Temat: co was wkurza na ulicy?

był tu ostatnio temat co was wkurza w sklepie. wypowiedziało się sporo osób, można było zobaczyć czy swoim zachowaniem przypadkiem kogoś się nie uraża, pomyślałam, że może podyskutujemy o tym co nas wkurza na ulicy i w mieście.

dla mnie są to:

- palacze na przystankach i wejściach do budynku oraz rzucanie petów na chodnik.

- baby z wózkami dziecięcymi jadące jak czołgiem szerokością całego chodnika.

- wszyscy, którzy się nagle zatrzymują albo gadają na środku chodnika utrudniając przejście.

- ludzie srający dosłownie wszędzie psami.

te poniższe może mi jakoś nie szkodzą, ale nie podoba mi się to po prostu:

- faceci nachalnie gapiący się na bardziej skąpo ubrane kobiety. 

-kobiety ubrane w za małe ubrania!

-a i jeszcze mnie wkurza jak wielki, umięśniony drechol idzie uwieszony na drobnej, filigranowej dziewczynie.

a was?

annamarta napisał(a):

Vitaliowaladyy napisał(a):

czy bylam ta wkurzajaca matka? Opisze: Bylam ja spacerze z 3 miesieczna corka . Upal 30+. byla ze mna siostra i kolezanka , poszlysmy na lody. Male pomieszczenie w ktorym te lody sie kupowalo i na zewnątrz kilka stolikow przy kazdym parasol przy ostatnim kawalek placu porosnietego trawka. Bylysmy przy ostatnim stoliku, mała wymagala przewiniecia - grubsza sprawa. Podjechalam wozkem na trawkę _ wszystkie stoliki czyt osoby, ktore tylko chcialy mogly sie przygladac  i zobaczyc ze dziecko leżące w glebokim wozku jest wlasnie przewijane. Oczywiscie tylka golego nie widzialy , brudnego pampersa tez nie bo wozek gleboki. I tak pomyslec sam fakt,  ze byla miedzy tymi ludzmi baba z wozkiem i obkupkana zawartoscia wozka - ktora wymagala przewiniecia mogla byc wkurzajaca???? Bo widze sam fakt " baby z dzieckiem" jest wkurzajacy dla niektorych. Od razu rodzi wam sie w glowach ze ta matka na pewno na zlosc tego pampersa zmienia ! No przecie najlepiej w upal wiezc  to obsrane dziecko 2 km do domu co by nikogo nie zgorszyc. 
Logiczne, że musiałaś je przebrać. Ostatnio zauważyłam w kilku knajpach zakaz wstępu z małymi dziećmi, taki znak z przekreślonym wózkiem. Bo podobno klienci się skarżyli na płacz, na przewijanie właśnie itd itp. Kiedyś ludzie byli albo bardziej tolerancyjni, albo teraz coś się pochrzaniło tak.

Szczerze? Kiedyś matka siedziała w domu, albo szła co najwyżej do sklepu z dzieckiem. Wątpię, żeby nasze babcie chodziły do kawiarni z dziećmi:) Taka prawda, że czasy się pozmieniały, kobiety są bardziej otwarte, dlatego też wszędzie chodzą z dzieckiem.

Zawsze można porównywać coś do przeszłości, ale po co? Czasy się zmieniły, kiedyś kobieta siedząca w domu i opiekująca się dzieckiem była normą. Dziś - łatwo usłyszeć, że to "utrzymanka,pasożyt"... Dlatego to porównanie "kiedyś ludzie..." jest nietrafne w tej sytuacji.

Mamuśki, nie bulwersujcie się tak :) Każda opisana przez was sytuacja jest normalna, a osoby piszące na "nie" nie do końca miały na myśli to, o co je posądzacie. 

Ktoś wcześniej pisał, że nastolatka królewna zachowuje się jakby miała większe prawo do przebywania na chodniku niż jej dziecko w wózku. W odczuciu zwykłego przechodnia, który jest notorycznie taranowany wózkami, mam wrażenie, że ktoś mnie może odebrać jako taką "królewnę", bo najzwyczajniej w świecie mam dość sytuacji, gdy dwie mamy idą sobie spacerem, jedna obok drugiej, dwa szerokie wózki, a chodnik wąski... Widzą mnie, nie zmieniają szyku i jeszcze się patrzą z pretensją, że nie zamierzam ustąpić. Ale dlaczego to ja mam w tej sytuacji wchodzić na trawnik i przytulać się do krzaków, kiedy wystarczy, że jedna z nich zwolni, ustawi sie za drugą i przeczeka, aż przejdę? Ba to nawet nie muszą być dwa wózki, wystarczy jeden i eskorta koleżanki. Ale właśnie one są uprzywilejowane, więc dostosujcie się szaraki :/ I to jest wpieniające - bo fakt, że się ma dziecko w wózku nie usprawiedliwia buractwa.

Co do karmienia i przewijania- generalnie nic mi do tego, dopóki nie jest ostentacyjne. A zazwyczaj bywa, bo aż krzyczy "patrzcie, jestem matką, doceńcie cud karmienia", a ja serio nie widzę wtedy karmienia dziecka (co jest przecież normalne), tylko jakąś idiotkę, która świeci cyckiem w miejscu publicznym z miną pt. "przecież mi wolno! tylko spróbuj zwrócić mi uwagę". Co do przewijania - no sytuacja awaryjna, zdarza się, trzeba zainterweniować ;) Ale też nie wiem, na czym polega ta sztuka, że niektóre osoby mogą przewinąć malucha bardzo szybko i dyskretnie, a inne robią z tego widowisko, a to już jest denerwujące. Tak samo, jak nie mam ochoty oglądać cudzych cycków, tak samo mierzi mnie golizna niemowlaka. 

Pasek wagi

idealnecialo napisał(a):

annamarta napisał(a):

Vitaliowaladyy napisał(a):

czy bylam ta wkurzajaca matka? Opisze: Bylam ja spacerze z 3 miesieczna corka . Upal 30+. byla ze mna siostra i kolezanka , poszlysmy na lody. Male pomieszczenie w ktorym te lody sie kupowalo i na zewnątrz kilka stolikow przy kazdym parasol przy ostatnim kawalek placu porosnietego trawka. Bylysmy przy ostatnim stoliku, mała wymagala przewiniecia - grubsza sprawa. Podjechalam wozkem na trawkę _ wszystkie stoliki czyt osoby, ktore tylko chcialy mogly sie przygladac  i zobaczyc ze dziecko leżące w glebokim wozku jest wlasnie przewijane. Oczywiscie tylka golego nie widzialy , brudnego pampersa tez nie bo wozek gleboki. I tak pomyslec sam fakt,  ze byla miedzy tymi ludzmi baba z wozkiem i obkupkana zawartoscia wozka - ktora wymagala przewiniecia mogla byc wkurzajaca???? Bo widze sam fakt " baby z dzieckiem" jest wkurzajacy dla niektorych. Od razu rodzi wam sie w glowach ze ta matka na pewno na zlosc tego pampersa zmienia ! No przecie najlepiej w upal wiezc  to obsrane dziecko 2 km do domu co by nikogo nie zgorszyc. 
Logiczne, że musiałaś je przebrać. Ostatnio zauważyłam w kilku knajpach zakaz wstępu z małymi dziećmi, taki znak z przekreślonym wózkiem. Bo podobno klienci się skarżyli na płacz, na przewijanie właśnie itd itp. Kiedyś ludzie byli albo bardziej tolerancyjni, albo teraz coś się pochrzaniło tak.
Szczerze? Kiedyś matka siedziała w domu, albo szła co najwyżej do sklepu z dzieckiem. Wątpię, żeby nasze babcie chodziły do kawiarni z dziećmi:) Taka prawda, że czasy się pozmieniały, kobiety są bardziej otwarte, dlatego też wszędzie chodzą z dzieckiem.Zawsze można porównywać coś do przeszłości, ale po co? Czasy się zmieniły, kiedyś kobieta siedząca w domu i opiekująca się dzieckiem była normą. Dziś - łatwo usłyszeć, że to "utrzymanka,pasożyt"... Dlatego to porównanie "kiedyś ludzie..." jest nietrafne w tej sytuacji.

O, tutaj muszę wziąć stronę skarżących się konsumentów. Chociaż co do zasady optuję za pełną swobodą rodziców i jestem za wychodzeniem z maluchami do restauracji, o tyle maleństwa, które potrafią zanosić się płaczem i z którymi nie da się "dojść do porozumienia" (chociaż więksi "terroryści" są niekiedy bardziej trudni do ogarnięcia, ale to inna sprawa) są na swój sposób problematyczne. Kiedyś poszłam ze znajomymi do restauracji na sushi. Nie widzieliśmy się ze sto lat i postanowiliśmy uczcić ten wieczór - jak na dorabiających studentów - ekskluzywnie. Wydaliśmy sporo kasy na renomowaną restaurację...w której przez naprawdę obiektywnie długi czas (nie powiem teraz ile dokładnie, bo nie pamiętam) nie mogliśmy porozmawiać, bo dziecko klientów przy sąsiednim stoliku donośnie płakało i krzyczało. Nie ukrywam, że trochę nam to zniszczyło wieczór i podirytowało.

Z jednej strony niewpuszczenie rodziców z dzieckiem do restauracji jest ograniczeniem ich swobody, ale o takim samym ograniczeniu mogą mówić goście, którzy nie mogą swobodnie w spokoju porozmawiać. Niestety - takie sytuacje się zdarzają.

kawonanit napisał(a):

.... Ale dlaczego to ja mam w tej sytuacji wchodzić na trawnik i przytulać się do krzaków....

Bo Tobie jest łatwiej zejść na trawnik, niż jej manewrować wózkiem? Serio, to taki wielki afront zejść na bok czy przepuścić kogoś na ulicy? Osobiście nie mam z tym najmniejszego problemu. Tylko, że ja mam za sobą bycie "operatorem dziecięcego wózka" i wiem, że jestem po prostu bardziej mobilna niż matka z wózkiem. Znacznie częściej też natykam się na grupki niewymijalnej młodzieży niż na barykady dziecięcych wózków. :p

Problemu z wózkami na chodniku nie rozumiem w ogóle, bo go nigdy nie spotkałam. Jeśli musiałam zejść z chodnika, to przez wyrywającego się psa. Przewijania dzieci i karmienia w miejscach publicznych szczególnie nie zauważam.

Osobiście nie cierpię rowerzystów na chodniku i psów bez smyczy, bo obie te rzeczy stanowią potencjalne zagrożenie. Żaden wózek krzywdy nikomu nie zrobił, chyba że matka rozwija prędkość 60km/h, ale nie wydaje mi się.

Co do dzieci w restauracjach to zastanawiam się, jakim znakiem oznaczą zakaz wejścia dla dzieci, które już z wózka wyrosły. Przekreślonego człowieka? Osobiście preferuję miejsca z placykiem zabaw dla dzieci. Gdyby było więcej takich miejsc, mniej byłoby ludzi z dziećmi w innych restauracjach. Myślę, że sprawę można byłoby rozwiązać profilując miejsca rozrywki. Ja wychodzę z założenia, że jeśli miejsce nie jest dla mojego dziecka, to na ogół nie jest również dla mnie, ponieważ mnie bardziej irytuje krzycząca podpita młodzież niż dzieci. Do czytelni również z dzieckiem nie wchodzę, bo rozumiem, że ludzie chcą tam pobyć w spokoju. Jeśli na restauracjach byłyby oznaczenia typu: zapraszamy z dziećmi (i w środku placyk zabaw), zapraszamy lubiących ciszę itp. itd., to wszystkim żyłoby się przyjemniej.

Wiesz co... jakbym usłyszała jakieś "przepraszam" plus uśmiech to jasne, wlazłabym w ten krzak. Ale butna mina "operatorki wózka" mnie do tego zniechęca... Zresztą, jak pisałam, to nie zawsze jest kwestia wózka, ale też "koleżanki", która siłą rzeczy zajmuje cały chodnik, więc jeżeli ona może przystanąć na chwilę i zredukować ten taran, dlaczego ja mam skakać po krzakach. A pisze o tych krzakach, ponieważ bardzo często mam taką sytuację w miejscu, którego nie mogę ominąć, że jak nie matka z dzieckiem, to babcia z psem na smyczy, albo rowerzysta, zmuszają mnie właśnie do takiego ustępowania, że później wyciągam gałązki z włosów. i jak się nie denerwować, jak dzień w dzień jest to samo? 

I tak serio trudno wystopować wózek, schować się za koleżanką, żeby przepuścić osobę z naprzeciwka? To taki skomplikowany manewr?

Pasek wagi

kawonanit napisał(a):

I tak serio trudno wystopować wózek, schować się za koleżanką, żeby przepuścić osobę z naprzeciwka? To taki skomplikowany manewr?

Brak inteligencji i/lub uprzejmości nie jest atrybutem matek. Jak ktoś nie myśli i/lub nie jest uprzejmy będzie taki, idąc z wózkiem, psem, tygrysem, czy jadąc po chodniku na rowerze z zawrotną prędkością.

idealnecialo napisał(a):

annamarta napisał(a):

Vitaliowaladyy napisał(a):

czy bylam ta wkurzajaca matka? Opisze: Bylam ja spacerze z 3 miesieczna corka . Upal 30+. byla ze mna siostra i kolezanka , poszlysmy na lody. Male pomieszczenie w ktorym te lody sie kupowalo i na zewnątrz kilka stolikow przy kazdym parasol przy ostatnim kawalek placu porosnietego trawka. Bylysmy przy ostatnim stoliku, mała wymagala przewiniecia - grubsza sprawa. Podjechalam wozkem na trawkę _ wszystkie stoliki czyt osoby, ktore tylko chcialy mogly sie przygladac  i zobaczyc ze dziecko leżące w glebokim wozku jest wlasnie przewijane. Oczywiscie tylka golego nie widzialy , brudnego pampersa tez nie bo wozek gleboki. I tak pomyslec sam fakt,  ze byla miedzy tymi ludzmi baba z wozkiem i obkupkana zawartoscia wozka - ktora wymagala przewiniecia mogla byc wkurzajaca???? Bo widze sam fakt " baby z dzieckiem" jest wkurzajacy dla niektorych. Od razu rodzi wam sie w glowach ze ta matka na pewno na zlosc tego pampersa zmienia ! No przecie najlepiej w upal wiezc  to obsrane dziecko 2 km do domu co by nikogo nie zgorszyc. 
Logiczne, że musiałaś je przebrać. Ostatnio zauważyłam w kilku knajpach zakaz wstępu z małymi dziećmi, taki znak z przekreślonym wózkiem. Bo podobno klienci się skarżyli na płacz, na przewijanie właśnie itd itp. Kiedyś ludzie byli albo bardziej tolerancyjni, albo teraz coś się pochrzaniło tak.
Szczerze? Kiedyś matka siedziała w domu, albo szła co najwyżej do sklepu z dzieckiem. Wątpię, żeby nasze babcie chodziły do kawiarni z dziećmi:) Taka prawda, że czasy się pozmieniały, kobiety są bardziej otwarte, dlatego też wszędzie chodzą z dzieckiem.Zawsze można porównywać coś do przeszłości, ale po co? Czasy się zmieniły, kiedyś kobieta siedząca w domu i opiekująca się dzieckiem była normą. Dziś - łatwo usłyszeć, że to "utrzymanka,pasożyt"... Dlatego to porównanie "kiedyś ludzie..." jest nietrafne w tej sytuacji.

Wiadomo, to co było już nie wróci. Ale jakoś dziwnie mi się zrobiło jak zobaczyłam znak z przekreślonym wózkiem. Sama dzieci nie posiadam, ale gdy będę matką to ich posiadanie mnie wykluczy z kilku miejsc, chcę czy nie.

kawonanit napisał(a):

Wiesz co... jakbym usłyszała jakieś "przepraszam" plus uśmiech to jasne, wlazłabym w ten krzak. Ale butna mina "operatorki wózka" mnie do tego zniechęca... Zresztą, jak pisałam, to nie zawsze jest kwestia wózka, ale też "koleżanki", która siłą rzeczy zajmuje cały chodnik, więc jeżeli ona może przystanąć na chwilę i zredukować ten taran, dlaczego ja mam skakać po krzakach. A pisze o tych krzakach, ponieważ bardzo często mam taką sytuację w miejscu, którego nie mogę ominąć, że jak nie matka z dzieckiem, to babcia z psem na smyczy, albo rowerzysta, zmuszają mnie właśnie do takiego ustępowania, że później wyciągam gałązki z włosów. i jak się nie denerwować, jak dzień w dzień jest to samo? I tak serio trudno wystopować wózek, schować się za koleżanką, żeby przepuścić osobę z naprzeciwka? To taki skomplikowany manewr?

Serio, codziennie? Na twoim miejscu albo zmieniłabym trasę albo zaopatrzyła się w rower/wózek/psa żeby mieć większą siłę przebicia ;-)

Ps: Co do manewrów wózkiem (teraz już zupełnie poważnie) - nie, one nie są trudne. Podobnie jak kulturalna jazda rowerem czy utrzymanie psa na smyczy. Trzeba po prostu chcieć ;-) 

Matki z wózkami idące jedna obok drugiej - serio? A przepraszam, jak Wy idziecie z kimś na spacer to gęsiego? Nie wiem z jakimi sytuacjami się spotkaliście, ale jak ja idę z kimś na dwa wózki to raczej chodzę szerszymi chodnikami, gdzie dwie osoby obok siebie się mieszczą i jeszcze można nas ominąć. Niestety, ale manewrować z wózkiem nie jest tak łatwo, choć i tak przy skrętnych kołach jest dużo łatwiej, ale nie wszystkie takie posiadają. Jeśli coś mnie wkurza w wózkach to tylko w sklepach i to nie tylko o wózki dziecięce chodzi. Często są zastawiane alejki albo przy kasie jest się popychanym wózkiem, ale to nie o to było pytanie.

Na ulicy jedyne co mnie denerwuje to brak kultury, grupy ludzi (z wózkami czy bez) utrudniające przejście, smród papierosów, alkoholu, meneli, golizna (przy fontannach czy na plaży jednak można by dziecku zostawiać te majtki na pupie) znieczulica i wrogość wszystkich dookoła, a także w drugą stronę - nadmierne zainteresowanie obcych osób moimi dziećmi, sposobem ich karmienia i ubiorem.

Powiem tak - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Teraz Wam przeszkadzają dzieci, wózki, wysadzanie na trawę, przewijanie czy karmienie - do czasu, aż same będziecie chciały albo zwyczajnie musiały wyjść z domu i zdarzy się taka sytuacja. Nie będę ryzykować cierpieniem mojego dziecka w razie odparzenia czy głodu i ewentualnych zasikanych spodni tylko dlatego, że kogoś widok powyższych czynności może obrzydzać, zniesmaczać czy co tam sobie wymyślacie. Ja umiem zachować umiar i możliwie największą dyskrecję, jeśli mimo tego komuś coś nie pasuje to już nie moja broszka.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.