- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
23 października 2017, 22:25
Hej :-) W jakim wieku kupiłyście/kupiliście mieszkanie, bądź Wasz partner/partnerka to uczynił/a?
I w jakiej wielkości miejscowości mieszkacie?
Co myślicie o sytuacji jak mieszkanie kupują rodzice? (chociażby częściowo)
Temat z czystej ciekawości, inspirowany internetowym hejtem na pomoc ze strony rodziców :-P
Moim zdaniem kupno mieszkania przez rodziców np. w połowie to żaden wstyd, o ile to nie jest żaden problem z ich strony.
Mało kto w wieku powiedzmy poniżej 25 lat ma pieniądze na połowę mieszkania w dużym mieście, za to przykładowo można samemu kredyt spłacać. Lepiej spłacać taki kredyt na droższe i duże mieszkanie w ładnej lokalizacji, niż utkwić w nieco gorszych warunkach, ale w 100% za swoje.
Edytowany przez lilaa893 23 października 2017, 22:40
25 października 2017, 10:25
annamarta
Po części masz rację natomiast tylko po części, bo fakt faktem miałam być z dzieckiem do 2 roku życia bez względu na finanse, ale pojawiły się problemy, rehabilitacja dziecka, teraz jest opóźnienie mowy, porozmawialiśmy trochę z lekarzami i mówili, że dla każdego dziecka lepiej jest, jak mama jest z nim do minimum 2 roku życia, a jak można to najlepiej do 3 roku życia w domu tym bardziej dla takiego dziecka jak nasze. Kolejna sprawa do żłobka dać nie chcieliśmy, a u nas przedszkole jest od 2,5 roku dopiero. Ten wiek wypada nam na wiosnę i szkoda mi iśc na lato do pracy, a dziecko pakować do przedszkola. Zamierzamy ostatnie lato wykorzystać aktywnie, bo tego Pani w przedszkolu dziecku nie zapewni, ani ja po pracy nie miałabym tyle czasu na korzystanie z dzieckiem z lata.
Co do finansów rozglądam się od jakiegoś czasu za pracą i na miejscu mogę dostać minimalną lub niewiele więcej, w większym sąsiednim mieście max 2 tyś. i to i tak jest szczyt, bo te 2 tyś to musiałabym trafić naprawdę na hojnego pracodawcę. Uzgodniliśmy, że przy dziecku nie ma sensu praca dojazdowa, bo nie po to decydowaliśmy się na rodzinę, żebym wracała o 18. Ja mogłabym już wrócić do pracy na 2-3 dni w tygodniu, żeby jeszcze z tym dzieckiem pobyć w domu , ale cała ta dezorganizacja życia , organizowanie przedszkola, dojazd, opłaty za przedszkole nie jest warta tych pieniędzy, poza tym mąż pójdzie do pracy dodatkowo 2 dni i już jest równowartość tego co bym zarobiła ja na pół etatu i są to czyste koszty bez opłacania przedszkola, bo ja jestem przecież w domu. A i tak w tym wszystkim dla dziecka jest lepiej, że z nim jestem.
W każdym razie byłabym w stanie wrócić do pracy powiedzmy dopiero za pól roku (bo uważam, że i tak dziecko jest ważniejsze) za jakąś sensowną pensję, natomiast nie jest to możliwe, więc jeśli dla dziecka jest lepiej, że jeszcze z nim pobędę kolejne pól roku to tak właśnie będzie. Za rok mój powrót nie podlega dyskusji bez względu na finanse. Dziecko już potrzebuje kontaktu z rówieśnikami, będzie potrzebować tego przedszkola dla swojego rozwoju, więc nawet jeśli po opłaceniu dojazdów i przedszkola wyjdzie mi tylko kilkaset zł. zysku to i tak przecież nie będę siedzieć w domu, kiedy dzieckiem kto inny się zajmuje. A poza tym wiadomo trzeba prace mieć, bo może mąż znajdzie młodszą i zostanę sama ;)
A tak szczerze to zastanawiam się po co mi były te studia. Myślę, o tym żeby może robić co innego, chociażby sprzedawać w sklepie bo więcej zarobiłabym właśnie tam niż w zawodzie lub tyle samo, a z nieporównywalnie mniejszą odpowiedzialnością, czy o wiele mniejszym obciążeniem intelektualnym. Nie jest to dla mnie ujma rzucić dyplom w kąt. Mój zawód nie jest jakąś moją wielką pasją, żebym miała pracować za minimalną. Kwestia tylko tego, że jak będę długo pozostawała poza zawodem to pewnie już nigdy do niego nie wrócę. A ekspedientka znowu to co to za przyszłościowy zawód ?
Czasem jak idę do sklepu widzę jakąś swoją koleżankę, która intelektem, czy wiedzą nigdy nie grzeszyła i jest kierowniczką w dużym sklepie. Jak szeregowy pracownik potrafi zarobić więcej niż ja to ile zarobi taki kierownik. Czasem opłacało się nie uczyć wcale :)
Edytowany przez Marisca 25 października 2017, 10:35
25 października 2017, 10:33
jeśli chodzi o bonusy w postaci karty multisport i prywatnej opieki medycznej to i owszem praktycznie każda większa korpo ( np. PWC, Deloitte, e&y, capgemini itp) w wymienionych wcześnie miastach to oferuje z tym że z karty większość i tak nie korzysta a prywatna opieką medyczną nie obejmuje wszystkiego np. operacji na to nie zrobisz z tego co wiem. Pensje szeregowy pracownik od 2,5 tyś reszta nadgodziny. Umowa zlecenie. Krakow 2 tys aktualnie dostaja juz stazysci. W zwiazku z tym ze korpo bazuja głównie na zleceniach moga oferować lepsze stawki bo mają niższe koszty pracownika. Kraków się rządzi swoimi prawami w tym momencie jest tam więcej miejsc pracy w korpo niż osób które się nadają. Minus - praca w obcym języku głównie. Czesto oglupiajaca praca. Tabelki w exelu glownie i to po angielsku lub niemiecku. Koleżanka siedzi na infolinii do Fracji i tłumaczy Francuzom jak reklamować panele sloneczne. W kółko. IT pensje od 4 do 10 tyś. Poza tym dla ogromnej firmy takie bonusy to nic. Rozliczane zapewne ryczałtowe niezależnie od wizyt a 70 % i tak nie korzysta ale ma świadomość że firma o nich dba. Każdy ma nadzieję na zostanie team leaderem i dalszy awans ale tak naprawdę korpo nie powstają po to żeby tworzyć w Polsce managerów ale zarabiać na taniej dla nich umysłowej sile roboczej. I dla mnie największym minusem byłby open Space. Tak codziennie? W słuchawkach na uszach? Po angielsku ? To ja jestem Polką czy kim? I ciagle teksty motywacyjne chyba parskalabym śmiechem po każdym "jesteś super". Jakieś punkciki jak w przedszkolu. Dla młodej dziewczyny 3 tyś na rękę to bramy raju ale nie da się pogodzić pracy w większości dużych korpo z dziećmi. Także na moje oko praca marzenie dla singielki przed 30. Naprawdę jest różnica między umawianiem ważnych spotkań biznesowych z zagranicznym kontrahentem a tłumaczenie w kółko przez tel niemcowi jak podłączyć router. Wszelkie callcenter i audyty to praca dla młodych i do czasu.
25 października 2017, 10:33
Mówię o pracy 8 godzin dziennie, żadnych nadgodzin..... Po studiach jako specjalista w danej dziedzinie, najlepiej z językiem gdzie jest to 4,5 tysięcy minimum. Widzę, że naprawdę żyjemy w innych światach.Albo o pracy w dziedzinie typu lekarz, psycholog, handlowiec, bizneswoman gdzie masz swój własny sklep/gabinet/biuro/ biuro podróży/cokolwiek na co masz pomysł i warunki.. i tam już większość zależy od ciebie i twojego szczęścia.Prowadzenie ciąży mam za darmo na karcie, za którą członek mojej rodziny płaci 30 max 40 złotych, w prywatnej klinice..
Ale Ty naprawdę jesteś oderwana od rzeczywistości... Żyjesz w swojej zamkniętej bańce krakowskiego korpo i nie widzisz świata dookoła... I jeszcze próbujesz wszystkim dookoła udowodnić, że cały świat wygląda tak samo, jak ta Twoja bańka. Coś jak nasi politycy.
25 października 2017, 10:50
annamarta Po części masz rację natomiast tylko po części, bo fakt faktem miałam być z dzieckiem do 2 roku życia bez względu na finanse, ale pojawiły się problemy, rehabilitacja dziecka, teraz jest opóźnienie mowy, porozmawialiśmy trochę z lekarzami i mówili, że dla każdego dziecka lepiej jest, jak mama jest z nim do minimum 2 roku życia, a jak można to najlepiej do 3 roku życia w domu tym bardziej dla takiego dziecka jak nasze. Kolejna sprawa do żłobka dać nie chcieliśmy, a u nas przedszkole jest od 2,5 roku dopiero. Ten wiek wypada nam na wiosnę i szkoda mi iśc na lato do pracy, a dziecko pakować do przedszkola. Zamierzamy ostatnie lato wykorzystać aktywnie, bo tego Pani w przedszkolu dziecku nie zapewni, ani ja po pracy nie miałabym tyle czasu na korzystanie z dzieckiem z lata.Co do finansów rozglądam się od jakiegoś czasu za pracą i na miejscu mogę dostać minimalną lub niewiele więcej, w większym sąsiednim mieście max 2 tyś. i to i tak jest szczyt, bo te 2 tyś to musiałabym trafić naprawdę na hojnego pracodawcę. Uzgodniliśmy, że przy dziecku nie ma sensu praca dojazdowa, bo nie po to decydowaliśmy się na rodzinę, żebym wracała o 18. Ja mogłabym już wrócić do pracy na 2-3 dni w tygodniu, żeby jeszcze z tym dzieckiem pobyć w domu , ale cała ta dezorganizacja życia , organizowanie przedszkola, dojazd, opłaty za przedszkole nie jest warta tych pieniędzy, poza tym mąż pójdzie do pracy dodatkowo 2 dni i już jest równowartość tego co bym zarobiła ja na pół etatu i są to czyste koszty bez opłacania przedszkola, bo ja jestem przecież w domu. A i tak w tym wszystkim dla dziecka jest lepiej, że z nim jestem. W każdym razie byłabym w stanie wrócić do pracy powiedzmy dopiero za pól roku (bo uważam, że i tak dziecko jest ważniejsze) za jakąś sensowną pensję, natomiast nie jest to możliwe, więc jeśli dla dziecka jest lepiej, że jeszcze z nim pobędę kolejne pól roku to tak właśnie będzie. Za rok mój powrót nie podlega dyskusji bez względu na finanse. Dziecko już potrzebuje kontaktu z rówieśnikami, będzie potrzebować tego przedszkola dla swojego rozwoju, więc nawet jeśli po opłaceniu dojazdów i przedszkola wyjdzie mi tylko kilkaset zł. zysku to i tak przecież nie będę siedzieć w domu, kiedy dzieckiem kto inny się zajmuje. A poza tym wiadomo trzeba prace mieć, bo może mąż znajdzie młodszą i zostanę sama ;)A tak szczerze to zastanawiam się po co mi były te studia. Myślę, o tym żeby może robić co innego, chociażby sprzedawać w sklepie bo więcej zarobiłabym właśnie tam niż w zawodzie lub tyle samo, a z nieporównywalnie mniejszą odpowiedzialnością, czy o wiele mniejszym obciążeniem intelektualnym. Nie jest to dla mnie ujma rzucić dyplom w kąt. Mój zawód nie jest jakąś moją wielką pasją, żebym miała pracować za minimalną. Kwestia tylko tego, że jak będę długo pozostawała poza zawodem to pewnie już nigdy do niego nie wrócę. A ekspedientka znowu to co to za przyszłościowy zawód ? Czasem jak idę do sklepu widzę jakąś swoją koleżankę, która intelektem, czy wiedzą nigdy nie grzeszyła i jest kierowniczką w dużym sklepie. Jak szeregowy pracownik potrafi zarobić więcej niż ja to ile zarobi taki kierownik. Czasem opłacało się nie uczyć wcale :)
Z tego co skojarzyłam jesteś po prawie, a dla osoby bez cioci/wujka z kancelarią to są ciężkie perspektywy. Taki jest obecnie rynek pracy, tylko elastyczność, umiejętności interpersonalne, chęć stale podnoszenia kwalifikacji, szczęście mogą (ale nie muszą)dać sensowne zarobki.To że zakuwałaś to żaden gwarant w stylu ciężko pracowałam to powinnam dobrze zarabiać. Nie te czasy. Ja pracuję z inżynierami mając wykształcenie humanistyczne, sporo się już nauczyłam o branży, chciałabym docelowa do IT, ale myślę o 2 dziecku więc póki nie będzie odchowane nie ma mowy żebym mogła poświęcić w pełni na to czas. Chodzę do szkoły językowej żeby pod nową pracę douczyć się drugiego języka obcego. Może i spokojniej by mi się żyło siedząc w domu z dzieckiem, ale czas ucieka np na naukę języka. Tak mi się wydaje że naszym mamom było łatwiej, nie miały poczucia że muszą gonić na rynku pracy.
Edytowany przez annamarta 25 października 2017, 10:53
25 października 2017, 11:16
annamarta
Tak jestem po prawie. Mam dużo koleżanek, które mają swoje kancelarie, nie jest to dzisiaj problem, ale kancelaria oznacza odbycie aplikacji, a to jest jakieś 3-3,5 roku kolejnego kucia i pieniądze około 5,5 tyś rocznie. Potem trzeba zainwestować w otwarcie kancelarii, opłacić ZUS Owszem dla ludzi, ktorzy dzisiaj są w średnim wieku i mają renomę to jest interes, ale dla młodych wątpię. Tych kancelarii jest teraz tyle , że szok, a ilu ludzi stać na profesjonalną pomoc prawną ? Nie wiem dokładnie jak radzą sobie moje koleżanki, ale co jakiś czas ktoraś dzwoni z propozycją i najlepiej jakby przyszedł do niej stażysta opłacany przez UP, albo ktoś pracował za minimalną. Wcześniej czy póżniej albo będą gryzły tynk byle przetrwać, albo zamkną te kancelarie i pójdą do kogoś pracować o ile będą miały do kogo.
Pracowałam w renomowanej kancelarii w dużym mieście i podpisywaliśmy na ogólnej kartce paski z wypłat - czołowy radca prawny po tylu latach nauki, po takiej ilości wywalonej kasy , z wieloletnim doświadczeniem, w pełni dyspozycyjny w świątek piątek, czy niedziela, zostający codziennie po godzinach zarobił tyle co mój mąż bez studiów, który ma normowany czas pracy i jak wyjdzie o 6 to wiem o której wróci, nikt do niego nie wydzwania w niedzielę o 22 w nocy, że na jutro trzeba przejrzeć stertę dokumentów i przygotować apelację, bo klient się zagapił i zgłosił się w ostatniej chwili. Sam decyduje czy chce zarobić więcej i iść dodatkowo do pracy czy nie. Pamiętam jak wydzwaniała do tego radcy jego żona z wiecznymi pretensjami, że mieli coś załatwić, albo miał zabrać gdzieś dzieci i znowu siedzi w pracy, a miał być na czas. Jak umawiam się z mężem na 14 30 to on o tej godzinie jest i koniec kropka.
Nie widzę sensu w dążeniu do czegoś takiego jak ten radca tym bardziej, że jestem kobietą, mam małe dziecko, może za jakiś czas zdecyduje się na kolejne.
Jedyna opcja jaką jeszcze rozpatruje to patrząc po pensjach może stanowisko kadrowej. Prawo pracy znam, więc trochę doszkolić się z obliczania pensji, skończyć jakiś kurs, może jakieś szkolenie z programu. Zobaczymy. Do języków talentu nie mam, więc to odpada na 100 %. A co do jakiś podyplomówek, szczerze już po studiach prawniczych rzygam nauką i już nigdy się na nic takiego nie pisze, żadnych egzaminów, żadnych studiów, Poświęciłam swoją młodość na naukę, teraz jest rodzina i czas wolny.
Tak dokładnie annamarta. Moja mama jest po zawodówce, całe życie pracowała w jednej firmie. Ostatnie 12 lat nawet w biurze. Nie dość, że niczego nie goniła to jeszcze nie musiała się tyle uczyć i rozpoczynać pracy w tak późnym wieku albo łączyć pracy z nauką. Była ze mną 4 lata w domu, po wychowawczym bez problemy wróciła do pracy, żadnego wypowiedzenia nie dostała. Jak miała potrzebę brała urlop, jak była chora szła na L-4. Ja to nie raz przychodziłam z gorączką do pracy, bo nie miałam wyjścia. 2 dni urlopu dostać na egzamin magisterski to z łaską.
Ja nie wiem ile w swoim życiu zaliczę miejsc pracy, Już teraz mam na koncie 3. a gdzie tam jeszcze do 60-tki.
Edytowany przez Marisca 25 października 2017, 11:23
25 października 2017, 11:26
Marisca no o tym właśnie mówię, że teraz nie ma tak że już się uczyłam i wystarczy, często trzeba się douczać, zdobywać nowe kwalifikacje które pomogą zdobyć lepszą pracę. Moja koleżanka skończyła kurs o którym mówisz, wszędzie chcą ludzi z doświadczeniem, nawet jeśli masz certyfikat z kodem zawodu, lepiej już złapać wcześniej staż, praktyki, sam kurs który też trochę kosztuje nie pomaga, po prostu wiele osób go kończy.
25 października 2017, 12:28
W zawodach prawniczych nadal da się dobrze zarabiać ale bardzo długo to trwa zanim się do tego dojdzie. I trzeba sporo się nauczyć i zapłacić. Koszt aplikacji to ok 22 tyś ( 3 x 5,400 zł, składka izbowa, egzamin wstępny, egzamin końcowy, książki, komentarze, kodeksy ) masz za sobą juz 5 lat studiów. Kiedyś się nie zarabialo na aplikacji albo grosze, niektórzy chcieli żeby im płacić za to że u nich możesz pracowac , teraz sytuacja się zmieniła bo jest deficyt aplikantów ale wiecej niż 2 tyś to ciezko. Jednostki potrafią w dużych kancelariach dostać 5 tyś. Ale po zdobyciu uprawnień ich pensja nie wzrasta drastycznie jeśli tam zostaną. W między czasie musisz myśleć o odkładaniu na kancelarię fajnie mieć z 50 tyś oszczędności zeby czuc się komfortowo. Sam zakup dobrego ksera do biura to min 15 tys. I to niezależnie na którą korporacyjną aplikacje pójdziesz. Natomiast jeśli jesteś dobra/dobry to z czasem wyjdziesz na swoje. Jako prawnik inhouse w firmie bez uprawnień do 3 tyś brutto. W Warszawie więcej. Przechodzisz drogę podobna do lekarzy ale zyski masz mniej pewne. Całkowity koszt wykształcenia prawnika z uprawnieniami licząc studia z wynajmem lokum i aplikacje to min. 100 tys. Nastepne 40-50 tyś lub więcej na rozkręcenie wlasnej działalności - urządzenie biura/wynajem powierzchi biurowej/ strona internetowa/samochod/ koszty zanim zaczniesz zarabiać. Wyglada to mniej wiecej tak ze w wieku 29 lat jestes notariuszem/adwokatem/radca prawnym/komornikiem wydałeś 150 tyś i mieszkasz np w domu doktoranta. I wchodzisz dopiero na rynek pracy tak naprawdę. Jesli nie zdobywasz dodatkowych uprawnień po studiach wypadałoby się przekwalifikować na inny zawód. Jest o co walczyć ale to trwa. Z moich doświadczeń wynika że koło 33 lat zaczynasz zarabiać około 5 tyś po odjęciu kosztów działalności koło 40 lat możesz zarabiać 20 tyś lub więcej. I cały czas mówimy o osobie która otwiera własną działalność nie u kogoś. To jest normalne rozkrecanie firmy tylko że reklama jest zakazana, musisz sobie wyrobić nazwisko i markę w branży oraz sieć kontaktów. Stale sie doksztalcac. Dobrze miec publikacje naukowe. Notariusz w wiekszym miescie który jest w dobrych kontaktach z deweloperami, kilka stałych spółek i 100 tyś miesięcznie. 60 tys to tak lekko. Tylko trzeba zapracować na te kontakty a to nie robi się w miesiąc. Natomiast nie wyobrażam sobie że ta walkę podejmuje matka z dziećmi. Nie jest to wykonalne nawet do końca bo nie ma macierzynskich nie ma chorobowych. Nie ma żadnej stabilizacji. Chyba że ta stabilizację zapewni małżonek. Inaczej lepiej iść w sąd lub prokuraturę masz stałe 4-6 tyś i wszystkie uprawnienia ale znowu ciężko się dopchac.
Edytowany przez Madanna 25 października 2017, 12:48
25 października 2017, 12:43
Bo z prawem to jest tak, że 5% ludzi pracuje normalnie i dostaje normalne pieniądze (mówię o adwokatach i radcach, wiadomo że sądy, prokuratura, notariat i tak dalej rządzą się swoimi prawami), 95% rezygnuje z zawodu (albo nigdy nie robi aplikacji), tyra po kilkanaście godzin, albo pracuje za grosze. Mam znajomych, którzy są na aplikacji, pracują w korpo i zarabiają naprawdę nieźle, przy tym korpo z ludzką twarzą, nie typowy mordor. Część osób wylądowała też w mniejszych kancelariach, gdzie jest bardzo wąska specjalizacja i potrzebują złapać i zatrzymać ludzi, którzy się wyspecjalizują w danych zagadnieniach i potem nie uciekną na swoje - a wiadomo, że jakby płacili grosze to mało realna wizja. Część zna po kilka języków, robiła szkoły praw obcych, robi/przymierza się do LLMa i idzie generalnie w tym kierunku. Już nie wspominam o tym, że coraz częściej ludzie studiują na raz prawo i medycynę, tylko po to żeby potem siedzieć w prawie medycznym. Ale większość to niestety niczym się nie wyróżnia, program minimum i potem płacz, że na aplikacji im proponują pięćset złotych, albo jeszcze lepiej nic. Plus niestety jeżeli się nie ma znajomych/rodziny u których można robić aplikację to sensownych pieniędzy można szukać w Warszawie, w Krakowie, we Wrocławiu i może od biedy jeszcze w kilku większych miastach. To nie jest żadna nowość, ani tajemnica poliszynela, więc śmieszne trochę jak ktoś wyjeżdża na "prowincję", a potem płacze że mu dają grosze. Akurat to można było łatwo przewidzieć.
25 października 2017, 12:45
Nie rozumiem tego krytykowania ludzi ktorym rodzice kupuja mieszkanie. Maja z pewnoscia ulatwiony start. Sama tez bym tak chciala. No ale tez najgorzej nie mam bo mieszkam w kawalerce, która kupili rodzice więc nie muszę płacić za wynajem.
25 października 2017, 13:13
Wilena
Ja nigdzie nie wyjechałam to raz. Dwa ja nie płaczę, tylko opisuję jak jest, a na pewno nie jest tak jak piszę lilla, że ludzie w PL zarabiają kokosy i mają jakieś karty multisport, opiekę medyczną itp. owszem część tak, ale większość mieszkańców PL takich warunków nie ma.
i jeszcze jedno właśnie pisałam że wcale się nie opłaca cały czas dokształcać i poświęcać swój czas na multum studiów itd. bo w moim otoczeniu więcej zarabiają Ci bez studiów na normalnych stanowiskach w normalnej pracy nie wymagającej jakiejś specjalnej wiedzy, fakultetów itp , a nie w jakiś kancelariach czy nie wiem gdzie. Tak jak na przykładzie tego radcy, który moim zdaniem zmarnował życie i pieniądze , po to, żeby zarobić tyle co mój maż, który pracuje w dużo dogodniejszych warunkach, a swoją mlodość spędził wykorzystując ją, a nie siedząc w książkach i robiąc program ponad minimum,
A robić prawo i medycynę jednocześnie to już jest chore. Ludzie dają z siebie robić jakieś roboty, za czymś wiecznie gonią, bez sensu. To nie jest samorozwój, to jest uwstecznianie się, pęd zgodny z tym czego inni oczekują od nas, mamy być lepsi, wydajniejsi, a kim my jesteśmy ? Sprzedajemy siebie i swoje życie po co dla stanowiska, dla większego zarobku, żeby być lepszym od kogoś ? Nie wierzę , że tkoś ma równo pod sufitem kiedy satysfakcją dla niego jest morderczy wysiłek, podczas którego zatraca się wszystko to co ważne. Powiem ci szczerze , że ja dopiero na macierzyńskim poczułam , że żyję. Zadne terminy mnie nie gonią, nikt nade mną nie stoi, ja nie siędzę w murach kiedy za oknem tyle się dzieje. Pamiętam jak bylam z dzieckiem w lesie, albo nad jeziorem, jak podziwiałyśmy rośliny, zwierzaki, jak obserwowałam swoje dziecko jego rozwój, jego radość i myślałam sobie o ludzie jak ja mam fajnie, tyle już zobaczyłyśmy, tyle się nacieszyłyśmy, a tak normalnie to bym dopiero leciała z pracy do pociągu, umęczona obciążona kolejnym odpowiedzialnym problemem , w domu trzeba obiad ugotować, posprzątać
Wiadomo, że na swoje utrzymanie trzeba pracować, nie ma nic za darmo, ale nie wyobrażam sobie większości życia poświęcać na wieczne dokształcanie, robienie kolejnych fakultetów , ściganie się z kimś/czymś nie wiem w jakim celu. Podoba mi się moje miasto i nie wyjechałabym do żadnej warszawy, żeby oglądać beton i same sklepy albo jechać godzinę, czy dwie z jednego końca miasta na drugi.
Dla mnie ważniejszy jest świety spokój, to że mam czas po pracy dla dziecka, a nie na kolejną podyplomówkę, albo dodatkową pracę. Dla mnie to jest cenniejsze niż pieniądz, a tym co chcą robić 10 fakultetów życzę powodzenia. Widać czegoś im w życiu brakuje i próbują wypełnić pustkę. Nadmierna ambicja jest dysfunkcją, a tak poza tym nie jestem jakimś szczurem, żeby wieczni za czymś gonić i się dostosowywac do masowego pędu, nutru rzeki itd.
I znam osoby po korporacjach, ktore po 10-15 latach wylądowały na kozetce z poważną depresją. Też tak pędzili jak ślepe krety, szybciej, więcje, kolejny język, kolejne studia, ważniejsze projekty w pracy, dodatkowe godizny, więcje na koncie , karta multisport ... szkoda słós. Dzisiaj normalnie w świecie pracują w zwykłej fabryce i się cieszą czasem spędzonym z rodziną i mówią, że w końcu dojrzeli do prawdziwego wartościowego życia
Edytowany przez Marisca 25 października 2017, 13:31