Temat: czy miałyście wypadek samochodowy?

przeczytałam wątek "śmierć w samolocie" i żeby nie robić w nim bałaganu pomyślałam, że założę nowy, tym razem o wypadkach samochodowych. w tamtym wątku nie wypowiedział się jeszcze nikt, kto miałby poważne przeżycia związane z lotem, natomiast ciekawi mnie jak to jest z samochodami.

1. czy miałyście kiedyś wypadek samochodowy?

2. a jesli tak, to czy coś wam się stało podczas tego wypadku?

3. jesli miałyście wypadek, to czy wpłynęło to potem na wasze życie? czy bałyście się potem jeździć samochodem?

4. jesli miałyście wypadek, to jak zareagowałyście, gdy uświadomiłyście sobie, co zaszło?

Ja mialam w dzien konca swiata :P. Najlepsze jest to, ze mowilam wszystkim, ze pech bo zgine wracajac z bratem do domu na swieta, na srodku autostrady (wtedy w 2012 jak mial byc koniec swiata, to byl 22. grudnia czy cos). To bylo smieszne, bo przed odjazdem nawet mojemu facetowi mowilam, ze widzimy sie po raz ostatni, i w ogole, pelna powaga :P I z tira jadacego przed nami odlecialo kolo, i trzasnelo we mnie. Kilka sekund blizej, i bylabym roztrzaskana, wlasciwie po dzis dzien dziwie sie, ze nie jestem i ze zyje. Takie troche oszukac przeznaczenie.

Troche mi to zabilo gwozdzia na kilka miesiecy. Ale nie tak swiadomie, cos sie we mnie zmienilo, ale ja tego tak swiadomie nie widzialam.  Ale coz, moze to nie bylo kolo, tylko kometa, ktora spadla na ziemie, rozwalila mi samochod, ale za to uratowalam swiat przed zaglada :D:D:D

1. tak, miałam 3 wypadki samochodowe (pierwszy nie ja spowodowałam, bo byłam dzieckiem)

2. nic takiego - stłuczenia, zadrapania (inni na ogół gorzej)

3. wręcz przeciwnie - po moim trzecim wypadku (z auta nie zostało kompletnie nic) 2 dni później poszłam pojeździć sobie na gokartach (marna pociecha, ale zawsze), a miesiąc potem kupiłam następny samochód

4. po pierwszym razie nie chciałam wracać do domu samochodem policji, tylko chciałam jechać we wraku auta, które było wiezione na lawecie (miałam 8 lat)

po drugim razie byłam po prostu zła

po trzecim wypadku ryczałam jak dziecko, bo wiedziałam, że przez swoją głupotę zniszczyłam mój ukochany wóz

Tylko stłuczkę. Walnął w nas głuchy chłopka.

do rowu wjechalismy , stluczona szyba na tylnim siedzeniu i wgniecione drzwi 

my cali

tak miałam, w dzieciństwie.. skręcaliśmy w lewo i w prawy bok malucha centralnie wjechał nam jakiś facet. nic się nikomu nie stało oprócz samochodu. mama już nigdy nie zasiadła na kółkiem - to ona wtedy prowadziła i nie była to jej wina, bo facet przejechał na czerwonym, a mimo to stało się to, co się stało. a co było po wypadku nie pamiętam do końca.. pamiętam jedynie jak widziałam ten zbliżający się samochód i wiedziałam, że uderzy w nas, a potem było bum.

a ja jako kierowca raz cudem uniknęłam wypadku z mojej winy, nie wiem co mi odwaliło, na szczęście facet w porę zareagował.. teraz zasada nie widzisz nie jedź to dla mnie świętość. a ze dwa razy uniknęłam obtarcia innego auta.

Jechałam z mamą pare lat temu, była zima, samochód wpadł w poślizg i zatrzymałysmy się na drzewie. Auto skasowane, ale nam na szczęście nic się nie stało :). 2 lata później zrobiła prawo jazdy, nie odczułam tego za bardzo.

ja też miałam wypadek, auto w rowie i do kasacji, też mi się nic nie stało, ale uczucie przed wypadkiem było mega dziwne, wpadliśmy w poślizg, samochód wjechał na przeciwny pas ruchu a potem w rów i walnął w drzewo. jednak przed samym drzewem, nagle obrócił się tyłem i również tyłem uderzył w drzewo. i tak jak ewelinusek pisze, wiedziałam, że zaraz dojdzie do zderzenia :-/ w trakcie wypadku w ogóle się nie bałam, bo nie było czasu, a potem jacyś ludzie wyciągneli nas z auta i zobaczyłam co z niego zostało - to nie było fajne. najdziwniejsze, że po samym wypadku byłam mega zblazowana, że nic się nie stało, a potem przez jakieś pół roku wszystkiego się bałam (nawet latania, chociaż tak jak pisałam, normalnie nie boję się latać. nawet prosiłam mojego męża, żebyśmy nie lecieli na wakacje, chociaż mieliśmy już wszystko zabukowane :-P). jakoś zdałam sobie sprawę, że te wszystkie mechanizmy, urządzenia, maszyny są zawodne, w jednym momencie siedzisz w aucie, żartujesz, śmiejesz się i wszystko jest ok., a potem lądujesz nie wiadomo gdzie :-/

Ja dachowałam i wylądowałam w rowie. Dobrze, że nikt ze mną nie jechał.

same kolizje miałam, wypadku żadnego. ani ja ani inni użytkownicy dróg nie ucierpieli na tyle, by spokojnie nie pójść do domu o własnych siłach.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.