Temat: Zycie za 1000 zł = wegetacja czy super luksus?

Zainspirowałam się pytaniem o życie na studiach i jedną z odpowiedzi dotyczącą tego, że nie rozumie, jak można pisać, że 1200 zł to mało- że ona utrzymuje za to 4 osobową rodzinę.

Ja rozumiem, że jak trzeba to może i się da. Ale w takich wypowiedziach często czuć takie podejście, jakby osoby, które uważają, że to bardzo trudne lub wręcz niemożliwe miały nie wiadomo jakie oczekiwania od życia i takie podejście bardzo mnie denerwuje. Rozumiem, że zdarzają się przypadki, w których rodziny żyją za tyle, ale czy to powód, żeby pisać, że są to wystarczające kwoty? Czy takie osoby nie rozumieją, że ktoś jako możliwość przeżycia, czy utrzymania rodziny nie widzi ciasnej kawalerki, minimum produktów spożywczych i żadnych perspektyw dla siebie ani możliwości zapewnienia dzieciom czegokolwiek? Czy to, że w naszym kraju są przypadki życia rodzin za takie kwoty srawia, że można to traktować jako normę i pisać, że da się żyć? Może i da się żyć- raczej wegetować i przeżyć, ale na pewno nie da się żyć NORMALNIE.

EDIT: często to samo pojawia się w tematach o zarobkach. Jak ktoś napisze, że zarabia albo chciałby zarabiać 4,5,6 (przykłądowe kwoty) tys. złotych to też pojawiają się hejty, że wygórowane oczekiwania, że to nie wiadomo, jakie pieniądze, czy że w ogóle tym osobom się w głowach poprzewracało.

Chodzi o dzisiejszy wątek, w którym pytanie było o życie na studiach samodzielne włącznie z rachunkami. Dziewczyna zaczyna życie i jest zależna tylko od siebie (nie temat, czy 1000 zł starczy na jedzenie i alkohol).

A co Wy o tym myślicie? Denerwują Was czasem takie wypowiedzi? I nie pytam, czy uważacie, że 1000 czy 1200 zł to wystarczająca kwota dla jednej osoby, tylko co sądzicie o wypowiedziach krytykująych ludzi, którzy widzą małą wartość tej kwoty.

Gallifrey napisał(a):

sacria napisał(a):

swinka89 napisał(a):

Mrousse napisał(a):

Dla mnie pytanie , czy studentka jest w stanie wyzywic sie za 1000 Zl nie jest smieszne. Krew mnie tez nie zalewa. Bo sama bym chyba nie dala rady ( tzn dalabym wiadomo, Ale Co to byloby za zycie ? ) pieniadze trzeba umiec zarobic. Jak ktos nie pracuje i siedzi na tylku i steka ze ma 1000 Zl na 4 osoby ( zakladajac, ze wszyscy zdrowi) to wtedy mnie krew zalewa, jak slysze te wszystkie zale. Sama zaraz po maturze wyjechalam do pracy, zarabialam 1500? , mieszkanie i jedzenie gratis , bylam kelnerka 6 razy w tygodniu po 12 godz. Przez 5 miesiecy odkladalam kase , z napiwkow mialam na ciuchy i imprezy, w  polowie wrzesnia wracalam na studia , gdzie w Polsce tez pracowalam. Od 8-14 zajecia, na 14:30 do 22 praca. W czerwcu znowu na wyjazd i Tak kilka lat. Wszystko zalezy od charakteru. Jakbym mieszkala w malej miejscowosci , w ktorej nie ma perspektyw na normalne zycie, to bym sie przeprowadzila. 
No ale tutaj już druga skrajność. Bo też co to za życie cały czas pracować? :P Chociaż jak czytam tutaj, że w Polsce 1000-1200zł to jest "norma" to aż się zastanawiam czy ja jestem pod kloszem wychowana. 

Chiii napisał(a):

Nie rozumiem.. Ja zarabiam 900zl. Z tego oplacam małe rachunki, benzyne (150zł miesięcznie) mam na jedzenie, srodki czystosci, pozadne obuwie i kosmetyki. Nie place tylko czynszu bo mieszkam w domu. Mam na przyjemności, typu basen, książka, nowe dobre kosmetyki (the balm itd) Nie każdego miesiąca wszystko, ale zawsze sobie coś kupie. Leki, karma dla psa. Farby do włosów (farbuje 2 razy w miesiącu dwoma opakowaniami) Mysle, ze to tylko kwestia umiejetnosci gospodarowania gotówką.. Dodam, że 'utrzymuje' męża. On sqoje pieniądze inwestuje.
Zdradź mi proszę jak. 2 osoby jedzą, mają dobre kosmetyki i obuwie za 750zł (odliczmy benzynę)? No nie uwierzę.Tzn kurczę serio. Może ja za dużo chcę od życia? Pracuję więc chcę mieć na dobre jedzenie, chcę spokojnie móc kupić nowe ciuchy czy buty na zimę, chcę móc spontanicznie wyjeżdżać na weekendy ze znajomymi (ostatnio prawie każdy weekend spędzam poza domem - na Woodstock wydałam 250zł a dowiedziałam się dzień wcześniej, że jadę), chcę móc wychodzić na piwo, do kina, do teatru.Nie chcę się martwić z czego naprawię samochód jak coś strzeli czy wymienię komputer (narzędzie pracy) kiedy z tym się coś stanie. No i na fajnym mieszkaniu w dobrej lokalizacji też mi zależało. Nie wyobrażam sobie pracować i cały czas się zastanawiać - w tym miesiącu kupię książkę a za miesiąc pójdę do kina. 
To nie jest w Polsce norma. Nie znam nikogo z takimi pieniędzmi- włączając moje babcie na emeryturach. Znajomi też tyle nie zarabiają, więc właśnie nie wiem skąd ludzie snują takie wnioski, że 1000-1200 zł to taki polski standard/norma.
nie wiem czy żyjesz w Polsce czy w innym kraju ale przejrzyj sobie dowolną stronę urzędu pracy to zobaczysz skąd się biorą takie "mity". U mnie w Zabrzu prawie jazda oferta pracy to 1700 brutto a ile z tego dostaniesz netto? Właśnie wie 1200 złoty a spróbuj nie przyjąć takiej oferty to wypad z baru i koniec z ubezpieczeniem zdrowotnym. 

Żyję w Polsce.

A kto powiedział, że jedyne oferty pracy to te wymienione w Urzędzie Pracy?

Dlaczego niektórym tak trudno uwierzyć w to, że w Polsce jest bardzo dużo ludzi wykształconych lepiej lub gorzej, którzy naprawdę nie zarabiają minimalnej krajowej?

Gallifrey napisał(a):

sacria napisał(a):

swinka89 napisał(a):

Mrousse napisał(a):

Dla mnie pytanie , czy studentka jest w stanie wyzywic sie za 1000 Zl nie jest smieszne. Krew mnie tez nie zalewa. Bo sama bym chyba nie dala rady ( tzn dalabym wiadomo, Ale Co to byloby za zycie ? ) pieniadze trzeba umiec zarobic. Jak ktos nie pracuje i siedzi na tylku i steka ze ma 1000 Zl na 4 osoby ( zakladajac, ze wszyscy zdrowi) to wtedy mnie krew zalewa, jak slysze te wszystkie zale. Sama zaraz po maturze wyjechalam do pracy, zarabialam 1500? , mieszkanie i jedzenie gratis , bylam kelnerka 6 razy w tygodniu po 12 godz. Przez 5 miesiecy odkladalam kase , z napiwkow mialam na ciuchy i imprezy, w  polowie wrzesnia wracalam na studia , gdzie w Polsce tez pracowalam. Od 8-14 zajecia, na 14:30 do 22 praca. W czerwcu znowu na wyjazd i Tak kilka lat. Wszystko zalezy od charakteru. Jakbym mieszkala w malej miejscowosci , w ktorej nie ma perspektyw na normalne zycie, to bym sie przeprowadzila. 
No ale tutaj już druga skrajność. Bo też co to za życie cały czas pracować? :P Chociaż jak czytam tutaj, że w Polsce 1000-1200zł to jest "norma" to aż się zastanawiam czy ja jestem pod kloszem wychowana. 

Chiii napisał(a):

Nie rozumiem.. Ja zarabiam 900zl. Z tego oplacam małe rachunki, benzyne (150zł miesięcznie) mam na jedzenie, srodki czystosci, pozadne obuwie i kosmetyki. Nie place tylko czynszu bo mieszkam w domu. Mam na przyjemności, typu basen, książka, nowe dobre kosmetyki (the balm itd) Nie każdego miesiąca wszystko, ale zawsze sobie coś kupie. Leki, karma dla psa. Farby do włosów (farbuje 2 razy w miesiącu dwoma opakowaniami) Mysle, ze to tylko kwestia umiejetnosci gospodarowania gotówką.. Dodam, że 'utrzymuje' męża. On sqoje pieniądze inwestuje.
Zdradź mi proszę jak. 2 osoby jedzą, mają dobre kosmetyki i obuwie za 750zł (odliczmy benzynę)? No nie uwierzę.Tzn kurczę serio. Może ja za dużo chcę od życia? Pracuję więc chcę mieć na dobre jedzenie, chcę spokojnie móc kupić nowe ciuchy czy buty na zimę, chcę móc spontanicznie wyjeżdżać na weekendy ze znajomymi (ostatnio prawie każdy weekend spędzam poza domem - na Woodstock wydałam 250zł a dowiedziałam się dzień wcześniej, że jadę), chcę móc wychodzić na piwo, do kina, do teatru.Nie chcę się martwić z czego naprawię samochód jak coś strzeli czy wymienię komputer (narzędzie pracy) kiedy z tym się coś stanie. No i na fajnym mieszkaniu w dobrej lokalizacji też mi zależało. Nie wyobrażam sobie pracować i cały czas się zastanawiać - w tym miesiącu kupię książkę a za miesiąc pójdę do kina. 
To nie jest w Polsce norma. Nie znam nikogo z takimi pieniędzmi- włączając moje babcie na emeryturach. Znajomi też tyle nie zarabiają, więc właśnie nie wiem skąd ludzie snują takie wnioski, że 1000-1200 zł to taki polski standard/norma.
nie wiem czy żyjesz w Polsce czy w innym kraju ale przejrzyj sobie dowolną stronę urzędu pracy to zobaczysz skąd się biorą takie "mity". U mnie w Zabrzu prawie jazda oferta pracy to 1700 brutto a ile z tego dostaniesz netto? Właśnie wie 1200 złoty a spróbuj nie przyjąć takiej oferty to wypad z baru i koniec z ubezpieczeniem zdrowotnym. 
mieszkam w Polsce i wiem o czym piszesz.. niestety moja praca może nie jest szczytem marzeń, a dostałam ją też po staraniach, śmieciówkach itd.. na razie, aż nie rozwinę się na tyle, żeby móc znaleźć inną, pracuje tutaj. W Polsce nie ma ciekawych perspektyw, ale to my sami musimy coś zmienić i przede wszystkim chcieć. Ile ludzi jest na zasiłkach itp.. Bo nikomu się nie chce, a potem się dziwią. Kiedyś może będę zarabiać więcej, ale narazie nie obrałam jeszcze tej drogi, bo rozwijam różne płaszczyzny życia. Któraś za rok, może dwa da owoce w postaci lepszej posady :) nie narzekam, nie marudzę. Wracając do tematu, da się przeżyć i za 500zł. Ludzie potrafią różnie kombinować.. Dyskusja o tym, dla kogo jaka kwota to jaki standard jest bezsensu. Każdy ma inne oczekiwania. Mnie bawią teksty typu " no jak ona może wyżywić rodzinę za 1200zł". Widać może, tak jak ktoś może wywalić 1 tysiaka na imprezie. I też nie powinno to dziwić.. 

sacria napisał(a):

Gallifrey napisał(a):

sacria napisał(a):

swinka89 napisał(a):

Mrousse napisał(a):

Dla mnie pytanie , czy studentka jest w stanie wyzywic sie za 1000 Zl nie jest smieszne. Krew mnie tez nie zalewa. Bo sama bym chyba nie dala rady ( tzn dalabym wiadomo, Ale Co to byloby za zycie ? ) pieniadze trzeba umiec zarobic. Jak ktos nie pracuje i siedzi na tylku i steka ze ma 1000 Zl na 4 osoby ( zakladajac, ze wszyscy zdrowi) to wtedy mnie krew zalewa, jak slysze te wszystkie zale. Sama zaraz po maturze wyjechalam do pracy, zarabialam 1500? , mieszkanie i jedzenie gratis , bylam kelnerka 6 razy w tygodniu po 12 godz. Przez 5 miesiecy odkladalam kase , z napiwkow mialam na ciuchy i imprezy, w  polowie wrzesnia wracalam na studia , gdzie w Polsce tez pracowalam. Od 8-14 zajecia, na 14:30 do 22 praca. W czerwcu znowu na wyjazd i Tak kilka lat. Wszystko zalezy od charakteru. Jakbym mieszkala w malej miejscowosci , w ktorej nie ma perspektyw na normalne zycie, to bym sie przeprowadzila. 
No ale tutaj już druga skrajność. Bo też co to za życie cały czas pracować? :P Chociaż jak czytam tutaj, że w Polsce 1000-1200zł to jest "norma" to aż się zastanawiam czy ja jestem pod kloszem wychowana. 

Chiii napisał(a):

Nie rozumiem.. Ja zarabiam 900zl. Z tego oplacam małe rachunki, benzyne (150zł miesięcznie) mam na jedzenie, srodki czystosci, pozadne obuwie i kosmetyki. Nie place tylko czynszu bo mieszkam w domu. Mam na przyjemności, typu basen, książka, nowe dobre kosmetyki (the balm itd) Nie każdego miesiąca wszystko, ale zawsze sobie coś kupie. Leki, karma dla psa. Farby do włosów (farbuje 2 razy w miesiącu dwoma opakowaniami) Mysle, ze to tylko kwestia umiejetnosci gospodarowania gotówką.. Dodam, że 'utrzymuje' męża. On sqoje pieniądze inwestuje.
Zdradź mi proszę jak. 2 osoby jedzą, mają dobre kosmetyki i obuwie za 750zł (odliczmy benzynę)? No nie uwierzę.Tzn kurczę serio. Może ja za dużo chcę od życia? Pracuję więc chcę mieć na dobre jedzenie, chcę spokojnie móc kupić nowe ciuchy czy buty na zimę, chcę móc spontanicznie wyjeżdżać na weekendy ze znajomymi (ostatnio prawie każdy weekend spędzam poza domem - na Woodstock wydałam 250zł a dowiedziałam się dzień wcześniej, że jadę), chcę móc wychodzić na piwo, do kina, do teatru.Nie chcę się martwić z czego naprawię samochód jak coś strzeli czy wymienię komputer (narzędzie pracy) kiedy z tym się coś stanie. No i na fajnym mieszkaniu w dobrej lokalizacji też mi zależało. Nie wyobrażam sobie pracować i cały czas się zastanawiać - w tym miesiącu kupię książkę a za miesiąc pójdę do kina. 
To nie jest w Polsce norma. Nie znam nikogo z takimi pieniędzmi- włączając moje babcie na emeryturach. Znajomi też tyle nie zarabiają, więc właśnie nie wiem skąd ludzie snują takie wnioski, że 1000-1200 zł to taki polski standard/norma.
nie wiem czy żyjesz w Polsce czy w innym kraju ale przejrzyj sobie dowolną stronę urzędu pracy to zobaczysz skąd się biorą takie "mity". U mnie w Zabrzu prawie jazda oferta pracy to 1700 brutto a ile z tego dostaniesz netto? Właśnie wie 1200 złoty a spróbuj nie przyjąć takiej oferty to wypad z baru i koniec z ubezpieczeniem zdrowotnym. 
Żyję w Polsce.A kto powiedział, że jedyne oferty pracy to te wymienione w Urzędzie Pracy?Dlaczego niektórym tak trudno uwierzyć w to, że w Polsce jest bardzo dużo ludzi wykształconych lepiej lub gorzej, którzy naprawdę nie zarabiają minimalnej krajowej?

A no i może o to się rozbija. Nie wiem, mieszkam na zachodzie Polski (nie w Łodzi jak mam zaznaczone) i nie znam nikogo kto byłby zarejestrowany w UP. Praca jest tylko trzeba mieć kwalifikację.
Mam 26 lat, zarabiam dobrze. Pracę dostałam jeszcze na studiach. I większość moich znajomych też (i nie wszyscy w tym dużym mieście, w którym ja siedzę ale w takich średnich też). Najmniej - 2500zł - zarabiać będzie koleżanka jako nauczycielka w LO (pracę dostała od razu po studiach).
W sumie to mam tylko jedną koleżankę, która się w żadnej pracy nie umie utrzymać i w zasadzie tylko "dorabia". 
Dlatego mi w to, że normą jest zarabiać najniższą jest ciężko uwierzyć. 

W Polsce nie ma ciekawych perspektyw, ale to my sami musimy coś zmienić i przede wszystkim chcieć.

Są perspektywy! Są świetne perspektywy, serio. Tylko właśnie trzeba chcieć. Większość moich znajomych (i ja też) po studiach dostała świetną pracę, w zawodzie. Z możliwością rozwoju. 
Inni poszli do korpo - i choć dla mnie to mordownia psychiczna - zarobki mają świetne. 

Sacria, ale problem polega na tym właśnie, że młodzi, wykształceni ludzie w większości mają inne wymagania, i na wstępie są lepiej opłacani, niż ich starsi koledzy. Niestety ale w Polsce naprawdę nie ma pracy dla np. kobiet po 45 roku życia mniej więcej, taka kobieta bez wykształcenia nie dostanie pracy nagle za 3 tysiące, bo młoda to może się jeszcze jakoś zakręci. 

A no i może o to się rozbija. Nie wiem, mieszkam na zachodzie Polski (nie w Łodzi jak mam zaznaczone) i nie znam nikogo kto byłby zarejestrowany w UP. Praca jest tylko trzeba mieć kwalifikację. Mam 26 lat, zarabiam dobrze. Pracę dostałam jeszcze na studiach. I większość moich znajomych też (i nie wszyscy w tym dużym mieście, w którym ja siedzę ale w takich średnich też). Najmniej - 2500zł - zarabiać będzie koleżanka jako nauczycielka w LO (pracę dostała od razu po studiach).W sumie to mam tylko jedną koleżankę, która się w żadnej pracy nie umie utrzymać i w zasadzie tylko "dorabia". Dlatego mi w to, że normą jest zarabiać najniższą jest ciężko uwierzyć. 

A wyobraz sobie ze ja jestem zarejestrowana w urzędzie pracy, jestem wykształcona obecnie kończę już drugie studia, które sama opłacam i niestety jedyne czego mi brakuje to doswiaopłaca. Zawsze trafiłam na pracodawców "ze wszystko ładnie, pięknie ale nie ma Pani doswiadczenia" a jak miałam to doświadczenie zdobyć skoro t rafialam na takich idiotow którzy jak mantrę powtarzali tekst o doświadczeniu. Pewnie mogłabym iść gdzieś do supermarketu i dostać trochę więcej ale nie po to się uczyłam aby zapieprzac na kasie. Moim ostatnim ratunkiem był właśnie urząd pracy i tam mi Pani przedstawiła ofertę typowo biurowa za 1700 brutto. Z pewnej przyczyny nie mogę wyjechać ze Śląska wiec niestety będę zarabiać takie grosze. A Ty się ciesz ze dobrze zarabiasz bo jak widzisz nie każdy ma takie szanse. 

Pasek wagi

Gallifrey napisał(a):

A no i może o to się rozbija. Nie wiem, mieszkam na zachodzie Polski (nie w Łodzi jak mam zaznaczone) i nie znam nikogo kto byłby zarejestrowany w UP. Praca jest tylko trzeba mieć kwalifikację. Mam 26 lat, zarabiam dobrze. Pracę dostałam jeszcze na studiach. I większość moich znajomych też (i nie wszyscy w tym dużym mieście, w którym ja siedzę ale w takich średnich też). Najmniej - 2500zł - zarabiać będzie koleżanka jako nauczycielka w LO (pracę dostała od razu po studiach).W sumie to mam tylko jedną koleżankę, która się w żadnej pracy nie umie utrzymać i w zasadzie tylko "dorabia". Dlatego mi w to, że normą jest zarabiać najniższą jest ciężko uwierzyć. 
A wyobraz sobie ze ja jestem zarejestrowana w urzędzie pracy, jestem wykształcona obecnie kończę już drugie studia, które sama opłacam i niestety jedyne czego mi brakuje to doswiaopłaca. Zawsze trafiłam na pracodawców "ze wszystko ładnie, pięknie ale nie ma Pani doswiadczenia" a jak miałam to doświadczenie zdobyć skoro t rafialam na takich idiotow którzy jak mantrę powtarzali tekst o doświadczeniu. Pewnie mogłabym iść gdzieś do supermarketu i dostać trochę więcej ale nie po to się uczyłam aby zapieprzac na kasie. Moim ostatnim ratunkiem był właśnie urząd pracy i tam mi Pani przedstawiła ofertę typowo biurowa za 1700 brutto. Z pewnej przyczyny nie mogę wyjechać ze Śląska wiec niestety będę zarabiać takie grosze. A Ty się ciesz ze dobrze zarabiasz bo jak widzisz nie każdy ma takie szanse. 

Może kwestia jest tego, że ja od 19 roku życia pracuję. 
Chodziłam na targi pracy na uczelni i łapałam choćby bezpłatne staże - z przerwą na ten rok kiedy nie miałam już kiedy pracować. I na 4 roku studiów doświadczenie już miałam w zawodzie. 

Cieszę się ale dalej patrząc po swoich dobrych znajomych i sobie myślę, że to upór i ambicja a nie "szansa, która spadła z nieba". 

na studia dostawałam 800 zł i musiałam za to opłacić akademik i reszta była na jedzenie.  Na ubrania dostawałam,  chyba że sama sobie coś wymyśliłam- wtedy z kieszonkowego.  Dla mnie jest ok jeśli po opłaceniu rachunków zostaje co najmniej 500 zł na osobę.  Wtedy można normalnie funkcjonować.  Osobiście mimo,  że nie pochodzę z zamożnej rodziny to nigdy nie miałam sytuacji,  żeby nie było na coś pieniędzy. Moi rodzice są bardzo gospodarni i czasami zastanawiam się skąd biorą na wszystko pieniądze :D

Pasek wagi

Mnie to nie wkurza. Po prostu uważam, że jeśli ktoś wyciąga 1000 zł to W WIĘKSZOŚCI to po prostu jego wina. Dzisiejsze możliwości są nieograniczone,  studia darmowe, granice otwarte, rynek (przynajmniej z nazwy)  wolny. Ja sama mam prace, która sprawia mi sporo radości ale jest stosunkowo nisko opłacalna - mam sporo czasu dla siebie, mało stresu i dużą satysfakcję. Studiuje to co lubię ale dla siebie. Prowadzimy z partnerem do tego firmę, pojawiają się nowe pomysły - czasem okazują się strzałem w dziesiątkę a czasem to niewypały, które z czasem trzeba wycofywać.  I fakt, czasem przez to padamy do łóżka o 21 wykończeni, ale stać nas na duże mieszkanie, na wakacje,  wino, weekendowe wyjazdy. Dodam, że zakładając firmę, mój partner miał 20 lat, rzucił studia i postawił wszystko na jedną kartę. Naprawdę się da, trzeba po prostu brać sprawy w swoje ręce a nie czekać na wygraną w totka i narzekać, że ma się mało a inni to są źli bo chcą mieć więcej. 

Bardzo mnie to irytuje również.

Pasek wagi

Guren napisał(a):

Mnie to nie wkurza. Po prostu uważam, że jeśli ktoś wyciąga 1000 zł to W WIĘKSZOŚCI to po prostu jego wina. Dzisiejsze możliwości są nieograniczone,  studia darmowe, granice otwarte, rynek (przynajmniej z nazwy)  wolny. Ja sama mam prace, która sprawia mi sporo radości ale jest stosunkowo nisko opłacalna - mam sporo czasu dla siebie, mało stresu i dużą satysfakcję. Studiuje to co lubię ale dla siebie. Prowadzimy z partnerem do tego firmę, pojawiają się nowe pomysły - czasem okazują się strzałem w dziesiątkę a czasem to niewypały, które z czasem trzeba wycofywać.  I fakt, czasem przez to padamy do łóżka o 21 wykończeni, ale stać nas na duże mieszkanie, na wakacje,  wino, weekendowe wyjazdy. Dodam, że zakładając firmę, mój partner miał 20 lat, rzucił studia i postawił wszystko na jedną kartę. Naprawdę się da, trzeba po prostu brać sprawy w swoje ręce a nie czekać na wygraną w totka i narzekać, że ma się mało a inni to są źli bo chcą mieć więcej. 

A co gdyby firma nie wypaliła? I teraz miałby długi, brak wykształcenia? Żyli byście teraz z Twojej pensji, a z jego pensji spłacali należności.. 

Ja nie narzekam na swoją sytuację, mam fajną pracę, którą lubię, ale daleka jestem od takich osądów. Znam wiele osób, które mają doświadczenie, skończone studia, często znają języki obce, a mimo to słabo im się powodzi i nie mogą znaleźć lepiej płatnej pracy. Poza tym nie każdy może pozwolić sobie na bezpłatne studia dzienne albo wyjazd za granicę. Łatwo jest osądzać innych..

Wiadomo, że niektórzy mają smykałkę do interesów albo są bardziej przedsiębiorczy od innych, ale prawda jest taka, że mieszkamy w kraju, gdzie trudno jest się dorobić. Daleko nam do Niemiec czy Anglii, gdzie z minimalną pensją ludzie mogą pozwolić sobie na wakacje czy samochód, stąd wszędzie jest zawiść i złośliwe komentarze, gdy ktoś ma więcej niż inni. 

Mam znajomą, która prowadziła swoją działalność, dopiero się rozkręcała i miała koło 5-6 tysięcy na czysto. Po 1,5 roku firma, z którą miała podpisany kontrakt się zawinęła i musiała zamknąć interes. Teraz z dwóch pensji mają trochę ponad 3 tysiące i muszą przeżyć. Kiedyś też wypowiadała się w takim tonie jak Ty, ale teraz nabrała pokory.. Nie życzę nikomu źle, ale nigdy nie wiesz z jaką sytuacją przyjdzie Ci się w życiu zmierzyć, więc nie oceniaj innych, bo na pewno nie chciałabyś, żeby Ciebie ktoś oceniał w ten sposób.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.