- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
9 sierpnia 2017, 14:26
Moja mama jest dosyć toksyczną osobą, zawsze wychodzi z założenia, że „przecież ma prawo wyrazić własną opinię a to co inni na temat myślą to nie jej problem”. No i w sumie słusznie ale czy żeby mieć własną opinię trzeba być niemiłym? Czy branie pod uwagę uczuć innych ludzi świadczy o tym, że jesteśmy nieszczerzy (ona tak uwarza)? No chyba nie... Oczywiście w większości przypadków nikt ją o tę opinię nie pyta, no ale przecież ona ma prawo powiedzieć co myśli, prawda? No niby ma.
Taki przykład z wczoraj. Wprowadzamy się do nowego domu i wybieramy meble. Mamy inny gust od mojej mamy (niezbyt dziwne). No i coś tam sobie rozmawiamy na ten temat a co nie powiemy to od razu komentarz mojej mamy „O boże, naprawdę takie coś chcecie kupić? Przecież to jest straszne!”, „No ale jak to wygląda, ohyda!”, „Ale dlaczego chcecie ten stół z boku postawić? Stół musi być na środku” - i gada mi o tym stole w kółko, ja jej mówię, że pasuje nam tu, a ona „no nie no, postawicie gdzie chcecie ale ja uwazam, że powinien być tutaj, przemyślcie to jeszcze” i za chwilę „i co przemyśleliście? Przecież stół to jest centralne miejsce, powinien być na środku a nie tak z boku”... i tak w kólko... Jakby nie można było po prostu powiedzieć „to nie w moim stylu, mi się nie podoba, ja bym zrobila inaczej”, trzeba koniecznie podkreslać, jakie to straszne i jakie my w ogóle mamy glupie pomysły itd...
To taki jeden przykład, ale tak jest zawsze, odnośnie wszystkiego. Filmu, który oglądam, nowej fryzury, sukienki, wszystkiego... Potrafi ględzić przez godzinę np. o swetrze i zakończyć słowami „o rety, czy nie możesz naprawdę ubrać normalnego swetra? To ja się całe życie im poświęcam, i tyle z tego mam, nawet nie mogą się ubrać normalnie, skoro widzą że mi na tym tak zależy....” Potrafi sie nawet rozpłakać. A takie rzeczy potrafi wyciągnąc po miesiącu albo po roku i znowu rozdmuchać je do wielkiego rozmiaru. (Dodam, że nie mam jakiegoś szalonego gustu, raczej mało oryginalny, rzeczony sweter był czerwony a przecież każdy wie, że swetry powinny być kremowe, albo czarne, albo brązowe, ja nie mam 5 lat, żeby w takie szalone kolory się ubierać”.
Kurde, mam 30 na karku, mam własne dziecko, własne życie (uważam, że udane), a cały czas gdzieś podświadomie próbuję zyskać aprobatę matki. Po co ja z nią w ogóle o tych meblach mówiłam, wiedziałam, żę tak będzie. No ale z drugiej strony z kim mam rozmawiać o swoim życiu jak nie z własną matką? Powtarzam sobie, żeby nie brac jej złośliwości pod uwagę. Tym bardziej, że mamy zupełnie inne osobowości, zainteresowania, gusta itd... I w głowie wiem, że to nieistotne, że najważniejsze, że ja jestem ze swojego życia zadowolona, ale gdzieś w głębi to boli.
Jak się uwolnić z tego błędnego koła, jak naprawdę olewać jej opinię, nie tylko w głowie ale i w sercu? Jak przestać czekać, aż ona wreszcie coś zaaprobuje w moim życiu? Kurcze no, jak olać własną matkę?
9 sierpnia 2017, 14:36
To chyba częsty problem naszego pokolenia. Przekonanie, że na miłość rodziców trzeba sobie zasłużyć i zapracować.
Nie zostałaś obdarzona miłością bezwarunkową i dlatego tak się miotasz.
Musisz sobie w głowie ułożyć, że jesteś fajna, wartościowa i szczęśliwa, bez względu na to, co myślą rodzice.
9 sierpnia 2017, 15:03
Doskonale Cię rozumiem, bo miałam dokładnie tak samo. Okropnie przejmowałam się tym, co myślą moi rodzice i tym, że muszę jakoś zasłużyć na ich uznanie i miłość. Jak wspomniała PamPaRamPamPam, to chyba faktycznie problem naszego pokolenia. Jak sobie z tym poradziłam? Musiało dotrzeć do mnie, że moi rodzice już tacy są i nigdy się nie zmienią, a nerwami i przejmowaniem się szkodzę tylko swojemu zdrowiu i relacji z mężem, moi rodzice zawsze będą mieć wysokie wymagania i liczyć, że zrobię tak jak chcą. Ale jestem dorosła, zaczęłam robić po swojemu, nic im nie mówiąc i nie pytając, a jedynie obwieszczając, że "zmieniamy salon" czy "wyjeżdżamy na wakacje", kiedy mama do mnie przyjeżdża i krytykuje, mówię "Tak, mamo, ale to Ty byś tak zrobiła, mnie się podoba tak, ja tutaj mieszkam i mi tak pasuje". Wiem, że to trudne, ale najlepiej przyjąć jej zdanie do wiadomości, bez zbędnego roztrząsania i robić swoje, to jedyne co Ci mogę poradzić.
9 sierpnia 2017, 15:11
Czytałam książkę nt tokstcznych osobowości i uwierz mi: najskuteczniejszym i najbardziej logicznym wyjściem, jest ograniczenie kontaktów do minimum z takim człowiekiem. Wiadomo, że nie zerwiesz z nią trwale relacji, bo to Twoja matka, ale powinnaś raczej ''dawkować sobie'' jej towarzystwo. Skoro wiesz że bedzie afera, po co prosisz o jej aprobatę i rady? Nie są Ci już potrzebne, odetnij pępowinke. Jesteś na swoim, masz nowe życie. Musisz sobie uświadomić, że teraz słowo matki nie jest priorytetem. To rodzina jest priorytetem. Kiedy matka bedzie Ci dawać ''dobre rady'' ucinaj krótko: ''mamusiu to mój wybór, ja za to płacę i już postanowione''. Krótko a konkretnie. Oczywiście, bedzie gdakać ale wkrotce znudzi sie i przestanie, widząc że nic nie wskóra.
9 sierpnia 2017, 15:36
jakbym czytała o sobie. 30 lat a dalej boję się mojej matki i zawsze myślę jak zareaguje na daną rzecz. Nigdy nie zrobiłam nic dobrze, zawsze wszystko zepsuje, nic nigdy dobrego od niej nie usłyszałam. Idzie to tez w tą stronę ze myślę że przez nią jestem taką sierota życiową.
9 sierpnia 2017, 15:44
Czytałam książkę nt tokstcznych osobowości i uwierz mi: najskuteczniejszym i najbardziej logicznym wyjściem, jest ograniczenie kontaktów do minimum z takim człowiekiem. Wiadomo, że nie zerwiesz z nią trwale relacji, bo to Twoja matka, ale powinnaś raczej ''dawkować sobie'' jej towarzystwo. Skoro wiesz że bedzie afera, po co prosisz o jej aprobatę i rady? Nie są Ci już potrzebne, odetnij pępowinke. Jesteś na swoim, masz nowe życie. Musisz sobie uświadomić, że teraz słowo matki nie jest priorytetem. To rodzina jest priorytetem. Kiedy matka bedzie Ci dawać ''dobre rady'' ucinaj krótko: ''mamusiu to mój wybór, ja za to płacę i już postanowione''. Krótko a konkretnie. Oczywiście, bedzie gdakać ale wkrotce znudzi sie i przestanie, widząc że nic nie wskóra.
Tylko to chyba nie do końca chodzi
Bo autorce tez zależy na aprobacie i miłości, a tego odcięciem się nie zyska
Moim zdaniem niczym nie zyska, bo to problem matki, a nie córki
9 sierpnia 2017, 16:08
Polecam książkę "nigdy dość dobra", serio.
9 sierpnia 2017, 16:08
Nie odcinać. Nie olewać jej zdania. Ono ma jakąś wartość. Zresztą, to niezbyt w porządku olewać zdanie własnych rodziców. Zamiast z nią konkurować i stawiać na swoim wbrew niej, spróbuj traktować ją jak matkę, która swoje przeżyła i chce pomóc. Łatwo.ją urazić, jeśli będziesz ją traktować jak upierdliwą muchę. Musisz dać jej odczuć, że doceniasz jej starania. Tak, żeby poczuła się ważna. A potem jej przedstawić i wytłumaczyć swoje zdanie.
9 sierpnia 2017, 16:29
Chyba faktycznie jest to
problem naszego pokolenia, kiedyś myślałam, że tylko ja tak mam, ale jak tak
słucham i czytam to okazuje się, że to bardzo typowa sytuacja.
Tak, dokładnie, zależy mi
na akceptacji i miłości własnej matki, to chyba naturalne? :) (chociaż czasem sama się zastanawiam...). Tzn. żeby móc
usiąść i sobie porozmawiać o życiu, czy o czymkolwiek. I czasem nawet tak sobie
rozmawiamy, wszystko fajnie a tu ni z tego ni z owego ona wyjeżdża z jakimś
dziwnym tekstem, że niby ja coś powiedziałam. Mówię „przecież ja nic takiego
nie powiedziałam” „ Ale tak sobie pomyślałaś”. No i weź tu dyskutuj :) Nudno nie jest.
Nie chcę zrywać z nią kontaktów, przecież to moja matka. Nie jest złym człowiekiem, pewnie ma ze sobą więcej problemów niż ja z nią, nie zasługuje na to, żeby dzieci się od niej odcięły, wychowała nas tak jak potrafiła najlepiej. Teraz np. mamy szalony etap, bo dużo rzeczy się nałożyło, więc przyjechała do nas na tydzień, żeby zająć się naszym synkiem. A że ma różne schizy albo nie jest najmilszym człowiekiem na świecie to inna sprawa ;)
Kontakty i tak mamy dość
ograniczone, bo wyjechałam za granicę, a na skypie łatwiej się nie przejmować
;) I to nie tak, że proszę ją o rady, po prostu z nią rozmawiam, tylko jakoś
muszę się nauczyć jak nie brać sobie tych rozmów do serca, a nie że niby wiem,
że muszę to olać a z tyłu głowy te słowa jednak siedzą.
ggeisha, ale problem w
tym, że do takiej dyskusji potrzeba dwóch stron, a ona zawsze wychodzi z
założenia, że ona wie wszystko najlepiej, a wszyscy inni to głupki, że myślą
inaczej i że jedynym słusznym rozwiązaniem jest jeśli przyznają jej rację,
nawet jeśli jest to w temacie, o którym ona nie ma zielonego pojęcia. Nawet z
tymi meblami wczoraj. Mówię jej „Rozumiem, ty masz inny gust ale nam obojgu ta
kanapa się bardzo podoba”. No to mlasnęła ustami, pokręciła głową, wzniosła
oczy do nieba i się odwróciła i czymś się tam zajęła. A wieczorem w tv leciała
jakaś reklama, w reklamie była kanapa (normalna taka) i mama mówi z ironią: „A
taka kanapa brzydka, nie? Fuj, kto by taką kanapę chciał kupić, wasza lepsza”. „No,
nam się bardziej nasza podoba” i znów przewracanie oczami i kręcenie głową. Zdecydowanie zakończyłam
po tym jednym dniu dyskusję na temat wystroju naszego domu :) Tylko trochę szkoda.
Wiecie, nowy dom, nasz pierwszy własny, nowe meble, wszystkie nasze pomysły,
podekscytowani jesteśmy niesamowicie, szkoda, że nie mogę o tym z najbliższą
rodziną porozmawiać i muszę się gryźć w język. Dobrze, że jest vitalia to sobie
mogę pogadać :P
Flavv, sprawdzę tę książkę.
9 sierpnia 2017, 16:30
odchudzanie997 – ja na
pewno przez to boję się podejmowania decyzji, bo ciągle z tyłu głowy słyszę, że
na pewno zrobię to źle i zawsze czuję potrzebę, aby zapytać się kogoś o
potwierdzenie. Oczywiście w pracy nie jest to najlepsze podejście (łagodnie
rzecz ujmując). Ale od kiedy sobie to uświadomiłam, to z tym walczę i czasem
nawet mi wychodzi ;)
Jak tak was czytam, to przyszło mi do głowy, że ja mam cały czas nadzieję, że to się zmieni i że któregoś dnia zamienimy się w dwie kumpele i ona mi powie, że fajnie sobie życie ułożyłam, albo chociaż że uszyłam fajne zasłonki J Chyba właśnie zrozumiałm, że to się nigdy nie stanie, że to się nigdy nie zmieni, że ona zawsze już taka będzie. Chyba za dużo holywoodzkich filmów oglądałam, gdzie pewnego dnia wszyscy rozwiązują swoje problemy i potem żyją razem długo i szczęśliwie ;) Może jak sobie to wbiję do głowy, że tak już będzie, to łatwiej będzie mi przejść nad tym do porządku dziennego, przestanę czekać i się łudzić. Jest jak jest, kokodżambo i do przodu.
Edytowany przez pestka.jablkowa 9 sierpnia 2017, 16:41