Temat: Nie odzywaj się!

Temat z kategorii matki polki... Spotkałam się ze znajomymi na kawie, w pewnym momencie temat zszedł na dzieci, jedna z koleżanek zaczęła opowiadać o tym jak jej dziecko ma ciężko w szkole, że dokuczają mu z różnych powodów i że wszystkie dzieci mają w szkole ciężko i źle, nauczyciele nic nie robią, dzieci są krzywdzone przez inne dzieci. Itp. Druga z koleżanek wraziła wątpliwość, bo w czasach kiedy chciała zostać nauczycielką (2-3 lata temu) chodziła na praktyki i pracowała chwilę w szkole na świetlicy i nie było aż tak źle i paskudnie jak dzieciata koleżanka opowiada. W odpowiedzi usłyszała - masz dzieci? Nie? No to się zamknij, nie odzywaj i nie wypowiadaj. 

Przyznaję - ręce mi opadły na takie zachowanie i klapki na oczach. Żadnej merytorycznej dyskusji + agresja słowna + bardzo nieprzyjemny ton. I pozbawianie prawa głosu, bo nie ma się dzieci. Moim zdaniem posiadanie dzieci nie oznacza, że nagle otrzymujemy tajemną księgę ĄĘ AlfaiOmega wiedzy każdy temat i tylko nasze zdanie jest prawdziwe. Niestety coraz częściej spotykam się z takimi zachowaniami i odbieraniem prawa głosu tekstem nic nie wiesz, nie masz dzieci. Mnie też się obrywa, bo nie jestem matką na pełen etat a tylko od czasu do czasu i co ja tam mogę wiedzieć... 

EgyptianCat napisał(a):

Nie mam dzieci i nie chcę mieć, a jednak  nie wydaje mi się, że mam o dzieciach zerowe pojęcie.Dlaczego? A no dlatego, że sama byłam dzieckiem i to przez dość długi czas i o ile nic nie wiem o dwu, trzy, czterolatkach, o tyle doskonale pamiętam jak to jest mieć pięć, sześć (i tak dalej) lat. Pamiętam co czułam, jak myślałam i co mi wyszło na dobre, a co mnie skrzywdziło. Czyż nie jest to doświadczenie, na podstawie którego można zabrać głos, gdy rozmowa dotyczy dzieci?

Ależ oczywiście ze można! Czasem nawet fajnie usłyszeć głos z zewnatrz, z innej perspektywy. Problem w tym ze wychowywanie dzieci to zajęcie w którym, jak nigdzie indziej teoria bardzo ale to bardzo mocno rozjeżdża się z praktyka, i wszystkie poglądy jak należy wychowywać dzieci (które wygłaszają bezdzietni lub nawet inni rodzice którzy np maja już dorosłe dzieci i wybiórcza pamięć co to tego jak to było gdy ich pociechy były małe) biorą w łeb. Podam ci mój własny przyklad, otóż gdy nie miałam dziecka uważałam ze dawanie maluchowi komórki do zabawy to czysta głupota rodziców, ze dzieci nie powinny się tym bawić i ze ja swojemu dziecku nigdy przenigdy mojej komórki nie dam. Tyle teoria w praktyce okazało się ze najlepszym sposobem na spokojne przewinięcie małego dziecka jest właśnie komórka, inne zabawki tez działają, czasem. Komórka działa zawsze, wiec mam wybór albo dać telefon albo     uganiać się za umorusanym kupa (przepraszam za dosłowność) dzieciakiem i patrzeć jak po drodze wszystko (kanapa, ubranko, dziecko i ja) zostaje zabrudzone bo maluch nie chce żeby go teraz przebierać, tylko ma jakieś swoje sprawy do załatwiania. Dla rodzica taka sytuacja to norma, każdy zrozumie, dla bezdzietnego to może być przykład nieudolność matki i jej niewychowanego dziecka:) 

Bislett napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Nie mam dzieci i nie chcę mieć, a jednak  nie wydaje mi się, że mam o dzieciach zerowe pojęcie.Dlaczego? A no dlatego, że sama byłam dzieckiem i to przez dość długi czas i o ile nic nie wiem o dwu, trzy, czterolatkach, o tyle doskonale pamiętam jak to jest mieć pięć, sześć (i tak dalej) lat. Pamiętam co czułam, jak myślałam i co mi wyszło na dobre, a co mnie skrzywdziło. Czyż nie jest to doświadczenie, na podstawie którego można zabrać głos, gdy rozmowa dotyczy dzieci?
Ależ oczywiście ze można! Czasem nawet fajnie usłyszeć głos z zewnatrz, z innej perspektywy. Problem w tym ze wychowywanie dzieci to zajęcie w którym, jak nigdzie indziej teoria bardzo ale to bardzo mocno rozjeżdża się z praktyka, i wszystkie poglądy jak należy wychowywać dzieci (które wygłaszają bezdzietni lub nawet inni rodzice którzy np maja już dorosłe dzieci i wybiórcza pamięć co to tego jak to było gdy ich pociechy były małe) biorą w łeb. Podam ci mój własny przyklad, otóż gdy nie miałam dziecka uważałam ze dawanie maluchowi komórki do zabawy to czysta głupota rodziców, ze dzieci nie powinny się tym bawić i ze ja swojemu dziecku nigdy przenigdy mojej komórki nie dam. Tyle teoria w praktyce okazało się ze najlepszym sposobem na spokojne przewinięcie małego dziecka jest właśnie komórka, inne zabawki tez działają, czasem. Komórka działa zawsze, wiec mam wybór albo dać telefon albo     uganiać się za umorusanym kupa (przepraszam za dosłowność) dzieciakiem i patrzeć jak po drodze wszystko (kanapa, ubranko, dziecko i ja) zostaje zabrudzone bo maluch nie chce żeby go teraz przebierać, tylko ma jakieś swoje sprawy do załatwiania. Dla rodzica taka sytuacja to norma, każdy zrozumie, dla bezdzietnego to może być przykład nieudolność matki i jej niewychowanego dziecka:) 

Rozumiem. Wiesz, ja na szczęście nie mam tego przykrego zwyczaju udzielania ludziom rad, o które wcale nie prosili. Tego moim zdaniem nie usprawiedliwia żadna widza ani doświadczenie. Jak poniekąd wspominałam, nie mam zielonego pojęcia o niemowlętach i w życiu - nawet proszona - bym się na ich temat nie wypowiedziała. Jednak już w kwestii, o której mówi autorka tematu, czyli dokuczanie w szkole, to temat, na który mogłabym mieć bardzo wiele do powiedzenia - bo chodziłam do szkoły, swoje przeżyłam, swoje widziałam. I zupełnie nie rozumiem logiki, która podpowiada komuś, że osoba bezdzietna nie ma pojęcia czym jest ten konkretny problem. 

Niestety przekonałam się na własnej skórze jak działa grupa młodych ludzi... Do fragmentu "masz dzieci?" zgadzam się z Twoją znienawidzoną koleżanką. :d

choco.lady napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

dzem_ze_swini napisał(a):

najgorsze sa takie madki, ktore uwazaja ze zrobienie i urodzenie dziecka, to wyczyn niczym wynalezienie penicyliny, za ktory trzeba je wielbic. sa najmadrzejsze, najwięcej przeszły, a ich dzieci, to istoty najwspanialsze :D
To prawda. Ale jest też druga strona medalu - przez takie madki jak wyżej niestety coraz więcej ludzi wrzuca wszystkie matki do jednego worka i zaobserwowałam już zjawiska, gdzie każdą matkę określa się bardzo negatywnie: nie mogła z bachorem w domu siedzieć, po co do sklepu chodzi, po co autobusem jeździ - przecież miejsce zabiera, zrobiła sobie dzieciaka to niech się martwi i wnosi ten ciężki wózek - za nic nie pomogę itp. Nie raz już czytałam opinię, że sklepy powinny zakazać wjazdu wózkiem z dzieckiem, bo mi to przeszkadza...
a co to ''madka'' jakaś nowa moda?


Chyba nowa moda - takie pejoratywne określenie matki, która uważa, że wszystko jej się należy, bo ma dziecko i może przewijać je na stole w restauracji a na zwrócenie uwagi reaguje oburzeniem. Taka, która oczekuje od wszystkich pomocy i darów za darmo, bo ona ma dziecko, więc chce tego laptopa dla dziecka za darmo, bo jej się należy itp

Pasek wagi

Bislett napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Nie mam dzieci i nie chcę mieć, a jednak  nie wydaje mi się, że mam o dzieciach zerowe pojęcie.Dlaczego? A no dlatego, że sama byłam dzieckiem i to przez dość długi czas i o ile nic nie wiem o dwu, trzy, czterolatkach, o tyle doskonale pamiętam jak to jest mieć pięć, sześć (i tak dalej) lat. Pamiętam co czułam, jak myślałam i co mi wyszło na dobre, a co mnie skrzywdziło. Czyż nie jest to doświadczenie, na podstawie którego można zabrać głos, gdy rozmowa dotyczy dzieci?
Ależ oczywiście ze można! Czasem nawet fajnie usłyszeć głos z zewnatrz, z innej perspektywy. Problem w tym ze wychowywanie dzieci to zajęcie w którym, jak nigdzie indziej teoria bardzo ale to bardzo mocno rozjeżdża się z praktyka, i wszystkie poglądy jak należy wychowywać dzieci (które wygłaszają bezdzietni lub nawet inni rodzice którzy np maja już dorosłe dzieci i wybiórcza pamięć co to tego jak to było gdy ich pociechy były małe) biorą w łeb. Podam ci mój własny przyklad, otóż gdy nie miałam dziecka uważałam ze dawanie maluchowi komórki do zabawy to czysta głupota rodziców, ze dzieci nie powinny się tym bawić i ze ja swojemu dziecku nigdy przenigdy mojej komórki nie dam. Tyle teoria w praktyce okazało się ze najlepszym sposobem na spokojne przewinięcie małego dziecka jest właśnie komórka, inne zabawki tez działają, czasem. Komórka działa zawsze, wiec mam wybór albo dać telefon albo     uganiać się za umorusanym kupa (przepraszam za dosłowność) dzieciakiem i patrzeć jak po drodze wszystko (kanapa, ubranko, dziecko i ja) zostaje zabrudzone bo maluch nie chce żeby go teraz przebierać, tylko ma jakieś swoje sprawy do załatwiania. Dla rodzica taka sytuacja to norma, każdy zrozumie, dla bezdzietnego to może być przykład nieudolność matki i jej niewychowanego dziecka:) 


Oj tak - zdecydowanie się zgadzam. Podobnie z tv - jak byłam w ciąży zarzekałam się, że zero tv, ale teraz czasami muszę, bo jak chcę zrobić obiad to albo dziecko mi będzie biegało pod nogami, kiedy ja noszę gorące garnki lub mi pryska z patelni albo włączę mu bajkę i wtedy siedzi grzecznie a ja mogę zrobić coś w domu. I dalej uważam, że to złe, ale czasem nie mam innego wyjścia. Jak się uda zainteresować klockami czy czymś to super, ale nie zawsze się da.

Podobnie jest z płaczącymi, malymi dziećmi wpadającymi w histerię (nie mówię o 5-6 latkach, ale o 1-2-letnim dziecku, które część rzeczy rozumie ale wielu jeszcze nie). Jak nie byłam matką, to widząc takie płaczące, wyrywające się dziecko myślałam: kurczę, co to za matka że nie może sobie poradzić z takim dzieckiem. Ale teraz widzę, że to nie jest takie łatwe. Takie małe dziecko rozumie słowo "nie wolno" ale nie rozumie dlaczego nie wolno. No i dopiero zauważa, że jest samodzielną istotą i często testuje na co sobie może pozwolić. Ja wciąż szukam sposobu, jak uciąć takie histerie, ale synek już się nauczył, że jak nie chce być skądś zabrany, to najlepiej uklęknąć lub położyć się na podłodze a w momencie kiedy próbuję go podnieść łapiąc pod paszkami - najlepiej wyprostować ręce do góry, bo wtedy wie, że będzie mi trudniej go dźwignąć. 

Pasek wagi

SzczesliwaByc napisał(a):

Bislett napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Nie mam dzieci i nie chcę mieć, a jednak  nie wydaje mi się, że mam o dzieciach zerowe pojęcie.Dlaczego? A no dlatego, że sama byłam dzieckiem i to przez dość długi czas i o ile nic nie wiem o dwu, trzy, czterolatkach, o tyle doskonale pamiętam jak to jest mieć pięć, sześć (i tak dalej) lat. Pamiętam co czułam, jak myślałam i co mi wyszło na dobre, a co mnie skrzywdziło. Czyż nie jest to doświadczenie, na podstawie którego można zabrać głos, gdy rozmowa dotyczy dzieci?
Ależ oczywiście ze można! Czasem nawet fajnie usłyszeć głos z zewnatrz, z innej perspektywy. Problem w tym ze wychowywanie dzieci to zajęcie w którym, jak nigdzie indziej teoria bardzo ale to bardzo mocno rozjeżdża się z praktyka, i wszystkie poglądy jak należy wychowywać dzieci (które wygłaszają bezdzietni lub nawet inni rodzice którzy np maja już dorosłe dzieci i wybiórcza pamięć co to tego jak to było gdy ich pociechy były małe) biorą w łeb. Podam ci mój własny przyklad, otóż gdy nie miałam dziecka uważałam ze dawanie maluchowi komórki do zabawy to czysta głupota rodziców, ze dzieci nie powinny się tym bawić i ze ja swojemu dziecku nigdy przenigdy mojej komórki nie dam. Tyle teoria w praktyce okazało się ze najlepszym sposobem na spokojne przewinięcie małego dziecka jest właśnie komórka, inne zabawki tez działają, czasem. Komórka działa zawsze, wiec mam wybór albo dać telefon albo     uganiać się za umorusanym kupa (przepraszam za dosłowność) dzieciakiem i patrzeć jak po drodze wszystko (kanapa, ubranko, dziecko i ja) zostaje zabrudzone bo maluch nie chce żeby go teraz przebierać, tylko ma jakieś swoje sprawy do załatwiania. Dla rodzica taka sytuacja to norma, każdy zrozumie, dla bezdzietnego to może być przykład nieudolność matki i jej niewychowanego dziecka:) 
Oj tak - zdecydowanie się zgadzam. Podobnie z tv - jak byłam w ciąży zarzekałam się, że zero tv, ale teraz czasami muszę, bo jak chcę zrobić obiad to albo dziecko mi będzie biegało pod nogami, kiedy ja noszę gorące garnki lub mi pryska z patelni albo włączę mu bajkę i wtedy siedzi grzecznie a ja mogę zrobić coś w domu. I dalej uważam, że to złe, ale czasem nie mam innego wyjścia. Jak się uda zainteresować klockami czy czymś to super, ale nie zawsze się da.Podobnie jest z płaczącymi, malymi dziećmi wpadającymi w histerię (nie mówię o 5-6 latkach, ale o 1-2-letnim dziecku, które część rzeczy rozumie ale wielu jeszcze nie). Jak nie byłam matką, to widząc takie płaczące, wyrywające się dziecko myślałam: kurczę, co to za matka że nie może sobie poradzić z takim dzieckiem. Ale teraz widzę, że to nie jest takie łatwe. Takie małe dziecko rozumie słowo "nie wolno" ale nie rozumie dlaczego nie wolno. No i dopiero zauważa, że jest samodzielną istotą i często testuje na co sobie może pozwolić. Ja wciąż szukam sposobu, jak uciąć takie histerie, ale synek już się nauczył, że jak nie chce być skądś zabrany, to najlepiej uklęknąć lub położyć się na podłodze a w momencie kiedy próbuję go podnieść łapiąc pod paszkami - najlepiej wyprostować ręce do góry, bo wtedy wie, że będzie mi trudniej go dźwignąć. 

:-) takie numery to jeszcze przed nami, na razie podnoszę malucha do góry i odsuwam od sienie bo próbuje kopać i jednocześnie macha rączkami, powiedzmy ze na razie to jeszcze jest zabawne ale trochę się boje co będzie dalej... a tak na poważnie to mamy problem z decybelami, jestem raczej cicha osoba, mąż podobnie, nie puszczamy głośno muzyki, nie prowadzimy dyskusji na balkonie, imprezy tez raczej poza domem lub w małym gronie wiec generalnie u nas zawsze było cicho do czasu. Trafił nam sie wyjątkowo głośny egzemplarz, drze się, bo inaczej tego nazwać nie można, o wszystko bo chce zabawkę, bo dostał zabawkę, bo zobaczył kota, bo kot uciekł, bo cos się podoba lub się nie podoba. Wyjątkowo głośny egzemplarz, nawet ostatnio gdy spotkałam sąsiadkę to ta się zdziwiła ze jesteśmy bo cytuje u państwa tak cicho to myślałam ze wyjechaliście a tu maluch poprostu lepiej spał i dlatego było cudzej niż zwykle....

Bislett napisał(a):

SzczesliwaByc napisał(a):

Bislett napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Nie mam dzieci i nie chcę mieć, a jednak  nie wydaje mi się, że mam o dzieciach zerowe pojęcie.Dlaczego? A no dlatego, że sama byłam dzieckiem i to przez dość długi czas i o ile nic nie wiem o dwu, trzy, czterolatkach, o tyle doskonale pamiętam jak to jest mieć pięć, sześć (i tak dalej) lat. Pamiętam co czułam, jak myślałam i co mi wyszło na dobre, a co mnie skrzywdziło. Czyż nie jest to doświadczenie, na podstawie którego można zabrać głos, gdy rozmowa dotyczy dzieci?
Ależ oczywiście ze można! Czasem nawet fajnie usłyszeć głos z zewnatrz, z innej perspektywy. Problem w tym ze wychowywanie dzieci to zajęcie w którym, jak nigdzie indziej teoria bardzo ale to bardzo mocno rozjeżdża się z praktyka, i wszystkie poglądy jak należy wychowywać dzieci (które wygłaszają bezdzietni lub nawet inni rodzice którzy np maja już dorosłe dzieci i wybiórcza pamięć co to tego jak to było gdy ich pociechy były małe) biorą w łeb. Podam ci mój własny przyklad, otóż gdy nie miałam dziecka uważałam ze dawanie maluchowi komórki do zabawy to czysta głupota rodziców, ze dzieci nie powinny się tym bawić i ze ja swojemu dziecku nigdy przenigdy mojej komórki nie dam. Tyle teoria w praktyce okazało się ze najlepszym sposobem na spokojne przewinięcie małego dziecka jest właśnie komórka, inne zabawki tez działają, czasem. Komórka działa zawsze, wiec mam wybór albo dać telefon albo     uganiać się za umorusanym kupa (przepraszam za dosłowność) dzieciakiem i patrzeć jak po drodze wszystko (kanapa, ubranko, dziecko i ja) zostaje zabrudzone bo maluch nie chce żeby go teraz przebierać, tylko ma jakieś swoje sprawy do załatwiania. Dla rodzica taka sytuacja to norma, każdy zrozumie, dla bezdzietnego to może być przykład nieudolność matki i jej niewychowanego dziecka:) 
Oj tak - zdecydowanie się zgadzam. Podobnie z tv - jak byłam w ciąży zarzekałam się, że zero tv, ale teraz czasami muszę, bo jak chcę zrobić obiad to albo dziecko mi będzie biegało pod nogami, kiedy ja noszę gorące garnki lub mi pryska z patelni albo włączę mu bajkę i wtedy siedzi grzecznie a ja mogę zrobić coś w domu. I dalej uważam, że to złe, ale czasem nie mam innego wyjścia. Jak się uda zainteresować klockami czy czymś to super, ale nie zawsze się da.Podobnie jest z płaczącymi, malymi dziećmi wpadającymi w histerię (nie mówię o 5-6 latkach, ale o 1-2-letnim dziecku, które część rzeczy rozumie ale wielu jeszcze nie). Jak nie byłam matką, to widząc takie płaczące, wyrywające się dziecko myślałam: kurczę, co to za matka że nie może sobie poradzić z takim dzieckiem. Ale teraz widzę, że to nie jest takie łatwe. Takie małe dziecko rozumie słowo "nie wolno" ale nie rozumie dlaczego nie wolno. No i dopiero zauważa, że jest samodzielną istotą i często testuje na co sobie może pozwolić. Ja wciąż szukam sposobu, jak uciąć takie histerie, ale synek już się nauczył, że jak nie chce być skądś zabrany, to najlepiej uklęknąć lub położyć się na podłodze a w momencie kiedy próbuję go podnieść łapiąc pod paszkami - najlepiej wyprostować ręce do góry, bo wtedy wie, że będzie mi trudniej go dźwignąć. 
:-) takie numery to jeszcze przed nami, na razie podnoszę malucha do góry i odsuwam od sienie bo próbuje kopać i jednocześnie macha rączkami, powiedzmy ze na razie to jeszcze jest zabawne ale trochę się boje co będzie dalej... a tak na poważnie to mamy problem z decybelami, jestem raczej cicha osoba, mąż podobnie, nie puszczamy głośno muzyki, nie prowadzimy dyskusji na balkonie, imprezy tez raczej poza domem lub w małym gronie wiec generalnie u nas zawsze było cicho do czasu. Trafił nam sie wyjątkowo głośny egzemplarz, drze się, bo inaczej tego nazwać nie można, o wszystko bo chce zabawkę, bo dostał zabawkę, bo zobaczył kota, bo kot uciekł, bo cos się podoba lub się nie podoba. Wyjątkowo głośny egzemplarz, nawet ostatnio gdy spotkałam sąsiadkę to ta się zdziwiła ze jesteśmy bo cytuje u państwa tak cicho to myślałam ze wyjechaliście a tu maluch poprostu lepiej spał i dlatego było cudzej niż zwykle....


Mój też ma głos jak dzwon... Ale on od urodzenia. Ogólnie mało płakał, ale jak już zaczął to na pół szpitala. Leżał po urodzeniu na innym oddziale i jak szłam do niego, to w połowie korytarza usłyszałam jakieś ryczące dziecko. Mój jeszcze nigdy nie płakał, poza samym momentem urodzenia, więc sobie pomyślałam - o matko, współczuję rodzicom takiego wrzaska. Po czym wchodzę na oddział a tam babki: dobrze, że Pani jest, bo nie możemy go uspokoić - no i okazało się, że to ja mam wrzaska ;-) 

Pasek wagi

mozna miec odmienne zdania na rozne tematy, ale inteligentni ludzie potrafią o tym rozmawiać. Taki ton i tekst, jakim sie  popisała twoja znajoma, swoadczy tylko o niej...niestety.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.