- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
28 maja 2017, 18:14
Co kilka miesięcy śni mi się, że znowu jestem w szkole, na lekcjach wychowania fizycznego. Dzisiejszej nocy akurat scenariusz dotyczył zaliczenia z biegu na 20 km (olaboga!). W moim przypadku sny tego typu to koszmary - i nie chodzi tutaj o wysiłek fizyczny, ale raczej kontekst, jaki się za tymi snami kryje.
Osobiście od przedszkola do trzeciej klasy podstawówki uwielbiałam zajęcia wychowania fizycznego, najpewniej dlatego, że było to ruch połączony z zabawą, co przyciągało większość dzieciaków w moim otoczeniu. Mój koszmar związany z tym przedmiotem zaczął się od czwartej szkoły podstawowej i trwał do końca gimnazjum. Sześć lat stresu, bólu brzucha, lęku i prób wykręcenia się z lekcji na wszelkie możliwe sposoby. Jaki był tego powód? Cóż, bynajmniej nie niechęć do sportu. Był to nauczyciel, niespełniony sportowiec, który szykanował i wyzywał od grubasów, nieudaczników, idiotów każdego, kto był nieco mniej sprawny fizycznie lub też trochę grubszy. Ja sama usłyszałam od tej osoby masę nieprzychylnych komentarzy (oczywiście wygłaszanych przy wszystkich), głównie dlatego że miałam kilka kilogramów nadwagi i przebiegnięcie 800 m zajmowało mi więcej czasu w porównaniu do moich koleżanek. Ten facet bardzo szybko zabił moje zamiłowanie do gry w siatkówkę; jako 12-13 letnie dziecko, nie byłam w stanie kontynuować robienia czegoś będąc pod stałym ostrzałem krytyki. Niejednokrotnie po takiej piekielnej lekcji wracałam do domu i płakałam w poduszkę. Nigdy nie rozmawiałam z nikim na ten temat, ale dzisiaj wiem, że ten człowiek poważnie "uszkodził" jakąś część mojej osobowości; z dosyć odważnego i gadatliwego dziecka stałam się lękliwą i wyczuloną na wszelką krytykę nastolatką. Nie potrafiłam odpyskować ani jemu, ani innym, bo po prostu nie miałam na to odwagi.
Gdy kończyłam gimnazjum mając 16 lat, lęk przed wf-em i krytyką powrócił - za chwilę miałam rozpocząć naukę w nowej szkole, gdzie miałam spotkać nowych rówieśników i nauczycieli. Wiedziałam, że muszę schudnąć (ważyłam wtedy ok 58-60 kg przy 160 cm), bo kolejnych lat piekła nie byłam w stanie znieść. To właśnie w tamte wakacje zaczęła się moja kilkuletnia "przygoda" z anoreksją.
Dlaczego przytaczam tutaj mój wywód? Chyba po to, byście zwracali baczną uwagę na to, jak wasze dzieci reagują na szkołę, czy też pewnych nauczycieli. Jeżeli w waszych domach panuje spokój i harmonia, a mimo to wasze dzieci stają się smutne, przygaszone czy też lękliwe, szkoła jest pierwszym miejscem, w którym powinniście szukać przyczyn takiego zachowania. Nie chcę tutaj nikogo umoralniać, absolutnie. Po prostu wspominając własne dzieciństwo oraz zwierzenia moich znajomych, dzieci naprawdę mogą przeżywać w szkołach dramaty, których dorośli niekiedy nie są w stanie dostrzec.
Tak na koniec chciałabym jeszcze was zapytać o wasze doświadczenia z tym konkretnym przedmiotem. Lubiliście lekcje wf-u? Jakich mieliście nauczycieli?
28 maja 2017, 18:28
Wiesz, masz racje. Nie wiem co z tymi nauczycielami od w-f jest nie tak, ale serio w calej swojej karierze szkolnej plus studia spotkalam moze 1 normalnego, reszta to psychole. Jak mowisz, ma sie wrazenie ze celowali wyzej a wyladowali w szkole uczac w- f i maja zal do calego swiata, odreagowujac we wredny sposob na slabszych.
Ja zawsze cwiczylam na w-f, z niektorych rzeczy bylam swietna a z niektorych noga i jak mowisz, az sie odechciewalo cwiczyc przez te szykany i dosrywanie. Legia cudzoziemska to pikus w porownaniu z tymi swirami;-)
W koncu nie kazdy musi byc urodzonym sprotowcem i nie widze powodu szykanowac takie osoby. Jakos jak ktos byl noga z matmy to nauczyciel wrecz sie cieszyl ze gosciu zaliczyl test na troje (stara skala ocen;-)) A tu jazda bez trzymanki jak nie jestes sprinterem roku.
Mam takie same odczucia. Ja zawsze lubilam sport i nawet jak z czegos mi nie szlo, to nadrabialam w innych dyscyplinach, ale byly ososby, ktore sie zalamywaly.
28 maja 2017, 19:51
Uwielbiam sport od dziecka, wf był wyczekiwaną lekcją, we wszystkim byłam najlepsza w klasie od chłopaków też w podstawówce i średniej szkole. Do tej pory uwielbiam się ruszać, żaden z moich nauczycieli nie szykanował tych grubszych osób. Uwielbiałam koszykówkę, siatkówkę, unihokej jeśli chodzi o sporty zespołowe.
28 maja 2017, 20:10
Uwielbiam sport od dziecka, wf był wyczekiwaną lekcją, we wszystkim byłam najlepsza w klasie od chłopaków też w podstawówce i średniej szkole. Do tej pory uwielbiam się ruszać, żaden z moich nauczycieli nie szykanował tych grubszych osób. Uwielbiałam koszykówkę, siatkówkę, unihokej jeśli chodzi o sporty zespołowe.
Czytam twoje komentarze z największym podziwem. Az ciezko uwierzyc, że ktoś tak idealny naprawdę istnieje
28 maja 2017, 20:16
Czytam twoje komentarze z największym podziwem. Az ciezko uwierzyc, że ktoś tak idealny naprawdę istniejeUwielbiam sport od dziecka, wf był wyczekiwaną lekcją, we wszystkim byłam najlepsza w klasie od chłopaków też w podstawówce i średniej szkole. Do tej pory uwielbiam się ruszać, żaden z moich nauczycieli nie szykanował tych grubszych osób. Uwielbiałam koszykówkę, siatkówkę, unihokej jeśli chodzi o sporty zespołowe.
No widzisz
28 maja 2017, 20:41
Nienawidziłam i pamiętam, że nauczycielom wf-u zawsze życzyłam śmierci w najgorszych męczarniach. Do dzisiaj pamiętam jak w podstawówce powiedziałam tacie, że "nienawidzę nauczyciela jak psa" (co teraz mi się wydaje oczywiście komiczne, zwłaszcza że psy lubię, ale na tamten moment lekcje wf-u były dla mnie synonimem najgorszej męczarni). Nie cierpię sportu w ogólności - do dziś się zastanawiam czy tak po prostu mam i już, czy nauczyciele w szkole się do tej mojej antypatii przyczynili (z rzeczy, które są dla mnie najbardziej do strawienia to w sumie basen, rower i tenis - czyli rzeczy, których w szkole nie miałam, stąd myśl że może po prostu tego nie zdołali mi całkiem obrzydzić). Potem na szczęście miałam zawsze zwolnienia i mój koszmar się skończył (okresowo naprawdę potrzebne, bo miałam problemy zdrowotne, czasami nieuzasadnione - i w sumie średnio mnie obchodzi, że to było oszustwo, gdyby nie to chyba bym się musiała teraz leczyć psychiatrycznie). Wspomnień koszmarnych mam całą masę, włącznie z tym, że nauczyciele jak się komuś coś stało kompletnie sobie nie radzili - np. dziewczyna rozcięła nogę to jej kazali nie przesadzać i posiedzieć sobie na ławce, potem się okazało że trzeba było szyć i dawać zastrzyk przeciwtężcowy. Mój brat też sobie na wf-ie w szkole kiedyś rozwalił rękę. I generalnie się podpisuję pod Twoim apelem - jak ktoś ma dzieci i te dzieci mówią mu coś złego o wf-ie w szkole to niech tego nie lekceważy, bo mogą to przepłacić potem zdrowiem (fizycznym, albo psychicznym).
28 maja 2017, 20:56
Moi wfiści byli średni, ale nikogo nie wyśmiewali. WF w szkołach to parodia i jeśli kiedyś dziecko mnie poprosi o załatwienie zwolnienia to tak zrobię w zamian za wybranie innej aktywnosci fizycznej po szkole.
28 maja 2017, 20:58
Ja z kolei mam średnie wspomnienia.U mnie sytuacja była podobna , ale nie jeżeli chodzi o nauczycieli a młodzież. Obgadywanie , ciągłe wywyższanie się, dogadywanie słabszym czy mniej sprawnym było na porządku dziennym. Mam tu na myśli gimnazjum , bo w podstawówce i liceum było okej. Osobiście byłam bardzo sprawna fizycznie , wykonywałam wszystkie ćwiczenia wzorowo. Jedynie siatkówka nie była moją mocną stroną. No i w gimnazjum byłam gruba co też w jakiś sposób skutecznie zniechęcało mnie do ćwiczeń z osobami , które są ostatnimi ludźmi z jakimi chce mieć styczność. Ciesze sie, że likwidują gimnazja.
28 maja 2017, 21:16
Ja z kolei mam średnie wspomnienia.U mnie sytuacja była podobna , ale nie jeżeli chodzi o nauczycieli a młodzież. Obgadywanie , ciągłe wywyższanie się, dogadywanie słabszym czy mniej sprawnym było na porządku dziennym. Mam tu na myśli gimnazjum , bo w podstawówce i liceum było okej. Osobiście byłam bardzo sprawna fizycznie , wykonywałam wszystkie ćwiczenia wzorowo. Jedynie siatkówka nie była moją mocną stroną. No i w gimnazjum byłam gruba co też w jakiś sposób skutecznie zniechęcało mnie do ćwiczeń z osobami , które są ostatnimi ludźmi z jakimi chce mieć styczność. Ciesze sie, że likwidują gimnazja.
Ja chodzilam (dawno temu) do osmioklasowej podstawowki, o gimnazjach nikt wtedy nawet nie snil i byl dokladnie taki sam klimat.
29 maja 2017, 09:00
Akurat wf od kiedy pamiętam był moim ulubionym przedmiotem. Nawet jak ważyłam 73 kg przy 163 cm wzrostu całkiem nieźle sobie radziłam. Jedyny wstyd jaki przeżywałam to szatnia, kiedy musiałam się przebrać, a moje tłuste ciałko wychodziło na światło dzienne.
Jeśli chodzi o lęki związane z nauczycielami + przedmiotami. W 4-6 podstawówce miałam historyka, który wtedy powodował lęk u wielu dzieciaków, dziś z perspektywy upłynięcia wielu lat, wiem że to był respekt. Wszyscy, nawet gorsi uczniowie dobrze się wtedy uczyli. To był czas kiedy zdobyłam największą wiedzę historyczną (biorąc pod uwag tylko edukację szkolną).
Z innych rzeczy miałam perypetie z babką od polskiego w 1-3 liceum. Nie było wyzwisk, tak jak u ciebie ale było szydzenie, ignorowanie, itp. Próbowałam unikać przedmiotu jak mogłam, przed większością zajęć byłam poddenerwowana. To było słabe, na całe szczęście minęło.
Co do Twojego przypadku. Bardzo ci współczuję. Mam nadzieję, że uda ci się uporządkować swoje życie, odbudować poczucie własnej wartości i zrozumieć, że to co działo się w szkole z perspektywy czasu nie powinno mieć większego znaczenia.