza jego własną perspektywą są jeszcze inne. Brak cennika nie oznacza, że nie ma żadnych kosztów i żadnych oczekiwań po drugiej stronie. Ty jesteś zwolennikiem jawności i cennika. Ja nie, bo prowadziłoby to do podziałów w rodzinie w zależności od zasobności, a uważam, że więzy rodzinne to coś więcej. Ale nie można udawać, że skoro cennika nie ma, to można komuś dać 100 zł skoro ma się świadomość, że wydał co najmniej 200 zł.

Autorka pytała o ocenę jej sytuacji. Czy w jej sytuacji danie 200 zł jest ok. Nawet jej mąż, który zna sytuację o wiele lepiej niż my, uważa, że nie. Dlaczego obcy ludzie mają uważać inaczej?

Rzeczywiście wydaje mi się, że 500zł za parę to teraz taki standard, choć nie żaden obowiązek - ludzie czasem dają mniej i to normalne, jeśli ktoś nie może sobie na to pozwolić.

Trzeba jednak też wziąć pod uwagę to, że w dobrym tonie byłoby zapewnienie transportu lub noclegu gościom, jeżeli muszą dojeżdżać (większość moich znajomych tak robiła, ja również). Moim zdaniem jeśli para młoda nie zapewnia ani dojazdu, ani noclegu, to możesz budżet prezentowy nieco uszczuplić i dać mniej niż 500 (choć 200 też byłoby mi niezręcznie dać).

Dawaj 200 i nie czytaj tych bzdur, że to za mało. Nie masz ŻADNEGO obowiązku komukolwiek dawać kasy, dostałaś zaproszenie na wspólną zabawę a nie na jakąś zbiórkę pieniędzy.

stockholm. napisał(a):

Dawaj 200 i nie czytaj tych bzdur, że to za mało. Nie masz ŻADNEGO obowiązku komukolwiek dawać kasy, dostałaś zaproszenie na wspólną zabawę a nie na jakąś zbiórkę pieniędzy.

Zgadza się, powinna dać tyle ile uważa, ale skoro pyta na forum to można zakładać, że chce poznać zdanie innych. A według większości to mało. Czy to znaczy, że ma dać 500zł? Nie, ma dać tyle ile uzna za stosowne, ale nie rozumiem oburzenia faktem, że ktoś wolałby nie iść niż dać tyle w kopertę za 2 osoby. I fakt, że ktoś sam wstydziłby się dać 200zł nie jest równoznaczny, że obgadałby/wyśmiał/przestał lubić/itp osobę od której tyle dostał.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.