Temat: Strata ukochanego zwierzaka

Z pewnością wiele z nas przeżyło stratę swojego pupila. Mój ukochany pies zdechł prawie 3 lata temu i nawet teraz gdy go wspominam zdarza mi się uronić łezkę. Wiem też, że już nigdy nie będę mieć tak cudownego zwierzaka.

A jak było z Wami? Jakie zwierzaki były Waszymi przyjaciółmi i jak długo rozpaczałyście po ich stracie?

ja pół roku temu straciłam królika, to mój pierwszy zwierzak dostałam na dzień kobiet 4lata temu od narzeczonego, upragniony zwierzak nie mogłam wcześniej uprosić taty. często chorował miał kamienie w przewodzie pokarmowym i moczowym, ale zawsze wychodził z tego bez większego szwanku, zachowywał się jak psiak, czekał na mnie pod pokojem, spał ze mną w łóżku właził pod bluzkę od piżamy w zimę by się przytulić:) uwielbiał robic noski-noski:) zawsze rano to był nasz rytuał, jak mi budzik dzwonił to brał telefon w zęby i zrzucął na podłogę bo wiedział że jak to ustrojstwo dzwoni to Pani wstaje i na cały dzień wychodzi:) jak się pakowałam na wyjazd to wskakiwał do walizki i nie chciał wyjść jak zakładałam buty to je gryzł bo wiedział że wychodzę, cudowne zwierzę, w lato miał ostatni atak, nie spałam całą noc tylko czuwałam, sprawdzałam czy żyje, rano bałam się wstać, ale patrzę a on taki wyciągnięty na środku dywanu byłam pewna że śpi i już po chorobie a on taki zimniutki płakałam jak bóbr, od 4rano, najpierw schowałam się pod kołdrę i ryczałam, później do niego się przytuliłam, później po godzinie poszłam do rodziców mam już gotowa do weterynarza jechać a ja mówię ze nie ma po co wszyscy płakali, nawet mój tata - zagorzały przeciwnik zwierząt w domu. i nawet wtedy nie kazał chować jego domku i kuwety bo jeszcze będzie potrzebna:) pojechałam do pracy zanim  wszyscy przyjechali. mój Kot od razu się domyślił o co chodzi, płakałam cały ranek. ale  w pracy przy klientach musiałam się trzymać. na prawdziwą rozpacz nie miałam kiedy, bo mój Narzeczony nie mógł patrzeć na moją smutna minkę i zaraz po pracy zabrał mnie na wycieczkę 100km od naszego miasta. zostawił na chwilę i wrócił po 15min, pod kurtką wystawała tylko mała mordka yorka:) wiedział ze to spełnienie mojego dziecinnego marzenia. wszyscy go pokochali od razu, nawet tata dla którego pies w domu to abstrakcja:) jednak ja go od razu nie pokochałam, królik był czysty, cichy, nie trzeba go wyprowadzać, a Dyzio warczał szczekał nie dał się zostawić sikał trzeba go wyprowadzać, bardzo się męczyłam przez pierwsze dni, ale jest tak cudnym pieskiem ze szybciutko go pokochałam. nasze przywiązanie było największe gdy po 2msc u nas złamał łapkę, mama do mnie zadzwoniła z wielkim płaczem (co mojej mamie się nie zdarza tylko w ważnych sytuacjach bez wyjścia, jak choroba ciężka, śmierć) przestraszyłam się ogromnie, ale wiem że my go kochamy jak członka rodziny.



Najbardziej przeżywał Tata ze takie maleństwo musi się męczyć 6tyg w gipsie:) całe szczęście łapka ładnie się zrosła i jest już szalonym grzecznym pieseczkiem:)
Ja pamietam jak 7 lat temu moj malutki kroliczek złamał sobie tylnia łapke oczywiscie pobiegłam z nim do kliniki veta ...do puki lekarz chińczyk (nie jestem rasistka) powiedział mi ze mam go uspac poryczałam sie ze poł przychodzi płakało a zwłaszcza kobiety :(:( ale poszłam do mojej vet i powiedziała ze mam go zamknac w ciasnej klatce na kilka tygodni aby miał mało ruchu aby nie latał po domu i co .... kroliczek po 3 tygodniach jak nowy do tej pory sobie zyje i hasa po mieszkaniu w PL ...od 2 lat mam kochanego labka ktorego dostałam na walnetynki od meza :P i nie wyobrażam sobie zycia bez niego gdy mial problemy z więzadłem krzyżowym i lekarz powiedział ze byc moze bedzie operacja to chyba przepłakałam cały tydzien za tym ze on tak cierpi a tylko przez to ze latał po lesie na spacerze :( jest jak moje malutkie dzieciatko :D nie zebym miala opsesje ale lubie go rozpieszczac zawsze gdy nas dlugo nie ma w domu to zawsze po powrocie dostaje uszko do gryzienia :D albo jakis inny psi przysmaczek :) ale jak tu nie kochac takiej slicznej mordki :P(troszke slaba fotka robiona z telefonu i pod slonce) ale ma swoj fotelik na ktorym calymi dnami spi i patrzy sie w okno :
miałam kiedyś pinczera miniaturowego. Kupiliśmy go gdy miał pół roku wiec początkowo bardzo bał się nowego otoczenia, pierwszego dnia nie pozwolił się do siebie zbliżyć, drugiego dnia sam do mnie przyszedł i tak oto został moim psem. Wcześniej bałam się psów, bo mój brat został kiedyś pogryziony. Ale dzięki temu psu przełamałam się. Kiedy wracałam ze szkoły i moja mama mówiła do niego: Aga idzie, on już czekał pod drzwiami. Ta sunia była z nami cztery lata, kiedy zdechła wszyscy w domu płakali, ja się rozchorowałam, nie chodziłam do szkoły, nie jadłam. Dziadek zlitował się nade mną i kupił mi nowego psa, Cocker Spaniela. Ale to już nie było to samo. Ciągle wspominaliśmy Agatkę. Często wspominałam o niej mojemu chłopakowi, miesiąc temu dostałam od niego pinczera w prezencie i to był najlepszy prezent imieninowy jaki kiedykolwiek dostałam. Zakochałam się w moim nowym psiaku, ale Agatkę ciągle wspominamy, nawet tacie zdarzy się czasami powiedzieć na Cezarego - Agatka :) Ja oszalałam na jego punkcie, choć nie mam dużych oszczędności, nie żal mi wydać na karmę, kosmetyki i różne smakołyki dla niego, nie chcę by mu czegoś brakowało. Pozwalam mu ze mną spać, mimo iż wiem, że będę go musiała tego kiedyś oduczyć. I mimo, że Czarek w przyszłości prawdopodobnie nie będzie widział na jedno oko, kocham go bardzo i nie wymieniłabym go na innego, pięknego, zdrowego psa.



.
Mój pies ma chyba jakiegoś wrodzonego farta... tyle razy mogłam go stracić, ale on zawsze wychodzi z opresji.
Pierwszy raz, gdy miał pół roku tata musiał zabrać go ze sobą w trasę, bo wszyscy byli w domu chorzy i nie miałby z nim kto wychodzić.
Podczas rozładowywania samochodu spadła na niego opona. Biedak się przestraszył i uciekł. Dzwoniliśmy go schroniska w tym mieście, niestety przez 2 tyg nie było żadnych informacji. Prawdę powiedziawszy straciliśmy już nadzieję, że się znajdzie. Nie mogłam znieść tego bólu, aż pewnego dnia mama zadzwoniła i okazało się, że jest pies zgadzający się z opisem. Tata nie patrząc na konsekwencje zjechał z trasy i pojechał po niego. To był jakiś cud. 
2 raz jakiś rok temu potrącił go samochód, myślałam że nie żyje ( uderzenie bardzo silne ) pojechaliśmy szybko do weta. okazało się, iż wypadła mu główka kości udowej. Lekarzowi udało się ją ''wstawić'' ale następnego dnia znowu wypadła ;/ 
Wet. zaproponował żeby ją usunąć, powiedział że ta łapa będzie trochę krótsza od innych , ale pies bd chodził. 
Zgodziliśmy się... następne dni to był koszmar ( wlewaliśmy psu wodę kapselkiem ! nie chciał jeść ) wet. powiedział, że będzie załatwiał się pod siebie, ale nie dało rady pies był chyba za dumny na to.
Rehabilitowaliśmy go jakieś pół roku. Słowa weterynarza nie sprawdził się, pies odzyskał formę sprzed wypadku.
Ma 8 lat i mam nadzieję, że przeżyje co najmniej następne tyle :))
 
Mój skarb !!! :))
gosia wow pies naprawdę ma szczescie !!
dodam, że to była bardzo mroźna zima cud, że przeżył. 
mojego psiaka Kubusia straciłam 25 listopada 2010 r - do tej pory nie mogę się pozbierać - gdy oglądam zdjęcia - ryczę jak bóbr ... brakuje mi jego szczekania, merdania ogonkiem .... ehhh miał 16 lat i 4 miesiące - więc wiekowy psiak ..

musieliśmy go uśpić - bo dostał porażenia nerwów - wył z bólu - to ja trzymałam mu łapkę- gdy lekarz wbijał wenflon - potem narkozę - byłam do niego mocno przytulona - a łzy leciały mi jak grochy - spadając na piękną sierść mojego misia - kiedy serduszko bić przestało - dopiero dotarło do mnie że GO NIE MA ;(

Człowiek strasznie się przywiązuje do zwierzęcia - a gdy odchodzi czujemy podobny smutek i żal-jakby odchodził człowiek :(

DLATEGO DZIWI MNIE FAKT JAK LUDZIE MOGĄ ZABIJAĆ ZWIERZĘTA W BESTIALSKI SPOSÓB - ONE CZUJĄ TAK JAK I LUDZIE - PAMIĘTAJMY O TYM !!

Mój misio :

Moja pierwsza strata ukochanego zwierzaka nastąpiła w 6 klasie podstawówki. Pamiętam jak moja świnka morska  zdechła, jak zobaczyłam że w klatce leży nie ruchoma, i śmierdzi. Nie oddychała. Pamiętam tą rozpacz, łzy, płakałam w szkole jakby deszcz spadał z nieba. To był okropny ból. 2 lata temu straciłam chomika, po 7 dniach od dnia zakupu odszedł a ja przyzwyczajona już po 1 dniu do niego znowu się rozpłakałam. Biedak miał infekcję oczka , potem wypadała mu sierść aż główka była prawie łysa, był malutki - potem odszedł. Bardzo odczuwam utratę kogoś takiego, niektórym wydaje się to śmieszne bo w końcu to tylko zwierzak, ale dla mnie to jest zwierzak, który jest dla mnie jak brat czy siostra.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.