Temat: Wesele-przegiecie?

Wczoraj oznamilam mojemu facetowi ze na wesele mojej bliskiej kuzynki ktore jedziemy w sierpniu mam zamiar dac 200zl. Bylam przekonana ze to odpowiednia kwota za dwie osoby, bo niby dlaczego mam komus impreze finansowac? Moj facet sie oburzyl ze to za malo i powinnismy dac wiecej zeby te 500zl My nie mamy duzego budzetu, obecnie szukam pracy, a oczywiste ze przeciez musimy jeszcxe sie ubrac i wydac na taksowke( w jedna strone pewnie okolo 100-150zl( w druga strone taryfa nocna)

Czy 200zl od dwoch doroslych osob+kwiaty ktore tez pewnie beda kosztowac z 50zl to malo? Nasz budzet po oplaceniu rachunkow to 2,5 lub 3tys na 4osoby( w tym dwoje malych dzieci). 

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.

Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.

Będąc w podobnej sytuacji (biedna studentka) zrezygnowałam z wesel kuzynek, z którymi nie miałam kontaktu. Rodzina się trochę obraziła... Chrześniak obraził się na moją mamę (wtedy bezrobotną), że dała mu tylko 500 zł...

I tak źle i tak niedobrze. Najlepiej wziąć chwilówkę i jeść suchy chleb do wypłaty :D

AwesomeGirl napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

Nie rozumiem fenomenu wesel, wielkie imprezy na które idzie dużo kasy, byleby się pokazać przed gośćmi ^^ Jak ktoś sobie organizuje taką imprezę za kupę kasy a liczy na to, że mu goście zwrócą w kopertach to świadczy o buractwie organizujących :) Ja planując wesele patrzę na to na co mnie stać i co mnie się podoba, i w ogóle nie myślę czy mi się to zwróci i chciałabym żeby każdy się dobrze bawił, bo o to mi chodzi w tym dniu, zapraszam osoby, które są mi bliskie i chcę się dobrze z nimi bawić :) I Państwo Młodzi to jakieś święte krowy? Organizują wesele na jakiś zadupiach gdzie trzeba dojechać, czasem wziąć nocleg i to chyba oni powinni się zastanowić jak goście dojadą i wrócą, a nie każecie autorce jechać busem, bo według Was tak wypada skoro ją nie stać  Ja bym takiej kuzynki nie zaprosiła, ale nie dlatego że jest 'sknerą' czy inne epitety jakie tu padły, ale zwyczajnie nie zapraszam osób z którymi nie mam większego kontaktu, bo to sztuczne, tak jak Wasze 'liczy się obecność, ale 400 zł to minimum', hipokryzja.
Ja jak organizowałam wesele to nie liczyłam na prezenty i ważna była dla mnie obecność. Natomiast gdy idę jako gość to MOIM minimum jest 500 zł dać w prezencie. Ja tu hipokryzji nie widzę.

Okej, ale mówimy tutaj o tym, że ludzie mówią o skąpstwie i żmijowatości autorki, bo dla niej inna kwota jest odpowiednia ;) I chyba jako Panna Młoda powinnaś uważać, że 200 zł jest okej, skoro mówisz, że nie patrzyłaś na pieniądze :)

radioaktywna94 napisał(a):

AwesomeGirl napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

Nie rozumiem fenomenu wesel, wielkie imprezy na które idzie dużo kasy, byleby się pokazać przed gośćmi ^^ Jak ktoś sobie organizuje taką imprezę za kupę kasy a liczy na to, że mu goście zwrócą w kopertach to świadczy o buractwie organizujących :) Ja planując wesele patrzę na to na co mnie stać i co mnie się podoba, i w ogóle nie myślę czy mi się to zwróci i chciałabym żeby każdy się dobrze bawił, bo o to mi chodzi w tym dniu, zapraszam osoby, które są mi bliskie i chcę się dobrze z nimi bawić :) I Państwo Młodzi to jakieś święte krowy? Organizują wesele na jakiś zadupiach gdzie trzeba dojechać, czasem wziąć nocleg i to chyba oni powinni się zastanowić jak goście dojadą i wrócą, a nie każecie autorce jechać busem, bo według Was tak wypada skoro ją nie stać  Ja bym takiej kuzynki nie zaprosiła, ale nie dlatego że jest 'sknerą' czy inne epitety jakie tu padły, ale zwyczajnie nie zapraszam osób z którymi nie mam większego kontaktu, bo to sztuczne, tak jak Wasze 'liczy się obecność, ale 400 zł to minimum', hipokryzja.
Ja jak organizowałam wesele to nie liczyłam na prezenty i ważna była dla mnie obecność. Natomiast gdy idę jako gość to MOIM minimum jest 500 zł dać w prezencie. Ja tu hipokryzji nie widzę.
Okej, ale mówimy tutaj o tym, że ludzie mówią o skąpstwie i żmijowatości autorki, bo dla niej inna kwota jest odpowiednia ;) I chyba jako Panna Młoda powinnaś uważać, że 200 zł jest okej, skoro mówisz, że nie patrzyłaś na pieniądze :)

Jako panna młoda uważałabym że jest ok ale jako gość spaliłabym się ze wstydu dając 200 zł a wydając przy tym 300 na taxi 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.

Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 

oczywiście każdy powinien dać tyle na ile go stać i dla kogoś żyjącego skromnie jeśli 200 zł to duży wydatek, to prezent w tej kwocie jest jak najbardziej na miejscu, jednak podejście autorki tematu jest fatalne :) nowa sukienka, fryzjer, taksówki - sorry - i Ty mówisz że żyjesz skromnie? Odstawisz się z mężem jak milion dolców, ale w kopercie dasz jakiś ochłap młodym, którzy na to, żeby Was ugościć wydadzą sporo więcej. Myślisz że bez Ciebie ta impreza nie wypali czy co? Nie stać Was to nie idźcie, wyślijcie życzenia i tyle. Twoje podejście jest próżne i niefajne. Nie Ty jesteś gwiazdą tego wieczoru i to nie w siebie powinnaś inwestować, ale w młodych. Osobiście uważam to za mega nietakt by udawać skromnych i ubogich, ale odszykować się za więcej niż ma się zamiar dać. Normalne pasożyty no :D 

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 

Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.

chaje napisał(a):

oczywiście każdy powinien dać tyle na ile go stać i dla kogoś żyjącego skromnie jeśli 200 zł to duży wydatek, to prezent w tej kwocie jest jak najbardziej na miejscu, jednak podejście autorki tematu jest fatalne :) nowa sukienka, fryzjer, taksówki - sorry - i Ty mówisz że żyjesz skromnie? Odstawisz się z mężem jak milion dolców, ale w kopercie dasz jakiś ochłap młodym, którzy na to, żeby Was ugościć wydadzą sporo więcej. Myślisz że bez Ciebie ta impreza nie wypali czy co? Nie stać Was to nie idźcie, wyślijcie życzenia i tyle. Twoje podejście jest próżne i niefajne. Nie Ty jesteś gwiazdą tego wieczoru i to nie w siebie powinnaś inwestować, ale w młodych. Osobiście uważam to za mega nietakt by udawać skromnych i ubogich, ale odszykować się za więcej niż ma się zamiar dać. Normalne pasożyty no :D 

A za chwilę będzie temat, jak się ubrać na wesele i będą pouczać, że mogłaś odłożyć na sukienkę i garnitur, przecież zobowiązują pewne zasady jak się odstawić trzeba, żeby pasować do reszty, bo inaczej rodzina obgada, że mąż ma niedopasowany garniak albo co innego :D  Każdy ma swoje zasady ile dać i jak wyglądać, nie mogę uwierzyć, że ludzie rozliczają gościa weselnego z tego ile zainwestuje w siebie a ile da koperty, ciekawe ilu z Was spojrzało na kogoś krzywo, bo był źle ubrany na ulicy albo cokolwiek innego, a nie zastanowiło się nad tym, że może odkłada na kopertę :D :D :D 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.

Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

radioaktywna94 napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Jest w psychologii coś takiego jak reguła wzajemności. Osobiście nie czuję się w obowiązku płacić komuś za jego fanaberie (typu najdroższy lokal w okolicy i kawior, którego szczerze nie znoszę), ale też uważam, że danie w prezencie mniej niż średnia za talerzyk w danej okolicy jest formą pasożytnictwa. Jeśli oszacuję, że mnie nie stać, to nie idę. Gdyby komuś bardzo zależało na mojej obecności, a mnie nie byłoby stać, to szczerze bym o tym powiedziała. I rozpatruję sprawę z perspektywy potencjalnego gościa, ponieważ imprezę weselną, otrzymaną w prezencie od rodziców zresztą, więc nic nie musiało mi się zwracać, miałam 11 lat temu i kolejnej wyprawiać nie zamierzam. To znaczy zamierzam, córce, ale żaden zwrot wtedy mnie obchodził nie będzie.Swoją drogą nikt tego nie porusza, ale partner autorki też czuje dyskomfort, a przecież on ma równorzędne zdanie w tej kwestii.
Reguła wzajemności to poczucie zobowiązania, dobry przykład pokazujący czym jest wesele według niektórych :P skoro każdy powinien oddać za talerzyk, to zwykła impreza zrzutkowa jeszcze czasem średnio udana, w takim przypadku wolałabym pójść do lokalu na Sylwestra, za 500 zeta i więcej to bym się dobrze wybawiła :D 
Być może dla Ciebie zaproszenie do lokalu nie jest formą zobowiązania - dla mnie jest. Są nawet tacy, co do obcych ludzi na wesela się wpraszają, żeby się za frico najeść i napić. Można i tak. Dla mnie zaproszenie jest formą zobowiązania - jeśli ktoś mnie zaprasza, to czuję się w obowiązku dać prezent albo zaproponować rewizytę. Kiedyś rewizyta była bardziej popularna, dziś bardziej popularna jest koperta. Dla mnie osobiście jest to wygodniejsze, bo do nie zobowiązuje mnie do rewanżu. Można oczywiście nic nie dać i nie zaproponować rewizyty, ale jest to już pewna forma nierównowagi, dla mnie, jako dla gościa, nie do przyjęcia. A co do tego, że ktoś woli iść na Sylwestra, to niech idzie. Czyjaś impreza to wybór, a nie przymus.
Nie jest dla mnie formą zobowiązania żadną :) I nie chcę żeby ktoś z moich gości tak czuł, to ile ja uważam za stosowne dać w mojej sytuacji to moja sprawa, więc się nie wypowiadam, ale nie uważam, żeby komuś dyktować ceny:D 

Kwestia wychowania. Ja osobiście nie znam osób, dla których nie jest to formą zobowiązania. Dzięki temu mniej jest kwasów. Nikt niczego od nikogo nie oczekuje, a wszyscy zachowują się przyzwoicie. Tam, gdzie są ludzie, którym wydaje się, że mogą wykorzystywać innych, po jakimś czasie tworzą się niejasne sytuacje i ploty.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.