29 lipca 2013, 11:35
Mój pies miał ledwo 8 lat. Uśpiliśmy go tydzień po jego urodzinach. Walczył od roku z rakiem, ale te upały uaktywniły chorobę. Rak zajął krtań.
dusił się, ale chciał żyć, uśmiechał się, ale był na tabletkach i kortyzolu.
w końcu nadeszła decyzja, że trzeba mu ulzyć, bo w nocy już nie mógł spać...
Biedaczek wtulał się przed śmiercią jakby błagał, żeby mu pomóc...
Czuję się jak morderczyni.
wiem, że taka kolej losu, że to "normalne"
ale jakoś..
nie potrafię żyć bez niego, a minęły 3 dni..
Wszędzie go widzę i słyszę.
Nie miał żadnych wad, charakter idealny, usłuchany, mądry i grzeczny.
Po prostu wyjątkowy.
kolega mi dowali, że to chore, że płaczę po psie..
W sumie wszystko mi jedno - jestem chora i co z tego...
Spędziłam z nim 8 lat - kazdego dnia z nim byłam a on ze mną.
Czuję się tak bardzo bardzo źle....
- Dołączył: 2011-12-18
- Miasto: Czekoladolandia
- Liczba postów: 2317
29 lipca 2013, 13:31
Przeżyłam podobne chwilę kiedy mój ukochany pies (jedyny przyjaciel można nawet powiedziec) zachorował na zanik mięśni nie był już wstanie wstawac... więc podjęliśmy decyzję o jego uśpieniu. Ale pocieszałam się i dalej tak uważam. Że przynajmniej już nie musiał cierpiec.... Lepiej dla twojego pieska że został uśpiony niżeli miałby się udusic. To dużo gorsza śmierc, popatrz na tą sytuację w taki sposób. A ja sama za bardzo kochałam swojego pieska, żeby kupowac sobie na pocieszenie nowego... I tak już od 3lat nie mam zwierzaczka, jednak czasami na wspomnienie mojego pupilka dalej odzywa się ból i smutek.....
29 lipca 2013, 13:48
też nie wezmę dugiego, nie mam tak silnego charakteru, ryczałabym patrząc na niego, czułabym, że zdradziłam moja psinkę ukochaną
![]()
Edytowany przez Sophe78 29 lipca 2013, 13:49
29 lipca 2013, 17:46
Kochana, to będzie bolało, ale niestety musisz zrozumieć, że dla niego to było jedyne wyjście i tam w niebie dziękuje Ci za to, że ulżyłaś mu w chorobie. To naprawdę było dla niego zbawienie. Teraz jest mu lepiej, nie męczy się, tylko "żyje wśród swoich". Naprawdę. Trzymaj się!
- Dołączył: 2013-07-16
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 3254
29 lipca 2013, 17:48
Ja Ciebie doskonale rozumiem. Ja swoje zwierzęta traktuję jak członków rodziny i cierpię, kiedy one cierpią. Nie umiem Ci pomóc ani nic doradzić, bo sama na Twoim miejscu czułabym się jak morderczyni, choć zrobiłabym to samo. Myślę, że powinnaś sobie tłumaczyć, że tak jest mu lepiej, że nie cierpi i jest teraz mu dobrze. I że zrobiłaś to dla niego. Starałaś się pomóc mu inaczej, ale nie wyszło. Nic lepszego nie mogłaś już zrobić. Powodzenia i mam nadzieję, że poczujesz się lepiej. Trzymaj się Kochana