- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
29 marca 2017, 21:23
Jak to jest ze kiedyś nie było tyle rozwodów co w dzisiejszych czasach? Jak patrzę na moich dziadków, wujków czy ciocie wszyscy żyją w związkach małżeńskich juz po ponad 20 lat. Szczerze mówiąc nie ma u mnie w rodzinie (nie wiem czy w tej dalszej) ale tej która mieszka obok mnie kobiety rozwiedzionej, czy zostawionej przez męża z dziećmi. Jakoś nie widać po wujkach czy ciotkach aby cos sie miedzy nimi "wypaliło", okazują sobie miłość. Dziadek juz nie żyje, ale babcia jak oni opowiada to z taka miłością. Poza tym wiem ze nie tylko u mnie te "stare " małżeństwa sa takie trwałe.
Nie wierze ze w tamtych czasach wszyscy mężczyźni czy wszystkie kobiety były idealne. A jednak ludzie żyli ze sobą bardzo dlugo. A teraz wydaje mi sie ze jest coraz więcej rozwodów czy samotnych matek. Co o tym myślicie ?
29 marca 2017, 22:32
Dokladnie.Myślę tak samo. To nie związki były lepsze tylko możliwości mniejsze, a mentalność inna. Trzeba było zostać z mężem skoro się go wybrało i zrobiło się wspólne dzieci. Nie było internetu, więc o problemach w związku nie dało się nawet porozmawiać anonimowo. Psycholog? Słyszał ktoś o czymś takim 30-40-50 lat temu? Mnóstwo małżeństw przetrwało z braku jakichkolwiek innych perspektyw, a nie dlatego, że się tak bardzo kochali. Moja babcia spędziła z dziadkiem 50 lat. Dostali nawet medal od Prezydenta Miasta. Łączyły ich dzieci, gospodarstwo i głęboka, wzajemna nienawiść. Dziś jest zupełnie inaczej, a i tak wiele kobiet ma problem z niezależnością, tkwią więc w beznadziejnych związkach, bo nie mają gdzie iść, bo dziecko, bo strach przed samotnością.Myślę, że kiedyś były inne czasy (odkrywcze!): rozwód to był wstyd i porażka, ludzie byli bardziej uzależnieni od siebie (zwłaszcza kobiety nie miały zbyt dużego pola do manewru w większości przypadków i musiały trwać przy swoich małżonkach nawet wtedy, gdy ci robili im rozmaite świństwa itp.) i w ogóle chyba za bardzo się nie zastanawiano nad tym, czy jest się szczęśliwym w tym związku i czy to zdrowa relacja. Tak więc ja raczej daleka jestem od gloryfikowania "starych dobrych czasów" i przypisywania poprzednim pokoleniom jakichś nadzwyczajnych cech.
Też sobie dopiszę 'dokładnie' ;D ;], bo też tak właśnie myślę.
Edytowany przez it.girl 29 marca 2017, 22:32
29 marca 2017, 22:35
Kto był z sobą to był. Nie wszyscy. Moja ciotka siostra babci tuż po wojnie wzięła rozwód, moi rodzice dwa razy próbowali bo nie zgadzali się ale sąd rozwodu nie dał. Ja też jestem po rozwodzie, bo pierwszy mąż mi nie pasował...
29 marca 2017, 22:49
A u mnie w rodzinie od zawsze wiele osób brało rozwód. I u mojego Męża też. Moja Mama, Jej siostra i Jej brat są po rozwodzie. Mój Mąż po rozwodzie. Jego siostra rozwodziła się dwa razy. W przypadku mojej Mamy i jej rodzeństwa to było dawno temu. Mieli swoje powody i nie patrzyli na to, co ludzie powiedzą. Lepiej było podjąć taką decyzję niż żyć dalej będąc nieszczęśliwym. Niestety, nie każdego na to stać. Ludzi trzyma w kupie bardzo wiele różnych rzeczy. Znam małżeństwo, które łączy tylko dom. I to wg niektórych też jest konkretny powód. Zbudować, dbać a co potem? Zostawić?
Druga sprawa, teraz dużo dziewczyn czeka na oświadczyny, bo będzie wesele, biała sukienka i limuzyna. Bardziej cieszą się na same przygotowania niż na sam fakt bycia czyjąś żoną. I potem gdy emocje opadną przychodzi rozczarowanie...
29 marca 2017, 22:52
Myślę tak samo. To nie związki były lepsze tylko możliwości mniejsze, a mentalność inna. Trzeba było zostać z mężem skoro się go wybrało i zrobiło się wspólne dzieci. Nie było internetu, więc o problemach w związku nie dało się nawet porozmawiać anonimowo. Psycholog? Słyszał ktoś o czymś takim 30-40-50 lat temu? Mnóstwo małżeństw przetrwało z braku jakichkolwiek innych perspektyw, a nie dlatego, że się tak bardzo kochali. Moja babcia spędziła z dziadkiem 50 lat. Dostali nawet medal od Prezydenta Miasta. Łączyły ich dzieci, gospodarstwo i głęboka, wzajemna nienawiść. Dziś jest zupełnie inaczej, a i tak wiele kobiet ma problem z niezależnością, tkwią więc w beznadziejnych związkach, bo nie mają gdzie iść, bo dziecko, bo strach przed samotnością.Myślę, że kiedyś były inne czasy (odkrywcze!): rozwód to był wstyd i porażka, ludzie byli bardziej uzależnieni od siebie (zwłaszcza kobiety nie miały zbyt dużego pola do manewru w większości przypadków i musiały trwać przy swoich małżonkach nawet wtedy, gdy ci robili im rozmaite świństwa itp.) i w ogóle chyba za bardzo się nie zastanawiano nad tym, czy jest się szczęśliwym w tym związku i czy to zdrowa relacja. Tak więc ja raczej daleka jestem od gloryfikowania "starych dobrych czasów" i przypisywania poprzednim pokoleniom jakichś nadzwyczajnych cech.
dokładnie.
moja mama mi powiedziała, że gdyby nie zaszła w ciążę z moim tatą, to nigdy by za niego nie wyszła (poroniła tydzień po ślubie). Gdy miałam 14 lat, to prosiłam o rozwód - a gdzie tam (a wiem, że go szczerze nie cierpi).
29 marca 2017, 23:08
dokładnie.moja mama mi powiedziała, że gdyby nie zaszła w ciążę z moim tatą, to nigdy by za niego nie wyszła (poroniła tydzień po ślubie). Gdy miałam 14 lat, to prosiłam o rozwód - a gdzie tam (a wiem, że go szczerze nie cierpi).
29 marca 2017, 23:11
Znam bardzo dużo przypadków bardzo nieszczęśliwych małżeństw z pokolenia moich dziadków i rodziców, większość to albo prawdziwe tragedie życiowe, albo takie związki z rozsądku. Wiem też o zdradach, bo pochodzę z małej miejscowości. Kiedyś się nie naprawiało,jak coś się popsuło w związku,tylko trwało w nieszczęściu, bo co ludzie powiedzą, a co na to ksiądz, rodzina, jak żyć w pojedynkę, itd. Masz szczęście, że w Twojej rodzinie jest tyle miłości.
29 marca 2017, 23:11
A ja uważam, że kiedyś się naprawiało a teraz wyrzuca się do kosza.... Marzę o tym byśmy z mężem mieli całe życie narzędzia do naprawiania a nie kosze pod ręką...:-)
29 marca 2017, 23:11
Zgadzam się z przedmówcami. Te stare małżeństwa wcale nie były takie idealne. Po prostu nie wypadało wziąć rozwodu. Swoje robiły też strach przed samotnością i kwestie ekonomiczne.
Jeżeli chodzi o rozwody w ogóle to oczywiście każdy przypadek jest trochę inny. Jednak uważam, że przyczyny rozwodów to:
- brak dojrzałości emocjonalnej,
- brak umiejętności w zakresie komunikacji,
- mylne założenie, że to co dobre przychodzi samo
- brak odpowiedzialności
- brak nawyku/umiejętności pracy nad sobą
W gruncie rzeczy wszystkie czynniki się ze sobą łączą.
29 marca 2017, 23:14
Kiedys nikt nie wychodzil za maz z milosci - to byl powod zamazpojscia u jakichs tam rozwiezlych aktorow albo zdziczalych artystow, ale nie w porzadnym,katolickiem ( czy zydowskim) domu. Maz mial przynosic pieniadze i naprawic cos w chalupie, jak sie zepsulo. Kobieta miala rodzic dzieci, sprzatac i gotowac. Kazdy wiedzial jaka jest jego rola i nie oczekiwal nic innego od drugiej osoby. Jak sie oglada drzewa genealogiczne - to sie to ma te sprawy jak na dloni. Babcia - nr domu 101 zeni sie z dziadkiem - nr domu 102, zeby ziemia obok siebie byla wieksza. Prababcia - corka lekarza zeni sie z pradziadkiem synem aptekarza, zeby interes zostal w rodzinie. Po smierci prababci - pradziadek ozenil sie w miesiac pozniej. Itd itd
Wbrew pozorom ozenek "z powodu" milosci zaczal sie zupelnie niedawno - 1 polowa XX wieku i okazuje sie, ze milosc to jest jednak bardzo krucha inwestycja i po prostu z czasem "rdzewieje". Nikt nie czuje potrzeby zyc z czlowiekiem, ktorego sie nie kocha przez nastepnytch 50 lat.Gdyby jednak malzenstwo wiazalo sie z rozsadku - to nikomu nie przeszkadzaloby byc "niekochanym".
Do @ walcz_o_marzenia - babcia czule wspomina dziadka? Nie watpie, ale zapytaj o historie ich poznania, jak to sie stalo, ze wybrala ( czy moze jednak rodzice wybrali ) wlasnie tego, a nie innego mezczyzne?
Edytowany przez 30 marca 2017, 00:05
29 marca 2017, 23:55
Według mnie to jest bzdura z tym całym 'kiedys się naprawiało, dzisiaj się wyrzuca do kosza' - kiedyś nie było na to 'wyrzucanie' przyzwolenia. 'Co ludzie powiedzą' (nie wszyscy się tego trzymali, ale większość). Kiedyś kobiety nie poradziłyby sobie same, bo wiele z nich zajmowało się domem, pracy mało (chociaż u mnie w rodzinie same kobiety pracujące), jak przeżyć bez mężczyny? Moi rodzice do małżeństwa zostali zmuszeni w gruncie rzeczy, bo zaliczyli wpadkę.
Ja nie wątpię, że było wiele szczęśliwych, kochających się małżeństw. Ale wiele z nich było ze sobą z przymusu, bo wypada, albo bo nie wypada się rozwodzić. Tak samo jeśli chodzi o zdrady: kiedyś się tyle o tym nie słyszało, bo nie było gdzie. O zdradach człowiek czasami nawet nie wiedział, bo to inne czasy, inna technologia. Teraz każda jedna zdrada jest nagłaśniana na mediach społecznościowych, ludzie są częściej na tym łapani. Kiedyś jak cię mąż zdradzał to o tym się nawet nie mówiło, bo wstyd.
No i przede wszystkim: w dzisiejszych czasach wiele małżeństw pracuje nad swoim związkiem, nie stara się go wyrzucić do kosza. Czasami się udaje, a czasami okazuje się, że nie da się naprawić każdej pojedyńczej zepsutej rzeczy, niektóre muszą zostać wyrzucone, bo do niczego już się nie nadają.