- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 kwietnia 2018, 03:00
Jak się czujecie mając nadwagę? W czym Wam przeszkadza? Ja odkąd przytyłam czuje się kompletnie niepociągająca, nieatrakcyna, jak jakaś Grażynka. Czuje się tak jakbym była w ciele obcej osoby, o wiele starszej niż jestem. Pewnie zaraz ktoś napisze że waga nie ma wpływu na życie ale ja wiem ze waga ma bardzo duże znaczenie. Od wagi zależy to jak siebie postrzegamy, to jakie mamy samopoczucie, samoocenę, chęć do życia, siłę fizyczną. Jak ważyłam 50 kg to czułam się taka kobieca, delikatna, ładna. Teraz już niestety nie.
23 kwietnia 2018, 10:49
Ja byłam pulchna całe moje życie (max 67 kg/164cm). Od dziecka. Zawsze mi się wydawało, ze tak ma być, taka moja uroda, tak było zawsze, więc taka jestem. Wtedy mi to nie przeszkadzało specjalnie, no bo przecież taka moja natura. (cut)Zaczęłam wtedy jeść przyzwoicie i wagę 56 kg utrzymałam przez lata. Wtedy czułam sie wspaniale. Tak jak mówisz - kobieco, ładnie, aż chciało się o siebie dbać, o włosy o wszystko. Niestety po dwóch ciążach mam nadbagaż 8 kg i już teraz nie umiem tego zaakceptować, bo wiem, że jednak nie wynika to z tego, że taka jestem bo taka zawsze byłam :/ Wiem, że mogę wyglądać szczupło i ładnie, choć wymaga to dużego samozaparcia. Jest mi źle, (cut)
Czasem sie łapię na tym, że to wszystko sprawia że jestem ciągle zła na wszystko i łatwo się denerwuję. Także nie tylko kwestia fizyczna i ładnego wyglądu a tez psychiki
to jest taki najpopularniejszy scenariusz w sumie. Nie miała baba problemów to se schudła ;). Niestety ale tak jest, że jak ktoś mniej ważył, bo zawsze ważąc więcej będzie czuł sie grubawo, bo to hasło tak się obrzydliwie wdarło do masowego mózgu.
Tylko takie pare kilo w tę parę w tę naprawde nie jest warte zadręczania się. Można się tak latami zadręczać, wreszcie schudnąć olbrzymim kosztem, a nikt na świecie nie da wyrazu temu, że miało jakiś sens.
23 kwietnia 2018, 11:41
Pewnie zaraz ktoś napisze że waga nie ma wpływu na życie ale ja wiem ze waga ma bardzo duże znaczenie.
O na pewno nie. Ja jak dużo ważę to nie mam na nic ochoty. Nawet na rzeczy, które zawsze mi sprawiały przyjemność. Czuję się nieatrakcyjna, gorsza, słaba, nie mam energii, nie chce mi się z nikim spotykać i nigdzie wychodzić. Mało co mnie interesuje.
23 kwietnia 2018, 12:36
Wszystko to co powyżej. I myślę, że 80% grubych osób tak ma, nie żyją pełnią życia, ciągle tylko rozmyślają o wadze, a jak przechodzą na dietę to ciągle tylko muszą zawracać sobie głowę kaloriami i ćwiczeniami, ja np. zazdroszczę mojemu facetowi, który nie musi myśleć o posiłkach i kaloryczności na każdym kroku. Wychodzi ze znajomymi - je burgera, czy pizzę, ja z moimi chorobami zjem 2 kawałki pizzy zamiast obiadu a potem ryk, bo waga +2kg i zrzucam to 2 miesiące potem. Poza tym trzeba być naprawdę twardym psychicznie żeby z dużą nadwagą mieć 100% pewności siebie i nie chować się w cieniu. Znam jedną taką dziewczynę, podejrzewam, że ma ok. 100 kg, 100% pewności siebie, jest wręcz gwiazdą wśród znajomych, nigdy się nie szczypie z rzeczami typu "czy powinnam iść na basen z mogą grubą dupą"? Ma ochotę to idzie. Naprawdę wymaga to twardej skóry albo totalnego zlewu. Już nie wspomnę, że ta znajoma nie ma nigdy żadnego problemu ze znajomymi, facetami czy w ogóle z ludźmi. Pewność siebie jest widoczna na kilometr. Ja tak nie potrafię, dla mnie otyłość to kalectwo nie tylko cielesne ale wręcz społeczne i umysłowe. Wiem, dużo z tego siedzi w głowie i psychice ale jak już napisałam - nie każdy ma silną psychikę, ja nie mam. Mało który gruby człowiek żyje pełnią życia. Mi się po prostu nie chce wychodzić, częściowo z powodu braku sił ale w większości to kwestia psychiczna. Nie mam na nic ochoty, czuję się gorsza nie tylko fizycznie ale też umysłowo. A wiem, że jak byłam szczuplejsza to byłam zupełnie inna.
23 kwietnia 2018, 14:40
jak przytyłam to po pierwsze, nie mam ochity łazić po sklepach i przymierzać ciuchów. A po drugie dużo ciężej mi się biega, choć nadwagi nie mam.
23 kwietnia 2018, 16:36
Wazylam 62,5 kg przy wzroscie 175cm i czułam się jak bogini. Przeprowadzka do Wawy, nieregularne posilki, choroby hormonalne i doszłam do 125kg. Czuję się jakbym nie żyła. Nie chce mi sie wychodzić, jak już wyjdę pot leje się strumieniami ze mnie. Wiosna i lato mogłyby dla mnie nie istnieć. Nie chce spotykać się ze starymi znajomymi. Nowych od biedy mogę poznać bo nie widzieli mnie wcześniej. Odwiedzając miasto rodzinne dostaje palpitacji serca, że spotkam kogoś ze szkoły, jakiegoś byłego chłopaka itd że ludzie będą mnie oceniać i obgadywac. Na dyskotece wiem, ze nikt nie zwroci na mnie uwagi, nie poprosi do tanca itd mimo,ze jestem w zwiazku ale przeciez to, że jestesmy dla kogos atrakcyjni wplywa na naszą samoocenę. Jak ludzie na mnie patrzą mam wrażenie, że zastanawiają sie jak to się stało, że tak się zapuscilam i obgaduja mnie. Nie jest fajnie. Ale odchudzam się więc z utratą kg jakoś powoli wychodzę z tego dołka.
23 kwietnia 2018, 17:05
Pewnie zaraz ktoś napisze że waga nie ma wpływu na życie ale ja wiem ze waga ma bardzo duże znaczenie. Od wagi zależy to jak siebie postrzegamy, to jakie mamy samopoczucie, samoocenę, chęć do życia, siłę fizyczną. Jak ważyłam 50 kg to czułam się taka kobieca, delikatna, ładna. Teraz już niestety nie.
Miałam przez jakiś czas takie podejście jak ty - do tego stopnia, że przestałam kompletnie dbać o siebie bo uważałam, że skoro jestem gruba to bez różnicy czy się pomaluję czy nie - i tak będę paskudna.
Jak zmieniłam swoje podejście, to nagle się okazało, że waga nie jest aż taka istotna. Zaczęłam się malować, robić paznokcie, ubierać odpowiednio do figury (wywaliłam z szafy zbyt ciasne ciuchy i te niepasujące do gruszki) to nagle się okazało, że mając 70 kg był moment, że nie mogłam się opędzić od facetów. Po prostu znajomi nie postrzegali mnie przez to, że "ona ma nadwagę" (nikt Ci nie zagląda na cyfrę na wadze), tylko na zasadzie, że jestem rozrywkową, pewną siebie dziewczyną która jest zawsze uśmiechnięta - a wtedy nie ma znaczenia czy ważę 50 czy 80 kg.
Także ja bym to inaczej ujęła. To nie od wagi zależy jak siebie postrzegasz. To od samooceny, samopoczucia, chęci do życia zależy to jak postrzegasz swoją wagę. I jeżeli widzisz w swoim ciele wroga, to ani ty siebie nie będziesz akceptować, ani inni. Zaprzyjaźnij się ze sobą. Można kochać siebie, a i tak dążyć do ideału :) Musisz się tego nauczyć.
23 kwietnia 2018, 19:45
Miałam przez jakiś czas takie podejście jak ty - do tego stopnia, że przestałam kompletnie dbać o siebie bo uważałam, że skoro jestem gruba to bez różnicy czy się pomaluję czy nie - i tak będę paskudna. Jak zmieniłam swoje podejście, to nagle się okazało, że waga nie jest aż taka istotna. Zaczęłam się malować, robić paznokcie, ubierać odpowiednio do figury (wywaliłam z szafy zbyt ciasne ciuchy i te niepasujące do gruszki) to nagle się okazało, że mając 70 kg był moment, że nie mogłam się opędzić od facetów. Po prostu znajomi nie postrzegali mnie przez to, że "ona ma nadwagę" (nikt Ci nie zagląda na cyfrę na wadze), tylko na zasadzie, że jestem rozrywkową, pewną siebie dziewczyną która jest zawsze uśmiechnięta - a wtedy nie ma znaczenia czy ważę 50 czy 80 kg. Także ja bym to inaczej ujęła. To nie od wagi zależy jak siebie postrzegasz. To od samooceny, samopoczucia, chęci do życia zależy to jak postrzegasz swoją wagę. I jeżeli widzisz w swoim ciele wroga, to ani ty siebie nie będziesz akceptować, ani inni. Zaprzyjaźnij się ze sobą. Można kochać siebie, a i tak dążyć do ideału :) Musisz się tego nauczyć.Pewnie zaraz ktoś napisze że waga nie ma wpływu na życie ale ja wiem ze waga ma bardzo duże znaczenie. Od wagi zależy to jak siebie postrzegamy, to jakie mamy samopoczucie, samoocenę, chęć do życia, siłę fizyczną. Jak ważyłam 50 kg to czułam się taka kobieca, delikatna, ładna. Teraz już niestety nie.
Corinek - cała prawda.Lepiej bym tego nie ujęła. Jak sobie ktoś wmówi, że jak przytył to koniec życia, facetów, kontaktu, wszystkiego to nie ma się co dziwić, że jego życie to pasmo nieszczęść. Z drugiej strony mam sporo znajomych (dziewczyn) z nadwagą, a niektóre z nich nie mogą się opędzić od facetów. (nie chodzi o feedersów) tylko, że te laski mimo celulitu i fałdek nie przekreśliły swojego życia, tryskają energią, są ładnie ubrane, pomalowane, aktywne, pozytywnie nastawione do życia. Jasne że waga wpływa na życie, ale zawsze jest wybór. Albo jesteś załamany wskazówką na wadze i nic z tym nie robisz tylko wycofujesz się z życia, albo starasz się to zmienić i nie robisz z tego największej tragedii życiowej. Mówię to jako osoba, która ma ogromne skoki wagi i już dwa razy w życiu skoczyła mi waga o 20 kg do przodu. Powody były różne - hormony, zażeranie stresu, dojrzewanie. To mnie mimo wszystko nauczyło pokory, bo waga niestety stała nie jest i nawet gdy dbałam o nią latami to i tak w wyniku choroby i sterydów szybko przytyłam. A jak czytam o Was "zawsze byłam pulchna 67 kg 170" to serio chyba macie zaburzenia, bo to nie jest gruba osoba.
23 kwietnia 2018, 19:48
jestem szczupła i nie wyobrażam sobie jak można się tak zapuscic by mieć nadwage czy otylosc. Czy wy nie czujecie ze wasze cialo sie rozrasta i obrasta w tluszcz?? Ja kiedys przytylam 5 kg i od razu zapalilo sie czerwone swiatlo, wzielam sie za siebie i w mig zrzucilam. Nie moglabym sie tak doprowadzić jak co niektórzy
23 kwietnia 2018, 20:39
Na początku jak przytyłam, a raczej jak tyć zaczęłam było mi z tym źle. I nie ukrywam, że wolałabym być znowu szczupła. Ale moja waga mi już w niczym nie przeszkadza, nie mam kompleksów (tzn mam, ale nie takie, żebym się wstydziła rozebrać, iść na plażę itd), czuję się mimo wszystko atrakcyjna. Na moje poczucie własnej wartości mają większy wpływ inne rzeczy. Strasznie się cieszę, że nie uzależniam swojego samopoczucia i samooceny od wagi.
23 kwietnia 2018, 20:59
Czy wy nie czujecie ze wasze cialo sie rozrasta i obrasta w tluszcz??
Wiesz co, ja byłam od dziecka gruba, to potem już nie było momentu "o boże przytyłam", bo przy ciągłej nadwadze mi te +5 kg nie robiło różnicy ani w wyglądzie, ani w samopoczuciu.
Natomiast po odchudzaniu jak mnie jojo napadło, to owszem - zauważyłam, że utyłam, i reagowałam na każde +2-3 kg. Reagowałam tak, że schodziłam znowu do 1000-1200 kcal (tak głupio swego czasu zrzuciłąam 22 kg), męczyłam się przez tydzień, a potem miałam napady kompulsów (niedożywiony organizm się zażarcie bronił) i tak bez przerwy. Aż w końcu +15 kg się nazbierało z naprzemiennego chudnięcia na głodówce i tycia na kompulsach. Możliwe, że gdybym nie trafiła wtedy na LC, to bym teraz miała +30 kg.
Edytowany przez Corinek 23 kwietnia 2018, 21:00