Temat: Szkoda wydawać mi pieniądze na siebie

Jeszcze jak byłam nastolatką panowała u mnie w domu bieda. Byłam bardzo oszczędna. Jak dostawałam jakieś pieniądze to zawsze odkładałam na czarną godzinę i nigdy ich nie rozwalałam na nic. I tak mi zostało do dziś. Nie dotyka mnie problem biedy dzisiaj, ale dalej mam tak, że szkoda mi wydawać pieniędzy na siebie. W sensie ubrania, farbowanie włosów. Jestem pulchna i myślę sobie, że szkoda pieniędzy wydawać na ubrania zanim nie schudnę, a teraz nie mam za bardzo co na siebie włożyć. Stwierdzam, że może ta kasa przydać się na coś innego, na jakieś pilniejsze potrzeby, które nagle mogą się pojawić. Mój facet ostatnio ucieszył się, że szukałam ciuchów przez internet, że chce sobie coś kupić, ładnie się ubrać. Ale po kilku dniach zastanawiania się odechciało mi się, bo stwierdziłam, że szkoda kasy. Nie żałuję pieniędzy na dobry podkład, kosmetyki do makijażu, strzyżenie u dobrego fryzjera czy na hennę brwi u kosmetyczki. Najbardziej żal mi kasy na ciuchy. Z resztą u mnie domu też wszyscy mi powtarzali jak kupowałam coś nowego z ubrania, że rozwalam kasę, że mam chodzić do zdarcia, że paniusia ze mnie. I tak mi zostało. Mój facet ma zupełnie inne podejście do tego i cieszy się jak dbam o siebie, ale szybko tracę humor jak mam wydać pieniądze na ubrania. Ktoś ma z was podobnie? Boję się, że w pewnym momencie zabraknie mi pieniędzy w danym miesiącu, bo wydałam na ciuchy. Chcę inaczej podchodzić do pieniędzy i zadbać o siebie

kapuczino napisał(a):

znam taką parę(brat i jego dziewczyna). nie klepia biedy, ale na ubrania tak oszczędnie wydaja pienia?ze że czasem aż mi ise chce śmiać i zawsze z mamą mamy z nich polewkę. potrafią jechać 50km do jakiejś woski by tam kupic spodnie za 5 złotych. objeżdżają wszelki promocje w lidlach, biedronkach itp. marketach. brat bierze ubrania od mojego męża, mimo że mąż nosi xxl a brat L. rozumiem jeśłi ktoś nie ma pienędzy, ale jeśli ma a mimo to tak oszczędza to już jest lekkie zboczenie.

też tak myślę, że to jakieś niezdrowe. Dlatego tu napisałam i próbuję zmienić coś. Nie kupuję ciuchów w lumpeksach tylko normalnych sieciówkach, ale mam mało ubrań i wypadałoby wymieniać szafę co jakiś czas, albo kupować na bieżąco, żeby nie chodzić jak obdartus

Mam bardzo podobnie... myślę, że to cecha osób które doświadczyły w domach rodzinnych ograniczonych budżetów. Ja miałam taki problem, że jak zaczynałam swoją pracę wymagała ona ode mnie dość zadbanego wyglądu (praca z ludźmi) a ja wtedy całą swoją pensję przeznaczałam na dalsze kształcenie i dorabiałam by mieć na bieżące wydatki i pamiętam jak źle czułam się z tymi ubraniami którymi dysponowałam znalezionymi w second-handach. Nawet mój mąż zauważył we mnie tę cechę a że miał jeszcze trudniej niż ja w domu to powoli wyrabialiśmy w sobie nawyki "mi się też coś należy". 

Do tej pory nie mam parcia na markowe i bardzo drogie rzeczy, ciążowe wdzianka w których przecież długo nie pochodzę wolę kupić w używanej odzieży niż wydawać 100zł na jedną bluzeczkę którą ponoszę max 3 miesiące. Za to swojemu dziecku przynajmniej na początek zapewniam wszystko nowe bo... odłożyłam. Do tej pory udało mi się odłożyć na wiele rzeczy i umiem czasem zaszaleć z zaplanowanym budżetem. Np. na wyjazd/wakacje wyznaczam sobie górny limit i jak widzę, że się do niego zbliżam to stopuję z wydawaniem.

Moja rada- wszystko małymi kroczkami. Ten błysk w oczach mężczyzny widzącego Cię w jakimś fajnym stroju, zadbaną, uczesaną, pomalowaną jest tego warty. Nie zrobisz tego w miesiąc ale ustal sobie, że raz w miesiącu masz sobie kupić jakąś fajną rzecz  (lub dwie-trzy) o przyzwoitej i strawnej dla Ciebie cenie.

Zanim poszlam do pracy to tez mialam malo kasy i ubrania kupowam raz na ruski rok i to jeszcze bazar i lumpex wchodzily w gre. i teraz trudno mi sie przelamac by wydac wiecej kasy na ciuchy chociaz wiem ze i tak pewnie wydam te pieniadze na jedzenie, czy paliwo albo kosmetyki
Pasek wagi

No to nie rozwalaj pieniędzy tylko wydawaj. Mam wrażenie, że boisz się, że stracisz kontrolę nad funduszami jak tylko kupisz jakiś ciuch. Ustal sobie,że raz w miesiącu wydajesz tam nie wiem 100 czy 200zł na ciuchy. Ja miałam podobnie i zawsze mnie aż ściskało w żołądku jak wydawałam w odzieżowym jakąkolwiek kwotę. Do tej pory tak trochę mam mimo, że nie mam problemów z kasą. Takie stare przyzwyczajenia zostają. No ale trrzeba coś mieć z tego życia. Skoro nie klepiesz biedy to przy rozsądnym gospodarowaniu pieniędzmi odłożysz i na wczasy i na tzw czarną godzinę. 

Zdarzalo mi sie miec ciezkie noce z powodu wydanej kasy na szmatki dlatego jesli juz to robie szukam na wyorzedazach. Nie jest sztuka wpasc do sklepu i nakupowac jak leci, ale znalezc fajne okazje. Mam tez to szczescie, ze dostaje mnostwo ubran w spadku. Siostra wydaje sporo na ciuchy i czesto wymienia garderobe. No, inni, zeby sie dobrze czuc musza byc trendy. Na szczescie ja nie:) moje poczucie wartosci nie jest uzaleznione od szmaty z najnowszej kolekcji i od dorownania kolezankom z pracy. Cieszy mnie wiec to, ze zyskuje na modowym hoplu mojej siostruni:)

Na innych rzecxach tez oszczedzam- sama robie sobie henne i depilacje, paznokcie. Z fryzjerami tez nie szaleje. Perfumy kupuje z nalewakow. Bizuterie preferuje srebrna wiec moge sobie pozwolic na drobiazg dla poprawienia humoru. Buty jednak wole lepszej jakosci wiec tu jestem sklonna zaplacic wiecej ( ale tez szukam po wyprzedazach). Torebki to tez okazje albo prezenty. Buty, torebki i portfele to moja slabosc:)

Pasek wagi

Ja tam nie zaluje na siebie, mnie nie pasjonuja zakupy ubraniowe. Kupuje ubrania w normalnych cenach i dlugo mi sluza. Polecam! Do lumpeksu nie chodze, bo nienawidze szukac i nurkowac wsrod ciuchow. Zakupy robie w zwyklym sklepie na zasadzie wchodze-biore-place i mam spokoj na dlugi czas. Trwa to szybko. Mam dwie pary spodni, a na lato jedna poldluga spodniczke. Po domu chodze w pizamach. Jesli chodzi o swetry i koszulki to mam ich duzo roznych i rozne fasony. Dokupie nowe jak te mi sie doszczetnie znudza. Buty natomiast nosze do zdarcia. Mam zimowe i letnie i plazowe. Ogolnie w ogole nosze ciuchy do poplamienia/zdarcia, chyba ze motyw na koszulce mi sie podoba to zakladam na to jakas damska koszule flanelowa np i tak sobie chodze z ukryta dziura pod pacha. Nie kupuje bo mnie nie stac tylko ze nie lubie i nie jestem szczupla.;) A wydawac na soebie polecam. Jak mam ochote kupic sobie gadzet- kupuje, ksiazke-kupuje, tablet-kupuje ....a teraz kupuje bieznie... i co jakbym wydawala na glupie sklepy:) nie mialabym jej w drodze :) W sumie nawet bym nie wydala duzi kasy na ciuchy. Smiesza mnie grube dziewczyny, ktore sie wypindrza, widac ze dlugo sie tapetowaly, a cwiczyc to sie nie chce:) Wazne zeby byc szczuplym, zdrowym i miec jakies zainteresowania i poglady, a nie martwic sie ze nie mamy pieknych(?!) fatalaszkow.

U mnie też się nie przelewało, było skromnie, ubranie miałam kupowane raz na pół roku, ale teraz jak zarabiam, to wydaję na siebie z chęcią, rekompensuję sobie dzieciństwo, ale też jestem w stanie odłożyć, nie rozwalam całej wypłaty.

ja z różnych powodów od 16 roku życia zarabiam na siebie i też zawsze były pilniejsze potrzeby, niż mega ciuchy czy mazidła. W ogóle nie miałam z tym problemu, nie odczuwałam jakichś braków, w sumie po jakimś czasie już nawet mogłam sobie na więcej pozwolić, ale silna potrzeba się nie pojawiała, żadnych zbytków, czy droższych wersji wiekszości rzeczy.

Natomiast po prawie 20 latach pracy i takiego sobie zwykłego życia, usiadłam któregoś dnia na wersalce i powiedziałam sobie "K** - tak zaczełam -, jeśli pracuje już tak długo i nie mam poczucia, że jakąś kwotę mogę po prostu beztrosko przepierdzielić, to już mi się nie chce robić". Nie chodzi o to, że jestem sfrustrowana, smętnie urobiona, czy zatyrana, nic z tych rzeczy. Po prostu zmeczona. Podjełam wtedy decyzje, że 10% swoich dochodów co miesiąc rozpieprzam na co chce. Czy to ma być 50-ta sukienka, która mi do niczego nie jest potrzebna, czy kolejne włóczki, których nie wyrobię przez najbliższe lata, czy tusz do rzęs za kwote trzycyfrową, który jak mi nie odpowiadał to wypieprzyłam bez żalu do kosza, czy taksówka po pracy. Straszna głupota, ale świetnie podziałało jako lekarstwo na marazm i takie zasiedzenie.

A może jest po prostu tak, że dla każdego jest ważne coś innego. Znam osoby, które mimo prawie 30tki na karku wynajmują pokoik w mieszkaniu studenckim, a za to całą zarobioną kasę ładują w imprezy i podróże, znam osoby, które mogą cały miesiąc jeść zupki chińskie, ale stać je wtedy na laserowe depilacje, masaże i najdroższe zabiegi pielęgnacyjne, znam osoby, które całe życie pożyczają lub wyłudzają pieniądze, jęcząc jacy to oni biedni, a na każdym palcu noszą złoty pierścionek, w mieszkaniu kino domowe, luksusowy zestaw mebli itp. Jeden Ci powie, że żal mu pieniędzy, żeby iść do kina, a pali 2 paczki fajek dziennie, jeden będzie odmawiał sobie absolutnie wszystkiego, zbierając na wymarzoną rzecz, jeden ciuchy zawsze musi mieć najnowsze, a na zabawki dla dzieci nie wyda, jeden będzie kupował jedzenie tylko najwyższej jakości, a inny zadowoli się parówkami i hoop colą, i tak dalej i tak dalej. Po prostu każdy ma inne priorytety. Sama przyznałaś, że nie oszczędzasz na kosmetykach i fryzjerze, a na ubrania Ci szkoda - no cóż, widocznie tak już masz. Ja na przykład nigdy bym nie wydała więcej niż 30 zł na jakiekolwiek mazidło, a do fryzjera chodzę raz na dwa lata i to najtańszego albo z groupona, za to ciuchy lubię kupować i poprawia mi to humor, więc jak widzisz dla każdego coś innego jest ważne, ma wartość. Jeśli mogłabym jednak coś poradzić - postaw na kilka ponadczasowych zestawów ubrań, bo mimo wszystko jak Cię widzą, tak Cię piszą i warto mieć w szafie chociaż parę dobrych ciuchów - porządne jeansy, ładnie skrojony żakiet, koszula i kilka bluzek, wyjściowa sukienka, ładny strój sportowo-rekreacyjny (na wycieczkę, spacer, wyjazd), coś uniwersalnego na imprezy czy wyjścia ze znajomymi, w czym dobrze byś się czuła. Jeśli jesteś na etapie chudnięcia, możesz zacząć kompletować takie "podstawowe" ubrania powoli, przecież nie trzeba kupować wszystkiego na raz. Nie traktuj tego jako "rozwalanie kasy", bo nie chodzi o kupowanie od razu 6 par butów i 15 kiecek, ale jednak raz na jakiś czas warto zainwestować w swój wygląd. A próbowałaś kupić coś w lumpeksach? Nie we wszystkich są tylko szmatki za 5 złotych, są również takie droższe (ale wciąż dużo tańsze od sieciówek), gdzie można się ubrać oszczędnie, ładnie i oryginalnie. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.