28 grudnia 2010, 13:48
Mianowicie,jestem katoliczką i po raz pierwszy od czterech lat poczułam mus wyspowiadania się przed swiętami. od czterech lat nie żyję z mężem,nic mnie z nim nie łączy prócz dzieci i wspólnego dachu,nie jestem też z nikim związana. Więc do rzeczy,klasztornik właściwie nic mi złego nie powiedział,szczerze powiedziawszy spodziewałam się,że mnie skarci ale on nie! wręcz stwierdził,że muszę też myśleć o własnych potrzebach zaraz po po tym,że najważniejsze jest dobro dzieci. Wiem,że wcześniej czy później rozwiodę się z mężem bo taka wegetacja nie ma sensu,jestem szalenie nieszczęśliwa i wierzę,że jeszcze wiele przede mną. Wiec jak to jest właściwie? Jak się rozwiodę i z kimś zwiążę to nie będę mogła przystępować do spowiedzi i komunii św?Bo ja się już pogubiłam,ostatni spowiednik nie pomógł mi wcale a chciała bym żyć kochac kiedyś...Więc pytam rozwódki i osoby w drugich związkach,jak to jest???
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
28 grudnia 2010, 14:13
> Myślę, że to ty masz złe podejście- nie rozumiem
> trochę, nie trzeba wierzyć w Kościół, żeby wierzyć
> w Boga.
No tak, ale akurat z rozwodami to nie jest cos co sobie Kosciol wymyslił a słowa Jezusa z Bibli. Wiec to twoje podejscie ejst troche złe w tym wypadku. tzn ja nie mwoie co autorka postu powinna zrobic, ja pewnie wybrałabym nowy zwiazek, mówię tylko jak to jest okreslone w naszej religi, bo tego dotyczyło pytanie.
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
28 grudnia 2010, 14:16
> Dla mnie największą masakrę jest fakt, że można
> uzyskać rozwód kościelny, jeżeli okazałoby się, że
> parter/partnerka jest bezpłodny.
Tak ponieważ celem zawarcia zwiazku małzenskiego jest posiadanie rodziny - czyli dzieci. Poza tym nie ma czegos takiego jak rozwod koscielny a uniewaznienie. Ja nie mówie, że sie ze wsyztskim zgadzam ale nie podoba mi sie jak przekrecacie wszystko co dotyczy religi po to zeby moc jak najweicej skrytykowac..
28 grudnia 2010, 14:17
kurde była młoda,za młoda jak wyszłam za mąż...chciałam wyrwać się z domu,ojca alkoholika.Dwa tyg po ślubie mąż mnie pobił ale głupia nie odeszłam
byłam w ciąży,bałam się. potem drugie dziecko i lata katorgi.od czterech lat nie sypiamy ze sobą,żyjemy jak dobrzy wrogowie i co? mam 34 lata i mam zacząć się starzeć? to nielogiczne,dlaczego moja wiara zabrania mi przez resztę życia być z kimś kochać być kochaną i być w zgodzie z wiarą? jasna cholera to mam po rozwodzie żyć jak zakonnica? Płakać mi się chceeeee! Załamka mnie dopadła bo myślała,że się rozwiodę i będę kiedyś happy,a wygląda na to,że muszę być samotna
- Dołączył: 2009-03-30
- Miasto: Meszna
- Liczba postów: 7074
28 grudnia 2010, 14:18
Niestety gdy wzielas slub koscielny a teraz masz zamiar sie rozwiesc to nie bedziesz mogla przystepowac do sakramentow.Chyba,ze udaloby Ci sie uzyskac rozwod koscielny ale jest to bardzo ciezkie do realizacji...
- Dołączył: 2010-06-24
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 5502
28 grudnia 2010, 14:19
Dla mnie sprawa jest jasna. Jeżeli przynależy się do jakiegoś wyznania, to w 100% respektuje się jego prawa, dogmaty, zakazy. Jeżeli w jakimś stopniu człowiek nie zgadza się z założeniami swojej religii, zamiast maltretować sumienie, powinien zmienić wyznanie. Nie jesteśmy prawnie zobowiązani do podporządkowania jakiejś konkretnej religii. To nie jest państwo wyznaniowe.
28 grudnia 2010, 14:20
> Myślę, że to ty masz złe podejście- nie rozumiem
> trochę, nie trzeba wierzyć w Kościół, żeby wierzyć
> w Boga. Wiem, nie powinnam się wypowiadać, nie
> jestem nawet chrześcijanką, ale dla mnie powinnaś
> się rozwieść, być może kogoś znaleźć, być
> szczęśliwą, a nie myśleć "czy można będzie chodzić
> do kościoła"- wiesz, jakby tak logiczniej
> pomyśleć, to męczenie siebie, męża i dzieci w
> związku, który istnieje tylko i wyłącznie na
> papierze powinno być grzechem, a nie rozwód i
> próbowanie być szczęśliwym.
Wiem,czasem myślę,że źle pojmuję wiarę w Boga...
28 grudnia 2010, 14:20
Paranormalsun, a czy ja wszystko krytykuję? Doczytałaś do końca mój post? Szanuję Kościół za walkę z komuną, uważam Popiełuszkę i Jana Pawła II za wielkich ludzi, szanuję duchownych za wkład w działalność charytatywną. Wielu osobom wiara może pomóc i ja to szanuję, ale przecież mogę mieć własne zdanie. Nie krytykuję ślepo, wszystkiego. Krytykuję to, co mnie zraziło do tej instytucji. To tyle.
A czy z ludzkiego (nie religijnego) punktu widzenia tak skrajne przypadki jak np. znęcanie się nad własnymi dziećmi nie jest obiektywnie bardziej złe dla małżeństwa, dla dzieci?
Pomylenie się w określeniu, to nie przekręcanie faktów, bo tak własnie jest, co sama potwierdziłaś.
- Dołączył: 2010-06-24
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 5502
28 grudnia 2010, 14:21
Jeżeli uważasz, że natrafiłaś na absurd i się z nim nie pogodzisz (bo nie ma szans) - przyjmij rolę grzesznicy, albo... no właśnie, ale kto potrafi palić za sobą mosty?
28 grudnia 2010, 14:22
I niestety, jak nie godzisz się na nakazy i zakazy, to praktycznie nie możesz nazywać się Katoliczką. Dlatego ja chcę być fair wobec wiernych i dokonać apostazji. Nie chcę kłamać przed Bogiem, że w niego wierzę, skoro łamię przykazania i w ten sposób obrażam tą wiarę.
- Dołączył: 2005-11-25
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 11587
28 grudnia 2010, 14:23
Emilko87: nie chodizło mi o to, ze akurat ty wszytsko krytykujesz tylko, ze zawsze gdy jest jakis post o religi ludzie nie wierzacy prezkrecaja rozne rzeczy, wymyslaja własne uzasadnienia itp