- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
18 sierpnia 2015, 18:27
Jak sobie radzicie z tym, że kiedyś w szkole ludzie znęcali się nad wami psychicznie i fizycznie? Jak to wpłynęło na wasze dorosłe życie?
19 sierpnia 2015, 12:07
Ja byłam płaska i się dobrze uczyłam. Moim zdaniem dużo zależy od otoczenia i rówieśników. Z mojej klasy z SP tylko kilka osób skończyło studia, kilkanaście szkołę średnią i żyją po swojemu. Reszta w wieku 16 lat dziecko i ćpanie. Utrzymuję kontakt tylko z jedną osobą.
Edytowany przez 19 sierpnia 2015, 12:08
19 sierpnia 2015, 12:37
obgadywała mnie za plecami wymyślając historię, że jak schudne, to będę w stanie odbić wszystkim chłopaków.To akurat jest komplement - pewnie masz śliczną twarz.
19 sierpnia 2015, 17:28
Kiedyś zastanawiałam się nad tym samym. Od podstawówki przez gimnazjum byłam szkolnym pośmiewiskiem. Ale właściwie to zaczęło się chyba w rodzinie. Zawsze mój brat piękny, wspaniały, mądry, a mnie nazywano tą gorszą, tą brzydką, tą z krzywymi zębami, tą z zezem. Rodzina nie zbudowała we mnie żadnego poczucia wartości. A skoro nie nauczono mnie szacunku do siebie, to jak inni mogli mnie szanować? Miałam naprawdę niską samoocenę.
Inna sprawa kiedy poszłam do szkoły średniej. Poszłam tam z myślą o tym że będę 'fajna', przebojowa, lubiana. Tak też było, żadnego wytykania. W międzyczasie poprawiłam troszkę figurę, zmieniłam fryzurę, makijaż. Dziś mam już 22 lata, zaczynam studia magisterskie. Mam dobry kontakt z ludźmi na uczelni, także w pracy (praca w galerii handlowej, sprzedawca - kontakt z klientem).
Ale co najważniejsze, zyskałam WYSOKĄ SAMOOCENĘ. To ja powiedziałam sobie że jestem dobra w wielu dziedzinach i wiele potrafię osiągnąć. To ja w siebie uwierzyłam. I osiągnęłam to.
Nigdy się nie poddawaj.
19 sierpnia 2015, 17:37
Zawsze byłam nieśmiała. Wyglądałam normalnienie. Z twarzy zwyczajna. Lekka wada wymowy. W podstawówce byłam sama. W gimnazjum przezywały mnie 3 dziewczyny, a reszta klasy nie chciał ze mną rozmawiać. Miałam wrażenie że mnie obgadują. Taki kozioł ofiarny.... Cały czas siedziałam sama pod klasą.. . W liceum próbowałam zagadać ale też mnie olali mimo że się starałam. Zawsze byłam miła , pomagałam ,a i tak nic to nie dało. Ciągle płakałam, nie chciałam chodzić do szkoły, zmieniłam klasę... , opuściłam się w nauce i nie podeszłam do matury. Liceum skończyłam w tym roku. Jeśli chodzi o psychikę to stałam się oziębła, nieufna, ludzi traktuje jak wrogów i zło, nie chce mieć dzieci i ból innych(bez rodziny) mnie raduje. Wspomnienia chodzą za mną jak cię i nie dają normalnie funkcjonować. Wszystkiego się boje i jestem wyobcowana z społeczeństwa. Schudłam do 47kg przy 170cm( Myślałam że choć to pomoże mi nawiązać lepsze relacje , gdy poczuje się lepsza od innych, chudsza...Wyszło na to ze teraz mam 49kg i mam obsesje by nie przytyć...) Chciałam iść dalej do szkoły ale boje się powtórki z dawnych lat i rezygnuje by odpocząć psychicznie od ludzi ... i zapewne pójdę pracować za najniższą krajową... Czuję że przegrałam życie...
jakbym czytała o sobie. Moje życie to pasmo niespełnionych celów i zaprzepaszczonych szans, do tego poczucie bezsilności i trudność z nawiązywaniem kontaktów.
19 sierpnia 2015, 18:00
Miałam przerąbane mniej więcej od 4 podstawówki, kiedy dość sporo przytyłam i zaczęły lecieć przezwiska w stylu "grubas", "tłuścioch", komentowanie mojego wielkiego brzucha, że wygląda jakbym miała urodzić (w dzieciństwie byłam jabłkiem, teraz jestem biodrzasta, ale obsesja na punkcie idealnego brzucha mi została). Wtedy też do klasy doszła dziewczyna pretendująca do miana klasowej gwiazdy; chciała być we wszystkim najlepsza, a że ja zawsze byłam prymuską, to widziała we mnie swoją rywalkę. Nastawiła przeciwko mnie sporą część klasy (była wulgarną i nad wiek rozwiniętą fizycznie dziewczyną, więc większość chłopców stanowiących 2/3 grupy trzymała się z nią). Rozsiewała o mnie i o moich koleżankach różne wredne plotki i nie przepuszczała żadnej okazji, żeby wbić mi szpilę. Kiedy schudłam, ludzie zaczęli mnie wyzywać od kujonów i traktować jeszcze wredniej. Na początku walczyłam, ale potem już nie miałam siły, zagryzałam tylko usta, a przed snem płakałam do poduchy. Rodzice zbagatelizowali sprawę, nauczyciele nic nie zrobili, mimo, że widzieli jak było. Gehenna skończyła się, kiedy wyszłam z gimnazjum (chodziłam do niego z tymi samymi ludźmi co w podstawówce, bo był u nas zespół szkół, takie dwa w jedym. Dlatego z doświadczenia wiem, że stara 8-klasowa podstawówka nie jest panaceum na gimnazjalną patologię). Do liceum poszłam bardzo niepewna siebie, nie umiałam nawiązywać znajomości, byłam "dzika" i zamknięta w sobie. W drugiej klasie postanowiłam, że albo raz na zawsze odetnę się od przeszłości, albo powinnam pogodzić się z faktem, że spieprzę sobie życie. Zaczęłam "wsłuchiwać się" w siebie, zobaczyłam, że wcale nie jestem taka brzydka i beznadziejna jak kiedyś sądziłam, a wręcz przeciwnie. Nadal trochę boję się odezwać w grupie ledwo znanych ludzi "na forum", żeby nie zrobić z siebie idiotki dając im tym samym powód do drwin, obawiam się też ludzkich opinii. Mam opory przed kontaktami międzyludzkimi i nie potrafię do końca zaufać, ale pracuję nad sobą i jest coraz lepiej. Kiedyś byłam słaba, teraz bym się już tak nie dała poniżać, coraz bardziej wierzę w siebie i swoją wartość.
19 sierpnia 2015, 18:34
Kiedyś zastanawiałam się nad tym samym. Od podstawówki przez gimnazjum byłam szkolnym pośmiewiskiem. Ale właściwie to zaczęło się chyba w rodzinie. Zawsze mój brat piękny, wspaniały, mądry, a mnie nazywano tą gorszą, tą brzydką, tą z krzywymi zębami, tą z zezem. Rodzina nie zbudowała we mnie żadnego poczucia wartości. A skoro nie nauczono mnie szacunku do siebie, to jak inni mogli mnie szanować? Miałam naprawdę niską samoocenę. Inna sprawa kiedy poszłam do szkoły średniej. Poszłam tam z myślą o tym że będę 'fajna', przebojowa, lubiana. Tak też było, żadnego wytykania. W międzyczasie poprawiłam troszkę figurę, zmieniłam fryzurę, makijaż. Dziś mam już 22 lata, zaczynam studia magisterskie. Mam dobry kontakt z ludźmi na uczelni, także w pracy (praca w galerii handlowej, sprzedawca - kontakt z klientem). Ale co najważniejsze, zyskałam WYSOKĄ SAMOOCENĘ. To ja powiedziałam sobie że jestem dobra w wielu dziedzinach i wiele potrafię osiągnąć. To ja w siebie uwierzyłam. I osiągnęłam to. Nigdy się nie poddawaj.
To jest bardzo ważne ,co napisałaś. Tak naprawde to od nas zalezy jak uporamy sie z sytuacja. Mamy do wyboru albo życ ponad to stawiajac sobie mur zbudowany z pewnosci siebie, wiary we wlasne sily i przekonania, ze jestesmy dobre i zasługujemy na to, co najlepsze albo mur zbudowany z leku przed swiatem, ludzmi ,obaw, kompleksow etc.