Temat: Architektura - studia, praca

szukam ludzi, którzy wiedzą cokolwiek na ten temat.

z własnego doświadczenia, bądź obserwacji innych ludzi.

jakie rady dalibyście przyszłej studentce architektury ?

Zawod ciezki, duzo siedzenia gratis po godzinach /nie od czasu do czasu, wlasciwie non stop/. Nikt Ci nie podziekuje za to, ze cala noc spedzilas nad czyms, zeby przyspieszyc, nie pochwali /a przynajmniej w Pl/...Zawod kompletnie nieoplacalny w stosunku do wynagrodzenia /no chyba, ze masz rodzinke architektow i wtedy nie placa Ci ochlapow/. 

Ja tez bylam wiele lat temu zapalona i pelna entuzjazmu co do tego zawodu. Zycie to zweryfikowalo. Przez kilka lat pracy zawodowej nie mialam zycia swojego, marne grosze, czasami troche wieksze grosze, ale ogolnie...chyba bym nie wybrala po raz drugi tego zawodu. 

RybkaArchitektka napisał(a):

youolo napisał(a):

nitka67 napisał(a):

jeśli nie jesteś z klanu architektów to praktycznie nie masz szans na pracę w zawodzie.... nadprodukcja architektów:)))
nie zgadzam się
A ja sie akurat z tym zgadzam. Oczywiscie w duzym miescie jak np Gdansk czy Warszawa, to znajdziesz prace w zawodzie, ale jesli pochodzisz z malej miejscowosci i nie jestes w klanie czy nie masz przyjaciol krolika, to mozesz sobie takim dyplomem tylek podetrzech. U mnie w rodzinnej miejscowosci naczelnym architektem jest ktos po administracji, w wiosce rodzinnej niedaleko nas....lesniczy! Poza tym jest jeden archuitekt, ktory od lat trzyma lape nad wszystkim i oprocz swojej rodzinki nie ma sie szans na zdobycie doswiadczenia.

Jeśli pochodzisz z małej miejscowości to wyjeżdżasz, w małych miejscowościach nie ma nawet poważnych biur architektonicznych. Dla mnie studia są jednoznaczne z Erasmusem, praktykami za granicą, warsztatami, wykładami. Uczelnia to tylko 10 % sukcesu, daje tytuł. O wszystkim innym decyduje doświadczenie i przypadek. Jeden wygrany konkurs, jedna właściwa praktyka i nawet Polacy współpracują z Fosterem.

Masz racje, są to jednostki. Ale na tym polega gra żeby być tą właśnie jednostką.

Edit: Jestem z małej miejscowości z Mazowsza, gdzie każdy kończy zawodówkę. Wystarczyło jedno stypendium i ogromna ilość pracy żeby studiować 300 km dalej, za rok wyjeżdżam na jedna z najlepszych 50 szkół architektury w Europie. Już na 2 roku miałam styczność z architektami projektującymi Muzeum Egipskie i wygrywającymi konkursy nawet z Calatravą. DA SIĘ.

eee no mnie ucza glownie profesorowie ktorzy maczali paluchy w wiekszosci budowli w berlinie. i sami nam mowia ze studia to najlepiej zawiesic po drugim rooku i isc pracowac. ale prawda taka ze w dzisiejszych czasach bez pelnych studiow nie masz szans na uprawnienia czy lepsza kase. w niemczech jest to strasznie regulowane. w polsce dobrze studiowac ale jak na moje ucza zupelnie inaczej niz za granica. u nas nikogo nie obchodzi czy umiesz malowac bo pozniej nit juz recznie nie rysujee. oczywiscie opanowany rysunek poszerza horyzonty etc. ale wiekszosc skonczy w malych biurach gdzie horyzonty nikogo nie obchodza a wszystko to kwestia klikania na kompie. smutne to. mysle ze polska ksztalci swietnych architektow ale jak ktos nie bedzie sie bil nie wyjedzie na koniec swiata do swietnych biur to w pl ma srednie szanse realizowac naprawde dobre projekty.

czytam to co piszecie i pewnie sporo w tym prawdy, ale z drugiej strony, nie ma kierunku, ani zawodu, który zagwarantuje prace. 

youolo napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

youolo napisał(a):

nitka67 napisał(a):

jeśli nie jesteś z klanu architektów to praktycznie nie masz szans na pracę w zawodzie.... nadprodukcja architektów:)))
nie zgadzam się
A ja sie akurat z tym zgadzam. Oczywiscie w duzym miescie jak np Gdansk czy Warszawa, to znajdziesz prace w zawodzie, ale jesli pochodzisz z malej miejscowosci i nie jestes w klanie czy nie masz przyjaciol krolika, to mozesz sobie takim dyplomem tylek podetrzech. U mnie w rodzinnej miejscowosci naczelnym architektem jest ktos po administracji, w wiosce rodzinnej niedaleko nas....lesniczy! Poza tym jest jeden archuitekt, ktory od lat trzyma lape nad wszystkim i oprocz swojej rodzinki nie ma sie szans na zdobycie doswiadczenia.
Jeśli pochodzisz z małej miejscowości to wyjeżdżasz, w małych miejscowościach nie ma nawet poważnych biur architektonicznych. Dla mnie studia są jednoznaczne z Erasmusem, praktykami za granicą, warsztatami, wykładami. Uczelnia to tylko 10 % sukcesu, daje tytuł. O wszystkim innym decyduje doświadczenie i przypadek. Jeden wygrany konkurs, jedna właściwa praktyka i nawet Polacy współpracują z Fosterem.Masz racje, są to jednostki. Ale na tym polega gra żeby być tą właśnie jednostką.Edit: Jestem z małej miejscowości z Mazowsza, gdzie każdy kończy zawodówkę. Wystarczyło jedno stypendium i ogromna ilość pracy żeby studiować 300 km dalej, za rok wyjeżdżam na jedna z najlepszych 50 szkół architektury w Europie. Już na 2 roku miałam styczność z architektami projektującymi Muzeum Egipskie i wygrywającymi konkursy nawet z Calatravą. DA SIĘ.

gratulacje i dzięki za odp.

Dodatkowo musisz tez na sprawę spojrzeć szerzej. Ok na studiach możesz poświęcić dużo czasu, po studiach jakiś czas też mozna pracować dużo i robić karierę. W pewnym momencie przychodzi jednak czas na założenie rodziny. odpowiedz więc sobie tez na pytanie czy będzie Ci odpowiadała sytuacja, w której twoje dzieci nie będą zbyt wiele mamy oglądać. No chyba, że nie chcesz mieć dzieci wtedy nie ma problemu :-) Ale to też warto wziąć pod uwagę.

Pasek wagi

loreli napisał(a):

Dodatkowo musisz tez na sprawę spojrzeć szerzej. Ok na studiach możesz poświęcić dużo czasu, po studiach jakiś czas też mozna pracować dużo i robić karierę. W pewnym momencie przychodzi jednak czas na założenie rodziny. odpowiedz więc sobie tez na pytanie czy będzie Ci odpowiadała sytuacja, w której twoje dzieci nie będą zbyt wiele mamy oglądać. No chyba, że nie chcesz mieć dzieci wtedy nie ma problemu :-) Ale to też warto wziąć pod uwagę.

w sumie ciężko teraz powiedzieć co mi odwali za te 15 lat. 

na dzień dzisiejszy nie jestem przekonana do dzieci. na pewno nie przed  35 rokiem życia. wiadomo, że teraz mi się tak mówi, a co przyniesie los to zobaczymy. mogę nawet tego nie dożyć, więc po co sobie tym teraz głowę zawracać.

No w sumie masz rację :-). Tak tylko chciałam dorzucić inny pkt widzenia, bo czasami nie wszystko bierzemy pod uwagę. Jesli uważasz, że to jest coś co chcesz robic i wiesz to to nie ma się sensu zastanawiać i słuchać ludzi, którzy będa cię od tego próbowali odwieść. Wiadomo , że jest to oblegany kierunek i jest ciężko. Jeśli jednak jesteś do tego wyjątkowo uzdolniona to sobie poradzisz jakby nie było i nie bedzie dla Ciebie miało znaczenia to , że mało zarabiasz czy, że dużo pracujesz. Po prostu bedziesz kochać to co robisz i tyle.

Jesli chodzi o mnie wogóle nie uważam tych studiów za trudne, było mnóstwo osób które narzekały, że cieżko - ja tego jakoś nie odczułam. Zawsze się lubiłam uczyć, a dodatkowo te studia były bardzo fajne - różnorodne, mnóstwo ciekawych ludzi i fajni wykładowcy. Programów komputerowych nauczyłam się w wolnym czasie bo też mi się to podobało. Ale może tyle lat temu było inaczej, nie wiem. 

Pasek wagi

Dorzucę jeszcze o zawodzie. Czy cięzki zawód? Gdzieś na stronie jakiejś zagranicznej uczelni przeczytałam, że jesli ktoś jest do tego zawodu stworzony to jest to bardzo ciekawa ściezka kariery. I tez tak uważam. Gdy odbębnisz swoje i staniesz się już tym prowadzącym projekty to jest to bardzo ciekawa praca jesli masz odpowiednie cechy charakteru. Nie jest nudo - projekty się zmieniają. Możesz pracować i w biurze i na zewnątrz ( spotkania z klientami,załatwianie papierów, inwentaryzację, koordynacja międzybranżowa i nadzór na budowie. Przede wszystkim musisz umiec i lubić rozmawiać (czasami wykłócać:) z ludzmi, bo to jakieś 70% tej pracy jeśli nie jesteś w funkcji "kreślarza" w biurze. Stres może być  ale nie musi - to zależy jak traktujesz pewne rzeczy, czy włąsnie jako żródło stresu czy jako formę wyzwania, sprawdzenia się i cieszysz się, że to co wymyślasz powstaje. Na pewno jest to sposób życia nie zawód. Dlatego ludzie z poza branży mówią, że na imprezach architektów jest strasznie nudno, bo ciągle gadają o pracy, jak nie swojej to czyjejś :-)

Pasek wagi

youolo napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

youolo napisał(a):

nitka67 napisał(a):

jeśli nie jesteś z klanu architektów to praktycznie nie masz szans na pracę w zawodzie.... nadprodukcja architektów:)))
nie zgadzam się
A ja sie akurat z tym zgadzam. Oczywiscie w duzym miescie jak np Gdansk czy Warszawa, to znajdziesz prace w zawodzie, ale jesli pochodzisz z malej miejscowosci i nie jestes w klanie czy nie masz przyjaciol krolika, to mozesz sobie takim dyplomem tylek podetrzech. U mnie w rodzinnej miejscowosci naczelnym architektem jest ktos po administracji, w wiosce rodzinnej niedaleko nas....lesniczy! Poza tym jest jeden archuitekt, ktory od lat trzyma lape nad wszystkim i oprocz swojej rodzinki nie ma sie szans na zdobycie doswiadczenia.
Jeśli pochodzisz z małej miejscowości to wyjeżdżasz, w małych miejscowościach nie ma nawet poważnych biur architektonicznych. Dla mnie studia są jednoznaczne z Erasmusem, praktykami za granicą, warsztatami, wykładami. Uczelnia to tylko 10 % sukcesu, daje tytuł. O wszystkim innym decyduje doświadczenie i przypadek. Jeden wygrany konkurs, jedna właściwa praktyka i nawet Polacy współpracują z Fosterem.Masz racje, są to jednostki. Ale na tym polega gra żeby być tą właśnie jednostką.Edit: Jestem z małej miejscowości z Mazowsza, gdzie każdy kończy zawodówkę. Wystarczyło jedno stypendium i ogromna ilość pracy żeby studiować 300 km dalej, za rok wyjeżdżam na jedna z najlepszych 50 szkół architektury w Europie. Już na 2 roku miałam styczność z architektami projektującymi Muzeum Egipskie i wygrywającymi konkursy nawet z Calatravą. DA SIĘ.

Pewnie, ze wyjezdzasz z malej miejscowosci..bo nie masz nawet szans pracowac w zawodzie. Tylko to troche bezsens, nei sadzisz? Konczysz polonistyke, historie czy medycyne i mozesz sie realizowac wszedzie. A jak wyjezdzasz do duzego miasta, to wynajmujesz mieszkanie, czy pokoj i placisz komus krocie. O kredycie nie ma mowy, pensje wplywaly tak nieregularnie, ze zaden bank nie udzielilby mi kredytu. A dodam, ze wyjechalam wlasnie za praca, pierwsza praca i zostalam w stolicy. 300 ponad kilometrow od domu rodzinnego. Pracowalam u najlepszych w tej branzy, nie raz slyszalam WOW na to co mam w cv wpisane. I co z tego? Co mi to dalo? Troche sie rozwinelam, zero zycia prywatnego, kupa stresu, ciagle zjebki, zeby robic szybciej i szybciej. Oprocz wewnetrznej satysfakcji /na wpol z frustracja/ z czegos tam, nic wiecej nie zdobylam.

Mialam wiele kolezanek bezdzietnych i bez ulozonego zycia prywatnego. Dopiero dobrze po 30 stce gdy byl juz ostatni dzwonek na dzieci, zajely sie rodzina i odeszly z zawodu. Wielu znajomych, po latach pracy, zmienilo branze /np na fotografie, albo jakies stylizacje weselnych stolow/.  

Pewnie, ze sa konkursy jeszcze...tylko, zeby robic konkursy, to trzeba miec zaplecze finansowe. I pamietac, ze wygrywa tylko jedna osoba, a startujacych do konkursu jest srednio 600, a bywaja i takie gdzie po 2,5 tys. Szanse sa, tylko trzeba zainwestowac kupe czasu kosztem pracy zarobkowej. Wiec albo miec zaplecze finansowe i realizowac te swoja pasje, albo dlubac w zawodzie, zeby miec na chleb i zero zycia.

Ja sobie zrobilam przerwe od zawodu /inaczej bym nie miala dzieci/. Pewnie wroce do zawodu za jakis czas, ale juz mi caly entuzjazm wyparowal dawno temu, gdy przechodzilam wypalenie zawodowe. Teraz mam juz do tego zawodu dystans, mam nadzieje, ze na zdrowie mi to wyjdzie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.