Temat: Nie odzywaj się!

Temat z kategorii matki polki... Spotkałam się ze znajomymi na kawie, w pewnym momencie temat zszedł na dzieci, jedna z koleżanek zaczęła opowiadać o tym jak jej dziecko ma ciężko w szkole, że dokuczają mu z różnych powodów i że wszystkie dzieci mają w szkole ciężko i źle, nauczyciele nic nie robią, dzieci są krzywdzone przez inne dzieci. Itp. Druga z koleżanek wraziła wątpliwość, bo w czasach kiedy chciała zostać nauczycielką (2-3 lata temu) chodziła na praktyki i pracowała chwilę w szkole na świetlicy i nie było aż tak źle i paskudnie jak dzieciata koleżanka opowiada. W odpowiedzi usłyszała - masz dzieci? Nie? No to się zamknij, nie odzywaj i nie wypowiadaj. 

Przyznaję - ręce mi opadły na takie zachowanie i klapki na oczach. Żadnej merytorycznej dyskusji + agresja słowna + bardzo nieprzyjemny ton. I pozbawianie prawa głosu, bo nie ma się dzieci. Moim zdaniem posiadanie dzieci nie oznacza, że nagle otrzymujemy tajemną księgę ĄĘ AlfaiOmega wiedzy każdy temat i tylko nasze zdanie jest prawdziwe. Niestety coraz częściej spotykam się z takimi zachowaniami i odbieraniem prawa głosu tekstem nic nie wiesz, nie masz dzieci. Mnie też się obrywa, bo nie jestem matką na pełen etat a tylko od czasu do czasu i co ja tam mogę wiedzieć... 

punt widzenia, zalezy od punktu siedzenia i to w kazdym temacie. Nie masz dzieci, to masz kompletnie inne pojecie o podejsciu do ich wychowania i innych kwestii z nimi zwiazanych. Jesli juz je masz, to zdanie całkiem zmieniasz, bo w tym siedzisz i masz wiedze praktyczna, a nie tylko teoretyczną

Pasek wagi

No pewnie takie matki są najlepsze i najmądrzejsze. Ja nie mam dzieci to nie mam doświadczenia życiowego i się nie znam (do tego mam 24 lata więc jakie ja mogę mieć doświadczenie). To nie jest normalnie vitalijko ja na miejscu tej koleżanki wstałabym i wyszła.
Opiekowałam się dwoma dzieciakami mając 12 lat (rocznym i trzyletnim) ale co to ma do rzeczy nie mam swoich dzieci.


Pewnie uznając za nienormalne darcie mordy przez 3 letniego bachora przy kasie w sklepie bo nie dostał batona też się nie znam, bo przecież nie mam dzieci.
Nie znam się również bo przecież to , że dzieci biegają jak wypuszczone z klatek w parku krajobrazowym na punkcie widokowym, piszczą i krzyczą to tez normalne...

rzeczywiście istnieje pewien rodzaj empatii/wzruszenia który w stosunku do młodszych istot odczuwają tylko matki, to jest działanie instynktu, tego sie nie da opisać, przekazać, stąd z tej niemocy wyjaśnienia i niemozliwości zrozumienia przez osoby bezdzietne czasem pada takie histeryczne "nie rozumiesz, zamknij się". To nie jest z dumą i z premedytacją, chociaż może tak wygląda, to jest coś co po prostu osobe ponosi ;)

XXkilo napisał(a):

Też mnie to drażni. Po części rozumiem, że jako bezdzietna nie będę w danej sytuacji np gdy dziecko marudzi, że chce ciastko przed obiadem, mamusia ulega, ja radzę żeby olac płacz, bo wiadomo że dziecko wymusza i zostaje zgaszona, bo "będziesz miała Swoje, to zobaczysz jak ciężko zabronić dziecku" Pewnie że ciężko nie reagować na wymuszony płacz dziecka. Może tego jeszcze nie doświadczyłam ale czy to oznacza, że nie mam racji w tym, że mamusia właśnie nie umiejac odmówić dziecku słodyczy przed posiłkiem i ulegając na jego płacz właśnie w ten sposób uczy je złych nawyków? 

No ale dlaczego jej mówisz co ma robić?  Chciała dać ciastko to dała, jej dziecko to jej problem. Ja mam dzieci i całkowicie to wygląda inaczej niż sobie wyobrażałam ich nie mając. A nawet mając czasami zachowania innych matek i innych dzieci wydają mi się abstrakcyjne. Np. Nigdy nie zrozumiem tego całego usypiania czy noszenia dnie i noce. Ale jak nikt nie prosi o radę nie odzywam się nie pytana, bez sensu tak się wtrącać.

Inna sprawa, że teraz taki trend wychowawczy robienia tego co dziecko chce bo płacze, a matki tych dzieci bywają bardzo agresywne, wiec lepiej się nie odzywać i nie wtrącać. Ja byłam po drugiej stronie, słodyczy nie kupiłam i usłyszałam, że jestem wyrodna, bo dziecko płacze takie biedne

Pasek wagi

Tu akurat nie rozumiem matki, że się tak uniosła, może miała gorszy dzień, a może jest po prostu zołzą i jędzą.

Chociaż z drugiej strony ja obserwuję, że każdy ma dobrą radę odnośnie wychowania, ale najlepsze to zawsze mają ludzie, którzy dzieci nie mają i to też nie wzięło się z niczego, to krążące "nie masz dzieci to się nie wypowiadaj". Mimo że ktoś z dziećmi obcował, czy miał do czynienia, to jest to jednak diametralna różnica i te rady to w większości są farmazony podnoszące ciśnienie.

eszaa napisał(a):

punt widzenia, zalezy od punktu siedzenia i to w kazdym temacie. Nie masz dzieci, to masz kompletnie inne pojecie o podejsciu do ich wychowania i innych kwestii z nimi zwiazanych. Jesli juz je masz, to zdanie całkiem zmieniasz, bo w tym siedzisz i masz wiedze praktyczna, a nie tylko teoretyczną

Tym tokiem rozumowania to nauczyciel musi mieć co najmniej 5 własnych dzieci, bo tylko wtedy jest w stanie zrozumieć dzieci które uczy, inaczej nie ma prawa do wykonywania zawodu? Albo np. lekarz onkolog musi najpierw sam zachorować aby móc leczyć ludzi? 

Ja rozumiem że rodzic będzie miał inne podejście do własnego dziecka niż nauczyciel, ale to rodzic jest od wychowywania a nie nauczyciel. 

Noma-temat o Tobie:)

Ja nie oszalalam na punkcie swojego dziecka. Kocham tego malucha najbardziej na swiecie ale nie wymadrzam sie i nie pouczam innych. Malo mnie tez obchodzi jak inni wychowuja wlasne dzieci ale zalamuja mnie osoby ktore sa bezdzietne a chca byc ekspertkami w sprawach wychowywania. 

Jak mozna opowiadac o Toskanii skoro nigdy sie tam nie bylo? :) 

Martuska. napisał(a):

Ja nie oszalalam na punkcie swojego dziecka. Kocham tego malucha najbardziej na swiecie ale nie wymadrzam sie i nie pouczam innych. Malo mnie tez obchodzi jak inni wychowuja wlasne dzieci ale zalamuja mnie osoby ktore sa bezdzietne a chca byc ekspertkami w sprawach wychowywania. Jak mozna opowiadac o Toskanii skoro nigdy sie tam nie bylo? :) 

To jak będziesz dawała malucha do przedszkola/szkoły to obowiązkowo musisz wcześniej zrobić wywiad czy wszyscy pracujący tam nauczyciele mają dzieci, bo inaczej jak mogą uczyć i wychowywać Twoje dziecko.

Armara ale w szkole czy w przedszkolu niech sobie stosują metody jakie chcą, o ile nie są one związane z przemocą, wmuszaniem jedzenia, karami cielesnymi czy innymi cudownymi "metodami wychowawczymi". Tylko sęk w tym, że te rady które sprawdzają się w szkole, przedszkolu czy żłobku, w grupie dzieci, z daleka od matki, nie bardzo mają przełożenie na życie w domu, a już na pewno nie każda taka rada.

Moja znajoma nie ma dzieci, opiekuje się nimi w żłobku zarobkowo, a to od niej właśnie dostaje najbardziej bezsensowne rady odnośnie wychowywania małego, zaczynające się od słów "bo w żłobku...". Ostatnio byłam u niej w odwiedzinach, dałam się jej wykazać i sama stwierdziła, że jednak życie w żłobku, a życie w domu z takim małym dzieckiem to są dwa różne światy. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.