Temat: Przemoc w szkole, a dorosłość.

Jak sobie radzicie z tym, że kiedyś w szkole ludzie znęcali się nad wami psychicznie i fizycznie? Jak to wpłynęło na wasze dorosłe życie? 

Pasek wagi

Nade mną na szczęście nikt się nie znęcał, nad moim przyjacielem też nie - ale było blisko. Zawsze był bardzo introwertyczny, wycofany, jeżeli się dobrze nie czuł w czyimś towarzystwie to też nieśmiały. Pamiętam z podstawówki jak ludzie próbowali mu dokuczać, próbowali bo akurat miał znajomych, którzy się nie babrali tylko dość bezpośrednio walili (też dosłownie), że jest niedotykalny. Jego tata na dodatek zrobił aferę, zażądał wezwania rodziców do szkoły i generalnie mikro-piekło. No i miał spokój święty, rozmawiał z tymi, którzy go lubili, tamci "uroczy chłopcy" udawali po prostu, że go nie widzą. Myślę, że trzeba reagować natychmiast i właśnie robić hałas i rozpętać piekło, wtedy się co prawda staje taką persona non grata, ale zyskuje się gwarancję nietykalności. Oczywiście stało się i już czasu nie cofniesz, ale piszę to, bo to się chyba generalnie sprawdza w życiu, jak się dasz zjeść to niestety ludzie Cię zjedzą. Jeżeli ta przeszłość nadal Cię boli i sobie z nią nie radzisz to może idź do psychologa, kogoś kto by Ci się z tym pomógł uporać. I zastanów się jeszcze nad jednym - czy to nie jest tak, że trochę szukasz sobie wymówki? W sensie czy nie starasz się każdego życiowego niepowodzenia usprawiedliwić tym odtrąceniem przez innych, żeby nie brać odpowiedzialności na siebie? Nie umacniasz się w tym bólu sztucznie i nie nakręcasz tego trochę? - możliwe, że nie, ale jednak pod rozwagę. 

Poza tym w dzieciństwie byłam bita, raz nawet powiedziałam o tym w szkole nauczycielce jak się zapytała dlaczego przyszłam do szkoły ze śliwą pod okiem, ale nie zareagowała( 2 albo 3 klasa podstawówki), w gimnazjum kolega z klasy mnie bił na korytarzu i pluł na mnie, a nauczyciel na dyżurze się z tego śmiał. Nikt nie chciał koło mnie siedzieć na ławce, nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Płakałam wtedy całe noce nic nie mówiąc o tym rodzicom, bo wiedziałam, że i tak to oleją. 

Pasek wagi

Ze mnie się śmiano, bo miałam ojca alkoholika, przez co byłam zaniedbana, nieśmiała, nadwrażliwa i jakby niedorozwinięta jak na swój wiek. Zostaje. Do tej pory robi misię przykro, gdy ktoś ze mnie zażartuje. Brak mi do siebie dystansu. Wszystko biorę na serio. Ale tak, ja wspomniała koleżanka, trochę wyrobiłam się.

Pasek wagi

.

galaksy napisał(a):

Zostaje na zawsze. Mam trudności z nawiązywaniem kontaktów, jestem odludkiem. Ciągle boję się ośmieszenia.
mam tak samo. Stałam się bardzo aspołeczną osobą i ciężko mi złapać kontakt z innymi ludźmi.

zawsze w klasie znajdzie sie jakaś ofiara

Dzieci są głupie i okrutne, zaczyna się już w przedszkolu. Jak które nie jest, szybko się uczy od rówiesników. Wyjątki to właśnie tylko wyjątki. Jedyna gwarancja na to, żeby nie stać się workiem treningowym grupy, to pewność siebie w połączeniu z brakiem wrogości wobec reszty. Z wiekiem sytuacja sie poprawia, poprawia się tym szybciej, im wyższe IQ prezentują jednostki (wiadomo, że tu też są wyjątki). 

Recepta: w miarę możliwości trzymać sie z daleka od debili a jak sie nie da, zabijać ich śmiechem. To takiego kogoś dezorientuje, traci grunt pod nogami, nie wie, jak zareagować i scenariusz szlag trafia. W najgorszym razie, zostanie się uznanym za świra, a takich wiadomo, lepiej nie ruszać. Przestać reagować standardowo, czyli kryć sie po kątach, spuszczać głowę, garbić się, znikać. 

Moje wypowiedzi są oszczędne w słowach, bo wtedy występuje mniejsze prawdopodobieństwo, że się ośmieszę. Kontakty z ludźmi ograniczam do minimum. 

Fizycznie nie, ale psychicznie... nie raz wracalam do domu i plakala, plakalam, plakalam. Dlaczego? Bo dobrze sie uczylam, a byla w klasie dziewczyna, ktora pretendowala na stanowisko klasowego prymusa i uznala mnie za konkurencje, ktora trzeba zniszczyc. Pamietam jak bralam udzial w konkursie polonistycznym (niezle pisalam, choc mialam dysleksje i nie liczylam na zbyt wiele, ale chcialam sie sprawdzic) i ona tuz przed rozpoczeciem podeszla do mnie i stwierdzila ze "co ja tu robie, przeciez i tak nic nie osiagne". Oj, dlugo by wymieniac te wszystkie "zyczliwe" uwagi, o tym, ze nikt mnie nie lubi, ze glupia jestem, ze mam sobie znalesc wlasne kolezanki. Wysmiewanie mojego wygladu i sposobu bycia bylo na porzadku dziennym:|

Jak to wplynelo na moje zycie? Oj, ostro spadlo moje poczucicie wlasnej wartosci i pewnosc siebie. Ze smialego dziecka, ktore nie balo sie swiata, zmienilam sie w dziewczyne, ktora nawet w sklepie miala wielki problem, zeby sie o cos zapytac. Ciagle czulam sie nie dosc dobra i mialam wewnetrzny przymus, zeby udowadniac, ze jednak cos znacze. Nie umialam cieszyc sie z sukcsow i rozdmuchiwalam kazda porazke.

Ale stalam sie tez bardziej wrazliwa na innych ludzi. Przyjaznilam sie wlasnie z tymi niechcianymi i nielubianymi. Potrafilam stanac w ich obronie.

Jak to wplynelo na dorosle zycie? Nie bylam w stanie z tym uporac sie sama i musialam skorzystac z pomocy psychologa. Zreszta wciaz nad sobo pracuje. Udalo mi sie jednak odzyskac juz wiekszosc tej dzieciecej pewnosci. Mam meza i coreczke, prace w ktorej wspolpracuje z fantastycznymi ludzmi i odnosze sukcesy, waskie co prawda grono, ale sprawdzonych znajomych. Wogole trafilam juz w zyciu na wiele wspanialych osob, ktore uwiezyly we mnie nim ja jeszcze bylam sama w stanie to zrobic.

Jedyne czego sie boje, to zeby moja coreczka nigdy nie doswiadczyla tego co ja. I wiem, ze bede jej bronic jak lwica.

Wszystko zostało w mojej głowie. Nie wierzę w siebie, zawsze panikuję że zrobię coś nie tak. Boję się odrzucenia i ośmieszenia, wiele żartów biorę na poważnie i obrażam się. Czasami nie daję rady z emocjami - krzyczę, wyżywam się za swoje lęki na kimś innym. I pomyśleć, że jakieś wredne bachory mogą Ci zrobić z głowy takie bagno... w którym taplasz się bardzo długo (o ile nie do końca życia). 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.