Temat: Niepracujące matki

Co myślicie o niepracujących matkach? Nie mowię tu o mamach niemowlaków czy dzieci niepłnosprawnych. Ale matkach, ktore miją dziecko lub dwójkę w wieku wczesnoszkolnym lub późnoprzedszkolnym i tłumaczą swoje siedzenie w domu posiadaniem dzieci. Nie mogą pójść do pracy bo dzieci przecież nie mogą być poza domem do 16, bo tylko one potrafią z dziećmi odrobić lekcje, żaden inny opiekun, bo obiad trzeba ugotować, bo tyle prac w domu. Jak myślicie, jest to lenistwo czy nieporadność życiowa?

kama844 napisał(a):

Może nie oderwane od rzeczywistości, co Twoja ,,rzeczywistość,, z natury rzeczy różni się od ,,rzeczywistości,, innych ludzi. Nie wiem, może to młode pokolenie ze szkoły takie rzeczywiście jest(imprezowe i olewające), nie mam styczności. Ale nie uogólniaj tego proszę na wszystkich ludzi. tylko że nie umiem pojąć innego punktu widzeniaDo tego własnie potrzebna jest empatiia, nawet jeśli się z kimś nie zgadzamy wewnętrznie.

Patrząc po znajomych z liceum to w znacznej części jest. Zaczęli się tak na prawdę uczyć w marcu, co weekend dwa dni z życia mieli wycięte na imprezy, a potem szok i niedowierzanie, bo się nie dostali na studia. Lektury były nudne, nauczycielka od historii głupia jak przynosiła nam dodatkowe arkusze do rozwiązania, a matematyk rąbnięty jak zaproponował w piątek po lekcjach dodatkową godzinę zajęć - a nie chodziłam do złej szkoły. Jasne, nie wszyscy, ale znaczna część. 

I nie chodzi o empatię tylko. To co pisałam wyżej, gdyby ludzie byli na prawdę szczęśliwi to bym była empatyczna, uznała to za wolny i świadomy wybór i się w ogóle nie zastanawiała nad tym. Tylko, że tak - niby kobiety są szczęśliwe poświęcając się w całości wychowaniu dziecka, a potem "depresja, wszystko na moich barkach, nie mam kiedy wyjść z domu, siedzę tylko z dzieckiem" etc. - tego nie umiem pojąć. 

Wilena napisał(a):

aster1987 napisał(a):

mynte napisał(a):

nihilll napisał(a):

To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci. 
do przedszkola przyjmą tylko 2,5 latki, które umieją się obsłużyć, nie przyjmą do żadnego przedszkola młodsze dzieci, to są kluby, czy złobki, ale nie przedszkole, a pierwszej kolejności idą dzieci rodziców, którzy pracują, więc jak matka nie ma pracy, a chce oddać dziecko do przedszkola i szukać to lipa...mało tego chore jest dla mnie to co jedna napisała, ze gdyby jej mama zrezygnowała z pacy dla niej to by miała wyrzuty sumienia, tylko, że matka chyba ma mózg i wie, że skoro nikt jej nie pomoże, a decyduje się na dziecko to będzie musiała z czegoś zrezygować
Dlatego moim zdaniem po prostu kobieta, która wie, że nikt jej nie pomoże, będzie musiała wszystko w życiu robić sama, a nie ma na tyle dobrej pracy żeby móc zapłacić za przedszkole czy opiekunkę powinna na jakiś czas zrezygnować z dziecka. Wiem, że pieniądze wyznacznikiem szczęścia nie są, ale nie rozumiem trochę płaczu osób "pracuję ciężko fizycznie, 800 zł za przedszkole to pół mojej pensji, na nic mnie nie stać, przychodzę urobiona po pracy i nie mam siły się z dzieckiem pobawić" - chyba same sobie taki los zapewniły? Co to za frajda? A potem szarpać się całe życie żeby dziecko miało na książki. Nie wiem, ja bym nie chciała mieć dziecka przed 30tką, może najpierw warto skończyć studia, zrobić wszelkie kursy i certyfikaty jakie się ma w życiu zrobić, znaleźć sobie sensowną pracę, popracować jakiś czas i jak się już ma ogarniętą sytuację to się decydować. I nie mówcie, że nie realne, bo mam właśnie takie przypadki w najbliższym otoczeniu, pracodawca żadnych problemów nie robi, 4 godziny się jest w pracy +/- fizycznie, część roboty można sobie zabrać do domu. No i tak zrobiła moja mama. Miała taką sytuację, że mając dziecko mogła potem normalnie wrócić do pracy, nie rezygnując ani z dziecka, ani z pracy. I przypominam, że wątek jest o dzieciach szkolnych i późnoprzedszkolnych (4-5 lat), nikt nie mówi tutaj o oddawaniu 2-latka do przedszkola, albo niemowlaka do żłobka. 

ale ja to napisałam w całkiem innym sensie, kobieta skoro decyduje się na dziecko liczy się z tym, że musi zrezygnować z pracy, ale zdaje sobie z tego sprawę, za przeproszeniem przez rozłożeniem nóg, a kobieta która się na dziecko nie decyduje nie musi z niczego rezygnować.

łe tam dzieci późnoprzedszkolne, moje zanim nie poszło do przedszkola NIGDY nie chorowało - jedynie na zęby dostawało lekki katar i jednodniową gorączkę, mało tego każdy się dziwił, bo ja raczej dziecka nie przegrzewałam i nie chroniłam obsesyjnie przed zarazkami,a poszło do przedszkola i od 15 września zeszłego roku non stop co 3-4 tyg u lekarza, ostatni antybiotyk dostał po Bożym Ciele i jeden w wakacje, także ciekawe kto by mi z tym chorym dzieckiem był jak bym pracowało... (a  dostawał tran, żelki nie żelki, wszystko co miało mu wzmocni odporność) w tym roku jest po usunięciu migdałka i jest trochę lepiej, podam Wam jeszcze inny przykład ja mając 4 lata miałam usuwanego 3 migdała, w szpitalu oddalonym od domu o 80 km, tydzień leżałam, nikt mnie nie odwiedził, rodzice tylko dzwonili codziennie - kilka razy dziennie, bo nie mieli nawet jak i czym przyjechać i sobie poradziłam, a z synem mąż musiał być jedną noc, a na drugi dzień wychodził, ciekawe co by się działo jak byśmy powiedzieli, że nie dostaniemy wolnego w pracy i jutro dziecko po wszystkim odbierzemy - na bank kontrola z opieki... tak samo jak my z siostrą byłyśmy chore, ojciec wiózł nas do jednej lub drugiej babci i tyle, bo z pracy nie mógł się zwolnić, a teraz ciekawe komu bym miała to dziecko podrzucić, jak moja mama musi jeszcze pracować 15 lat, podobnie jak teściowa itd

Wilena... nie zmierzałam do tego, że jesteś "rozpuszczoną księżniczką żerującą na dorobku rodziców". Pytałam, bo chciałam wiedzieć z jakiego punktu siedzenia patrzysz na świat. Nie obrażaj się, ale na razie z tego bezpiecznego i wyidealizowanego. Zobaczysz, jak życie zweryfikuje Twoje poglądy nie raz. Naprawdę, nawet wzięci prawnicy i lekarze też mają takie przyziemne problemy jak sprzątaczki i sprzedawcy. 

Wilena napisał(a):

BeAWoman napisał(a):

Wilena... studiujesz, jesteś na czyimś utrzymaniu, czy żyjesz samodzielnie i pracujesz? Masz tak wyidealizowany pogląd na życie... Wszystkie kobiety powinny być wysoko wykształcone a jak ktoś ośmielił się zostać sprzątaczką czy sprzedawcą nie powinien mieć dzieci. Chyba nie chce mi się już dalej rozwijać wypowiedzi chociaż nóż się w kieszeni otwiera... 
Studiuję, mieszkam z rodzicami i po części jestem na ich utrzymaniu, mam dwa stypendia i pracuję (dostaję pozwy, researche pod katem opinii prawnych i tłumaczenia głównie do domu, plus czasem w weekendy muszę być w pracy) - więc podejrzewam, że gdybym musiała to mogłabym bym się z tych pieniędzy utrzymać jeżeli chodzi o to czy jestem "rozpuszczoną księżniczką żerującą na dorobku rodziców", bo już się parę razy z tym tekstem spotkałam :P I nie mówię, że nie powinien, indywidualna sprawa każdego. Po prostu mówię, że nie rozumiem tych wiecznych pretensji do świata u niektórych i marudzenia, że jest tak ciężko. No jak ktoś musi pracować 8 godzin przy kasie i jeszcze nie stać go na opiekunkę bo zarabia mało, to będzie ciężko. Można było tak sobie życiem pokierować żeby było lżej, a nie płakać potem. I zgadzam się co do tego, że w idealnym świecie każdy powinien mieć jakiś godny standard życia, ale jeżeli ma się wiedzę że zawód sprzątaczki prawdopodobnie tego standardu nie zapewni to dziwi mnie potem zdziwienie, że jednak tej idylli brak. Tyle. 
I tym zdaniem mi się naraziłaś.Wybacz księżniczko ale nie każdy miał tak dobrze jak ty.Nie każdy ma mamusie i tatusia,których stać na utrzymanie studentki.Jakbym miała lekko w życiu to studia bym zrobiła.Cóż jestem głąbem z maturą i zaliczonym semestrem w technikum administracyjnym.Została mi ta kasa w hipermarkecie.

Pasek wagi

aster1987 napisał(a):

Wilena napisał(a):

aster1987 napisał(a):

mynte napisał(a):

nihilll napisał(a):

To wybór indywidualny. W Krakowie do przedszkoli chodzą 2latki więc nie ma problemu jeśli ktoś chce do pracy wrócić. Może w Warszawie przyjmują do przedszkoli czy żłobków dopiero od 5roku życia i to już matkę w domu wiąże.
ja z rodzenstwem szlismy do normalnego publicznego wiejskiego przedszkola jak mielismy 2 do max 3 lat. warunkiem bylo to, by dzieci byly samodzielne na poziomie starszych dzieci. byla duza grupa 3latkow, wiec tu ani duze miasto nie jest potrzebne, ani to zadna nowosc by takie dzieci wysylac do przedszkoli, bo do przedszkola zaczelismy chodzic 20 lat temu.jak kobieta chce zostaw w domu, partner sie na to zgadza i kasa tez sie zgadza to nie ma problemu. ale jak twierdzi ze jej 14letnie dzieci musza miec obiad i posptzatane po szkole i dlatego moga pracowac to juz jest zwykla niezaradnosc i lenistwo. widze co przez caly dzien robia moje sasiadki wychowujace dzieci - doslownie nic. z reszta i tak by pracy nie znalazly, nie oszukujmy sie ze niepracujace matki to wyksztalcone kobiety z doswiadczeniem zawodowym i fachem w reku, ktore poswiecaja kariere dla dzieci. 
do przedszkola przyjmą tylko 2,5 latki, które umieją się obsłużyć, nie przyjmą do żadnego przedszkola młodsze dzieci, to są kluby, czy złobki, ale nie przedszkole, a pierwszej kolejności idą dzieci rodziców, którzy pracują, więc jak matka nie ma pracy, a chce oddać dziecko do przedszkola i szukać to lipa...mało tego chore jest dla mnie to co jedna napisała, ze gdyby jej mama zrezygnowała z pacy dla niej to by miała wyrzuty sumienia, tylko, że matka chyba ma mózg i wie, że skoro nikt jej nie pomoże, a decyduje się na dziecko to będzie musiała z czegoś zrezygować
Dlatego moim zdaniem po prostu kobieta, która wie, że nikt jej nie pomoże, będzie musiała wszystko w życiu robić sama, a nie ma na tyle dobrej pracy żeby móc zapłacić za przedszkole czy opiekunkę powinna na jakiś czas zrezygnować z dziecka. Wiem, że pieniądze wyznacznikiem szczęścia nie są, ale nie rozumiem trochę płaczu osób "pracuję ciężko fizycznie, 800 zł za przedszkole to pół mojej pensji, na nic mnie nie stać, przychodzę urobiona po pracy i nie mam siły się z dzieckiem pobawić" - chyba same sobie taki los zapewniły? Co to za frajda? A potem szarpać się całe życie żeby dziecko miało na książki. Nie wiem, ja bym nie chciała mieć dziecka przed 30tką, może najpierw warto skończyć studia, zrobić wszelkie kursy i certyfikaty jakie się ma w życiu zrobić, znaleźć sobie sensowną pracę, popracować jakiś czas i jak się już ma ogarniętą sytuację to się decydować. I nie mówcie, że nie realne, bo mam właśnie takie przypadki w najbliższym otoczeniu, pracodawca żadnych problemów nie robi, 4 godziny się jest w pracy +/- fizycznie, część roboty można sobie zabrać do domu. No i tak zrobiła moja mama. Miała taką sytuację, że mając dziecko mogła potem normalnie wrócić do pracy, nie rezygnując ani z dziecka, ani z pracy. I przypominam, że wątek jest o dzieciach szkolnych i późnoprzedszkolnych (4-5 lat), nikt nie mówi tutaj o oddawaniu 2-latka do przedszkola, albo niemowlaka do żłobka. 
ale ja to napisałam w całkiem innym sensie, kobieta skoro decyduje się na dziecko liczy się z tym, że musi zrezygnować z pracy, ale zdaje sobie z tego sprawę, za przeproszeniem przez rozłożeniem nóg, a kobieta która się na dziecko nie decyduje nie musi z niczego rezygnować.łe tam dzieci późnoprzedszkolne, moje zanim nie poszło do przedszkola NIGDY nie chorowało - jedynie na zęby dostawało lekki katar i jednodniową gorączkę, mało tego każdy się dziwił, bo ja raczej dziecka nie przegrzewałam i nie chroniłam obsesyjnie przed zarazkami,a poszło do przedszkola i od 15 września zeszłego roku non stop co 3-4 tyg u lekarza, ostatni antybiotyk dostał po Bożym Ciele i jeden w wakacje, także ciekawe kto by mi z tym chorym dzieckiem był jak bym pracowało... (a  dostawał tran, żelki nie żelki, wszystko co miało mu wzmocni odporność) w tym roku jest po usunięciu migdałka i jest trochę lepiej, podam Wam jeszcze inny przykład ja mając 4 lata miałam usuwanego 3 migdała, w szpitalu oddalonym od domu o 80 km, tydzień leżałam, nikt mnie nie odwiedził, rodzice tylko dzwonili codziennie - kilka razy dziennie, bo nie mieli nawet jak i czym przyjechać i sobie poradziłam, a z synem mąż musiał być jedną noc, a na drugi dzień wychodził, ciekawe co by się działo jak byśmy powiedzieli, że nie dostaniemy wolnego w pracy i jutro dziecko po wszystkim odbierzemy - na bank kontrola z opieki... tak samo jak my z siostrą byłyśmy chore, ojciec wiózł nas do jednej lub drugiej babci i tyle, bo z pracy nie mógł się zwolnić, a teraz ciekawe komu bym miała to dziecko podrzucić, jak moja mama musi jeszcze pracować 15 lat, podobnie jak teściowa itd

Ale osoby co nie maja dzieci nie maja takich problemow i nie potrafia tego zrozumiec. Przeciez moglas poprosic sasiadke, albo opiekiunke :D

Pasek wagi

Powiem tak , jesli wykupienie opiekunki mialoby sprawic ,ze bede tylko 200 zl na plusie nie zastanawialabym sie ani chwile ... malo tego nawet gdyby dla mnie mialo zostac 50 zl rowniez bym sie nie zastanawiala ... zastanowilabym sie tylko jesli byloby to na minusie ... nawet jesli nic bym nie zarabiala po oplaceniu opiekunki to przynajmniej bym sie rozwijala ,..kiedys te dzieci podrosna ,opiekunka nie bedzie potrzebna a ja bede miala ciaglosc w pracy i doswiadczenie .... dla mnie rozwijanie sie jest tak samo wazne jak rodzina , nie potrafilabym sie zatrzymac i siedziec w domu ...sprzatac , gotowac , zmieniac pieluchy , na prawde to ma byc szczyt marzen ? chyba nie ... tym bym sie z przyjemnoscia zajela w weekendy ... moc zaopiekowac sie dzieckiem , ugotowac mężowi , ale tak żyć ? nawet gdybym miala wiele pieniedzy to wlasnie bylby to dla mnie kolejny impuls by pracowac jesli stac by bylo nas na opiekunke ...Nie poradzilabym sobie psychicznie z tym ,ze nie dosc ze jetem typowa kura domowa a moje zycie to sprzatanie i gotowania ( serio po to koncze studia ? ) i na dodatek ,że jestem utrzymanka mojego męża ....pol roku po porodzie ,kiedy karmie ok , rozumiem ale pozniej ?  bez wlasnych srodkow do zycia ,nie czulabym sie pelnowartosciowa ...

Co mysle o takich kobietach ? staram sie nie myslec i sie nie wtracac ... ale moja ciocia wlasnie takie zycie wybrala .... teraz kilka lat temu jak juz dzieci odchowala chciala wrocic do pracy ,mimo 2 kierunkow skonczonych i 2 podyplomowek , z racji malego doswiadczenia miala problemy ... z mezem sie rozwiodla ...on nadal zarabia sobie po 15 000 , a ona ledwo wiaze koniec z koncem ....niedawno stanela na nogach , ale nie moze sobie tego wybaczyc do dzis , ze w momencie gdy 21 lat temu zaszla w ciaze z pierwszym kuzynem przestala sie rozwijac ....dlatego gdy mysle o takich kobietach wspolczuje im troche braku potrzeby rozwoju ... Jednak jesli same tak wybieraja to ich problem ...tak samo jak nikomu nie zagladam do łózka , do portfela tak samo staram sie nie wtracac do zycia prywatnego ...

kama844 napisał(a):

Wilena różnie ludziom się w życiu układa, nie wszyscy skończą ,,dobre,, kierunki..salowe i panie myjące szyby też są potrzebne. Problem leży gdzie indziej- w systemie
Wiem. Ale uważam, że każdy sam odpowiada za swoje wybory i wykształcenie (pomijam przypadki skrajne, ktoś był chory, miał ciężko chorych bliskich) i jeżeli jest salową, a nie lekarką i zarabia grosze to nie powinien narzekać skoro "tak sobie ukuł własny los". A często słyszę "to niesprawiedliwe, że ja pracuję za tyle i tyle, a ktoś inny za 10 razy więcej, na pewno po znajomości" - w ogóle bez uwzględnienia ile godzin ten ktoś x10 prześlęczał nad książkami i robiąc dodatkowe kursy, praktyki i papierki. 


Ale ty nie wiesz, jakie życie ma pani x czy pan y, jacy są z domu i jakie mieli dzieciństwo..
Nie wiem czemu ale ludzie często się przede mną otwierają i opowiadają o swoim życiu i niejednokrotnie byłam w szoku, że w domu jest tak źle, bo wydawali się domem idealnym.. a tu się okazuje, że tatuś despota albo pół nocy przesiedziało się z płaczącą mamą próbując wymyślić sposób na uratowanie firmy, bo upada. Ludzie nie chodzą i nie chwalą się po ulicach, że tata bije albo babcia potrzebuje opieki, bo jest umierająca.. i nie, te osoby nie mają czasu na siedzenie nad książkami albo kasy na dodatkowe kursy.
Nie mówię, że nie ma na świecie ludzi, co wszystko mają gdzieś a potem budzą się z ręką w nocniku, owszem są. Znam wiele przypadków dzieciaków, które mogly mieć wszystko, najlepsze studia gdyby chciały ale nie chciały.
Ale nie można tak szablonowo oceniać, bo nie wiesz, które oczy, jaką historię w sobie kryją..
Poza tym muszą być na świecie ludzie wykonujący każdą pracę ! Pan wywożący śmieci, ktoś kto je segreguje, pani na kasie czy fabryki, bo nie miałabyś żelu pod prysznic, gdyby ktoś go nie wyprodukował.. nie wszyscy mogą być lekarzami i prawnikami, bo nie na tym świat polega..
Piekarz o 4 rano piecze chlebek, żebyś miała co jeść.. gdyby nie ludzie z "niższych" warstw społecznych, osoby z "wyższych" nie miałyby co ze swoją kasą robić.
Szacunek należy się każdemu, bo każdy odwala kawał dobrej roboty a nie uproszczanie, że uczyć mu się nie chciało.. i godne życie też powinni mieć wszyscy- ale to już chyba kraj idealny..
Znam osoby, które pracowały w wieku 18-19 lat, nie na swoje zachcianki a na pomoc rodzinie... i jeśli poradziły sobie w życiu to mają naprawdę moje uznanie, bo zaprzeć się a nie dać się to sztuka.
Poza tym jest takie coś jak powołanie, ktoś może nie chcieć być lekarzem a właśnie salową, bo lubi tą pracę..
Nie wiem, nie rozumiem cię.. mam wrażenie, że uważasz, że po świecie powinni chodzić tylko lekarze i prawnicy a jak nie- to twoja wina i jesteś kimś gorszym..

Raijaa napisał(a):

kama844 napisał(a):

Wilena różnie ludziom się w życiu układa, nie wszyscy skończą ,,dobre,, kierunki..salowe i panie myjące szyby też są potrzebne. Problem leży gdzie indziej- w systemie
Wiem. Ale uważam, że każdy sam odpowiada za swoje wybory i wykształcenie (pomijam przypadki skrajne, ktoś był chory, miał ciężko chorych bliskich) i jeżeli jest salową, a nie lekarką i zarabia grosze to nie powinien narzekać skoro "tak sobie ukuł własny los". A często słyszę "to niesprawiedliwe, że ja pracuję za tyle i tyle, a ktoś inny za 10 razy więcej, na pewno po znajomości" - w ogóle bez uwzględnienia ile godzin ten ktoś x10 prześlęczał nad książkami i robiąc dodatkowe kursy, praktyki i papierki. 
Ale ty nie wiesz, jakie życie ma pani x czy pan y, jacy są z domu i jakie mieli dzieciństwo.. Nie wiem czemu ale ludzie często się przede mną otwierają i opowiadają o swoim życiu i niejednokrotnie byłam w szoku, że w domu jest tak źle, bo wydawali się domem idealnym.. a tu się okazuje, że tatuś despota albo pół nocy przesiedziało się z płaczącą mamą próbując wymyślić sposób na uratowanie firmy, bo upada. Ludzie nie chodzą i nie chwalą się po ulicach, że tata bije albo babcia potrzebuje opieki, bo jest umierająca.. i nie, te osoby nie mają czasu na siedzenie nad książkami albo kasy na dodatkowe kursy. Nie mówię, że nie ma na świecie ludzi, co wszystko mają gdzieś a potem budzą się z ręką w nocniku, owszem są. Znam wiele przypadków dzieciaków, które mogly mieć wszystko, najlepsze studia gdyby chciały ale nie chciały. Ale nie można tak szablonowo oceniać, bo nie wiesz, które oczy, jaką historię w sobie kryją.. Poza tym muszą być na świecie ludzie wykonujący każdą pracę ! Pan wywożący śmieci, ktoś kto je segreguje, pani na kasie czy fabryki, bo nie miałabyś żelu pod prysznic, gdyby ktoś go nie wyprodukował.. nie wszyscy mogą być lekarzami i prawnikami, bo nie na tym świat polega..Piekarz o 4 rano piecze chlebek, żebyś miała co jeść.. gdyby nie ludzie z "niższych" warstw społecznych, osoby z "wyższych" nie miałyby co ze swoją kasą robić. Szacunek należy się każdemu, bo każdy odwala kawał dobrej roboty a nie uproszczanie, że uczyć mu się nie chciało.. i godne życie też powinni mieć wszyscy- ale to już chyba kraj idealny..Znam osoby, które pracowały w wieku 18-19 lat, nie na swoje zachcianki a na pomoc rodzinie... i jeśli poradziły sobie w życiu to mają naprawdę moje uznanie, bo zaprzeć się a nie dać się to sztuka. Poza tym jest takie coś jak powołanie, ktoś może nie chcieć być lekarzem a właśnie salową, bo lubi tą pracę.. Nie wiem, nie rozumiem cię.. mam wrażenie, że uważasz, że po świecie powinni chodzić tylko lekarze i prawnicy a jak nie- to twoja wina i jesteś kimś gorszym..

Ażeby to wiedzieć potrzeba mądrości, otwartego serca i doświadczenia- tego nie przeczyta się  w Harym Poterze. Ktoś kto  nie ma powodów do narzekań, często nie rozumie ludzi które te powody mają( choć narzekactwo jest złą cechą) uważa, że niepowodzenie w życiu wynika tylko z głupoty i lenistwa(pomijając jaskrawe i bardzo nieliczne przypadki oczywistej biedy czy choroby).Wilena wierzy ,że każdy jak by chciał to sięgnie złotych ziemskich gór-to taka utopia kapitalistyczna- od pucybuta do milionera, którą bezkrytycznie przyjmuje. Po za tym rzutuje zachowanie swoich szkolnych znajomych na wszystkich ludzi, tych starszych i z innych realiów też.

Niektore kobiety lubia dbac o dom i o rodzine no i skoro je stac na to i sprawia im radosc to czemu nie?? nikomu krzywdy nie robia...ja tez bylam z dziecmi w domu 6 lat bo urodzilam 2 dzieci w odstepie 1,5 roku i gdy druga coreczka poszla do przedszkola szukalam aktywnie pracy bo ja juz nie moglam wysiedziec w domu...ja to nawet podziwiam te kobiety co potrafia siedziec tyle czasu w domu miec wszystko zadbane, ugotowane ja niestety do tych matek nie naleze... dlatego znalazlam prace (30h tygodniowo) nie mam tu nikogo z rodziny wiec kombinuje jak moge zeby pracowac bo niestety mam raz w miesiacu caly tydzien na druga zmiane ale jakos sie da... 

Pasek wagi

-Wydaje mi się, że większość dziewczyn wzięła pod uwagę dzieci w wieku 0-7 lat a nie 15 letnie, oczywiście, że 15 latek da sobie świetnie radę sam.
-Ciężko znaleźć pracę, w której można pracować w godzinach, gdy dziecko jest w przedszkolu a jeszcze ciężej miec wyrozumiałego pracodawcę, który zrozumie, że trzeba się zwolnić i jechać po dziecko, bo z przedszkola/żłobka dzwonili
-takie czasy, że nasze matki same pracują do 67r.ż i nie mogą zająć się dzieckiem w kryzysowych sytuacjach
-rozbawił mnie tekst "z dziećmi można spędzić czas wieczorami i w weekendy"  no tak, bo wszyscy pracują max. do godz. 16 a w piątek o 16 to już  w ogóle wszyscy mają wolne cały, piękny weekend :) Przecież sklepy są zamknięte, galerie, kina, fabryki, radio, telewizja.. nawet SOR nieczynny, prawda? (takich zawodów można wymieniać i wymieniać) no chyba, że wtedy tylko mężczyźni pracują a kobietki mają wolne?:)
- "po szkole miałam mnóstwo zajęć:angielski, niemiecki..." - to kosztuje.. nie wszystkich stać na opłatę mln zajęć pozaszkolnych i załatwienia opiekunki na wieczór dodatkowo..
-"sama sobie gotowałam obiad w wieku 8 lat"- ja też, musiałam też robić zakupy, sprzątać i rozpalić w piecu nie uważam jednak tego za zbytnio odpowiedzialne, zabawa dziecka z gazem, ogniem, olejem, prądem itp itd. może się skończyć tragicznie, co innego 7letnie dziecko w kuchni, co innego 13-letnie..
Moja mama wydzwaniała do mnie w porze obiadu i pytała czy już zjadłam, gaz na pewno zakręciłam i czy wszystko ok, bo się bała panicznie.
-"jak mama jest w domu, to dzieci są kalekie i nic nie umieją" - nieprawda. Mam taki przekrój znajomych, tak różnie wychowanych, że aż nie można nawet wyciągnąć z tego "średniej" wychowania i zachowania. Były zapracowane mamy, które wstawały 2 godz przed pracą i robiły dorosłym dzieciom kanapki do szkoły/pracy a po nocach obiadki gotowały, prały i prasowały, bo uważały, że tak trzeba, ich dorosłe dzieci nic koło siebie zrobić nie umieją, znam też dzieci matek niepracujących, które od zawsze na zawsze miały obowiązki domowe i potrafią wszystko koło siebie zrobić..
Straszne uogólnianie..

W ogóle podchodzicie do tematu (niektóre osoby, do każdego na każdym innym temacie) patrząc tylko ze swojej perspektywy.
To tak jak teksty niektórych moich koleżanek:
"Nie rozumiem, jak można nie wrócić po macierzyńskim do pracy, przecież trzeba mieć kasę itp
- a co z dzieckiem? Masz już zapewnioną opiekę po macierzyńskim?"
I wiecie jakie odpowiedzi słyszę?
- tak, pewnie mój pracuje na same dniówki, więc będzie zajmował się dzieckiem po żłobku/przedszkolu
-moja mama/teściowa, jest na emeryturze/rencie całymi dniami może się zajmować dzieckiem
I wielkie zdziwienie, że niektóre kobiety rezygnują z pracy.. ale nie pomyślą, ze ona mogą w zupełnie innej sytuacji niż znajduję się "ja".
Ale przecież, można patrzeć na wszystko tylko przez pryzmat "ja" nie widząc, że inni ludzie może mają inne życie..

Ja nie mam dziecka a już się martwię jak wrócę do pracy po macieżyńskim, na pewno nie do byłej pracy, bo do niej wstawałam przed 4 rano, przed 5 już wychodziłam z domu, bo 5:15 zaczynałam pracę. Mój jest zmianowcem, więc w przypadku dniówek czy nocek też o tej porze go w domu nie ma, co miałabym zrobić z dzieckiem? o 4-5 rano? Przedszkola są chyba nieczynne o tej porze..
Będę musiała szukac innej pracy i tak, szczerze się boje, bo większość miejsc pracy w moim mieście, to praca zmianowa, hale, fabryki, zakłady, markety, sklepy, galerie.. i nawet ostatnio rozmawiałam z wykształconą dziewczyną, dobrze zarabiającą (tak co do tych pań za ladą, co same sobie są winne) i ona też pracuje na zmiany, bo zakład nie staje o 16 a ona musi nadzorować ważne aspekty produkcji- takie ma skończone studia, taką ma pracę, nic nie zrobi.. zakład pracuje 24/7  w niedzielę i święta i wyjścia nie ma..
Lekarze, farmaceuci-pracują na zmiany.. aż nie chce mi się już wymyślać..
Mam znajome w butikach/biurach (kadrowe, księgowe np.) i one same mówią, że nierzadko siedzą nadgodziny, pracują też w soboty, co daje im 6 dni pracujących w tygodniu, bo nawał pracy i zrobić trzeba.
To że coś jest czynne do godz, 13 czy 17 w sobotę nie znaczy wcale, że o tej porze wychodzi się z pracy..
W sobotę przedszkola są nieczynne..
Nawet w bankach siedzą nadgodziny, nie raz więcej niż 5 dni w tygodniu.
Można mieć umowę na 1/2 etatu a rzeczywiście pracować na pełen etat.. wszystko zależy od pracodawcy
Jak już powiedziałam we wcześniejszym poście- nie ma rzeczy niemożliwych ale bardzo ciężko podzielić opiekę nad dzieckiem z pracą zawodową. Łatwo się mówi, jak się dzieci nie ma, argument "bo moi rodzice sobie jakoś radzili i ja też przeżyłam" jest żadnym argumentem, dopóki SAME sobie w takiej sytuacji nie poradzicie.
Jak praca jest stabilna i można sobie pozwolić na "luz psychiczny", pracuję tylko tyle godzin, tylko w tych dniach, tylko o takich porach, weekendy mam wolne, to naprawdę szczerzę zazdroszczę i chyba każdy taką pracę by chciał :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.