Ech, słodycze...
Ostatnio doszłam do wniosku, że jestem uzależniona...
Nie potrafię bez nich funkcjonować i potrafię znaleźć tysiąc powodów, dla których muszę zjeść coś słodkiego...
Prawdą jest, że czasem miewam spadki poziomu cukru i aż mi się w głowie kręci i słabo robi, ale to się zdarza bardzo rzadko, a słodycze jem często...
Najchętniej?... z czekoladą :) takie na maxa słodkie, ale wtedy mniej. Natomiast wafelki, kruche mogę jeść bez końca. A lody ciepłe, misie, ptysie... szkoda gadać...
Czekolady całej raczej nie zjem, najczęsciej paseczek, ale czasem jest taki dzień, że i pół tabliczki i trudno prrr...
Był taki moment w diecie, że sobie postanowiłam, że za każdy dzień kiedy się powstrzymam 10 PLN do skarbonki wrzucę :) Postanowienie super - wierzcie mi. Ktoś mi napisał, że za dużo dycha, ale same wiecie, jak ktoś ma problem, to i stawka musi być odpowiednio motywująca :P
I była... Nawet zakupy zrobiłam za tą kasę - pamiętam - jeansy, żakiecik taki roboczy, i dwie bluzeczki :) I wszystko w mniejszym rozmiarze :D:D:D
Hmm... Teraz wracam do mojej skarbonki - to była dobra motywacja!!!
A, ale teraz mi ciężej jakoś się zmotywować, więc psychicznie zostawiłam sobie furtkę, że kasę zbieram przez tydzień roboczy, a weekend zostawiam na przyjemności.
I... jestem po pierwszym weekendzie - w sobotę i owszem pożarłam słodkie( z umiarem - mała drożdżóweczka u cioci na imieninach a i dwa cukierki marcepanowe- chyba nie tragedia - nie?? ). Ale w niedzielę już jakoś nie miałam ochoty i byłam taaaaaaka szczęśliwa z tego powodu.
A dziś kolejna dycha dla mnie :)
O jak ja się cieszę, że Was znalazłam, bo czasem mi się wydawało, że sama jestem, wszystkie takei dzielne, samozaparte, z silną wolą, a ja... mam silną wolę... na 10 minut...
Ale już będzie lepiej!
Trzymajcie się!