- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
31 października 2014, 09:11
Co myślicie o niepracujących matkach? Nie mowię tu o mamach niemowlaków czy dzieci niepłnosprawnych. Ale matkach, ktore miją dziecko lub dwójkę w wieku wczesnoszkolnym lub późnoprzedszkolnym i tłumaczą swoje siedzenie w domu posiadaniem dzieci. Nie mogą pójść do pracy bo dzieci przecież nie mogą być poza domem do 16, bo tylko one potrafią z dziećmi odrobić lekcje, żaden inny opiekun, bo obiad trzeba ugotować, bo tyle prac w domu. Jak myślicie, jest to lenistwo czy nieporadność życiowa?
2 listopada 2014, 19:32
Tak, miewam kłopoty z interpunkcja. To mój slaby punkt, przyznaje. Na szczęście nie zarabiam pisaniem, bo nie wyżyłabym z tego:-). Spacja przed przecinkiem, to wynik usuwania niepotrzebnego wyrazu i mojego roztargnienia. Klawiatura nie ma z tym nic wspólnego. Poza tym, nie do końca znam zasady pisania w sieci, bo kiedy pierwsze komputery zaczęły pojawiać się na rynku, ja kończyłam podstawówkę. Po raz pierwszy zaczelam korzystać z internetu w wieku 28 lat. Tak, tak... byly kiedys takie czasy:). Ty napisałaś 3 razy pod rząd "na prawdę" , wiec tu również Twoje tłumaczenie mnie nie przekonuje. Ale jestem pewna, ze od tej pory będziesz pisała ten wyraz poprawnie, bo nie wątpię, ze bystra jesteś. Widzisz? Każda z nas cos wyniosła z tej rozmowy:-)
2 listopada 2014, 20:11
@Wilena mimo wszystko, mimo Twojego punktu widzenia (z którym jak widać wiele osób się nie zgadza) każdy ma prawo do założenia rodziny i jako przyszły prawnik (chyba dobrze doczytałam ?) na pewno to wiesz. Nie tylko młodzi, dobrze wykształceni z dobrą pracą. Gwarantuje to Kart Praw Podstawowych EU, dokładnie jej tytuł/ cz II Artykuł 9"
"Prawo do zawarcia małżeństwa i prawo do założenia rodziny.Prawo do zawarcia małżeństwa i prawo do założenia rodziny są gwarantowane zgodnie z ustawami krajowymi regulującymi korzystanie z tych praw"
Ale to suche fakty. Inna spraw, że żyjemy w państwie z opieką socjalną , demokratycznym (po to płacimy te wszystkie podatki) gdzie jest solidarność społeczna i gdzie należy się pomoc osobom pracującym i nie uzyskującym wysokich dochodów / osobom w trudnej sytuacji życiowej / pokrzywdzonym przez los, chorym, niepełnosprawnym właśnie w wychowywaniu lub posiadaniu dzieci. Oczywiście nie chodzi mi o patologię.
Naprawdę nie widzę powodu, że ktoś powinien się zastanawiać czy może posiadać dzieci, czy mu wypada bo np zarabia najniższą krajową. Od tego są instytucję które powinny pomóc takim rodziną jeśli się zwrócą o to. Powinna być również zapewniona pomoc typu: bezpłatne przedszkola, ulgi na dzieci, bezpłatne podręczniki. Tak jest skonstruowany system (oczywiście jest wadliwy), lepszego nie ma, społeczeństwo jest zróżnicowane i będzie.
No chyba, że chcemy aby rodziły się dzieci tylko w rodzinach ze średnią krajową Mój post potraktuj jako dyskusję merytoryczną. wiadomo, że każdy ma swoje zdanie ale warto rozmawiać/ Pozdrawiam
2 listopada 2014, 20:12
Wracając do tematu...
Ciężko mi powiedzieć, co sądzę na temat "niepracujących matek", bo każda z takich matek jest inna.
Są matki, które hołdują tradycyjnemu podziałowi ról i świetnie się w nim spełniają - są świetnymi organizatorkami rodzinnego życia, ugotują, posprzątają, zapewnią dziecku rozrywkę i przy okazji naukę, a w dodatku jeszcze znajdą czas na np. wyżej wspomnianą działalność społeczną, lub ciekawe hobby. I tych będę zawsze bronić i zawsze będę się wkurzać, gdy "spełniające się" feministki będą na nie pluć jadem. Ale...
Są też matki, które fakt posiadania dziecka traktują jako wymówkę, byleby nie iść do roboty. Nie mówię, że każdy musi harować, nie bronię nikomu leżeć i pachnieć, skoro może sobie na to pozwolić, ale niechże taka matka, która włączy dziecku bajkę w telewizji, a sama np. cały dzień siedzi przed kompem i nawet nie kiwnie palcem w domu nie oczekuje szacunku! A znam takowe, oj znam. I jak mi taka mówi (powiedziała!), że ona w tym domu przy tym dziecku BARDZIEJ haruje, niż ja, bezdzietna, w pracy, to mnie szlag trafia. Bo wiem, że u nich w domu siedzi teściowa, która zajmuje się dzieckiem, zamiast mamy (teraz już nie, bo mała poszła do przedszkola, a mama nadal w domu), że do sprzątania przychodzi pani Halinka, że mama nie umie nawet kanapki zrobić, tylko zamawia gotowe żarcie z knajp i że zwyczajnie nie chce się jej NIC robić, bo jej aspiracje życiowe leżą i kwiczą (od zawsze) itd, itp...
A zatem matka matce nierówna.
Ja osobiście będę dążyć do stanu idealnego, tj. wychowywać dziecko-spełniać się zawodowo- zarabiać przyzwoicie- nie przemęczać się JEDNOCZEŚNIE
I w sumie chyba idzie mi nieźle, tylko niestety wciąż dziecka brak...
2 listopada 2014, 22:54
a przepraszam bardzo ile to było lat temu ?! Bo czasy troszkę się zmieniły ! u nas w publicznym przedszkolu są 2 grupy 3 latków, teraz )wcześniej były 3-4), po zmianie w szkolnictwie (zmiana w6 latkach) nie ma kompletnie miejsc, wczesniej bylo ciezko, teraz to graniczy z cudem. prywatne sa faktycznie,ale koszt zostawienia tam dziecka to kolo 800 zł,także suma kolosalna niestety. a no i jeszcze jedna rzecz. aby dziecko przyjęto potrzebna jest wypełniona karta gdzie się pracuje i pieczątka pracodawcy.. także świetnie. Czasem Kobieta traci pracę przez macierzyństwo właśnie i do nowej po tych 3 latach nie pojdzie,gdyż nie ma jak jej znaleźć nawet.Jedyne wyjść poświęcić wakacje i z dzieckiem na rozmowy chodzić, ciekawe czy pracowadca byłby przychylny.. chociaz w 1 przedszkolu mojej znajomej,jako ze byla sdamotna matka dyrektorka dała 1 miesaiac na doniesienie pieczątki tzn na znalezienie pracy,bo inaczej dziecko wypisują.ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci.To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
do przedszkola przyjmą tylko 2,5 latki, które umieją się obsłużyć, nie przyjmą do żadnego przedszkola młodsze dzieci, to są kluby, czy złobki, ale nie przedszkole, a pierwszej kolejności idą dzieci rodziców, którzy pracują, więc jak matka nie ma pracy, a chce oddać dziecko do przedszkola i szukać to lipa...mało tego chore jest dla mnie to co jedna napisała, ze gdyby jej mama zrezygnowała z pacy dla niej to by miała wyrzuty sumienia, tylko, że matka chyba ma mózg i wie, że skoro nikt jej nie pomoże, a decyduje się na dziecko to będzie musiała z czegoś zrezygowaćja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci.To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
3 listopada 2014, 02:06
Jako dziecko rodziców, którzy pracowali powiem jedno - nie jestem jakoś szczególnie prorodzinna, nie mam instynktu macierzyńskiego ale jeśli kiedyś będę mieć dziecko będę siedzieć w domu. Bardzo brakowało mi kontaktu z rodzicami i do dzisiaj nie wytworzyłam takiej prawdziwej więzi i zawsze bardzo zazdrościłam koleżankom, które spędzały całe dnie z mamą, zabierała je do sklepów, na place zabaw, itp. Moją matką była tak naprawdę babcia, która już nie żyje i z nią miałam większy kontakt niż z mamą. Wiadomo, babcia swoje lata już miała, więc nie miała tyle sił co miałaby matka, więc bardziej skupiła się na moim rozwoju intelektualnym niż fizycznym (gra na instrumentach, uczenie ortografii, czytanie książek, itp.). Dlatego ja uważam, że to ogromne poświęcenie ze strony matek oddać swojemu dziecku prawie cały swój czas. Ja bym tak chciała. A z drugiej strony - w sumie nie grzeje mnie to ani nie ziębi, ich wybór, każdy ma prawo przecież żyć jak chce i nie mnie oceniać co jest dobre a co złe. To tak jak ze związkami. Można coś doradzić ale nigdy nie należy podejmować decyzji za kogoś, w stylu, że np. ktoś zawiódł czyjeś zaufanie - skreślić, bo nigdy się nie zmieni, itp.
Edytowany przez b579623742d605d4bd7ce974c9cd7788 3 listopada 2014, 02:10
3 listopada 2014, 02:43
Jestem dzieckiem, które chowało się z kluczem na szyi. Nawet w okresach, gdy ojciec nie pracował jego obecność w domu sprowadzała się do tego, że tylko szukał pracy, a na dzieci czasu nie miał. Z mamą było to samo. Ja tak dla swoich dzieci nie chcę.
5 listopada 2014, 09:02
Należy się godna pensja za pracę, niezależnie od tego czy jest to praca w sklepie, w banku, na budowie, czy w szpitalu. I bynajmniej nie jestem fanką krwiożerczego kapitalizmu, ale realizmu już tak. Choćbym nie wiem jak mocno życzyła każdemu żeby dostawał godną pensję i mógł w spokoju wychowywać swoje dzieci to mam świadomość, że musi jeszcze dużo wody w Wiśle upłynąć zanim realia w Polsce takie będą. Oczywiście najlepiej by było, żeby pensje były porównywalne do tych na Zachodzie, żeby każdy miał pracę, w przedszkolach było dużo miejsc, a koszty życia były niskie. Ale tak nie jest i pewnie jutro też tak nie będzie. Stąd po prostu uważam, że jeżeli nie jest to jakiś zaskakujący fakt, że jest źle i te godziwe pensje nie są zagwarantowane w pracy w sklepie czy na budowie, to warto się postarać żeby pracować w zawodzie dającym większą gwarancję tej godziwej pensji. I po prostu mówię, że często widzę coś takiego - ktoś ma pretensje do wszystkich, do świata, do rządu, do kraju, do Boga, do losu, do ludzi którym się lepiej w życiu ułożyło, tylko do siebie nie. Nie mówię, żeby mieć pretensje tylko do siebie, na pewno to jest jakaś składowa wielu czynników, ale gdy się nie robi nic w tym kierunku żeby zarabiać godziwie to mnie potem dziwi ten lament. Pisałam o liceum, bo po prostu po znajomych z liceum widziałam ile robili. Nie wiele. Nie wykluczam, że ktoś się opiekował chorą babcią, a ktoś pilnował niepełnosprawnej siostry po lekcjach. Ale jak ktoś cały weekend imprezował, albo wrzucał na facebooka setną wiadomość o tym jak mu się nie chce czytać lektury i woli pooglądać serial to raczej powodem potem niepowodzenia na maturze nie była trudna sytuacja życiowa. Nie podciągam każdej sytuacji pod lekceważenie/głupotę, ale też nie podciągałabym każdej pod kategorię trudnej sytuacji. A co do dzieci, uważam że jak ktoś ledwo wiąże koniec z końcem, to może powinien się wstrzymać ze sprowadzaniem dziecka na świat jakiś czas. Na prawdę to, że nie życzę nowo-narodzonemu dziecku żeby miało w życiu tak samo ciężko jak rodzice jest wyrazem braku szacunku?Ona (Wilena) pisze i odwołuje się bezpośrednio to tego co zna, jest po prostu młoda. Jakby powiedziała moja babcia "życia jeszcze nie zna" ;) To nic złego, ale ja bym nie dzieliła wszystkiego na czarne albo białe. W życiu są różne różne przypadki losowe, najlepszy plan na życie tego nie ogranie.Nie podoba mi się, stwierdzenie, że "Jak ktoś kończy zawodówkę albo jakiś śmieciowy kierunek i jest w szoku - coś mi tutaj nie gra. A jak ktoś jeszcze bez tej jakiej takiej pracy i zarobków się decyduje na dziecko (albo dwójkę, albo trójkę) i płacze, że ciężko to nie rozumiem dlaczego nie ma pretensji do samego siebie? - skoro bez dzieci było ciężko, to można chyba wpaść na to że z dziećmi łatwiej nie będzie." Przepraszam a za taką pracę nie należy się godna pensja? Taka żeby można było normalnie (bez luksusów) zapewnić podstawowy byt rodzinie z dziećmi? To jest straszne co piszesz. Krwiożerczy kapitalizm przedziera z tego. Krok do niewolnictwa. Serio zastanów się,.Dzieci według ciebie są dobre luksusowym dla wybranych...no tak skoro taka młoda osoba tak twierdzi to potem się dziwić, że lekarze, prawnicy itd to gorsze cwaniaki niż Mietek spod budki, (Znam trochę to środowisko i wiem jak część osób jest na kasę nastawione, zero szacunku do drugiego człowieka)A co ty tak piszesz o liceum?Nie wiem moze teraz jest inaczej, ale za czasow starej matury to mozna bylo miec same szostki a na studia zdawac trudne egzamin, ktorych zakres nijak mial sie do tego z liceum(mimo, ze w informatorach tak pisali) i bez dodatkowych drogich kursow ani rusz, bo nawet nie wiedziaslas co sie uczyc. I jeszcze byl wyz demografoczny wiec nawet na najbardziej lipne kierunki kilkanascie chetnych na miejsce to byl standard.Poza tym ja mam 2 kierunki studiow i doswiadczenie mimo to nie stac mnie na pojscie do pracy.A takiej "lepszej" nianii, chyba xhodzilo ci o tansza to ja bym dziecka nie zostawila, bo watpie by za takie pieniadze zajela sie nim nalezycie.A moj maz nie ma studio, liceum ledwo skonczyl, mature zdawal 2 razy, skonczyl technikom policealne i zarabia 5 razy wiecej.Nie odbieram, błędy popełnia jakieś każdy, nie mniej znam poprawną pisownię słowa "na prawdę". Ba! Znam nawet poprawną pisownię słowa "po prostu", tak do kompletu :)Wilena, nie odbieraj tego jako atak, ale mysle,ze swietnie prognozujacemu przyszlemu prawnikowi , poprostu nie wypada nie znac poprawnej pisowni slowa "naprawde".
Wilena a ja się z Tobą w pełni zgadzam!! Widzę do czego zmierzasz i widzę po moim otoczeniu /rodzinie , że tak właśnie jest. Ludzie zawsze upatrują winy w innych a nigdy w sobie. I zanim napiszecie, że mało wiem o życiu to kilka faktów:
1) studiuje drugi kierunek (informatykę) i płacę za studia bo ... jak miałam naście lat to olewałam naukę i wyniki z matury mam przeciętne. W wieku 19 lat urodziłam syna. Od wtedy mieszkam z mężem - radzimy sobie sami. Nikt nam finansowo ani przy dziecku nie pomaga. DO pracy się pchałam - było nam bardzo ciężko finansowo... najpierw pracowałam na noce! w pizzerii. Wychodziłam jak mąż wracał a w ciągu dnia zajmowałam się synem. Robiłam to by zarobić na : czesne za pierwsze studia!! Potem jak się maluch dostał do żłobka to pracowałam na kasie w markecie przez agencje pośrednictwa. Pracowałam średnio 3 tyg/miesiąc bo średnio 1 tydzień mały chorował lub go coś brało więc go profilaktycznie trzymałam w domu by się nie rozłożył. Udało mi się tak dogadać że mogłam i rano zadzwonić, że nie przyjdę - wiedzieli jaka jest sytuacja i nikt mi problemów nie robił bo poza chorobami małego pracowałam i problemów ze mną nie było. Potem już w przedszkolu trafiłam też przez pośredniaka bo nie mieli kogo wysłać a lepiej płacili na magazyn - naklejanie naklejek z polskim opisem kosmetyku i pracowałam na UZ. Potem praktyki bo na studia, więc w agencji pośrednictwa pracowałam (studia socjologia). Po praktykach byłam na recepcji hostelu - bo akurat nadarzyła się okazja a kupowaliśmy mieszkanie i pieniądze były potrzebne. Potem już po obronie poszłam na podyplomówkę z grafiki na AGH i pracowałam w punkcie wydruku wielkoformatowego. MIałam być grafikiem he he bo to lepiej płatne niż HR i jakoś mi szło ale ... się rozchorowałam i na ponad rok wypadłam z życia(leczenie, rehabilitacja itd itp) Potem najpierw na 4h coś znalazłam by wrócić do pracy bo do tamtego punktu nie miałam powrotu i ze względu na chorobę już w analogicznym miejscu pracować nie mogę złapałam cokolwiek byle tylko wrócić do pracy i w zastępstwie 2 msc pracowałam po te 4-6h. Wiedząc że to tymczasowe sama sobie pracę w Korpo znalazłam w dziale HR (szukałam też praktyk związanych z grafiką ale HR pierwsze zaskoczyły) i ponad rok tam siedziałam, miałam etat i było "cacy" - póki mi zdrowie znowu nie siadło. Od tamtej pory nie pracuję zawodowo, prawie 2 lata trwało leczenie. Już w połowie tego czasu myślałam nad jakimś bezpiecznym rozwiązaniem i ... wymyśliłam informatykę. Dlaczego? bo jak mnie znowu na rok przykuje do łóżka to przynajmniej będę mogła pracować zdalnie. Jak mnie kolejny raz z tego powodu wywalą to projektami sobie dorobię. Jestem już na 2 roku. Widzę co się wokół dzieje. Ludzie olewają totalnie naukę! Ja po coś tam poszłam więc się uczę. Codziennie - a nie jak jest sesja. Mały idzie do szkoły a ja do książek siadam. Mały idzie spać a ja z mężem do nauki. Robię nie tylko materiał z uczelni ale uzupełniam o to co mi może pomóc jak najszybciej zacząć zarabiać. Ucząc się wyrabiam więcej niż etat! Ale i są tego owoce. Właśnie dostałam info, że mam stypendium dla najlepszych studentów! do tego mam stypendium za działalność dodatkową na rzecz uczelni. I zamiast 2760 za semestr wyjdzie mi ok 400 zł . Mogłabym narzekać, że nie stać mnie na studia - bo na te pierwsze nie było mnie stać. Wolałam iść do pracy na noc. Teraz robię co jest możliwe by pieniądze na uczelnie zebrać i wspomóc domowy budżet. Traktuję to jak inwestycję w lepsze jutro. I tak, moi znajomi, rodzina po powrocie z pracy oglądają tv, gotują itp. W większości oczywiście. Znam tylko jedno małżeństwo, które jak może to dorabia ale on jest informatykiem a ona inżynierem budownictwa- to chyba o czymś świadczy? przynajmniej moim zdaniem. Reszta tylko narzeka na swój los i mówi jak nam to łatwo wszystko przychodzi bo tu cytat :"Klikniemy kilka razy na klawiaturze i już mamy na auto czy wakacje" ale gdy ten ktoś po pracy pije piwko, my siadamy do dodatkowych robót, z których te pieniądze na auto/wakacje odkładamy zamiast piwka, tv itp itd to jest nasz wybór, nasza ciężka praca. Poza tym skoro to takie łatwe to czemu sam tego nie zrobi? czy ktoś im broni? Nikt im nie kazał pracować w sklepie czy na magazynie - sami sobie taki los wybrali! Mąż jest informatykiem - dość dobrym i nie ukrywam, że zarabia też odpowiednio. Mogę sobie pozwolić na "siedzenie" w domu. Jednak też doszedł do tego ciężką pracą. Uczył się sam w domu po nocach. Gdy ciąża i ślub ... to mógł iść do pracy jakiejkolwiek byle zarobić i tego wszyscy od niego oczekiwali ale się postawił i poszedł na praktyki w zawodzie za 400zł gdzie pieniądze na życie nam były wtedy potrzebne... i przepisał się na prywatne patne studia z informatyki (bo się nie dostał jak był wyż pomimo świetnie zdanej matury- zabrakło mu tych kilku pkt dodatkowych za profil klasy- był w językowej i ponieważ rodziców jego nie było stać by mu zapłacić za prywatne studia poszedł na jakiś kierunek na politechnikę) do tego wieczorami stronki robił by te pieniądze na uczelnie, jedzenie, mieszkanie, rachunki zarobić (ja miałam ciąże zagrożoną i nie mogłam mu pomóc a rodzice nas zostawili samych sobie na zasadzie jak sobie pościeliliście tak teraz sobie radźcie za co dzisiaj jestem im wdzięczna!). Ale dzisiaj jest managerem wielkiej znanej korporacji zamiast magazynierem czy sprzedawcą. Nie było łatwo, nie mieliśmy znajomości, nikt nam nie pomagał. Zanim zarzucicie: moja mama za granicą ale pieniędzy mi nie wysyłała bo skoro chciałam dorosłości to mój problem, z ojcem kontaktu nie mam, teściowie sami żyją skromnie i pracują. U nich w domu zawsze było biednie. Mogliśmy liczyć tylko na siebie. Daliśmy radę tylko i wyłącznie dlatego, że zamiast narzekać próbowaliśmy robić coś więcej - to są właśnie te wybory, o których pisze Wilena. Mąż wybrał coś przyszłościowego i dorabiał nocami by finansowo wyrównać. Ja teraz też robię to samo. Też pomagam w projektach mężowi. Pomimo, że dobrze zarabia nadal robi dodatkowe roboty a ja mu pomagam. I wiem, że jeśli ten trend utrzymamy to jakoś sobie poradzimy a większość z osób, które już dzisiaj narzeka nadal będzie narzekać i mówić, że nam wszystko samo przyszło. Nikt tej naszej ciężkiej pracy nie chce widzieć. Dlaczego? bo wtedy musiałby przyznać, że sam nie robi nic by swoją sytuację zmienić. Prawda taka, że zaradny i pracowity człowiek niezależnie od branży zawsze sobie poradzi. Ja mojej choroby nie zmienię/nie wyleczę już całkowicie ale mogę tak poukładać życie by jeśli znowu mnie przykuje do łóżka - to być w jakiś sposób przygotowanym zamiast naiwnie wierzyć, że więcej się to nie powtórzy. Dążę do samodzielności by awaryjnie móc utrzymać i zadbać nie tylko o siebie ale i o syna. I prawda taka, że mogłabym w domu siedzieć i nic nie robić korzystając z choroby jako wymówki ale to uważam właśnie za brak ambicji. Robię co mogę i to przynosi efekty.
Odnośnie tematu: Mam 28 lat i jestem matką prawie 9 latka, Z wykształćenia jestem socjologiem z 5 na dyplomie i doświadczeniem w swoim zawodzie oraz studentką 2 roku informatyki(inż). Po latach pracy "siedzę w domu" już 2 lata, po skończeniu leczenia chciałam wrócić do pracy jakiejkolwiek by dorobić/mieć swoje pieniądze nie być na utrzymaniu męża ale mąż woli bym się uczyła i poszła dopiero do pracy w zawodzie - to jest jakby moja praca. Stać nas na to. Siedzę w domu nie ze względu na syna ale naukę. Zaczynam w domu pierwsze projekty. Najchętniej pracowałabym właśnie z domu - trochę się boję iść na etat ale to już zupełnie inny temat. Pracy się nie boję - chcę pracować - chcę zarabiać, choć nie koniecznie poza domem. Nie uważam żebym robiła coś specjalnego - dla mnie to normalne, że mając marzenia, plany dążę powoli, spokojnie ale nieprzerwanie do ich realizacji. Naszą pasją są podróże - te małe i duże. Dlatego odkładamy pieniądze na wakacje - bo wolimy na to zapracować niż tylko o tym marzyć.
5 listopada 2014, 11:43
@zapomnij1986 napisałaś dużo, przczytałam. Każdy ma swoją historię, ok Twoja jest trudna i wymaga wiele poświęcenia ale nie mierz wszystkich poprzez swoją historię. (w sensie, że inni są leniwi - tak to można odebrać) Sama przyznaj, że nie powinno być aż tak ciężko, zwłaszca młodym rodzicom.
To nie jest normalne, że po pracy trzeba znów pracować (piszesz, że inni siedzą przed Tv albo gotują) Co w tym złego? Jeżeli im to pasuje to ok. Ktoś inny będzie uprawiał sport, inny czytał książkę a jeszcze inny uczyła się. To jest właśnie nienormalne, że sby godnie żyć trzeba robić na wielu etatach w Pl. Mamy cały czas pracować? W Polsce obok Korei ludzie njawięcej pracują (czasowo, nie wiem jak z wydajnością)
I teraz najlepsze - wiele nas łączy i wiem co piszę. Od 5lat mam sowją działalność (jestem grafikiem), równocześnie pracuję na etacie w marketingu (dużo stresu na c odzień). Mój facet jest doświadczonym programistą i wiele czasu poswięca na rozwój po pracy. Wiem ile kosztuje nas czasu takie życie i wiem, że nie zawsze będę chciała z pracy do pracy w domu. Brat mieszka zagranicą 10 lat i tam jest normalnie - pracujesz ciężko 8h dziennie i masz pensje która starcza na normane życie, a nawet na wakacje. Nie ma narzekania na nic. Gdyby w Pl było podobnie (ciężka praca ale godziwa płaca) tez nie byłoby narzekania.
Edytowany przez marudaster 5 listopada 2014, 12:13
5 listopada 2014, 11:56
@zapomnij1986 napisałaś dużo, przczytałam. Każdy ma swoją historię, ok Twoja jest trudna i wymaga wiele poświęcenia ale nie mierz wszystkich poprzez swoją historię. (w sensie, że inni są leniwi - tak to można odebrać) To nie jest normalne, że po pracy trzeba znów pracować (piszesz, że inni siedzą przed Tv albo gotują) Co w tym złego? Jeżeli im to pasuje to ok. Ktoś inny będzie uprawiał sport, inny czytał książkę a jeszcze inny uczyła się. To jest właśnie nienormalne, że sby godnie żyć trzeba robić na wielu etatach w Pl. Mamy cały czas pracować? W Polsce obok Korei ludzie njawięcej pracują (czasowo, nie wiem jak z wydajnością)I teraz najlepsze - wiele nas łączy i wiem co piszę. Od 5lat mam sowją działalność (jestem grafikiem), równocześnie pracuję na etacie w marketingu (dużo stresu na c odzień). Mój facet jest doświadczonym programistą i wiele czasu poswięca na rozwój po pracy. Wiem ile kosztuje nas czasu takie życie i wiem, że nie zawsze będę chciała z pracy do pracy w domu. Brat mieszka zagranicą 10 lat i tam jest normalnie - pracujesz ciężko 8h dziennie i masz pensje która starcza na normane życie, a nawet na wakacje. Nie ma narzekania na nic. Gdyby w Pl było podobnie (ciężka praca ale godziwa płaca) tez nie byłoby narzekania.