Temat: Psychologia czy Pedagogika?

Hej Kochane! :) Jestem tegoroczną maturzystką i muszę dokonać jakiegoś sensownego wyboru, a niestety mam straszny mętlik w głowie. Obecnie ( w sumie od dłuższego czasu) waham się między psychologią a pedagogiką ( zwłaszcza wczesnoszkolna z wychowaniem przedszkolnym, ale to też jeszcze do rozważenia). 

Co o tym myślicie? I co Wy byście wybrały? Liczę na Waszą pomoc.

Chyba że może macie jeszcze jakieś inne ciekawe dla mnie propozycje? :) Dodam że na maturze zdaję biologię, polski i angielski na poziomie rozszerzonym. 

Z góry dziękuję za pomoc 

inezalie napisał(a):

Grzecznie i spokojnie zapytałam o radę, oczekiwałam pomocy, a doczekałam się zgryźliwych i nieprzyjemnych uwag.. 


Wierz mi, te uwagi są pomocne. Świat nie jest jakoś nadmiernie różowy i w pewnym momencie mocno rewiduje poglądy. Czasem lepiej jest usłyszeć kilka konkretnych, szczerych słów niż sugerować się głaskaniem i kibicowaniem. Lepiej też zdawać się na opinię osób, które są już na rynku pracy od jakiegoś czasu i znają jego realia. Wierz mi, rówieśniczki, czy ledwo opierzone studentki doradzą Ci średnio. Mówię to z perspektywy czasu, sama kiedyś byłam studentką. Sama szukałam kiedyś pierwszej pracy a jestem po politechnice.

inezalie napisał(a):

To że w tym momencie jest ujemny nie znaczy że za rok czy dwa będzie taki sam.. 


hahaha, dobre! Mam męża, skończone studia, pracę, ale dzieci nie planuję, bo nie mam zamiaru ich ciągać po stancjach, na jakieś 80 osób z mojego roku może z 10 wyszło za mąż, a nie mowa o dzieciach... Żadne studia nie dają gwarancji pracy, jeśli chcesz studiować pedagogikę, to studiuj, razem z 200 osobami na roku, które mają takie same złudzenia...

inezalie napisał(a):

To że w tym momencie jest ujemny nie znaczy że za rok czy dwa będzie taki sam.. 


Zaczniesz płacić rachunki, doliczysz do tego koszty utrzymania dziecka, kredyt na mieszkanie, jeśli niestety musisz mieć własne i wtedy przekonasz się, czy w ciągu roku może się tak zmienić przyrost. Przyrost teraz będzie zapewne zmieniał się wraz z momentami, kiedy rodziny będą zakładać wcześniejsze wyże demograficzne a tych coraz mniej i są coraz skromniejsze.

Adriana82 napisał(a):

inezalie napisał(a):

To że w tym momencie jest ujemny nie znaczy że za rok czy dwa będzie taki sam.. 
Zaczniesz płacić rachunki, doliczysz do tego koszty utrzymania dziecka, kredyt na mieszkanie, jeśli niestety musisz mieć własne i wtedy przekonasz się, czy w ciągu roku może się tak zmienić przyrost. Przyrost teraz będzie zapewne zmieniał się wraz z momentami, kiedy rodziny będą zakładać wcześniejsze wyże demograficzne a tych coraz mniej i są coraz skromniejsze.


ja jestem z wyżu i jak wcześniej napisałam, ludzie z mojego wieku - znajomi ze studiów i LO, mieszkają w większości jeszcze z rodzicami. Dzieci mają tylko nieliczni - przeważnie  z wpadek, a nie planowane ;) nikt nie ma teraz po pięcioro dzieci, tylko jeśli już to 1-2. Może na jakąś klasę Ci się uzbiera maluchów...

Adriana82 napisał(a):

inezalie napisał(a):

Grzecznie i spokojnie zapytałam o radę, oczekiwałam pomocy, a doczekałam się zgryźliwych i nieprzyjemnych uwag.. 
Wierz mi, te uwagi są pomocne. Świat nie jest jakoś nadmiernie różowy i w pewnym momencie mocno rewiduje poglądy. Czasem lepiej jest usłyszeć kilka konkretnych, szczerych słów niż sugerować się głaskaniem i kibicowaniem. Lepiej też zdawać się na opinię osób, które są już na rynku pracy od jakiegoś czasu i znają jego realia. Wierz mi, rówieśniczki, czy ledwo opierzone studentki doradzą Ci średnio. Mówię to z perspektywy czasu, sama kiedyś byłam studentką. Sama szukałam kiedyś pierwszej pracy a jestem po politechnice.

Ale jak już powiedziałam z matematyki, fizyki i chemii nie jestem dobra.. Nie potrafię, wręcz nie cierpię tego. Takie studia byłyby dla mnie męczarnią o ile utrzymałabym się tam przez pierwszy rok.. Nie każdy ma do tego predyspozycje i każdy zawód jest potrzebny.. Nie każdy może być ekonomistą, bankowcem czy kimś o podobnym wykształceniu.

inezalie napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

inezalie napisał(a):

Grzecznie i spokojnie zapytałam o radę, oczekiwałam pomocy, a doczekałam się zgryźliwych i nieprzyjemnych uwag.. 
Wierz mi, te uwagi są pomocne. Świat nie jest jakoś nadmiernie różowy i w pewnym momencie mocno rewiduje poglądy. Czasem lepiej jest usłyszeć kilka konkretnych, szczerych słów niż sugerować się głaskaniem i kibicowaniem. Lepiej też zdawać się na opinię osób, które są już na rynku pracy od jakiegoś czasu i znają jego realia. Wierz mi, rówieśniczki, czy ledwo opierzone studentki doradzą Ci średnio. Mówię to z perspektywy czasu, sama kiedyś byłam studentką. Sama szukałam kiedyś pierwszej pracy a jestem po politechnice.
Ale jak już powiedziałam z matematyki, fizyki i chemii nie jestem dobra.. Nie potrafię, wręcz nie cierpię tego. Takie studia byłyby dla mnie męczarnią o ile utrzymałabym się tam przez pierwszy rok.. Nie każdy ma do tego predyspozycje i każdy zawód jest potrzebny.. Nie każdy może być ekonomistą, bankowcem czy kimś o podobnym wykształceniu.


A może jakaś obca filologia? Najgorsze kierunki, po których mam bezrobotnych znajomych tudzież pracujących w sklepach/marketach/i innych miejscach, gdzie można pracować bez tytułu mgr - to socjologia, pedagogika, politologia, stosunki międzynarodowe i prawo.

inezalie napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

inezalie napisał(a):

Grzecznie i spokojnie zapytałam o radę, oczekiwałam pomocy, a doczekałam się zgryźliwych i nieprzyjemnych uwag.. 
Wierz mi, te uwagi są pomocne. Świat nie jest jakoś nadmiernie różowy i w pewnym momencie mocno rewiduje poglądy. Czasem lepiej jest usłyszeć kilka konkretnych, szczerych słów niż sugerować się głaskaniem i kibicowaniem. Lepiej też zdawać się na opinię osób, które są już na rynku pracy od jakiegoś czasu i znają jego realia. Wierz mi, rówieśniczki, czy ledwo opierzone studentki doradzą Ci średnio. Mówię to z perspektywy czasu, sama kiedyś byłam studentką. Sama szukałam kiedyś pierwszej pracy a jestem po politechnice.
Ale jak już powiedziałam z matematyki, fizyki i chemii nie jestem dobra.. Nie potrafię, wręcz nie cierpię tego. Takie studia byłyby dla mnie męczarnią o ile utrzymałabym się tam przez pierwszy rok.. Nie każdy ma do tego predyspozycje i każdy zawód jest potrzebny.. Nie każdy może być ekonomistą, bankowcem czy kimś o podobnym wykształceniu.


Pragnę zaznaczyć, że absolutnie nie mam nic złego na myśli. Obecnie jestem pracownikiem wyższej uczelni i powiem tak. Ten mgr, ostatnimi czasy nawet mrg inż.można o kant tyłka potrzaskać.
Dlaczego? Bo poziom nabytego wykształcenia jest coraz gorszy. Wprowadzony system boloński kompletnie upośledza studia - roszady w kursach, idiotyczne sposoby zaliczania. Ten cały licencjat to już totalna porażka. Na dodatek studenci wynoszą ze szkoły średniej tak elementarne braki, że momentami ręce mi opadają.
Teraz lepiej mieć fach i zapewnić konkretną usługę na rynku. Nie szukając daleko - porządny fryzjer, czy dobrze opiniowana kosmetyczka w większym mieście żyją na dobrym poziomie a taki magisterek tyra na stażach po parę stów a czasem i za darmochę, bo chce zdobyć doświadczenie do CV a to odwleka wszystkie profity finansowe w czasie.
Zmiany w edukacji z przełomu wieków zrobiły nam, jako społeczeństwu kuku. Wszyscy wierzą w moc magistra  a jest ona znikoma. Wartość dyplomu z każdym rocznikiem maleje.
Mówię to jako ktoś, kto robi bardzo wiele, by nie wypaść z obiegu i rozwinąć się w branży technicznej. Chcę być dobrym inżynierem i mimo skończonych studiów wiele muszę się nadal uczyć - łącznie z nabywaniem wiedzy z innych działów, których nie studiowałam. Za rok będę zmieniała pracę i już teraz szykuję się na konkurencję o stanowiska, którymi jestem zainteresowana. Będę konkurować z facetami, co jest jeszcze trudniejsze, bo wielu myśli, że baba-inżynier to żaden inżynier.

Adriana82 napisał(a):

inezalie napisał(a):

Adriana82 napisał(a):

inezalie napisał(a):

Grzecznie i spokojnie zapytałam o radę, oczekiwałam pomocy, a doczekałam się zgryźliwych i nieprzyjemnych uwag.. 
Wierz mi, te uwagi są pomocne. Świat nie jest jakoś nadmiernie różowy i w pewnym momencie mocno rewiduje poglądy. Czasem lepiej jest usłyszeć kilka konkretnych, szczerych słów niż sugerować się głaskaniem i kibicowaniem. Lepiej też zdawać się na opinię osób, które są już na rynku pracy od jakiegoś czasu i znają jego realia. Wierz mi, rówieśniczki, czy ledwo opierzone studentki doradzą Ci średnio. Mówię to z perspektywy czasu, sama kiedyś byłam studentką. Sama szukałam kiedyś pierwszej pracy a jestem po politechnice.
Ale jak już powiedziałam z matematyki, fizyki i chemii nie jestem dobra.. Nie potrafię, wręcz nie cierpię tego. Takie studia byłyby dla mnie męczarnią o ile utrzymałabym się tam przez pierwszy rok.. Nie każdy ma do tego predyspozycje i każdy zawód jest potrzebny.. Nie każdy może być ekonomistą, bankowcem czy kimś o podobnym wykształceniu.
Pragnę zaznaczyć, że absolutnie nie mam nic złego na myśli. Obecnie jestem pracownikiem wyższej uczelni i powiem tak. Ten mgr, ostatnimi czasy nawet mrg inż.można o kant tyłka potrzaskać. Dlaczego? Bo poziom nabytego wykształcenia jest coraz gorszy. Wprowadzony system boloński kompletnie upośledza studia - roszady w kursach, idiotyczne sposoby zaliczania. Ten cały licencjat to już totalna porażka. Na dodatek studenci wynoszą ze szkoły średniej tak elementarne braki, że momentami ręce mi opadają. Teraz lepiej mieć fach i zapewnić konkretną usługę na rynku. Nie szukając daleko - porządny fryzjer, czy dobrze opiniowana kosmetyczka w większym mieście żyją na dobrym poziomie a taki magisterek tyra na stażach po parę stów a czasem i za darmochę, bo chce zdobyć doświadczenie do CV a to odwleka wszystkie profity finansowe w czasie. Zmiany w edukacji z przełomu wieków zrobiły nam, jako społeczeństwu kuku. Wszyscy wierzą w moc magistra  a jest ona znikoma. Wartość dyplomu z każdym rocznikiem maleje.Mówię to jako ktoś, kto robi bardzo wiele, by nie wypaść z obiegu i rozwinąć się w branży technicznej. Chcę być dobrym inżynierem i mimo skończonych studiów wiele muszę się nadal uczyć - łącznie z nabywaniem wiedzy z innych działów, których nie studiowałam. Za rok będę zmieniała pracę i już teraz szykuję się na konkurencję o stanowiska, którymi jestem zainteresowana. Będę konkurować z facetami, co jest jeszcze trudniejsze, bo wielu myśli, że baba-inżynier to żaden inżynier.

Tak zgadzam się, że z wartością dyplomu jest coraz gorzej i teraz prawie każdy ma mgr z przodu, ale  z tego powodu nie zamierzam rezygnować ze studiów. Chcę także zaznaczyć, że chciałabym robić to co lubię i chodzić do pracy z "przyjemnością" a nie tylko się denerwować i codziennie narzekać że muszę robić to czego nie cierpię.. Wybór jest ciężki.. Niestety..
Co do fachu to uwielbiam robić paznokcie. Często maluje je koleżankom, raz malowałam takiej dziewczynie do ślubu. Uwielbiam robić różne wzorki, sprawia mi to ogromną przyjemność. Myślałam nawet o zrobieniu kursu, ale kosztuje on niestety ok 400zł. Jeśli chciałabym kupić wszystkie przyrządy, żele, lakiery hybrydowe, które są teraz w modzie i to nie po dwa czy trzy tylko trzeba by było mieć większy wybór.. Więc koszt startu to ponad 1000 zł.. A i tak nie ma gwarancji że to by wypaliło i klientki by były..
Polecam studiować starocekriewnosłowiański, równie poszukiwani specjaliści co psycholodzy i pedagodzy. Kiedyś jak ktoś był leniwy albo nie był zbyt inteligentny to się szło do technikum albo zawodówki, a teraz idzie się na pedagogikę... No cóż, miłego podawania frytek.
dziewczyny mają rację-pedagogów i psychologów jest nadprodukcja. Ja mam dwa dyplomy-pedagogika wczesnoszkolna ze specjalnością j. angielski i filologia czeska. Tylko język czeski jest jakąś przepustką, choć i tu mam tylko zlecenia. Nie marnuj czasu na te kierunki - już lepiej zrobić licencjat z języka a potem mgr-przynajmniej nikt nie powie, że poszłaś na łatwe studia:)). A najlepiej to idź na politechnikę:))))) Teraz wszędzie chcą dziewczyn, a na 1 roku wiele uczelni robi wyrównawcze kursy:))))

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.