- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
27 grudnia 2016, 16:32
Po swietach zaczęłam się zastanawiać czy raz do roku wystarczy czy będę swinia tak robiąc. Oczywiście maz z dziecmi czesciej, pewnie 3 razy w roku. Mamy do nich 250 km. Ja tam sie zle czuje, maz tez. Na te swieta nawet nie bylo swiatecznego jedzenia. Brudno. Tesciu tez wkurzony bo tesciowej sie nie chcialo posprzatac i ugotowac. Gdyby nie zrobil zakupow to jedlibysmy suchy chleb. I szczerze mowiac tak jest od kilku lat ale myslalam ze na swieta bedzie inaczej (nie bylismy kilka lat na swieta). Przykro mi i chetnie dzieci bym tez nie wysylala ale tesciowie do nas nie przyjada wiec to jedyny sposob na kontakt z wnukami.
27 grudnia 2016, 16:42
Ja w zasadzie nie muszę, bo wbijają do nas praktycznie w każdy weekend... Odległość 50 km. Ale moi są normalni raczej. W Waszym przypadku odległość działa ns wasza korzyść, nie zmuszalabym sie do czestszych odwiedzin
27 grudnia 2016, 18:44
Ja bym nie jezdzila w ogole. Jak maz chce to niech jedzie sam lub z dziecmi, w koncu to jego rodzice. U mnie tak wlasnie jest - maz odwiedza swoich rodzicow razem z dziecmi, ja jezdzilam do nich tylko 2 razy w roku na swieta; w tym roku i swieta odpuscilam; to toksyczni ludzie, napsuli nam nerw przez te 10 ostatnich lat; wnukami w ogole sie nie interesuja, co bysmy nie zrobili to i tak zawsze jest zle, dzieci nigdy nawt cukerka od nich nie dostaly; siweta przygotowuja tylko wtedy gdy jeszcze drugi syn ma przyjechac - wowczas stol sie ugina od jedzenia i sa sztuczne usmiechy, jak to jest wspaniale i w ogole; gdy tamten syn nie przyjezdza to nic nie jest przygotowane, nawet choinka nie jest ubrana, kiedys poszlismy do nich w wigilie - wczesniej mowilismy, ze bedziemy, to nic nie bylo przygotowane, bo "marcinek nie przyjedzie":( wiec po co cos szykowac??? posiedzielismy godzine przy pustym stole i taka to byla wigilia!!!
27 grudnia 2016, 20:30
ojej to nastepnym razem sami cos przywiezcie na te wigilie, ustalcie ze oni zrobia to a wy tamto. moze brakuje organizacji. sama pewnie tez bym nie jezdzila ale smune to.
27 grudnia 2016, 20:54
My odwiedzamy moich teściów średnio co 1-2 miesiące na weekend :) Mieszkamy 50 km od nich. Ale zawsze jak jesteśmy to teściowa się stara, żebyśmy głodni nie byli, wykłada na stół wszystko co ma ;)
Mój mąż swoich teściów ma na co dzień, bo z nimi mieszkamy ;)
27 grudnia 2016, 22:26
Co kilka dni.
Trzeba było pojechać przed albo po świętach... dzieci by nie miały złych wspomnień.
Edytowany przez roogirl 27 grudnia 2016, 22:32
27 grudnia 2016, 22:46
Ja do teściów mam około 100 km. Staramy się jeździć 2 razy w miesiącu, ale przynajmniej 1 raz musi być. Jedziemy albo na cały weekend albo na 1 dzień. U nas jest zupełnie na odwrót, jak przejeżdżamy to teściowa gotuje jak dla wojska, nie idzie tego przejesć ;) nie zawsze chce nam się jechać, bo to cała wyprawa, ale nasz Synek jest jedynym i ukochanym wnukiem moich teściów i widać jak oni cieszą się jak przejeżdżamy, więc pilnujemy regularnych odwiedzin. W Twojej sytuacji to nie wiem, pewnie gdyby tak to wyglądało, to też bym aż tak często nie jeździła ale pewnie co jakiś czas mimo wszystko bym odwiedzala. Ale ja jestem zdania, że o kontakt z najbliższymi trzeba dbać, no chyba że oni otwarcie nie chcą.
28 grudnia 2016, 06:51
.
Edytowany przez 4 kwietnia 2017, 09:13
28 grudnia 2016, 09:14
Nie odwiedzam, nie lubią mnie, mimo, że zawsze starałam się być dla nich miła. Według nich jestem "nie do przyjęcia", bo przeze mnie nie mamy z mężem kościelnego, przeze mnie nie mamy dzieci, dodatkowo uważają, że bezbożna jestem bo chodzę na jogę, mam dwa czarne koty i nie jem mięsa. Naprawdę nie wiem jak to się stało, że mój mąż jest taki inny, może go podrzucili? W każdym razie nie odwiedzam teściów... nigdy. Niestety nie chcą mnie widzieć i znać. Syna także, dopóki się ze mną nie rozstanie. Przykre :/