- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
5 sierpnia 2014, 11:01
Czy da sie to jakos ominac na weselu? Zaczne od tego ze wogole nie lubie wesel ,ale nie mam wyjscia i bede musiala takie zrobic, ale niewazne, nie o tym mowa - chodzi o ten smieszny pierwszy taniec . To jest jak dla mnie juz totalna zenada i blazenstwo kiedy para mloda wychodzi i tanczy rozczulona przy jakis romantycznych smetach. Wiem ze niektorzy robia takie oryginalne pierwsze tance do energicznej muzyki i maja jakies tam uklady, ale to akurat wiem ze by nie przeszlo, dlatego spotkaliscie sie z taka opcja ze nie bylo tego pierwszego tanca? przeciez ja sie ze wstydu pod ziemie zapadne jak bede miala z siebie robic takiego blazna:/
5 sierpnia 2014, 14:50
Czegoś tu nie rozumiem. On chce wielkie, huczne, głośne, jarmarczne weselisko, w najgorszym polskim, tandetnie-bazarowym wydaniu. Klimacik taki jak na planie filmu Smażowskiego, malownicza remiza, wiekowe ciocio-babcie w garsonkach w chabry mlaszczące sztucznymi szczękami znad talerzy pełnych parującego rosołku i flaczków, kaskada taniej wódki, mordobicie przy płocie, druhna w szyfonowej kiecce gdzieś w kącie z podpitym drużbą, macanie cudzych łydek, wyrywanie sobie krzeseł i cała moc innych atrakcji. Po północy żurek albo bigosik, zwiększona liczba wąsatych wujków ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do żółtych zębów i pytaniem "ale co, ze mną się nie napijesz?" na ustach, przesłodzony tort z odpadającą lukrową dekoracją i pary depczące sobie po palcach w takt sączącego się smętnie z głośników białego misia. Tłumy ludzi, których nigdy nie widziałaś na oczy wręczające młodej parze kolejny komplet prześcieradeł, kieliszków i butelki obskurnego wina z życzeniami "zdrowia, szczęścia, błogosławieństwa Bożego i tłumu rozkosznych bobasków". A w tym wszystkim Ty, w sukni w której wyglądasz jak beza, z udem podrapanym przy ściąganiu podwiązki zębami i oceanem pudlowych loków, dziękująca opatrzności za to, że komuna się skończyła, bo w innym wypadku dostałabyś wazon kryształ z pewexu, albo kartki na mięso. Tańczysz swój pierwszy taniec, na samym środku parkietu, otoczona wianuszkiem ludzi, którzy już międlą kiełbasę swojską za 9,99 za kilogram. Też lubię sobie pohejtować :) Ale do rzeczy, nie rozumiem - on che tradycyjnego wesela, Ty nie - trzeba znaleźć kompromis. Tak na logikę kompromis wypada gdzieś pomiędzy hucznym weselem, a brakiem wesela - jakiś obiad w fajnej restauracji, potem mogą być ewentualnie tańce, bez disco-polo i przeuroczych zabaw. Jak dla mnie zgadzanie się na to, żeby potencjalnie jeden z najpiękniejszych dni w życiu kojarzył Ci się z upokorzeniem i kompromitacją (też nie lubię wesel i jakby mi ktoś kazał tańczyć na środku i robić oczepiny to tak bym go kojarzyła) to jest jedna wielka paranoja. Jak dla Twojego narzeczonego jest ważniejsze zdanie "krewnych i znajomych królika" niż przyszłej żony to coś nie gra. Porozmawiaj z nim po prostu jeszcze raz i powiedz jak Ty to odbierasz. Nie wiem czemu ktoś miałby się obrazić jak nie dostanie flaczków i wódeczki w akompaniamencie "kaczuszek" przygrywanych przez zespół rumba bumba, czy innego DJ-a Józka :P
Ahaha uśmiałam się, a film oglądałam i uznałam za genialny, bo doskonale oddaje klimat polskich wesel. Może dziś jest trochę lepiej ale ta atmosfera się nie zmienia. Autorka powinna wydrukować Twój post i dać narzeczonemu, może by dotarło :D
5 sierpnia 2014, 14:51
Czegoś tu nie rozumiem. On chce wielkie, huczne, głośne, jarmarczne weselisko, w najgorszym polskim, tandetnie-bazarowym wydaniu. Klimacik taki jak na planie filmu Smażowskiego, malownicza remiza, wiekowe ciocio-babcie w garsonkach w chabry mlaszczące sztucznymi szczękami znad talerzy pełnych parującego rosołku i flaczków, kaskada taniej wódki, mordobicie przy płocie, druhna w szyfonowej kiecce gdzieś w kącie z podpitym drużbą, macanie cudzych łydek, wyrywanie sobie krzeseł i cała moc innych atrakcji. Po północy żurek albo bigosik, zwiększona liczba wąsatych wujków ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do żółtych zębów i pytaniem "ale co, ze mną się nie napijesz?" na ustach, przesłodzony tort z odpadającą lukrową dekoracją i pary depczące sobie po palcach w takt sączącego się smętnie z głośników białego misia. Tłumy ludzi, których nigdy nie widziałaś na oczy wręczające młodej parze kolejny komplet prześcieradeł, kieliszków i butelki obskurnego wina z życzeniami "zdrowia, szczęścia, błogosławieństwa Bożego i tłumu rozkosznych bobasków". A w tym wszystkim Ty, w sukni w której wyglądasz jak beza, z udem podrapanym przy ściąganiu podwiązki zębami i oceanem pudlowych loków, dziękująca opatrzności za to, że komuna się skończyła, bo w innym wypadku dostałabyś wazon kryształ z pewexu, albo kartki na mięso. Tańczysz swój pierwszy taniec, na samym środku parkietu, otoczona wianuszkiem ludzi, którzy już międlą kiełbasę swojską za 9,99 za kilogram. Też lubię sobie pohejtować :) Ale do rzeczy, nie rozumiem - on che tradycyjnego wesela, Ty nie - trzeba znaleźć kompromis. Tak na logikę kompromis wypada gdzieś pomiędzy hucznym weselem, a brakiem wesela - jakiś obiad w fajnej restauracji, potem mogą być ewentualnie tańce, bez disco-polo i przeuroczych zabaw. Jak dla mnie zgadzanie się na to, żeby potencjalnie jeden z najpiękniejszych dni w życiu kojarzył Ci się z upokorzeniem i kompromitacją (też nie lubię wesel i jakby mi ktoś kazał tańczyć na środku i robić oczepiny to tak bym go kojarzyła) to jest jedna wielka paranoja. Jak dla Twojego narzeczonego jest ważniejsze zdanie "krewnych i znajomych królika" niż przyszłej żony to coś nie gra. Porozmawiaj z nim po prostu jeszcze raz i powiedz jak Ty to odbierasz. Nie wiem czemu ktoś miałby się obrazić jak nie dostanie flaczków i wódeczki w akompaniamencie "kaczuszek" przygrywanych przez zespół rumba bumba, czy innego DJ-a Józka :P
nienawidze Cie za ten scenariusz:D a tak serio to ja wlasnie chcialam jakis obiad w restauracji cos w tym stylu, tylko dla najblizszej rodziny, bez jakichs smiesznych orkiestr, zespolow czy czegos tam, bez tych zabaw, tak jak to napisalas wlasnie - ale niestety. konczy sie trzaskaniem drzwi i koncem rozmowy. znaczy to ja wychodze i trzaskam z bezsilnosci bo on za cholere nie potrafi odpuscic, NIC! gdyby byl innym czlowiekiem niz jest to bym go kopnela w tylek ale jest naprawde wspanialym facetem, narzeczonym, czlowiekiem. Niewiem czemu az tak sie przy tym uparl. Tylko faktem jest ze rzeczytwiscie boli mnie to w tym wypadku ma mnie i moje uczucia tak bardzo gdzies. W innych sprawach na co dzien jest wlasnie zupelnie inaczej - liczy sie z moim zdaniem, potrafi nawet sam z czegos zrezygnowac dla mnie, a tu po prostu jakby go ktos zaprogramowal. No nie ustapi za cholere
5 sierpnia 2014, 15:00
Powiedz mu prosto w twarz, że jeżeli ważniejsze niż przyszła żona jest dla niego zdanie ww. ciocio-babci, orkiestra, stoły uginające się od pouszczerbianych waz z barszczykiem i przeszuranie nogami w ramach pierwszego tańca, to przyszłej żony mieć nie będzie (moja mama rozmawia tak z tatą jakieś 25 lat i działa ;). Oczywiście nie mówię, żeby zrywać zaręczyny bo się nie możecie dogadać w sprawie wesela, ale do niego z jakiś względów nie dociera widocznie. Trzeba powiedzieć tak, żeby dotarło/albo dowiedzieć się dlaczego aż tak się uparł na to wesele. A jak nie to idź mierzyć gorset z cekinami, robić miejsce w szafkach na obrusy z cepelii i zastanów się dobrze, czy chcesz tańczyć do lambady czy do makareny :) I oczywiście czy jakaś orkiestra z wiolonczelistą w składzie ma wolny termin :D
5 sierpnia 2014, 15:04
Też nigdy nie lubiłam tradycyjnych wesel. Całe szczęście mój mąż też ich nie lubi. Na nasze "wesele" zaprosiliśmy 20 osób do uroczego malutkiego pensjonatu. Najdroższym wydatkiem tej imprezy był porządny zespół jazzowy, który przygrywał do kolacji. A potem zrobiło się tak fajnie, że nawet potańczyliśmy. Po północy się zwineliśmy, bo zaraz odlatywał nasz samolot (do którego wsiadłam w mojej suknii ślubnej). Goście zostali i się podobno świetnie bawili. Współczuję Ci. Gdyby mój mąż chciał tradycyjnego weselicha podejrzewam, że byłaby jatka:)
5 sierpnia 2014, 15:42
Słuchaj to jest twoje wesele i możesz je zorganizować jak chcesz i tego się trzymaj. Teściowa już miała i sobie mogła organizować jak je się podobało, twoja mam też więc sądze że dobre rady mogą zachować dla siebie. Dogadujesz się z orkiestrą że sobie nie życzysz takich akcji i tyle.
5 sierpnia 2014, 16:09
Dziewczyno ratuj sie poki mozesz !!!! Co z tego,ze on jest wspanialym facetem skoro ma Ciebie totalnie gdzies ? nie rozumiem tego , zeniac sie z Toba zaklada nowa rodzine , nie chodzi o to ,zeby zapominac o rodzicach itd. ale nie rozumiem dlaczego wazniejsze jest dla niego zdanie dotychczasowej rodziny niz kobiety z ktora wlasnie zaklada rodzine , ktora powinien kochac bewarunkowo i najbardziej na swiecie !!! zrozum to zanim sie wpakujesz w to bagno , to ma byc Twoj dzien ,on nie ma prawa Cie zmuszac do niczego ...jesli Ty boisz sie ,ze jak sie nie zgodzisz na to wesele to slubu nie bedzie to sama sobie odpowiedz na pytanie -jak bardzo jemu zalezy na tym slubie ? zeni sie dlatego ,ze tego chce czy dlatego ,ze rodzinka uznala ,ze juz pora ? postaw sprawe jasno zamiast sie klocic , ze albo bedzie slub z obiadem takim jak chcesz (z liczba gosci mozecie dojsc do porozumienia , mozesz np.ustapic jesli on ma wieksza rodzine i zalezy mu na obecnosci cioc i wujków ) albo zrywasz zareczyny ale wyjasnij mu ,ze nie dlatego ze masz takie,, widzimisie" tylko ,ze od dawna mowisz mu ,ze nie chcesz wesela a on sie z tym nie liczy ...nie pozwol sobie zepsuc tego dnia , nie warto , jesli facet Cie kocha to on to uszanuje i bedzie sie bawil rownie dobrze na obiedzie , w koncu rodzina bedzie a jesli dla niego zdanie rodziny jest wazniejsze niz Twoje to uciekaj chocbys nie wiem jak go kochala .....albo poprostu pozostancie w zwiazku ale bez slubu ,oddaj mu pierscionek i powiedz jasno ,ze nie zgadzasz sie na wesele , nie ze nie chcesz ale ,ze sie nie zgadzasz ...nie daj sobie zepsuc tego dnia , bo jezeli facet jest wstanie popsuc Ci wasz ,,najpiekniejszy dzien w zyciu " to skad wiesz do czego on jest jeszcze zdolny ?
5 sierpnia 2014, 16:24
nie trzaskaj drzwiami, tylko rozmawiaj. Zrób listę rzeczy, na które się absolutnie nie godzisz, listę takich, które są dopuszczalne i ustalcie razem szczegóły. Ja bym na przykład zarządziła odwrót w drugiej godzinie imprezy, ze względu na samolot do gdzieśtam, gdzie udajecie się właśnie w lastminutową podróż poślubną. A rodzina niech się bawi nawet do rana.
Dla ustalenia uwagi- ślub nie przestaje być ważny bez wesela, naprawdę
5 sierpnia 2014, 17:03
nienawidze Cie za ten scenariusz:D a tak serio to ja wlasnie chcialam jakis obiad w restauracji cos w tym stylu, tylko dla najblizszej rodziny, bez jakichs smiesznych orkiestr, zespolow czy czegos tam, bez tych zabaw, tak jak to napisalas wlasnie - ale niestety. konczy sie trzaskaniem drzwi i koncem rozmowy. znaczy to ja wychodze i trzaskam z bezsilnosci bo on za cholere nie potrafi odpuscic, NIC! gdyby byl innym czlowiekiem niz jest to bym go kopnela w tylek ale jest naprawde wspanialym facetem, narzeczonym, czlowiekiem. Niewiem czemu az tak sie przy tym uparl. Tylko faktem jest ze rzeczytwiscie boli mnie to w tym wypadku ma mnie i moje uczucia tak bardzo gdzies. W innych sprawach na co dzien jest wlasnie zupelnie inaczej - liczy sie z moim zdaniem, potrafi nawet sam z czegos zrezygnowac dla mnie, a tu po prostu jakby go ktos zaprogramowal. No nie ustapi za cholereCzegoś tu nie rozumiem. On chce wielkie, huczne, głośne, jarmarczne weselisko, w najgorszym polskim, tandetnie-bazarowym wydaniu. Klimacik taki jak na planie filmu Smażowskiego, malownicza remiza, wiekowe ciocio-babcie w garsonkach w chabry mlaszczące sztucznymi szczękami znad talerzy pełnych parującego rosołku i flaczków, kaskada taniej wódki, mordobicie przy płocie, druhna w szyfonowej kiecce gdzieś w kącie z podpitym drużbą, macanie cudzych łydek, wyrywanie sobie krzeseł i cała moc innych atrakcji. Po północy żurek albo bigosik, zwiększona liczba wąsatych wujków ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do żółtych zębów i pytaniem "ale co, ze mną się nie napijesz?" na ustach, przesłodzony tort z odpadającą lukrową dekoracją i pary depczące sobie po palcach w takt sączącego się smętnie z głośników białego misia. Tłumy ludzi, których nigdy nie widziałaś na oczy wręczające młodej parze kolejny komplet prześcieradeł, kieliszków i butelki obskurnego wina z życzeniami "zdrowia, szczęścia, błogosławieństwa Bożego i tłumu rozkosznych bobasków". A w tym wszystkim Ty, w sukni w której wyglądasz jak beza, z udem podrapanym przy ściąganiu podwiązki zębami i oceanem pudlowych loków, dziękująca opatrzności za to, że komuna się skończyła, bo w innym wypadku dostałabyś wazon kryształ z pewexu, albo kartki na mięso. Tańczysz swój pierwszy taniec, na samym środku parkietu, otoczona wianuszkiem ludzi, którzy już międlą kiełbasę swojską za 9,99 za kilogram. Też lubię sobie pohejtować :) Ale do rzeczy, nie rozumiem - on che tradycyjnego wesela, Ty nie - trzeba znaleźć kompromis. Tak na logikę kompromis wypada gdzieś pomiędzy hucznym weselem, a brakiem wesela - jakiś obiad w fajnej restauracji, potem mogą być ewentualnie tańce, bez disco-polo i przeuroczych zabaw. Jak dla mnie zgadzanie się na to, żeby potencjalnie jeden z najpiękniejszych dni w życiu kojarzył Ci się z upokorzeniem i kompromitacją (też nie lubię wesel i jakby mi ktoś kazał tańczyć na środku i robić oczepiny to tak bym go kojarzyła) to jest jedna wielka paranoja. Jak dla Twojego narzeczonego jest ważniejsze zdanie "krewnych i znajomych królika" niż przyszłej żony to coś nie gra. Porozmawiaj z nim po prostu jeszcze raz i powiedz jak Ty to odbierasz. Nie wiem czemu ktoś miałby się obrazić jak nie dostanie flaczków i wódeczki w akompaniamencie "kaczuszek" przygrywanych przez zespół rumba bumba, czy innego DJ-a Józka :P
Ale czy ty nie mozesz zrobic tego wszystkiego z klasa?
Ja tam uwielbim zurek i kocham bigos :D, rosolkiem tez nie pogardze. A krokieciek z barszczykiem mmmmm, juz sie doczekac nei moge, serio :D. Ok, u mnie to inna sprawa bo wiekszosc gosci bedzie z zagranicy i chce im ta polska kultrue treoche pokazac :D. Ale z klasa! Wszystkich oczywiscie strasze konkursami z przekladaniem jajek przez nogawki albo pompowaniem balona na kolanach partnera ;) ale oczywiscie takich zabaw nie bedzie! Jakies beda, ale napewno nei sprosne. Choc musze sie przyznac, ze raz bylam na weselu gdzie po godzinie moj S stal juz bez spodni a swiadek w samych slipkach ;) i powiem wam ze zabawa byla przednia a zdjecia sa poprostu boskie ;D, no i wygralam konkurs hehehe.
Zameirzam nawet puscic dico.polo ;), ale z umiarem. Jestes szalona i bialy mis, no tego nie moze zabraknac ;). Ja do tego podchodze poprostu z bardzo duzym dystansem. Ma byc poprostu jak w piosence Piersi Balkanica, parafrazujac Bedzie zabawa, bedzie sie dzialo i jeszcze wodki bedzie malo ;)
Ma byc taka impreza ze jeszcze ja dlugo wspominac beda!
Na weselach spokojnych i z klasa bylam juz wielokrotnie, w Niemczech. Zasnac mozna.
Edytowany przez KotkaPsotka 5 sierpnia 2014, 17:07
5 sierpnia 2014, 17:03
Doskonale Cię rozumiem. Również nie wyobrażam sobie, by z najpiękniejszego dnia w życiu robić taki CYRK, jakim są tradycyjne wesela. Dlatego my nie będziemy mieć wesela w ogóle. Nie wiem jakie zdanie na ten temat ma Mój Ukochany, ale On i tak nie będzie miał nic do gadania. :P
Ja na Twoim miejscu zaprosiłabym do pierwszego tańca wszystkich gości i już. Pozdrawiam i powodzenia. ;)
5 sierpnia 2014, 17:13
Też nigdy nie lubiłam tradycyjnych wesel. Całe szczęście mój mąż też ich nie lubi. Na nasze "wesele" zaprosiliśmy 20 osób do uroczego malutkiego pensjonatu. Najdroższym wydatkiem tej imprezy był porządny zespół jazzowy, który przygrywał do kolacji. A potem zrobiło się tak fajnie, że nawet potańczyliśmy. Po północy się zwineliśmy, bo zaraz odlatywał nasz samolot (do którego wsiadłam w mojej suknii ślubnej). Goście zostali i się podobno świetnie bawili. Współczuję Ci. Gdyby mój mąż chciał tradycyjnego weselicha podejrzewam, że byłaby jatka:)
To jest mozliwe jak sie ma mala rodzine z ktory utrzymuje sie slabe kontakty i malo przyjaciol. Ja nie wyobrazam sobei nie zaprosic ukochanej kuzynki i jej mamy, a jak oni to wujek z ciocia tez a kuzyna nie moge jako jedynego nei zaprosic, zwlaszcza ze chetnie do nich wpadam jak tam jestem. A znajomi? 2 przyjaciolki z mojej strony. Wypadaloby w takim razie tyle samo ze stropny narzczeonego. To juz wychodzi wszystkiego z 50 osob. To juz wole bawic sie do rana.
Zreszta, ja lubie wesela. Lubie sobie pojesc, lubie sie napic, lubie tanczyc. I ciesze sie ze sa jeszcze ludzei ktorzy takei imprezy robia :D
I uwaga, nie pochodze ze wsi. Jestem mieszczuchem z krwi i kosci ;)
Btw. Gdzie polecieliscie w podroz? Tez myslalam zeby w sukience isc ale mi jest zawsze zimno w samolocie wiec odpada ;). Jak ludzie reagowali w samolocie? Jakis bonus dostalisci emoze ;)?
Edytowany przez KotkaPsotka 5 sierpnia 2014, 17:16