Temat: Podryw na paszteta

Słyszeliście o czyms takim? Jakiś czas temu spotkałam sie ze swoim znajomym i mowi, ze na festiwalu widział dwie dziewczyny ( znajome): "paszteta z nadwagą" i "blond bóstwo". Zaczyna podbijać do "paszteta". Gada z nią, prawi komplementy, spędził z nimi kilka godzin, olewa faktyczny obiekt zainteresowania, blond bóstwo wkurzone, ze chlopak ja olewa, "pasztet" dumny, cytując "naprawdę myślała, ze sie nią zainteresowałem" i coraz bardziej flirtujący. Skończyło sie na tym, ze kiedy "pasztet" na chwile odszedł po piwo, blondynka była mega nim zainteresowana. Wziął numer od dwoch, "paszteta" wyrzucił, a do blondyny zadzwonił i przez pewien czas sie spotykali. 

I najlepsza reakcja pozostałych kolegów, w tym mojego faceta: przecież to sposób stary jak swiat! A dodam, ze to porządni, inteligentni faceci. Żadne szesnastolatki. Niby to tylko flirt, ale troche nieładnie. 

Faceci obrzydliwcze! :D

hahahahaha pierwszy raz o takim czymś słyszę :D

lowe_krowe napisał(a):

Właśnie to nie są smutne chłopaczki! Obiektywnie rzecz biorąc, przystojni, wygadani, inteligentni faceci!        Z całkiem rozsadnymi wartościami. Poznałam w życiu wielu bezwartościowych zadufanych facetów (jako znajomych z bogatej hipsterkiej warszaffki) po których widziałam miliony razy gorsze akcje, którzy traktowali piękne i nieglupie dziewczyny jak bydło (i które same się dawały tak traktować), ale po nich się nie spodziewałam, ze co prawda w małym stopniu, ale tez obrzydliwcami są:D aż strach się zastanawiać, ile razy było się 'pasztetem':p

Jak dobrze znasz Warszawę i warszawiaków, że się tak wypowiadasz? Jak mnie wkurzają takie komentarze.

Pasek wagi

sylwiafit91 napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Pewnie sam jest mało atrakcyjny, więc chciał tym sposobem wzbudzić zazdrość u pustej blondyny.
Że blond to od razu pusta? Ktoś jest zazdrosny :D

pusta - bo się na taki tani podryw złapała

Pasek wagi

lowe_krowe napisał(a):

(cut) a do blondyny zadzwonił i przez pewien czas sie spotykali.

jeśli TO jest celem, to metody mniej lub bardziej żenujące nie robią na mnie wrażenia. Gdyby ktoś tego próbował licząc na poważną relację, to jest idiotą - obiektywnie, a nie kimś kto podpada pod definicję "obiektywnie rzecz biorąc, przystojni, wygadani, inteligentni faceci! Z całkiem rozsadnymi wartościami".

....no i "bogata, hipsterska warszaffka" rozkłada na łopatki. :D

vitalijka23 napisał(a):

sylwiafit91 napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Pewnie sam jest mało atrakcyjny, więc chciał tym sposobem wzbudzić zazdrość u pustej blondyny.
Że blond to od razu pusta? Ktoś jest zazdrosny :D
pusta - bo się na taki tani podryw złapała

W sensie, że jaki?
A może dokładnie wiedziała o co chodzi i chciała numerku?

sylwiafit91 napisał(a):

vitalijka23 napisał(a):

sylwiafit91 napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Pewnie sam jest mało atrakcyjny, więc chciał tym sposobem wzbudzić zazdrość u pustej blondyny.
Że blond to od razu pusta? Ktoś jest zazdrosny :D
pusta - bo się na taki tani podryw złapała
W sensie, że jaki? A może dokładnie wiedziała o co chodzi i chciała numerku?

no sorry, ale jeżeli facet chce mnie poderwać na zazdrość, a jeszcze przy okazji rani moją koleżankę i traktuje ją tak instrumentalnie i przedmiotowo to nawet "na numerek" się nie nadaje.

powiesz: co ty wiesz, skoro sama jesteś pasztetem. Ale nie zawsze nim byłam :)

Pasek wagi

Urodzilam sie w Warszawie i jestem Warszawianka, ale nie jestem bogata warszawska hipsterka-nie mam mini coopera, willi w Konstancinie, kupuje ciuchy w Zarze, a nie koszule od Ralpha. A na wakacje jeżdzę nad polskie morze i ewentualnie do Europy, a nie na wyczesane wakacje do Wietnamu. Kocham Warszawę, mam większość znajomych z Warszawy. Jako bogata warszawska hipsterke określiłam niewielka grupę (200-300 ludzi) dwudziestokilkulatków, którzy traktują innych ludzi (a nie daj Boże z Radomia i Podlasia) jako gorszy gatunek, razem pija na zbawiksie itp. Broń Boże nie mowie, ze wszyscy w Warszawie tacy są, ale jest jedna grupa. Łaziłam kiedyś na imprezy i domówki i wiem do jakich patologii tam dochodziło (bo mozna dziewczynę upić i przelecieć, a potem kazać  jej "wypierdalac", bo mozna dziewczynę nagrać nago i potem puszczać to kolegom). A tacy wykształceni i z bogatych ośrodków. No nieważne. 

Kolega sie pospotykal, dziewczyna okazała sie nie do końca w jego z typie z charakteru i finito. Przeraża mnie fakt, ze nawet moj facet uznał sposób podrywu za normalny (a po ponad dwu letnim związku słowa złego nie moge powiedziec).

no dobrze, ale czego w takim razie oczekujesz?

uznania, że to taki dowcipny sposób zawierania znajomości, czy że taki sprytnie przemyślany, czy facet ma prawo brać sobie kobietę na sposób każdy jaki mu przyjdzie do głowy?

A więc nie, nic z tych rzeczy. Ale istnieje szansa, że wyznawcy takich "rozsądnych wartości" bedą sie dobierać w pary w obrębie własnego gatunku :)

w ten sposób wyrwał mnie mój facet. Nie zgodzę się tylko , że "pasztet" był pasztetem, bo moja przyjaciółka i ówczesna towarzyszka, uważam, że urodą została obdarzona szczodrzej niż ja. Ale rzeczywiście, zagadywanie tylko do niej, olewanie mnie, czy mnie to wkurzało? Tak trochę. Ale numery wziął rzeczywiście dwa, jej napisał od razu ze chodzi o mnie i czy mu pomoże. Pomogła, jesteśmy zaręczeni :) 

A tak pogadać :D Broń Boże tego nie popieram, flirciarą nigdy nie byłam, zawsze bardziej sie chciałam z facetami kumplować i przyjaźnić. Chodzi o to, ze trochę druzgocący jest fakt, w jaki sposób mężczyźni traktują obce dziewczyny, które im sie nie podobają : nie, ze obrazi czy cos, ale wykorzysta. I nawet nie ogarnia, ze wykorzystał, bo to tylko flirt i często nie zdają sobie sprawy, ze mozna kogoś tak zranić. 

I zbiega sie to z patrzeniem na facetów przez moje koleżanki: ile razy tłumaczyłam, nie angażuj się na razie zbytnio, nic miedzy wami nie doszło, nie wiesz czego on chce, poczekaj aż sie zadeklaruje, nie interpretuj. A kiedy facet wreszcie oznajmia, ze on tak tylko chciał pogadać i połazić na kawki i na wino, albo ze było fajnie sie pospotykac, ale on sie zakochał, ze miło i fajnie, ale to jednak nie to, to zaczyna sie płacz, ze 'on na pewno tak nie mysli', 'myśle, ze on cos do mnie czuje, ale po prostu sie boi' (autentyki), i witki opadają. A jak przyznam racje brutalnie, ze nie zadzwoni i nie pójdzie na wino to jest sie tym złym i niedobrym, zamiast 'cos' doradzić. Żadna nie słucha mojej złotej zasady: zanim sie nie zdeklaruje, przyjąć najgorszy scenariusz. 

Miałam kiedyś kolegę, ktory "bałamucił" w ten sposób jedna dziewczynę, (a to na lunczyk, a to na piwko, a wybrać prezent dla siostry), o której  dobrze wiedziałam ze liczy na cos więcej. Kiedy mu o tym powiedziałam i zapytałam sie, po cóż jej zwraca zadek, to zrobił zdziwione oczy i stwierdził, ze tak sobie pogadać lubił i dla żartów poflirtować i w życiu by nie pomyślal ze to tak na poważnie. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.