- Dołączył: 2010-01-05
- Miasto: Polska
- Liczba postów: 545
9 marca 2011, 00:20
Jestem w tym momencie psychicznie załamana i mi się żyć nie chce, jest już tylko gorzej, sytuacja się pogarsza i sądzę że już będzie tylko gorzej...
- Dołączył: 2008-12-04
- Miasto: Toruń
- Liczba postów: 263
9 marca 2011, 15:13
Ale się panie rozgadały... A gdzie autorka tematu???
![](//filesrr.vitalia.pl/gfx/smileys/smile.gif)
No to się naśmiałam, autorka tematu nic nie powiedziała na temat dlaczego chce to zrobić, ale my drogie panie już tak dużo mamy do powiedzenia
![](//filesrr.vitalia.pl/gfx/smileys/smiley12.gif)
. Chyba, że nie doczytałam, ale przejżałam wszystkie 6 stron...
- Dołączył: 2007-08-27
- Miasto: Hamak
- Liczba postów: 10054
9 marca 2011, 15:56
ja tez mam takie momenty w zyciu, ze mam ochote juz po prostu stad "wyjsc".. ale potem patrze na błękitne niebo, słucham spiewu ptaków i wiem, ze po prostu nie warto..
z czystej nawet ciekawosci co będzie dalej, zyj.
- Dołączył: 2010-10-28
- Miasto: Mexico
- Liczba postów: 508
9 marca 2011, 16:37
Jest zbyt wiele piękna, żeby odejść. (film
Stay)
Samobójcy to egoiści. Pomyśl o bliskich. Choćbym nie wiem jak miała zasrane życie i jak bardzo bym siebie nienawidziła nie zrobiłabym tego. Bo są ludzie, którzy nie zasługują na to, żeby skazywać ich na cierpienie obwiniania się za mój egoistyczny wybór. Mam koleżankę, którę wujek się powiesił. Ona ma do dziś traumę, mimo, że mineło jakieś 10 lat.
Jest taka książka i film na jej podstawie Weronika postanawia umrzeć. Ponieudaniej próbie samobójczej dziewczyna trafia do kliniki. Nagle przychodzi jej chęć do życia, bo dowiaduje się, że umrze w ciągu tygodnia.
Wierz mi zawsze może być gorzej, a minie czas i przyjdą lepsze czasy.
Edytowany przez indian.summer 9 marca 2011, 16:38
9 marca 2011, 17:40
Wszystko Ci się wali tak?? To nie napiszę, że będzie dobrze. Dostaniesz jeszcze ode mnie. To najgłupszy pomysł na jaki można wpaść, załatwić sobie problemy z głowy poprzez samobójstwo. A przez chwile pomyślałaś o najbliższych?? Co będzie czuć rodzina? Znam ludzi, którzy maja dużo większe problemy i dają rade, widocznie strasznie słaba psychicznie jesteś.
- Dołączył: 2010-09-17
- Miasto: Szczecin
- Liczba postów: 5242
9 marca 2011, 17:48
> hmm nie wydaje mi się, ze osoba, któa boi się
> popełnić samomobójstwo jest tchórzem...tchórzem
> jest ten, kto go popełnił, bo wydaje mu się że w
> ten sposób "załatwi" wszystkie sprawy i po
> kłopocie..a prawda jest taka, ze wtedy zostawia
> większe problemy swoim najbliższym - to jest
> tchórz..
Tchórz i do tego egoista.
- Dołączył: 2006-05-29
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 3661
9 marca 2011, 23:01
Odpowiadam na pytanie zadane w temacie: nie, to nie jest dobry pomysł. To tylko tchórzostwo i Twoja słabość. Jeśli nie zrobisz tego i wybijesz się od dna - będziesz bohaterem. Warto wziąć sprawy w swoje ręce. Przykład? Ja mogłam pomyśleć o samobójstwie wiele razy. Jednak nie zrobiłam tego ani razu, zawsze mój upór w dążeniu do celu nie pozwalał mi nawet o tym pomyśleć. Dziś po rozwiązaniu problemów żyję dalej i jestem szczęśliwa nawet gdy nie wszystko układa się po mojej myśli. BO WIEM, jak mogło byś źle, gdybym nie dała obie kolokwialnie kopa w tyłek i co osiągnęłam swoim uporem. Sama zapracowałam na szczęście i dziś nawet nie chcę wracać do przeszłości i o niej nie mówię nikomu ze szczegółami, wystarczy mi świadomość, że jestem BARDZO wartościowym człowiekiem i to co mam w głowie, jest tylko dla mnie i NIKT mi tego nie zabierze. Właśnie dlatego czasami mam ochotę na chwilę sentymentu, kiedy tylko słyszę takie desperackie pytania jak Twoje - wybacz, ale proszę Cię o jedno - o rozsądek. Z mojej strony tyle. Pozdrawiam.
10 marca 2011, 00:52
Mam nadzieję, że tej dziewczynie nic się nie stało, że jednak nie zrobiła tego...
wiecie co, nie będę opisywała własnych doświadczeń, ale chcę powiedzieć,
ze boję się samobójstwa.
Jeśli życie nas tak przeraża... to co dopiero to piekło potępieńcze ?
Byłam na pogrzebie 14latki, popełniła samobójstwo (powiesiła się na smyczy swojego psa na trzepaku osiedlowym w zaułku bloku ocienionego krzewami w ostatni dzień wakacji, niewątpliwie miała swoje powody, nie wychowano jej w wierze we własne możliwości, straciła matkę, cierpiała na zaburzenie psychiruchowe etc) ale będąc na tym pogrzebie zastanawiałam się nad tą całą egzystencją...
i mimo, że jestem skłonna określić swoją postawę jako gnostycką, to pomyślałam:
dziewczyno... teraz na tym cmentarzu zostaniesz na zawsze... warto było?
uwolnić się od piekła codzienności, choćby było najgorsze, ale poddać się czasu, który i tak będzie płynął do przodu, a nie wiemy przecież co jest dalej, za rok, za trzy... nie wiemy.
Zabić się? I co dalej?
Piekło? Czyściec? Wieczne potępienie...
Niepojęte. Im więcej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że samobójców nic dobrego nie czeka. Bałabym się. Kiedyś miałam więcej brawury, buntu w sobie. Kiedyś byłam niedojrzała. Wolałam szybko załatwić sprawę, chociaż to była tylko prośba o pomoc, zwrócenie na siebie uwagi... bo potrzebujemy tej uwagi, chcemy czuć się potrzebni i doceniamy i nie ma sensu snuć dywagacje... Każdy z nas potrzebuje tego.
Tym bardziej przykre jest, że osoby, które opierają się na domorosłej psychologii tworzą mitologię, która czasami skutecznie zawiązuje usta ludziom, którzy mogliby uzyskać pomoc.
Sylwio. My nie jesteśmy kompetentni, nie jesteśmy twarzą w twarz. Warto iść do psychologa, by pokazał Ci drogę wyjścia. Albo drogi, bo jestem pewna, że jest ich więcej. Warto szukać pomocy. Nawet jeśli los miałby skrócić sam nasze cierpienia, wierz mi, mamy jeszcze misję do spełnienia i to los nam wskaże kiedy i jak to się stanie. Zostawmy nasze życie w jego rękach. Ja nazywam to losem, Ty możesz nazwać Bogiem. Tak jest łatwiej. Chociaż odrobinę.
Mocno trzymam kciuki za poprawę.
I za to, byś w przyszłości, oby jak najdalej - umierając miała poczucie spełnionego obowiązku, satysfakcje z życia - a nie żal, który zżera serca samobójców. Ten żal jest zbyt ciężki, by mógł pofrunąć uwalniając się od życia doczesnego...
- Dołączył: 2010-01-05
- Miasto: Polska
- Liczba postów: 545
11 marca 2011, 15:00
Więc zacznę od początku 5 miesięcy przed weselem odwołałam ślub, bo otworzyły mi się oczy i wszystko na co do tej przymykałam oczy zaczęło mi przeszkadzać i im bliżej było do tego ślubu to nie chciałam go brać, nie z nim, byłam z nim 3 lata między innymi dlatego że mam niską samoocenę i czuję się brzydka i gruba i nie wierzyłam że ktoś mnie może pokochać dlatego zgadzałam się na pół środki nieba bym mu przychyliła mimo to moje prośby aby przestał pić nic nie dawała jedynie gdy się naprawdę zdenerwowałam bo jakąś akcję odpieprzył po pijaku przestawał pić... na tydzień pił bił się się i mnie olewał raz jak był pijany i się na mnie zdenerwował to powybijał u siebie w domu szyby w drzwiach, innym razem gdy go prosiłam aby poszedł spać podniósł na mnie rękę, potrafiliśmy się kłócić kilka razy dziennie, zawsze jak jechaliśmy na imprezę czy do znajomych ja prowadziłam a on pił gdy byliśmy ze sobą pół roku to stracił prawo jazdy za jazdę po pijaku to był 4 raz wszystkie za każdym razem z tego samego powodu gdy pił ja się nie liczyłam nie ważne czy mnie coś bolało czy nie on musiał się napić a ja musiałam jechać "po drugą" . Do tego spotkałam swojego byłego chłopaka Łukasza jakieś 2 tygodnie przed zerwaniem z którym nie miałam kontaktu przez 5 lat i bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało wtedy już myślałam o zerwaniu od jakiegoś czasu a do tego zobaczyłam że ktoś mnie może tak dobrze traktować... Spotkaliśmy się kilka razy tylko po to żeby pogadać powspominać stare czasy.Coś się we mnie ruszyło jak go zobaczyłam, mówią że stara miłość nie rdzewieje. Gdy zerwałam rozpętało się piekło sytuacja stała się nie dowytrzymania wtedy myślałam że gorzej już być nie może ale życie mi pokazało że może. Rodzice krzyczeli że przynoszę im wstyd że teraz ludzie będą o nas mówić że już nikt mnie nie zechce zebym się zastanowiła że się pogodzimy mimo iż wcześniej mówili że my razem nie wytrzymamy że będę do nich przychodziła i płakała ale jak w gre wszedł wstyd przed sąsaidami rodziną i znajomymi zmienili zdanie o 180 stopni.Dostałąm zakaz na wyjścia miałam prosto z uczelni wracać do domu nie mogłam się z nikim spotykać żeby ludzie nie mówili że odwołałam ślub a juz mam drugiego albo że teraz zgłupiałam ii tylko imprezuje, nie ja miałam siedzieć zamknięta w 4 ścianach i z nikim nie rozmawiać nawet przez telefon i tylko oni co jakiś czas przychodzili i się darli dostałam też pół roku zakaz na spotkania z chłopakami żeeby Maciek się nie dowiedział że kogoś mam . Siedziałam i myślałam oni przychodzili i krzyczeli Maciek dzwonił i mnie wyzywał od zdzir szmat wywłok itp, jedyne co mi zostało to czasem zadzwonić albo pisać z Łukaszem bo to była jedyna osoba z którą mogłam pogadać jak bym coś powiedziała znajomym to oni by powiedzieli Maćkowi i tyle by z tego było. Regularnie wieczorem Maciek dzwonił i mnie wyzywał jak przestałam odbierać to nagrywał się na pocztę wieczorem pisze że mnie nienawidzdi że mnie zniszczy że nie chce na mnie patrzeć a na drugi dzień że mnie przeprasza kocha i chce ze mną być jak odpowiadałam że nie chcę z nim być zaczynały się wyzwiska i tak w kółko i tak ciągnie się ta sytuacja już ponad miesiąć znajomi mnie nienawidzą bo Maciek jeździ do nich i opowiada że jestem taka siaka i owaka że on nie wie dlaczego odwołałam ślub że on nic nie zrobił itp. Rodzice mówią że im przyniosłam wstyd przychodzą i krzyczą i krzyczą i krzyczą... Jak powiedziałam mamie że już tego nie wytrzymuję psychicznie i że chciałam lub chcę sobie coś zrobić to mnie wyszydziła i powiedziała że jestem pier . dolnięta i powiedziała że oni nie mogą wytrzyać psychicznie przeze mnie że ich dobijam i mają depresję przeze mnie a jak się pytam jak ja mam się czuć to mi mówią że myślę tylko o sobie. Moje życie teraz wygląda tak, wstaję rano jadę na uczelnie co chwile dzwoni telefon o której będę w domu przyjeżdżam kładę się do łóżka i płaczę zadzwoni Maciek pare szmat puści przychodzą rodzice pytają się co mówił i się na mnie podrą chwilę wychodzą a ja dalej płaczę idę się wykąpać i dalej do łóżka jeszcze w nocy mi Maciek napisze jak mnie bardzo kocha albo jak mnie nienawidzi wstaje rano i znów to samo jak mam lepszy dzień to zjem 2 kanapki i obiad a jak jest bardzo źle to nie jem i nie pije przez nawet 2 dni jak się tak zdarzy że jest jakiś dzień gdy jest bardzo dobrze i nikt do mnie nie mówi to dużo zjem a potem umieram z bólu brzucha 3 razy tak mi się zdarzyło.Tak mniej więcej wygląda ta sytuacja
Nie napisałam tego żeby zwrócić na siebie uwagę po prostu nie miałam z kim o tym porozmawiać i nie było tak że siedziałam i czytałam co piszecie po prostu nie miałam siły wyjść z łóżka nie chciało mi się nic
- Dołączył: 2010-11-24
- Miasto: Dolina Słoni
- Liczba postów: 14535
11 marca 2011, 15:55
I bardzo dobrze że zakończyłaś ten chory związek!!!
Nie ma nic gorszego niż być z damskim bokserem i alkoholikiem.
Jaką byś miała przyszłość Ty i Wasze dzieci?
Teraz możesz stwierdzić że to co przechodziłaś było niczym to co mogłoby być po ślubie.
I ciężko to pisać i pewnie nie powinnam ale Twoi rodzice to egoiści.
Do cholery jak można potworowi wystawiać swoją córkę "byle ludzie nie mówili".
Aż się we mnie gotuje!
I wybij sobie z głowy samobójstwo!
Nie sądzę byś chciała być na moim miejscu.
Jedno dziecko straciłam.Drugie dziecko w ostatniej chwili uratowałam.Jeździłam na wózku,potem operacje,gips by móc cieszyć się życiem.Wiec kochaj i doceniaj te życie!
Widzę że nie radzisz sobie.Idź do psychologa,porozmawiaj z kim na żywo kto jest przychylny Twojej osobie,jeśli mieszkasz z rodzicami wyprowadź się,ogranicz z nimi na jakiś czas kontakt by zrozumieli jakie zło Tobie robią.