Temat: Różnica w wykształceniu

Hej, 

zapraszam do luźnej debaty na temat różnicy w wykształceniu w związku. 
Interesuje mnie wasze zdanie każdej różnicy - on doktor ona ledwo po średniej szkole, ona Pani mgr. on budowlaniec i td. 
Jak jest u Was? 
Jakie macie opinie jeśli nie jesteście w związku? 

Pasek wagi

ale jakie wykształcenie ?  Przecież czy masz zawodowke czy studia to na jedno wychodzi, studia byle kto może skończyć i o niczym to nie świadczy, nie ma żadnej "roznicy"

ja mam licencjat a mąż średnie bez matury. I co z tego skoro wykształcenie nie było mu potrzebne aby mieć dobra prace umysłowa .  Nigdy mi to nie przeszkadzało i uważam ze brak szkoły wyższej nie ma wpływu na poziom inteligencji bo nie nazwałabym w życiu go głupim . A są osoby z wyższym z inteligencja No cóż 

Pasek wagi

oczytanie, wiedza, mądrość.... ble ble ble... Zdaję sobie sprawę że w dobie kupowanych dyplomów prawdziwemu tłukowi to nawet studia nie pomogą, ale z drugiej strony nie chciałabym być z facetem który nie jest na tyle ogarnięty aby studia skończyć.

Moim zdaniem studia poszerzą horyzonty mimo wszystko i  spotkałam bardzo niewiele inteligentnych  i oczytanych osób bez studiów za to mnóstwo takich po studiach.

nie ma nic gorszego niż człowiek wykształcony ponad własną inteligencję 

chyba zależy. Studia studiom nie są równe. Jest cała masa bzdurnych kierunków, prywatnych uczelni, gdzie biorą praktycznie każdego - w takim przypadku uważam, ze to wyższe wykształcenie nie ma większej wartości . Jednak ciężko mi sobie wyobrazić np chirurga czy mecenasa z żoną sprzątaczką, tu byłby duży dysonans

U mnie też spora różnica. Ja mam mgr z dwóch dziennych kierunków (nie, nie kupione), a mój mąż skończył technikum i nie podchodził do matury. On zarabia znacznie lepiej tak w ogóle... I bez problemu znajdzie pracę w zawodzie, gdzie ja mam z tym spore problemy.

Faktycznie, nie ma zbyt wielu rozmów czysto filozoficznych, a ja tak sobie lubię pogadać, ale to nie tylko kwestia wykształcenia, ale też właśnie charakteru. Mąż jest konkretny, nie owija w bawełnę, szybko podejmuje decyzje. Ja odwrotnie. Wszelkie sprawy organizacyjne, teraz na budowie, ogrania mąż. Ja raczej rachunki, jakieś zasiłki dla dzieci, takie podstawy.

Jesli chodzi o pracę, po macierzyńskim miałam problemy z jej znalezieniem. Było ogłoszenie o pracę w Biedronce i mąż nie widział nic złego w tym, że tam pójdę. Nie mam nic do tej pracy ale nie po to tyle się uczyłam, żeby teraz tak po prostu o tym zapomnieć. Obecnie jestem na stażu i będę jeszcze 4 miesiące więc kasę przynoszę marna i na tym polu są niekiedy zgrzyty. Wolałam ambitny staż za grosze, po którym obiecują mi pracę, niż prace na etacie w markecie. 

zabawnie się czyta ten wątek w odniesieniu do założonego kiedyśtam z pytaniem o czym nie rozmawiacie. Wynikało z niego, że z większością vitalijek nie ma o czym rozmawiać, do czego zupełnie niefrasobliwie się przyznały, a tu nagle jak to wykształcenie czyni człowieka wszechstronnym i oczytanym. No paradne :D

prawda jest taka, ze teraz dyplom nie jest wyznacznikiem niczego... każdy go może mieć.

moi znajomi w większości są po skończonych studiach i raczej w takim towarzystwie się obracam, mój mąż ma mgr inż, ja również i robię doktorat, bo jest mi potrzebny w pracy. ale nie uważam się przez to za wyższą osobę, zwłaszcza, że miałam koleżanki na studiach, które całe studia przejechały na ściągach, ledwo te dyplomy dostały albo kończyły na prywatnych uczelniach, mamusie załatwiły im prace a niejedna osoba po zawodówce ma bardziej poukładane w głowie od nich.

mam też koleżankę po typowo męskim, technicznym trudnym kierunku, a w rzeczywistości jest tak tępa, nieoczytana (nie lubi czytać), ogląda tylko głupkowate programy i seriale, kaleczy język, niczym się nie interesuje i jest sama, bo żaden facet nie ma z nią tematu do rozmowy. a w towarzystwie zawsze też się ośmiesza, bo czasem jak palnie coś głupiego to nie wiadomo czy śmiać się czy płakać :D

Mamy taką roznicę, ja poki co mgr, on zawodowe. A na poczatku zarabila wiecej niz ja z wyksztalceniem.

Z jednej strony  fajnie, bo uzupelniamy się -  on w zwyklych pracach, a ja w innych.

Z drugiej strony czasami roznią nas priorytety - dla mnie egzaminy etc., nauka, ksztalcenie są bardzo ważne, a dla Niego to jakiś dodatek, malowazny,

LiuAnne napisał(a):

U mnie też spora różnica. Ja mam mgr z dwóch dziennych kierunków (nie, nie kupione), a mój mąż skończył technikum i nie podchodził do matury. On zarabia znacznie lepiej tak w ogóle... I bez problemu znajdzie pracę w zawodzie, gdzie ja mam z tym spore problemy.Faktycznie, nie ma zbyt wielu rozmów czysto filozoficznych, a ja tak sobie lubię pogadać, ale to nie tylko kwestia wykształcenia, ale też właśnie charakteru. Mąż jest konkretny, nie owija w bawełnę, szybko podejmuje decyzje. Ja odwrotnie. Wszelkie sprawy organizacyjne, teraz na budowie, ogrania mąż. Ja raczej rachunki, jakieś zasiłki dla dzieci, takie podstawy.Jesli chodzi o pracę, po macierzyńskim miałam problemy z jej znalezieniem. Było ogłoszenie o pracę w Biedronce i mąż nie widział nic złego w tym, że tam pójdę. Nie mam nic do tej pracy ale nie po to tyle się uczyłam, żeby teraz tak po prostu o tym zapomnieć. Obecnie jestem na stażu i będę jeszcze 4 miesiące więc kasę przynoszę marna i na tym polu są niekiedy zgrzyty. Wolałam ambitny staż za grosze, po którym obiecują mi pracę, niż prace na etacie w markecie. 

To mamy podobnie. Ja 2 kierunki, mąż technika i nie zrobiłabym tyle co on.

I wcale nie jest mniej inteligentny. Po prostu siedzenie i wkuwanie to nie było dla niego. Wolał działać. Ja znowu wkuwac mogę, za to nie potrafię tej wiedzy praktycznie wykorzystać.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.