Temat: źle po zamieszkaniu razem

Większość sytuacji jakie znam - para zamieszkała ze sobą i było super. W moich wyobrażeniach miało być idealnie, po 2,5 roku zamieszkaliśmy ze sobą i jest beznadziejnie. Codziennie kłótnie. Znacie pary, które niedługo po zamieszkaniu razem rozstały się? Sama nie wiem czy to przejściowe czy jednak możliwe, że aż tak nam nie spasowało mieszkanie razem

No niestety, zawsze może się okazać, że na randkach było super, a dzielenie z kimś życia na stałe to już inna para kaloszy. Podczas wspólnie spędzonych kilku godzin nie jest się w stanie poznać dobrze człowieka, zresztą nie ukrywajmy - na takich spotkaniach każdy się stara wypaść jak najlepiej, do tego randki kojarzą się z czasem wolnym, relaksem, jakimiś atrakcjami (restauracja, kino, spacery, wspólne gotowanie, oglądanie filmów, pikniki, wypady nad jezioro itp.), a przy wspólnym mieszkaniu dochodzi do tego tysiąc innych kwestii - tryb życia, temperament, obowiązki domowe, rachunki, zakupy, preferencje i przyzwyczajenia, podejście do snu, jedzenia, pieniędzy, zwierząt, zapraszania gości, poszanowania wspólnej własności itp. itd. Ja miałam na przykład taką sytuację, że po kilku miesiącach randkowania, pojechałam do chłopaka na całe dwa tygodnie i już po tych kilkunastu dniach "wspólnego gospodarowania" wiedziałam, że z naszej znajomości nic nie będzie. I nie dlatego, że okazał się jakimś dewiantem czy skrywał mroczne tajemnice, po prostu nie ta energia, nie ten styl życia, nie te potrzeby czy oczekiwania. Nagle pojawiło się mnóstwo szczegółów, które mnie irytowały, a których na randkach się nie zauważa. Bardzo się cieszę, że miałam okazję tak szybko zweryfikować moje wyobrażenia i że już po 2 tygodniach miałam odpowiedź. Nie wyobrażam sobie poślubić kogoś, z kim nigdy nie mieszkałam. Wcale nie chodzi o "testowanie", nie chodzi też o to, żeby się rozstawać przez te "rozrzucone skarpetki" czy nieopuszczoną klapę od kibla, po prostu nie można dobrze poznać człowieka, jeśli się z nim nie dzieli życia codziennego.

walcz_o_marzenia napisał(a):

byłam z chłopakiem 2,5 msc i zamieszkaliśmy razem . Obecnie mieszkamy prawie 3 miesiące. Teraz już wszystko jest w porządku ale początki były straszne , wieczne kłótnie (zazwyczaj o sprzątanie ). Dajcie sobie czas, rozmawiajcie na temat tego o co sie kłóćcie 


Przykro mi to pisać,ale ja mojego musiałam sobie "wychować" pod tym względem, chyba myślał że będę jak jego matka sprzątać po nim,tachać siaty i gotować :PP Dobrze że mamy to za sobą.

Po pierwszym miesiącu razem byłam przekonana, że będziemy się z płaczem rozstawać.... Ale siedliśmy i obgadaliśmy wszystkie bolączki, po tym wszystko działało jak należy :)

I tak właściwie, wszystko co obgadaliśmy wtedy jest aktualne do teraz, czyli już z 6 lat będzie ;)

Popełniliśmy błąd sądząc , że wszystko wyjdzie w praniu... Nie, to trzeba było obgadać. Nawet najdrobniejsze duperele.

Pasek wagi

moja przyjaciółka rzuciła wszystko, przeprowadziła się do faceta - 400 km, zmieniła uczelnię, nie miała tam nikogo oprócz jego. facet dopiero wtedy (a byli razem 3 lata) pokazał swoje prawdziwe oblicze. wyprowadziła się po 1,5 miesiąca. ma rok w plecy bo nie mogła przenieść się na swoją pierwotną uczelnie, ale wyszło jej to na dobre. ma sporą nadwagę i wreszcie zdecydowała się na odchudzanie, chwilo uczy się w szkole policealnej, odnowiła stare kontakty, widać że odżyła. :) wszyscy od początku odradzali jej ta przeprowadzkę, zdawali sobie sprawę z tego jaki jest, ale to była dorosła osoba, sama decydowała i musiała się przekonać jak jest, sytuacja się przynajmniej wyklarowala. warto ryzykować, ale trzeba też wyciągać wnioski i działać tak aby być szczęśliwym. pozdrawiam :)

Pasek wagi

My się docieraliśmy ze 4 burzliwe miesiące :) Życzę Ci wytrwałości, bo jest szansa na to, że kłótnie ucichną.

piszesz ze drażni Cie jego osoba. To że on jest. Niestety to bardzo częsty problem w dzisiejszych czasach. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego że spotykamy się z ludźmi a później wracamy do swojego świętego spokoju. Do azylu. Mamy swoje rytuały, przyzwyczajenia. Mamy ciszę jak jej potrzebujemy i huk jak mamy ochotę muzyki posłuchać. W dwójkę wygląda to zupełnie inaczej. Ja po 7 latach związku zamieszkalam z chłopakiem. Pierwszy rok to był horror. Myślałam ze się pozabijamy. Ale wychowałam go. Wytrzymalismy jeszcze 5 lat i przed ślubem się rozstalismy. Ja sie dusilam w tym wszystkim. Czesto izolowalam sie w drugim pokoju bo potrzebowałam pobyć sama.Teraz od 6 lat mieszkam sama i czuję że żyję. Ze oddycham pełną piersią. Mam swoje królestwo gdzie jestem szczęśliwa. Nawet jak mężczyzna z którym jestem zostaje na weekend to mi to już jest nie po nosie. Fajnie jest nam razem ale jak jest za długo to czuję jakby mi tlenu brakowało. Wiem że może może wydać się to dziwne ale takich typów jak ja jest więcej. Nie wiem czy przez to do końca życia jestem skazana na samotność czy po prostu nie trafiłam na tego właściwego. Kiedyś przeczytałam że "lepiej być nieszczęśliwym samemu niż nieszczęśliwym w dwójkę ". 

Daj sobie jeszcze troche czasu. Ale jak wspólne mieszkanie będzie dla Ciebie męka to odpuść. Życie jest zbyt krótkie i kruche żeby sobie je niepotrzebnie komplikować. 

Pasek wagi

Lana_Banana napisał(a):

No niestety, zawsze może się okazać, że na randkach było super, a dzielenie z kimś życia na stałe to już inna para kaloszy. Podczas wspólnie spędzonych kilku godzin nie jest się w stanie poznać dobrze człowieka, zresztą nie ukrywajmy - na takich spotkaniach każdy się stara wypaść jak najlepiej, do tego randki kojarzą się z czasem wolnym, relaksem, jakimiś atrakcjami (restauracja, kino, spacery, wspólne gotowanie, oglądanie filmów, pikniki, wypady nad jezioro itp.), a przy wspólnym mieszkaniu dochodzi do tego tysiąc innych kwestii - tryb życia, temperament, obowiązki domowe, rachunki, zakupy, preferencje i przyzwyczajenia, podejście do snu, jedzenia, pieniędzy, zwierząt, zapraszania gości, poszanowania wspólnej własności itp. itd. Ja miałam na przykład taką sytuację, że po kilku miesiącach randkowania, pojechałam do chłopaka na całe dwa tygodnie i już po tych kilkunastu dniach "wspólnego gospodarowania" wiedziałam, że z naszej znajomości nic nie będzie. I nie dlatego, że okazał się jakimś dewiantem czy skrywał mroczne tajemnice, po prostu nie ta energia, nie ten styl życia, nie te potrzeby czy oczekiwania. Nagle pojawiło się mnóstwo szczegółów, które mnie irytowały, a których na randkach się nie zauważa. Bardzo się cieszę, że miałam okazję tak szybko zweryfikować moje wyobrażenia i że już po 2 tygodniach miałam odpowiedź. Nie wyobrażam sobie poślubić kogoś, z kim nigdy nie mieszkałam. Wcale nie chodzi o "testowanie", nie chodzi też o to, żeby się rozstawać przez te "rozrzucone skarpetki" czy nieopuszczoną klapę od kibla, po prostu nie można dobrze poznać człowieka, jeśli się z nim nie dzieli życia codziennego.

A według mnie wspólne mieszkanie nie ma nic do rzeczy. Kluczem do poznania człowieka są godziny rozmów na poważne tematy. Nie kina, teatry, spacery, a rozmowy. Te wszystkie nieopuszczone klapy od klozetów, porozrzucane skarpetki i niezakręcone tubki pasty, to totalne bzdety, o których nie warto mówić, jeśli się kogoś kocha. Kluczem do sukcesu jest podobne podejście do życia, a to weryfikuje rozmowa.

znam pare ktora rozwiodla sie po roku czasu i jak dobrze wiem nie mieszkali razem przed slubem. 

Pasek wagi

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Kluczem do poznania człowieka są godziny rozmów na poważne tematy. Nie kina, teatry, spacery, a rozmowy. Te wszystkie nieopuszczone klapy od klozetów, porozrzucane skarpetki i niezakręcone tubki pasty, to totalne bzdety, o których nie warto mówić, jeśli się kogoś kocha. Kluczem do sukcesu jest podobne podejście do życia, a to weryfikuje rozmowa.

Rozmowa? Jest to jakies wyjscie, owszem, ale nie jedyne i nie zawsze dziala. Moja znajoma nie mieszkala z facetem wczesniej i  po slubie odkryla, ze to rzucanie w restauracji swetra na podloge przez faceta - to nie jest manifestacja jego artystycznej duszy, ale zwykle niehlujstwo. Rzucal tak wszystko w domu i ona musiala sprzatac, albo mogla zostawic, Jemu nie robilo to roznicy. Po kilku latach powiedziala mi, ze jakby miala jeszcze raz myc po nim wanne, to by zwymiotowala. Rozstali sie z hukiem, bo facet nie wiedzial o co jego ukochanej zoneczce chodzi, gdyz on taki jest i powinna go zaakceptowac, 

Ja z moim mężem, a wtedy jeszcze chłopakiem, zamieszkaliśmy razem po trzech latach związku. Wcześniej też spędzaliśmy z sobą mnóstwo czasu, pomieszkiwaliśmy u siebie i było bosko. Natomiast pierwsze kilka tygodni już "na swoim", w jednym mieszkaniu, tylko we dwójkę, to był po prostu dramat. Żyliśmy jak pies z kotem i byłam przekonana, że zakończy to się rozstaniem. Było kilka poważnych rozmów, było kilka ogromnych awantur i w końcu jakoś się do siebie dopasowaliśmy i później było już naprawdę okej. Zresztą, pierwsze tygodnie po ślubie również były ciężkie, ale w końcu też nawzajem jakoś się ustawiliśmy do pionu.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.