Temat: kto z was mieszkal/mieszka pod miastem?

Czy sa tu dziewczyny ktore wychowaly sie w miejscowosci (miasteczko lub wies) pod duzym miastem? Jak wam sie zyje/zylo tam? Czy w czasach gdy bylyscie (chyba ze nadal jestescie :) nastolatkami mialyscie z tym jakis problem? Jak radzilyscie sobie z dojazdami do szkoly i spowrotem. Czy tracilyscie na to duzo czasu. Jak wygladalo wasze zycie towarzyskie? Mialyscie znajomych w miescie czy raczej tych "na wsi"? Chodzilyscie na jakies imprezy? Kto was wtedy odbieral?

Mialyscie rodzicom za zle, ze mieszkaja tak daleko od duzego miasta i mazylyscie zeby jak najszybciej stamtad uciec czy raczej wolicie spokojne zycie?

Pasek wagi

jako dziecko/nastolatka mieszkałam pod średnim miastem i swojej córce bym tego nie zafundowała. głupie wyjście do kina było problemem, bo w weekend ostatni autobus odjeżdżał o 20, więc nie było jak wrócić. o imprezach nawet nie wspomnę. na korepetycje/kursy językowe trzeba było dojeżdżać, a komunikacja słaba - autobus co godzinę, półtorej.

KotkaPsotka napisał(a):

Po mnie tez zawsze tato przyjezdzal, on nie mogl spac z nerwow jak mnie nie bylo ;D a ja to wykorzystywalam ;). Tez bym po dzieci wyjezdzala.

pamiętam, weszłam kiedyś w nocy do pokoju mamy i nagle słyszę "Asia?", "tak, śpij, szukam tylko tego i tego", "ok"...."ale ja tak się martwię", "....ale czym mamo", "jak Ty wrócisz do domu"... dwa dni później miałam iść na imprezę, ale nie poszłam, bo strasznie mnie zasmuciła ta rozmowa. a rano mama niczego nie pamiętała. 

stop.jest miejsce w mieście, gdzie mogłabym mieszkać. dzielnica Kiełpino Górne w Gdańsku (teściowie mieszkają). jeszcze miasto,niskopodłogowe jeżdżą, nocne też, wszędzie las, też blisko do jeziora w Otominie, a jak np. nocne nie za często to i tak 10 minut od głównego, więc moment i się jest. działki tam są na maksa drogie i raczej nie będzie nam dane, ale miejsce jest super. 

Pasek wagi

Mieszkalam w malym miescie i nie musialam wybierac szkoly w innym, ale za to mialam w klasie kilka osób z pobliskich wsi. Myślę, że było to ok. 1/3 naszej klasy. Mieliśmy w klasie paczkę, którą się spotykaliśmy po szkole, w weekendy- były to tlyko osoby "z miasta". Niestety ci dojezdzajacy mieli problem z dojazdem do szkoly i ze szkoly (wiele osob dojezdzalo ok. 40-60 minut) i nawet nie mysleli o tym, zeby przyjezdzac wieczorem znowu. Jedyna opcja bylo zostac troche po lekjach i wracac pozniejszym autobusem.

Moi rodzice nie brali pod uwagi wyprowadzki (byl okres, ze chcieli budowac dom za miastem), bo liczyli się ze mną i siostrą- ja zdawałam sobie sprawę, że nie będę mieć wtedy życia. W wieku nastoletnim dużo wychodziłam- i ze znajomymi i na lekcje dodatkowe, tak więc byłabym kompletnie uzależniona od podwozenia wszedzie przez rodzicow.

Mieszkalam na wsi do ok. 12roku z. i dopiero gdy rodzice przeprowadzili sie do miasta, moglam chodzic na zajecia taneczne, na muzyke, na sport... Niestety, juz bylam za stara na moj ukochany balet -( Zapisywalam sie wszedzie i bywalo, ze mialam po dwa zajecia "dodatkowe" jednego dnia - taka bylam "wyglodniala" po tym spokoju na wsi. Gdy odwiedzilam po latach moja wies - wszyscy WSZYSTKO pamietali - koszmar. Wydaje mi sie, ze na wsi nic sie nie dzieje, wiec pewnie cudzym zyciem mozna sie troche nakrecac. Czuje sie anonimowa w miescie - i to mi bardzo odpowiada. Uwielbiam zycie w miescie ze wzgledu na bliskosc nie tylko lekarza, dentysty, apteki, sklepu, ale takze kina, klubow, knajpy itd itd itd Wies? Nigdy w zyciu!!!!!

Całe życie mieszkam w małej wsi ok. 20 km od dużego miasta. Do podstawówki chodziłam tu, na miejscu, więc z dojazdem nie było problemów, natomiast od gimnazjum już do miasta. Dojazd autobusem/tramwajem, nieco ponad godzinę w jedną stronę, pamiętam, że tramwaj na zerówkę miałam chyba o 5:42 czy jakos tak :D Zawsze się w tych tramwajach spotykało kupę znajomych, można było się uczyć, do tego chyba w życiu nie przeczytałam tyle książek, co wtedy. Pamiętam też, że w liceum była taka jedna zima, kiedy notorycznie żaden tramwaj ani autobus nie przyjeżdżał, więc kilkukrotnie wracałyśmy z przyjaciółką ze szkoły do domu z buta 20 km, przez lód i zaspy, była też sytuacja, że jechałyśmy do szkoły na 8, a przez to, że tramwaj się wykoleił czy tam brakło prądu, dotarłyśmy finalnie po 11 (i mówię tu o czasach 5-7 lat temu, nie o głębokiej komunie) :D Teraz na studia dojeżdżam już autem, także nie ma specjalnego problemu, chociaż jak słyszę jak moi, mieszkający w centrum, znajomi narzekają, że muszą rano wstawać, to nóz mi się nieraz w kieszeni otwiera ;)

Jeśli chodzi o życie towarzyskie, to nie mam wrażenia, żebym specjalnie dużo traciła, ale pewnie wynika to z faktu, że znajomych mam raczej "stąd" i nawet jeśli mamy jechać gdzieś "na miasto" czy po prostu dalej, zawsze organizujemy się w większą grupę, umawiamy się, że ktoś weźmie auto, ewentualnie przyjeżdżają po nas czyiś rodzice/wujkowie/dziadkowie/rodzeństwo. Jeśli chodzi o imprezy z inną grupą znajomych umawiam się z rodzicami, śpię u kogoś lub po prostu czekam na pierwszy tramwaj - raz na jakiś czas można przeboleć :D W liceum natomiast miałam z tym lekki problem, bo jak ktoś wyżej napisał - nie było spontanicznego wyjścia na pizzę po lekcjach, tylko biegiem na tramwaj, nie było wyjśc wieczorem do kina, bo rodzice denerwowali się, że będę wracać po nocach, nie chodziłam z koleżankami pobiegać po parku, bo najzwyczajniej w świecie miałam do tego parku 30 km i robiłaby się z tego wyprawa na cały dzień. 

Wiadomo, że każda sytuacja ma swoje plusy i minusy, i owszem, chciałabym móc jechać na zajęcia rowerem czy nie czekać 4 godzin na kolejne zajęcia w centrum handlowym czy kawiarni, kiedy każdy idzie do domu, ale nie wyobrażam sobie mieszkania w mieście, tego gwaru, brudu, autobusów jeżdżących pod oknem co 5 minut czy nawet braku tego widoku za oknem (mieszkam nad rzeką, blisko lasu), który mam tu. Reasumując - nie, nie żałuję, że mieszkam na końcu świata, absolutnie nie mam tego rodzicom za złe, raczej nie chcę zmieniać tego stanu rzeczy, za bardzo cenię sobie przestrzeń, ciszę i spokój, a i wspomnienia z tych tramwajowych przygód przypominam sobie z sentymentem i nawet tęsknotą (chociaż wtedy oczywiście strasznie się denerwowałam, że "znowu nie przyjechał").

Mieszkalam na mega malej wiosce 40km od Poznania i 10km od innego miasta z 30tys mieszkancow. Na stacje PKP mialam tylko 1.5km, tyle samo do pobliskiego miasteczka. Ciesze sie, ze wychowalam sie w tak spokojnej okolicy i choc teraz nie chcialabym tam mieszkac na stale, to zawsze mile mi sie tam wraca w odwiedziny zarowno teraz jak i kiedys w okresie studiow. Do podstawowki i gimnazjum chodzilam do pobliskiego miasteczka, do liceum dojezdzalam pociagiem i to nie byl zaden problem, jak mieslismy impreze to nocowalam u kolezanki. Sila rzeczy wraz ze zmiana szkoly nawiazalam nowe przyjaznie, a te z lat dzieciecych troche stracily na mocy.

Ogolem dziecinstwo na wsi mega mi sie podobalo, wspolne zabawy, podchody, budowanie baz i szalasow, hustawek na drzewach i szukanie sie w kukurydzy czy zbozu, ogolem kontakt z natura ;) Nigdy nie czulam ujmy z powodu zycia na wsi. Moze i wszedzie daleko, ale jak jest sie w takiej sytuacji "od zawsze" i sie nie ma porownania to to nie przeszkadza. Dojazdy w okresie liceum tez nie byly zle, prawie zawsze byl ktos znajomy w pociagu, ten czas wykorzystywalam rowniez na nauke i czytanie ksiazek. Po liceum chcialam sie usamodzielnic, wiec sie wyprowadzilam, studiowalam i pracowalam, a w trakcie odwiedzin w domu rodzinnym swietnie odpoczywalam od zgielku miasta.

Pasek wagi

Nie z mojego doswiadczenia ale bliskich znajomych. Mieszkaja ok 15 km od duzego miasta wojewodzkiego.Niby blisko ale sa korki przed miastem wlasnie. Dlugi dojazd. Dzieci w wieku szkolnym, podstawowka  i zajecia pozalekcyjne w miescie. Rodzice sa wiecznymi szoferami dzieci, dzieci od dziecinstwa wychowane w samochodzie. Oczywiscie duzo im rekompensuje dom z ogrodem - oczywiscie glownie w weekendy, i w sezonie. Nie przyznaja sie ale chyba troche sa rozczarowani uciazliwoscia i logistyka dojazdow. 

Chyba mieszkanie pod mniejszym miastem (mniejsze korki) I ze starszymi, bardziej samodzielnymi dziecmi nie jest zle

Ja mieszkałam całe życie we wsi 13 km od dużego miasta. Fakt- są dojazdy, ale tylko przez okres liceum tłukłam się autobusem, bo podstawówka i gimnazjum była u nas w miejscowości. Na studiach miałam już swoje auto, wiec problemu nie było- 15 minut i w domu. A odnośnie imprez.... to nie jest kompletnie problem, zawsze można zaprosić ludzi do siebie na grilla :) Znajomych miałam zawsze tam gdzie chodziłam do szkoły, czyli na początku na wsi, potem w mieście. Nigdy nie zamieniłabym wycieczki rowerem, spędzenia czasu w ogródku czy ogniska na przesiadywanie w zadymionych pubach... 

Pasek wagi

gdy byłam nastolatką, mialam dwie kolezanki ze wsi i obydwu życie kręciło się wokół autobusow :D naprawdę, to było aż męczące, bo zawsze musiałysmy sie spotykac w okrelsonych dokladnie godzinach z tego powodu. Poza tym tez jak wychodzilysmy na impreze to zawsze musialy u kogos spac, albo siedziec do rana. Rodzice rzadko je wozili. No i też jak kończyłysmy lekcję o powiedzmy 16, to one w domu było o 17.30 - nie dosć, że dojazd trochę ajmował to włąsnie z 30 minut zawsze musiały w ogole czekac żeby cos przyjechało.

Pasek wagi

Dla mnie problemem jest nietyle mieszkanie na wsi co kwestia komunikacji. Moi rodzice mieszkaja na wsi do ktorej aktualnie dojezdza moze z 5 autobusow dziennie. Wcześniej kiedy ja i moje rodzenstwo (a jest nas piatka) jeszcze sie uczylo bylo tego moze ciut wiecej ale mimo wszystko chyba nie bylo dnia zeby tato nie musial po kogos jechac  do miasta...generalnie wspominam zle i wole zycie w miescie 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.