Temat: Osoby 25+ dlaczego nie macie prawa jazdy?

Wątek dla osób, które spełniają powyższe kryteria. To nie jest pytanie prześmiewcze, pytam z ciekawości. Sama zaliczam się do tego grona i uważam, że nie każdy dorosły musi mieć prawo jazdy. Aczkolwiek sama nie wykluczam zrobienia kursu w przyszłości.

Przeszkadza wam ten fakt? Rodzina/znajomi pytają kiedy w końcu pójdziecie na kurs? I czy w ogóle planujecie go kiedyś zrobić? Jeśli nie to dlaczego?

A ja trochę z innej perspektywy. Bo prawko zrobiłam, owszem, w wiek 18 lat. Zdałam za pierwszym razem. I na tym się skończyła moja jazda. Jakoś mnie nie ciągnęło, nie czułam się pewnie, odpuściłam. Potem z biegiem czasu coraz bardziej się bałam. I tak minęło 12 lat. Aż w końcu stwierdziłam, że czas na mnie, muszę zacząć jeździć. Kupiłam samochód i... no wsiadłam i pojechałam :) Pełna stresu. Najpierw z kumplem opracowałam drogę do pracy, aby chwilę później samodzielnie zacząć jeździć coraz dalej. Od tamtego momentu minęły 4 lata i nie wyobrażam sobie, jak ja dotychczas funkcjonowałam. Tyle że ja nie mam męża ani narzeczonego, żeby mnie woził, więc musiałam sama o to zadbać ;)

najpierw nie miałam kasy na kurs;

potem wyjechałam zagranicę i w sumie nawet nie było potrzeby;

jak juz w koncu poszlam na kurs (zrobilam cały), to byl dla mnie taki stres, ze przed każdą jazdą kuz caly dzien chodzilam w nerwach, płakałam i trzęsly mi się ręce. Jeździło mi się dobrze tylko wtedy, gdy bralam silne tabletki uspokajające ;p wtedy uznałam, ze nie tędy droga i lepiwj, by niektórzy prawka nie mieli. w tym ja.

poza tym boję się prędkości (swobodnie czułam się tylko przy 25km/h i na placyku) i chyba bylam jedyną osobą, której instruktor ciągle powtarzał "szybciej, szybciej".

Uważam, że metoda wyjeżdżania prawie od razu na ulicę jest słaba. Czlowiek jeszcze nie oswoil się z autem, z obsługą, a tu już dżungla miejska. W Warszawie to masakra. Powinno być jak kiedys: najpierw x godzin na placyku, a jak czlowiek jest gotowy, dopiero na miasto. Rzucanie na głęboką wodę to nie jest metoda, ktora na mnie działa.

jeszcze mi mocno nie doskwiera, jeżdżę komunikacją lub mąż mnie wozi i nie marudzi. Taniej czasem wziąć taxę niż utrzymywać drugie auto. Jak się dorobinybdzieci pewnie będzie trudnoej i może raz jeszcze przemyślę temat.

U mnie jest troche inaczej, tzn. zdałam egzamin i mam prawo jazdy, ale w ogole nie jeżdżę. I to dopiero budzi zawsze zdziwienie i setki pytań. A ja po prostu zrobilam prawko ( z Bożą pomocą! :) ) za młodu wiedząc, ze bedac starsza juz sie na to nie zdecyduje. I teraz w razie czego mam papier, ale w aucie czuje sie niepewnie i zle. Wykupiłam lekcje jakis czasu temu, moj nauczyciel powiedzial, ze umiem jeździć i nie potrzebuje nauki. To jest w glowie, jakas blokada i za cholerę nie moge jej przełamać. A chciałabym jeździć, bo to bardzo ułatwia życie. Mam 36 lat.

ja zrobiłam prawko w wieku 19 lat, w moim "towarzystwie" wszyscy robili  jak tylko minimalny wiek osiągnęli. Jeździłam sporadycznie taty autem, później narzeczonego. Dopiero w wieku 29 lat dorobiłam się swojego auta. Nie wyobrażam sobie nie mieć prawa jazdy. Dziwi mnie to że niektórzy ludzie, zwłaszcza faceci po 30tce nie mają prawka. Dla mnie to lekka porażka.

Ja mam prawo jazdy od 12 lat ale nie miałam za wiele praktyki i teraz sie za bardzo boję, żeby usiąść za kółkiem chociaz muszę przyznać, że bardzo by mi to ułatwiło życie.

patasola napisał(a):

najpierw nie miałam kasy na kurs;potem wyjechałam zagranicę i w sumie nawet nie było potrzeby;jak juz w koncu poszlam na kurs (zrobilam cały), to byl dla mnie taki stres, ze przed każdą jazdą kuz caly dzien chodzilam w nerwach, płakałam i trzęsly mi się ręce. Jeździło mi się dobrze tylko wtedy, gdy bralam silne tabletki uspokajające ;p wtedy uznałam, ze nie tędy droga i lepiwj, by niektórzy prawka nie mieli. w tym ja.poza tym boję się prędkości (swobodnie czułam się tylko przy 25km/h i na placyku) i chyba bylam jedyną osobą, której instruktor ciągle powtarzał "szybciej, szybciej".Uważam, że metoda wyjeżdżania prawie od razu na ulicę jest słaba. Czlowiek jeszcze nie oswoil się z autem, z obsługą, a tu już dżungla miejska. W Warszawie to masakra. Powinno być jak kiedys: najpierw x godzin na placyku, a jak czlowiek jest gotowy, dopiero na miasto. Rzucanie na głęboką wodę to nie jest metoda, ktora na mnie działa.jeszcze mi mocno nie doskwiera, jeżdżę komunikacją lub mąż mnie wozi i nie marudzi. Taniej czasem wziąć taxę niż utrzymywać drugie auto. Jak się dorobinybdzieci pewnie będzie trudnoej i może raz jeszcze przemyślę temat.

Kiedyś nie było inaczej :) Owszem, jeździło się po placyku, ale najpierw na ten placyk musiałam dojechać na drugi koniec miasta :) Moja pierwsza jazda? 

- Prowadziłaś już kiedyś samochód?

- Nie, nigdy. (bo faktycznie tak było - nigdy nie siedziałam nigdy za kierownicą, nie uczył mnie wcześniej jeździć tato/brat/wujek/kolega jak niektórych)

- No to sprzęgło - hamulec - gaz. Ruszamy.

Teraz wspominam z uśmiechem :) Wtedy myślałam, że zawału dostanę... ;)

ola811022 napisał(a):

Chyba nie mam do tego powołania i mam wrażenie że się nie nadaje. Od zawsze mam problemy z orientacją w terenie do tego stopnia, że w mniej znanym mieście jak dłużej zabaluje w sklepie to nie wiem z którego kierunku przyszłam :) i nie pojmuje tych ulic wielopasmowych.Oczywiście, że prawko by się przydało ale liczę w pierwszej kolejności na mojego partera :)

Kobiety mają ten problem ze sobą, że nie wierzą w siebie. Gdy jeżdżę, wcale nie widzę różnicy między kobietami a mężczyznami- panowie jeżdżą ryzykowni, ale nie mam wrażenia, że lepiej. Co do orientacji w terenie, to od tego jest nawigacja :) Nie wyobrażam sobie życia bez prawka- to jest wolność, niezależność i wygoda. Nikt mnie nie musi podrzucać i nikogo nie muszę się prosić. Długo nie jeździłam po zrobieniu prawka, a teraz nie wyobrażam sobie życia bez jeżdżenia. Niestety te 2 miesiące ścisku pośladków i nerwów trzeba zaliczyć, żeby przyzwyczaić się do jazdy. A panie często zbyt szybko rezygnują, zwłaszcza gdy mają fiuta nie partnera, który im wmawia, że kobiety do jazdy samochodem się nie nadają.

zrobiłam prawko mając 28 lat - wcześniej nie miałam pieniędzy i jakoś wszędzie poruszałam się kom. miejską lub rowerem - nie było źle ale odkąd mam samochód i przestałam bać się jeździć ( tak po około 15 tys przejechanych km....- wcześniej bardzo się bałam za każdym razem)- nie wyobrażam sobie jechać np. pociągiem na wakacje, choć po mieście nadal szybciej i lepiej jest rowerem :)

kropka36 napisał(a):

patasola napisał(a):

najpierw nie miałam kasy na kurs;potem wyjechałam zagranicę i w sumie nawet nie było potrzeby;jak juz w koncu poszlam na kurs (zrobilam cały), to byl dla mnie taki stres, ze przed każdą jazdą kuz caly dzien chodzilam w nerwach, płakałam i trzęsly mi się ręce. Jeździło mi się dobrze tylko wtedy, gdy bralam silne tabletki uspokajające ;p wtedy uznałam, ze nie tędy droga i lepiwj, by niektórzy prawka nie mieli. w tym ja.poza tym boję się prędkości (swobodnie czułam się tylko przy 25km/h i na placyku) i chyba bylam jedyną osobą, której instruktor ciągle powtarzał "szybciej, szybciej".Uważam, że metoda wyjeżdżania prawie od razu na ulicę jest słaba. Czlowiek jeszcze nie oswoil się z autem, z obsługą, a tu już dżungla miejska. W Warszawie to masakra. Powinno być jak kiedys: najpierw x godzin na placyku, a jak czlowiek jest gotowy, dopiero na miasto. Rzucanie na głęboką wodę to nie jest metoda, ktora na mnie działa.jeszcze mi mocno nie doskwiera, jeżdżę komunikacją lub mąż mnie wozi i nie marudzi. Taniej czasem wziąć taxę niż utrzymywać drugie auto. Jak się dorobinybdzieci pewnie będzie trudnoej i może raz jeszcze przemyślę temat.
Kiedyś nie było inaczej :) Owszem, jeździło się po placyku, ale najpierw na ten placyk musiałam dojechać na drugi koniec miasta :) Moja pierwsza jazda? - Prowadziłaś już kiedyś samochód?- Nie, nigdy. (bo faktycznie tak było - nigdy nie siedziałam nigdy za kierownicą, nie uczył mnie wcześniej jeździć tato/brat/wujek/kolega jak niektórych)- No to sprzęgło - hamulec - gaz. Ruszamy.Teraz wspominam z uśmiechem :) Wtedy myślałam, że zawału dostanę... ;)

W Warszawie wbrew pozorom nie jest źle- kierowcy wprawieni i raczej nikt nie trzaśnie w początkującego. Pasy powydzielane, światła na każdym skrzyżowaniu- tyle, że otrąbią gdy się jeździ 40 km/h. A nauka jazdy w dużym mieście skutkuje tym, że w każdej sytuacji kierowca sobie poradzi. Kiedyś stałam za panem, który na wsi wyjeżdżał z podporządkowanej pod górę- nie dość, że stał pięć minut, gdy ja bym wjechała po 30 sekundach, to jeszcze ruszając samochód stoczył mu się do tyłu. Ale tak to jest jest, gdy się jeździ po pustych drogach całe życie.

Nikt mnie nie naciska i nie pyta, może czasem kolega z pracy, ale to w ramach żartu, zresztą sam mi kiedyś powiedział, że lepiej, żebym nie wsiadała za kółko. Ja sama nigdy nie chciałam robić prawa jazdy. Jestem mało pewna siebie, nie poradziłabym sobie. Przeraża mnie chamstwo na ulicach, przeraża mnie myśl, że coś by się mogło wydarzyć, a ja nie wiedziałabym, jak zareagować. Nie chciałabym być wyśmiewana najpierw przez instruktora, a potem przez innych kierowców. Nie zniosłabym myśli, że stoję obok autobusu i ktoś stamtąd się na mnie patrzy i ocenia.

Na pewno z samochodem jest wygodniej, ale wolę zrezygnować z jakiegoś wyjazdu albo jechać dłużej niż pakować się w auto. Do tej pory korzystałam z komunikacji miejskiej i było ok, mnóstwo ludzi tak robi.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.