Temat: Co nam da osiągnięcie celu?

Jak wiadomo, aby dieta była skuteczna należy określić cel, czyli to:  ile schudniemy.
Ważne, aby zadbać też o jakiś konkretny plan:, czyli :
"jakimi działaniami osiągnę cel".
Ale nieprawdopodobnie istotne jest to, aby odpowiedzieć samemu sobie na pytanie :
"
co mi da osiągnięcie celu?"

Zastanawialiście/ łyście się nad tym?


Macie jakieś pomysły na to: co się zmieni w Waszym życiu?

*Odpowiedź "będę szczuplejszy (a), przystojniejszy/ ładniejsza" - jest taka trochę powierzchowna...
...
Przecież musi się zmieniać coś więcej, bo  odchudzanie jest ciężkim, długotrwałym procesem i
PO COŚ musimy to robić :-)



Ależ jestem ciekawa Waszych odpowiedzi

chcę być pewniejsza siebie, przyćmić te wszystkie "idealne laski", kupować sobie ubrania, które w każdej chwili będą na mnie świetnie leżeć i nie przejmować się, że wyglądam w czymś grubo, bardziej podobać się mojemu facetowi, udowodnić sobie i innym, że potrafię, cieszyć się każdą chwilą życia, etc.
Mnie bardzo dużo dało osiągnięcie celu( a właściwie zbliżenie się do niego). Przestałam wstydzić się towarzystwa facetów, łatwiej nawiązuję kontakty, jestem bardziej zalotna, moje powodzenie jest zdecydowanie większe. Nie przeraża mnie wiosna, lato i kostium kąpielowy, ani basen. Mogę chodzić w tym, co mi się podoba. Wyglądam zdecydowanie lepiej.
LuisaFernanda: a jak Ci idzie na stabilizacji? ciężko jest?
Na pewno będę pewniejsza siebie i zakupy - jak już chyba wcześniej ktoś wspomniał - staną się przyjemnością. :)
mój cel- poczuć się dobrze we własnej skórze

Kiedyś myślałam że jak schudnę to życie stanie się piękne, schudłam i nic po za tym się nie zmieniło. Chyba przez to rozczarowanie tak znowu przytyłam  
Ja troszkę w inną stronę idę, bo chcę przytyć, aczkolwiek motywację mam tak jak i Wy:
 1. Stabilizacja zwariowanych hormonów
2. Ładne, silne włosy
3. Ubieranie się w bluzki z ramiączkami i krótkie spódniczki
4. Lepszy odbiór mojej osoby przez otoczenie
5. Poczucie bycia seksowną kobietą

[skopiowane z mojego pamiętnika]
Hmmmm... Tak jak napisalaś 'bede szczuplejsza' jest przereklamowane. Po pierwsze: udowodnię sobie coś. Udowodnię sobie, że potrafię:) Oprócz tego postawnowiłam sobie, że gdy już mi się uda to bede spełniać powoli swoje małe i wielkie marzenia. Zacznę naaa kupieniu sobie ukochanego rafaello a skoncze na podróży do Finlandii<3 
żebym czuła się atrakcyjnie, żebym mogła się pokazywać w bikini, żebym czuła się pewnie, żebym się nie wstydziła my boyfriend ;)
lato lato latolatooooooooolatttooolattto chce zalozyc sukienke i kapac sie w morzu i bzykac sie na molu i nie myslec ze jestem gruba!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
> Hmmmm... Tak jak napisalaś 'bede szczuplejsza'
> jest przereklamowane.

To może dla Was, dziewczynki, z Waszą nadwagą nieprzekraczającą 5, 10, czy nawet 15 kg. Jeśli tak, jak ja, w chwili opamiętania waży się o ponad połowę za dużo, gwarantuję Wam, że po osiągnięciu sukcesu wiele się w życiu zmienia. Już teraz, jako 78-kilogramowa "laska", czuję się po prostu wspaniale w porównaniu do stanu sprzed 9 miesięcy. Szczerze mówiąc, czułam się świetnie już w okolicach 90-tki, kiedy normalne buty wreszcie przestały być za ciasne (tak, tak, nawet buty mogą być problemem dla grubasa) i zaczęłam dobrze wyglądać w dżinsach.
Oczywiście jestem świadoma, że do ideału brakuje mi jeszcze niemało, ale co to jest w porównaniu z tym, co już zdołałam osiągnąć. Pikuś po prostu ;) Jak się zgubiło ponad 46 kg, to już naprawdę nie trzeba się obawiać o jakieś tam drobne kilkanaście. Więc ja po prostu wiem, że osiągnę to, co zamierzyłam.

Ale już teraz zmianę odczuwam kolosalną. Przede wszystkim wreszcie z przyjemnością wychodzę z domu. Kupuję ciuchy w galeriach, a nie w szmateksach (co też nie było łatwe 40 kg temu). Poczułam się kobietą! Zaczęłam o siebie dbać. Z przyjemnością patrzę w lustro, choć niejedna z Was zapewne byłaby załamana, ważąc tyle, ile ja teraz (tbh nie wyglądam na tę wagę podobno).

Co jeszcze się zmieni? Wobraźcie sobie, że w najbliższe wakacje po raz pierwszy od ponad 20 lat pójdę na plażę w kostiumie kąpielowym, a nie w ubraniu, udając, że po prostu nie lubię słońca. Nie macie pojęcia, jak ja kocham morze, zwłaszcza ciepłe. Ostatni raz kąpałam się w nim ładnych parę lat temu - w dodatku ustrojona w koszulkę prawie do kolan. Masakra.
Po ponad 20 latach noszenia spódnic do kostek założę latem krótkie spodenki. I normalną damską podkoszulkę, a nie męskiego T-shirta w rozmiarze XXL. I nie będę się pocić w jakichś nieszczęsnych kamizelkach, luźnych żakiecikach i innych koszulach, które zawsze narzucałam na wierzch, żeby zatuszować to, co było nie do zatuszowania.

Zacznę znowu bywać na imprezach, na które znajomi od jakiegoś czasu już nawet przestali mnie zapraszać, bo przez ładnych parę lat konsekwentnie odmawiałam. Będę tańczyć, nie martwiąc się, że coś tam mi się trzęsie nieestetycznie. Będę zawierać nowe znajomości. Po prostu wyjdę spod ziemi.

Będę z satysfakcją łowić męskie spojrzenia (już teraz, wraz z kilogramami, ubyło mi dobrych 10 lat ;)) i nadstawiać ucha na pełne szczerego podziwu gratulacje koleżanek. Będę znowu mieć apetyt na życie. Bo lepiej późno niż wcale :)


PS. Btw. "odchudzam się dla siebie" to, moim zdaniem, tylko takie pieprzenie w bambus :> Tak naprawdę szczuplejsze czujemy się lepiej, bo wiemy, że podobamy się innym. To z tej świadomości bierze się wyższa samoocena. Nie wstydziłam się nigdy rozbierać na pustej plaży. Tylko skąd wziąć pustą plażę, jeśli nie mieszka się nad brzegiem oceanu...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.